Więzienna Planeta - odc. 65
Tomasz
Tęsknił za Anią. Wiedział, że nie będą się
widzieć tylko przez tydzień, ale ten czas wydawał mu się wiecznością. Tęsknił
za nią, jak prawdziwy romantyk, wzdychając do księżyców (bo były dwa) i pisząc
wiersze. A co jakiś napisał, to uznawał za niedoskonały i wyrzucał go do
śmieci. Chciał napisać jej coś niebanalnego, ale wciąż wychodziły mu jakieś
utarte frazesy, typu: Twych oczu ciepły blask albo Twe karminowe usta…
Czuł się beznadziejnie pusty. A przecież kiedyś
tworzył wiersze na zawołanie. Piękne i doceniane przez wszystkie kobiety. Nawet
te, które okradł i które wpakowały go do pudła zapewniały, że jego wiersze, to
było jedyne, co im dał dobrego.
Tymczasem, kiedy się naprawdę zakochał, nie był w
stanie wykrzesać z siebie niczego, co by oddawało całość jego miłości i
cierpienia.
- Ach – westchnął – co ja mam zrobić, żeby jej
czymś uczuciowym zaimponować?
Olga
Pojechała na teren budowy muru i obejrzała
przygotowania do nowego sezonu pracy. Wokół było jeszcze mnóstwo śniegu i
błota, ale wiedziała, że za kilkanaście dni będą mogli wyznaczyć dyżury i
wysłać pierwsze ekipy do pracy. Podobało jej się, jak Tomasz z innymi
robotnikami uprzątnęli teren, odnowili szopy na sprzęt i poustawiali pierwsze
partie cegieł. W sam raz, żeby nie było przestojów. Była zadowolona, bo zimą
zrobili o wiele więcej materiałów budowlanych niż rok wcześniej. I znowu
stwierdziła, że to dzięki Tomaszowi. On wciąż narzekał na to, że musi pracować
fizycznie i robić rzeczy, których nie lubi, ale według niej był dobrym
kandydatem na brygadiera. I taką fuchę na ten sezon chciała mu zaproponować.
Nauczył się dogadywać z ludźmi, był pracowity i sumienny, ustatkował się
uczuciowo. Postanowiła porozmawiać o nim z burmistrzem, który miał na dniach
wrócić do miasta.
- I co, pani dyrektor? – zapytał jeden ze
strażników – wszystko w porządku?
- Tak, ale mam jedno pytanie.
- Tak?
Wskazała ręką na teren za murem.
- Kto postawił tam prowizoryczny płot?
Rzeczywiście, jakieś dwadzieścia metrów od placu
budowy stał drewniany płot, który rozciągał się od ich pozycji na kilkadziesiąt
metrów w prawo i w lewo. Po czym skręcał na boki. Jedno skrzydło kończyło się
na betonowym murze, a drugie wbijało się sporo poza plac budowy.
- To Tomek podsunął nam ten pomysł. Stwierdził,
że to spowoduje, że żaden drapieżnik nie podejdzie niezauważony. Będzie musiał
przeskoczyć przez dechy, a wtedy my go zobaczymy.
- Ten mężczyzna wciąż mnie zaskakuje –
stwierdziła Olga z zadowoleniem.
Robert i
Nina
Do jej kwatery przyszła strażniczka i
powiedziała, że kapitan chce ją widzieć. Zapytała się jej, czy wie dlaczego,
ale ta wzruszyła ramionami i powiedziała, że nie. Dziewczyna nie zwlekała,
tylko szybko popędziła do strażnicy, tam od razu została wpuszczona do Roberta.
- Dzień dobry – powiedziała.
- Dzień dobry, Nino. Usiądź proszę – wskazał jej
krzesło. Po jego tonie usiłowała zgadnąć, czy wezwał ją z powodu jakiś uwag,
czy chodziło o coś zupełnie innego.
