Więzienna Planeta - odc.63

 

Tomasz

Wraz z kilkoma strażnikami i więźniami dostali zadanie na odśnieżenie terenu w okolicy budowy muru. Pani Olga ogłosiła, że za kilka dni zostaną rozpisane dyżury przy budowie, więc musieli na nowo przygotować stanowiska pracy. Nie było to łatwe, ponieważ śnieg zalegał grubą warstwą, że odśnieżarka ledwie zipała, a wraz z nią u ludzie, bo musieli wziąć się za łopaty i uprzątnąć teren. Praca była trudna, a do tego niebezpieczna, ponieważ w każdej chwili mogły ich zaatakować wygłodniałe drapieżniki. Strażnicy czujnie lustrowali okolicę i reagowali na najmniejszy szmer dochodzący z pobliskiego lasu. Chyba jednak zwierzęta chwilowo znajdowały się w innym miejscu, bo przez dwa dni nie spotkali się z żadnym z nich. Tomek czuł się w miarę bezpiecznie w odśnieżarce, która miała przeszkloną kabinę, która choć trochę oddzielała go od ewentualnego niebezpieczeństwa. Kiedy teren budowy został odśnieżony i uprzątnięty, skierowano Tomka do fabryki cegieł, gdzie przesiadł się w ciężarówkę na pedały i zaczął przywozić nowe partie cegieł. Przez zimę na placu fabrycznym powstały ich ogromne stosy, które teraz trzeba było przewieźć pod mur. Przez tę pracę nie bywał w domu, tylko nocował na terenie fabryki, a co za tym idzie od kilku dni nie widział się z Anią. A wiedział, że nie będzie się z nią jeszcze dłużej widział, ponieważ na dniach wyjeżdżała z Agatą na urlop do Nowego Miasta. Nie podobało mu się to, ale nic nie mógł na to poradzić. To znaczy mógł, zapisał się na dodatkową robotę, żeby móc zająć czymś nie tylko ręce, ale i głowę.
 
Karol i Olga
- Dobrze, że chociaż zostały nam randki – powiedział do niej na wstępie, kiedy spotkali się zwyczajowo w karczmie. Pomógł jej zdjąć kurtkę i poprowadził do zarezerwowanego stolika.
- Też się cieszę, że cię widzę – powiedziała.
- I jest, co świętować. Dostałem pozwolenie na dwie lampki wina.
- Dla mnie i dla ciebie? Czy dla siebie?
- Panie dyrektor, pani przestanie sobie ze mnie żartować – powiedział.
Usiedli przy stoliku i od razu złapali się za ręce.
- Jak ci idzie praca nad helikopterem?
- Kabinę już mamy. Teraz musimy zacząć robić śmigła – powiedział – i zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać.
- Na pewno masz jakieś notatki z poprzedniej konstrukcji.
- Oczywiście, że mam, ale sama wiesz, że tutejsza elektronika jest kapryśna. Nie zawsze ten sam stop metali działa w innym urządzeniu. Dlatego jest to takie trudne.
- Na pewno dacie radę.
- Mam dobrą ekipę – powiedział i zamilkł. Potem uśmiechnął się do niej lekko i powiedział – w życiu nie sądziłem, że będę potrafił pracować w grupie. Jest to dla mnie nowość.
- Karne Miasto działa cuda – zaśmiała się Olga.
- Ty działasz cuda – powiedział poważnie i mocniej uścisnął jej ręce – jesteś najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się trafić. Chciałbym już być twoim mężem.
- A ja twoją żoną – wyrwało jej się od serca. Zaczerwieniła się na policzkach.
- Naprawdę? – zapytał jeszcze lekko niedowierzając.
- Naprawdę – przyznała.
Karol odetchnął i powiedział.
- Teraz już jestem pewien, że cię mam.
 
