Misz masz wiadomości
Zacznę od tego, że opowiem Wam mój sen, który wykreował mój mózg. Zazwyczaj w moich snach potrafię dokonywać niemożliwego, z ratowaniem świata włącznie, nawet jeśli jest to irracjonalne, ponieważ jadę w wózku dziecięcym z misiem pod pachą. Ale, to nie ta opowieść.
W tej historii, nawet mój mózg nie był wstanie nagiąć prawdy na moją korzyść i po raz kolejny objawił mi fakt, że z matematyką i fizyką mi nie po drodze.
Śniło mi się, że chodziłam na zajęcia z astrofizyki, ponieważ chciałam polecieć w kosmos (tak mi się przynajmniej wydaje). Profesor wykładał jakąś wiedzę, a przede mną był zeszyt ćwiczeń z zadaniami matematycznymi i fizycznymi. Potem, jak w to w snach bywa zdarzyło się coś innego, czego nie pamiętam, żeby za chwilę pojawić się na rozmowie z profesorem, który do mnie powiedział:
- Zostawiłaś zeszyt ćwiczeń, więc zajrzałem do niego i sprawdziłem twoje zadania. Nic tam nie było dobrze, nic.
Ja nic nie odpowiedziałam, a on kontynuował.
- Jak chcesz zostać astrofizykiem, skoro nie potrafisz zrobić żadnego zadania?
A ja mu odpowiedziałam.
- To jest nie ważne, ja po prostu lubię chodzić na pana zajęcia, pan tak pięknie opowiada.
Obudziłam się.
Prawda wyszła na jaw. Żaden ze mnie ścisły umysł, ale za to lubię słuchać, jak ktoś do mnie pięknie mówi.
Pośmialiście się? No i dobrze.
A wracając do rzeczywistości, co u mnie słychać.
Wróciłam z wakacji nad morzem i poszłam na dyżur rekrutacyjny do pracy i będę tam siedzieć do 16 sierpnia. Lubię te dyżury, bo można sobie bez pośpiechu pogadać i pośmiać się z koleżankami i znajomymi. Jedyny minus jest taki, że muszę wstawać o 6:00 rano, a jak wiadomo, dla mnie to środek nocy. Korzystam z dobrej pogody i zamiast wsiadać do autobusu, który wiezie mnie do tramwaju, ja wsiadam na rower i jadę te kilka kilometrów do pętli i tam parkuję „furę”. Potem wsiadam do siedemnastki, która wiezie mnie do pracy. Mam dzięki temu rozruch poranny i popołudniowy.
Z innej beczki. Martwi mnie susza, którą mamy w Warszawie i okolicach. W Jastarni zieleń wciąż jest świeża i jędrna, ponieważ tam co chwilę pada deszcz, a u nas niestety susza i już są żółte liście na drzewach. Widać, że przyroda jest zmęczona brakiem deszczu. Bo to, co ostatnio popadało z nieba, trudno nazwać deszczem. I skoro już te chmury zaściełają niebo, to czemu z nich coś nie spadnie? Nie ukrywam, że dla mnie jako alergika, też jest to trudne. Z katarem, którego nie miałam przez ponad 3 tygodnie nad morzem, przywitałam się już w pociągu, kiedy tylko wjechaliśmy w głąb lądu. I znowu nie rozstaję się z nim nawet na jeden dzień. Dodatkowo mam jakąś wysypkę i coś na powiece, co przypomina śliwę po uderzeniu. Nie mam zielonego pojęcia, skąd się wzięła. Także, znowu moje życie alergika jest bardzo interesujące. Boję się ufarbować włosy, bo jeśli jeszcze mnie na głowie wysypie, to wydrapię sobie rany.
Dzisiaj wietrznie, więc dla mojego nosa oznacza to masakrę, ale nie narzekam, bo bywało gorzej.
Ale, ale, żeby nie było, że jest tylko średnio i fatalnie, to ogromnym plusem jest to, że rehabilitacja i leki zdziałały cuda na moich stawach i ani razu latem nie założyłam opasek na kolana i nie kuleję, nie ciągnę nogami i nie chodzę, jak na szczudłach. Nie mówię, że w ogóle mnie stawy nie bolą, ale to, co było jeszcze kilka miesięcy temu, a co jest dzisiaj, to jest niebo, a ziemia. Mogę chodzić na długie dystanse, mogłam chodzić po piachu na plaży, jeździć na rowerze (byle nie pod górkę i po piachu:)), a nawet tańczyć. I to ostatnie cieszy mnie najbardziej. Pierwszy raz od lat mam ochotę iść gdzieś potańczyć i nie myśleć o tym, że zaraz kość udowa i piszczelowa zgniecie mi staw kolanowy. Na razie nigdzie się nie wybrałam, ale tańczę sobie sama w domu i cieszę się tym, że mogę wykonać figury, które jeszcze kilka miesięcy temu były dla mnie niedostępne. Oby tak dalej, a może wizja endoprotez odsunie się na dalsze kilka lat w przyszłość. Nie to, że ortopedzi pchają się, żeby mi je wstawić, mówią, że jestem na to za młoda, ale… i tak mnie to czeka, więc im później tym lepiej.:)
Mogę śmiało powiedzieć, że nabrałam wiatru w żagle i że znowu zaczyna mi się chcieć robić różne rzeczy.
Ja wiem, że brzmi to dziwnie, ponieważ znana jestem z tego, że na nic nie mam czasu i że ciągle gdzieś pędzę, ale to jest chcenie innej kategorii. Bo w tej pierwszej to obracam się wśród osób mi znanych, a to czego mi się teraz chce, to wyjść na nowo do ludzi, których nie znam. I pojawiła mi się jeszcze jedna myśl, że chętnie zatańczyłabym z jakimś mężczyzną w parze. Przez ból stawów moja wizja tańczenia z jakimś chłopem wyglądała tak, że on ze mną tańczy, a ja wrzeszczę: nie tak nie, nie, nie w tę stronę, nie, zaraz mi wyrwie nogę ze stawu, nie, uważaj, ja tak nie mogę!
Ale dzisiaj? Dzisiaj zatańczę nawet rock n rolla. No. To tyle.
Komentarze
Prześlij komentarz