- Leśny człowiek ze szpitala poprosił mnie, żebym
ci wydał przepustkę na podróż do jego wioski. Czy wiesz coś na ten temat?
Nina była zaskoczona.
- No nie – po czym dodała – i może trochę tak.
- O co chodzi?
- Ostatnio dużo z nim rozmawiałam. A na nocnym
dyżurze, to przegadaliśmy pół nocy. Dopiero nagły przypadek gorączki u jednego
z dzieciaków od pani Poczkowskiej oderwał mnie od pogawędki. Ale przez następne
dni też wpadałam do niego, żeby porozmawiać. On nie lubi być sam. No i co i raz
zaprasza mnie do lasu, chociaż ja mu zawsze przypominam, że jestem więźniem –
widząc zdziwioną minę Roberta, zawahała się – czy powiedziałam coś nie tak?
- Nino, ostatnio wciąż mnie zaskakujesz –
powiedział Robert.
- Ale, to źle? – była zaniepokojona.
- Nie Nino, to bardzo dobrze – uśmiechnął się
lekko – powiedz mi tylko jedno. Czy rozmawiasz z nim z własnej woli? Czy ktoś
cię o to poprosił?
- No Mat mnie poprosił. Trochę się na początku
bałam, czy nie narobię głupot, nie będę agresywna, czy nie palnę jakiejś
głupoty, ale on jest taki normalny, że jakoś przestałam się bać.
Robert był coraz bardziej zaskoczony. Gdzie się
podziało to wściekłe babsko, z którym nikt sobie nie mógł poradzić? Przed nim
siedziała uśmiechnięta, młoda dziewczyna, która gadała bez żadnego zacinania
się. A co najbardziej go dziwiło, to że ona chyba lubiła tego pacjenta.
Wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej kolejną
gwiazdkę. Po czym wręczył ją zaskoczonej dziewczynie.
- Zrobiłaś kolejny wielki krok w drodze do
normalności – powiedział – gratuluję.
- Ale dlaczego mi pan ją daje? – pytała
zdziwiona.
- Rozmawiasz z mężczyznami i nie jesteś
agresywna.
- Ale tylko z nim. Z innymi zamieniam tylko kilka
służbowych słów.
- Nie szkodzi. To co usłyszałam od niego i od
ciebie jest spójne. Ty chcesz z nim rozmawiać, prawda?
Nina uśmiechnęła się zawstydzona.
- No tak. Ale to dlatego, że on jest
unieruchomiony i nie czuje się zagrożona.
- Ale chcesz z nim rozmawiać?
- Tak. Chcę.
- Oby tak dalej. Gratuluję zdobycia kolejnej
gwiazdki.
To był koniec spotkania, ale Nina zapytała zanim
wyszła.
- A co będzie z tą przepustką?
- Na razie nie wiem. Muszę o tym porozmawiać z
panią Olgą i burmistrzem. Ale po raz pierwszy mogę ci powiedzieć, że istnieje
cień szansy, że ją dostaniesz.
Nina wyszła od niego ucieszona, jak nigdy.
Ania i
Agata
Ostatni wieczór w Nowym Mieście miały spędzić w
domu kultury, gdzie Ania miała zaśpiewać kilka swoich utworów, a Agata miała
opowiedzieć kilka zabawnych historii z Karnego Miasta. Obie ubrały się
odświętnie, zrobiły makijaże i poszły na spotkanie z mieszkańcami. Były pewne,
że przyszli wszyscy. Sala widowiskowa była wypełniona po brzegi. Z braku miejsc
na widowni, ludzie siadali na schodach, a nawet na scenie. Wszyscy byli
spragnieni rozrywki. Ania nie wzięła ze sobą gitary, ale jakiś miejscowy
chłopak pożyczył jej swoją. Była mu bardzo wdzięczna i zaprosiła w dwóch
utworach do duetu. Chłopak był wniebowzięty. Agata natomiast brylowała na scenie rozśmieszając
widownię nie tylko słowami, ale i minami, które robiła. Nigdy by się nie
spodziewała, że odnajdzie się w kabarecie. Obie zebrały burzę oklasków. Po
występach zostały zaproszone na bankiet, gdzie niemal każdy chciał z nimi
porozmawiać. Kiedy grubo po północy dotarły do pokoju hotelowego, padły na
łóżka i Agata powiedziała zmęczonym głosem.
- Jak wrócimy do domu, to będziemy potrzebować
odpoczynku od odpoczynku.
Ania nawet nie miała siły się zaśmiać.
Olga,
Robert i Paweł
Spotkali się wieczorową porą w domu u Pawła.
Burmistrz ugościł ich iście po królewsku podając naprawdę dobre jedzenie.
- Widzę, że wypocząłeś – zagaiła rozmowę Olga.
Paweł posłał jej gwiazdorski uśmiech i
powiedział.
- Bardzo. Miałaś rację, że mnie wykopałaś na ten
urlop. Ach, co to był za miesiąc – błysnęło mu w oku.
- Czyżbyś kogoś poznał? – zapytała.
- Owszem. Bardzo fajną dziewczynę, która na co
dzień pracuje w Kolonii Karnej
- Podaj imię, a powiem ci, czy znam – odezwał się
Robert – w końcu często tam bywam.
- Trzy razy w roku, to nie tak dużo – zaśmiała
się kobieta.
- Ale siedzę tam kilka dni, więc poznaje sporo
ludzi.
- Nazywa się Arletta. Przyjechała trzy lata temu
z Ziemi.
- Wysoka, długonoga gazela, o powłóczystym wzroku
i blond włosach – powiedział Robert.
- Dokładnie.
- Fajna babeczka, wesoła.
- To prawda – zaśmiał się Paweł – i wpadłem, jak
śliwka w kompot.
- Opowiesz? – zapytała Olga.
- Nie mam zamiaru – odparł Paweł - dopiero, jak zyskam pewność, że to właściwa
kobieta.
- Z opisu Roberta, pasujecie do siebie, jak ulał,
dwie piękne osoby. To musi się udać.
- Chciałbym. Ale na razie wróciła do siebie.
Będziemy się kontaktować na wideo czacie.
- Życzę ci, jak najlepiej – ucieszyła się Olga,
po czym powiedziała – a Robert jest z Lulu.
- Olga, plotkaro – fuknął kapitan.
- Z tą małą ze sklepiku?
- Tak, jestem z nią i też nic nie będę na ten
temat mówił.
- Ale ja powiem. Są, jak na nasze możliwości,
prawie nierozłączni. I ma poznać jego rodziców – cieszyła się Olga.
- Przypominam pani, że jest poważną osobą na
stanowisku i nie powinna się podniecać miłościami swoich współpracowników –
burczał Robert.
- Niestety nie mam tu przyjaciółek, więc raz na
jakiś czas musicie znosić moją niezdrową, kobiecą ciekawość – powiedziała
rozbawiona.
Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, a potem
przeszli do omawiania bieżących spraw.
Robert opowiedział o Ninie, o jej ogromnej
zmianie na lepsze, a Olga o Tomku i jego pomysłach.
- I skoro już o nim mówię, to chciałabym zrobić z
niego głównego brygadiera na murze. Raz, uważam to za dobry pomysł, a dwa, to
podniesie jego wartość w jego oczach. Bo przecież wiemy, co on sądzi o pracy
fizycznej.
- I trzy. Będzie miał na sezon stałą pracę –
dodał Paweł – a to będzie dla niego bardzo dobre. W zeszłym roku rzucaliśmy go
w różne miejsca, może czas, żeby się ustatkował w jednym miejscu.
- A co po sezonie? – dopytał Robert.
- Na pewno, coś dla niego znajdziemy – zapewniła
Olga.
Komentarze
Prześlij komentarz