Ania i Agata
Wczesnym rankiem wsiadły do helikoptera i poleciały na krótkie wakacje do Nowego Miasta.
- Jestem ciekawa, jak tam jest – powiedziała Ania.
- Ja też. Mimo, że mogłam się tam wybrać w każdej chwili, nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby tam polecieć.
- Miałyśmy sporo pracy i – zaśmiała się Ania – spraw sercowych.
Agata jej zawtórowała i dodała.
- Postanowiłam zrobić, jak najwięcej zdjęć, przydadzą się do gazetki. Może nawet zrobię wystawę.
- Myślę, że to nie jest głupi pomysł, w końcu nie wszyscy mogą opuszczać Karne Miasto, więc niech sobie chociaż popatrzą na zdjęcia.
- A ty napiszesz o tym piosenkę – dodała Agata.
- Widzisz, co my robimy? – powiedziała Ania.
- Niby co?
- Jedziemy na urlop, ale ja jako perfekcjonistka szukam praktycznego połączenie wolnych dni z pracą, a ty działasz, jak dziennikarz na tropie. Zawsze masz coś do opisania i opowiedzenia.
- Masz rację, ale przede wszystkim będziemy się dobrze bawić. Kapitan powiedział, że Nowe Miasto, to przy naszej osadzie wielka metropolia. Mają około pięciuset mieszkańców, dwa hotele, dwie restaurację i jeden pub.
- No i sklepy, nie zapominaj o sklepach.
- Podobno mają też ładny park i coś na kształt wesołego miasteczka.
- No tak, ale na razie leży śnieg, to i tak z tego nie skorzystamy.
- Masz rację, ale dla mnie i tak najważniejsze jest to, że po prostu zmienimy na jakiś czas widok przed oczami.
Po godzinie lotu helikopter osiadł na lądowisku i dziewczyny ze zdziwieniem zobaczyły, że wyszedł im naprzeciw komitet powitalny, a w oddali majaczył tłum ludzi.
- Co jest? – zapytała Agata.
- A ja wiem? – odparła Ania.
Wyszły na płytę lotniska i podeszły do pięciu ludzi.
- Witamy nasze gwiazdy – mówił starszy mężczyzna z siwą brodą. Jakaś elegancko ubrana w futro pani wciskała im ręce kwiaty i szampana.
- Prosimy, prosimy – dodała kolejna kobieta i zaczęła je popychać w stronę tłumu.
Agata zatrzymała się nagle i to samo zrobiła Ania.
Ludzie z komitetu powitalnego popatrzyli na nie ze zdziwieniem.
- O co tu chodzi? – zapytała rzeczowo Agata – czemu nas tak witacie?
Pan z siwą brodą uśmiechnął się szeroko i powiedział.
- Panie są u nas sławne. Pani Ania – tu popatrzył na dziewczynę – jako muzyk i radiowiec, a pani jako dziennikarka pisząca miejscową gazetę i również radiowiec.
-  Ale przecież tutaj nasze radio nie odbiera – dziwiła się Agata.
- No właśnie będziemy chcieli z paniami o tym porozmawiać. My też chcielibyśmy was posłuchać, nie tylko kiedy bywamy w Karnym Mieście.
- Może poprowadzą u nas panie audycję z muzyką na żywo? – zapytała z nadzieją w głosie kobieta w futrze.
- Ale my przyjechałyśmy odpocząć – zaczęła Ania, ale Agata uciszyła ją gestem dłoni.
- Zastanowimy się, ale najpierw proszę nam dać kilka dni odpocząć, zwiedzić Nowe Miasto, a potem damy wam odpowiedź.
- Oczywiście – pan z siwą brodą kłaniał się im w pas.
Idąc z lotniska zostały otoczone kilkudziesięcioma osobami, większości w wieku młodzieńczym. Chcieli autografy i choć przez chwilę  z nimi porozmawiać. Zanim dotarły do hotelu minęła dobra godzina.
W końcu zamknęły za sobą drzwi i stanęły na środku pokoju patrząc na siebie zdezorientowane.
- Rozumiesz coś z tego? – zapytała Agata.
- Rozumiem tyle, że możemy się rozwinąć i możemy też zorganizować koncert z dzieciakami z naszego miasta.
- Widzę, że w twojej głowie już ruszyła projektowa maszyna – zaśmiała się Agata.
- Tak. Bo uważam, że my na to zasługujemy, a i ludzie, którzy tu żyją też łakną rozrywki i muzyki.
- Dobra, dobra – powiedziała Agata – układaj sobie w głowie plan, ale najpierw kilka dni poleniuchujmy, dobrze?
- Dobrze.
 
Nina
Podeszła do łóżka, w którym leżał myśliwy i położyła na stoliku obok cały pakiet bandaży i gazy. Miała zmienić mężczyźnie opatrunki na poranionej ręce i nodze. Spojrzał na nią obojętnie i tylko westchnął. Wiedział, że to będzie bolesny zabieg. Nina spojrzała na niego i skrzywiła się, co miało oznaczać krzepiący uśmiech. Po dwóch dniach w ich mini szpitalu myśliwy zrobił się podobny do cywilizowanego człowieka. Ktoś mu umył głowę, wyczesał brodę i przestał przypominać borowego dziada z lasu. Okazało się również, że to młody człowiek, który nie miał nawet trzydziestu lat.
- Będzie się pani tylko patrzeć, czy zabierze się za robotę? – zapytał z irytacją w głosie.
Nina bąknęła.
- Przepraszam, nigdy tak nie robiłam, nie wiem czemu teraz się na pana zagapiłam.
- Może jestem zjawiskowy – burknął i podniósł zabandażowaną rękę, żeby dziewczyna miała łatwiejszy dostęp do zmiany opatrunków.  Starała się być, jak najbardziej delikatna, ale i tak twarz myśliwego wykrzywiał grymas bólu.
- Nie robię tego panu specjalnie – powiedziała cicho.
- Wiem – zacisnął zęby – proszę się nie martwić, dam radę.
Nina pomyślała sobie, że to nic w porównaniu z bólem, jaki musiał znieść kiedy został zaatakowany przez drapieżnika.
- Długo pan mieszka w lesie? – zapytała, czym zaskoczyła nie tylko jego, ale i siebie. Po raz pierwszy od wielu lat zainteresowała się kimś płci przeciwnej.
- Od urodzenia – powiedział.
- Acha – mruknęła i nic więcej nie powiedziała.
Po kilku minutach mężczyzna zapytał.
- A ty jesteś wolna czy w niewoli?
- W niewoli. Dostałam kilka lat odsiadki, ale ubiegam się o skrócenie wyroku.
- Mocno narozrabiałaś?
- Mocno – mruknęła i nie pociągnęła tematu.
Ale myśliwy albo był jej ciekawy albo chciał odwrócić swoją uwagę od bólu, bo znowu się odezwał.
- Chyba jednak nie za bardzo.
- Dlaczego pan tak myśli?
- Inaczej nie dopuszczono by pani do opieki nad chorymi.
Nina zaśmiała się gorzko.
- To nie była łatwa droga – po czym po chwili dodała – ale jestem już na prostej.
Dokończyła szybko opatrunek nogi i mówiąc cicho „do widzenia”, wyszła.
 
Olga
Usiadła przed monitorem i spojrzała na matkę Ani, która zgodziła się z nią porozmawiać.
- Dzień dobry – powiedziała Olga.
- Dzień dobry – odparła cierpko matka Ani – spodziewałam się porozmawiać z córką, ale jak widać, nadal w tej sprawie nic nie zrobiono.
Olga miała ochotę od razu się wyłączyć, ale postanowiła poczekać i zobaczyć, czy da się jakoś z tą kobietą dogadać.
- Decyzja o rozmowie z panią należy do Ani, a ona póki co, nie zmieniła zdania.
Kobieta prychnęła niezadowolona.
- To jest więzienie czy sanatorium? – zapytała – bo obchodzicie się z nią, jak z jajkiem.
- Bo może tego potrzebuje – odparła Olga – pani córka, to wspaniała i wrażliwa osoba.
Kobieta spojrzała na nią zdziwiona.
- Na pewno pani mówi o mojej córce?
- Tak. Ania jest twórcza, prowadzi chór, radio, pisze i nagrywa piosenki.
Kobieta po drugiej stronie ekranu najpierw zbladła, a potem zrobiła się czerwona.
- Słucham?! – wykrzyknęła – co ona robi? Jest jakimś grajkiem?
- Proszę na mnie nie podnosić głosu – powiedziała twardo Olga. Kobieta się żachnęła, ale podjęła spokojniejszym tonem.
- No tak. Alkohol i muzykowanie idą w parze.
- Ona nie pije tutaj alkoholu i nie jest jakimś tam grajkiem, ale  porządną artystką – i zanim matka Ani zdążyła coś na to odpowiedzieć, dodała – mogę pani puścić jakiś jej kawałek.
- Nie chcę słuchać jej zawodzenia – burknęła kobieta – co wyście jej zrobili?
- Nic.
- Jak to nic. Ona jest stworzona do lepszych zajęć. Powinna pracować w naszej korporacyjnej rodzinie i przynosić chlubę ojcu. Tymczasem ląduje w więzieniu i śpiewa.
- Po co chciała się pani z nią zobaczyć? – Olga zmieniła temat.
- Słucham? – zdziwiła się.
- No po co? Żeby powiedzieć jej, że jest beznadziejna albo że jest zakałą rodziny?
- Jak pani śmie?!
- Zastanawiam, po co pani spotkanie z Anią, skoro pani nie lubi własnego dziecka i jedyne, co ma jej do powiedzenia, to same przykre rzeczy.
- Nawet jeśli Anna mnie zawiodła, to jako matka daję jej szansę na spotkanie ze mną i przeproszenie za całą zaistniałą sytuację.
- I tylko po to się pani do nas dobija? Zawraca głowę naszym ziemskim kolegom? Tylko po to, żeby nawtykać własnemu dziecku i potem żądać przeprosin.
- Tak. Chce od niej usłyszeć przeprosiny – powiedziała twardo kobieta.
Olga dawno się tak nie zdenerwowała, ledwo zachowała spokój kiedy mówiła:
- Nawet jeśli Ania powie mi, że chce się z panią lub kimkolwiek z rodziny skontaktować, ja powiem jej nie. Nie pozwolę, żeby zepsuła pani naszą wielomiesięczną pracę nad przywróceniem tej dziewczyny do życia, do tego, żeby jej się cokolwiek chciało. Nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek zniszczył jej kruchą pewność siebie. Żegnam.
I przerwała połączenie. Odetchnęła.
- Co za człowiek – warczała pod nosem – powiem kapitanowi, żeby wystąpili o zakaz zbliżania się do naszej bazy na Ziemi.
Wstała i wyszła z pomieszczenia, ale wciąż burczała pod nosem.
- Nic do tej baby nie dotarło! Nic!
Po czym zawróciła i zwróciła się do strażnika, który miał dyżur.
- Zadzwoń do centrali nagrań i powiedz, żeby wysłali tej pani wszystkie nagrania Ani. I muzyki i z radia.
Po czym wyszła ze słowami.

- Jeśli to nie pomoże, to nic już nie pomoże.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka