Kwarantannowe smaczki.
Miałam
nie pisać o moich obserwacjach związanych z funkcjonowaniem bliskiej mi społeczności, ale wczoraj, jak
opowiadałam koleżance o staruszce w Kaufie, to uśmiałam się z nią, jak norka i
stwierdziłam, że muszę to opisać dla siebie i dla potomnych.
W
zasadzie smaczki z kwarantanny można porównać do wydarzeń w autobusie tylko
przestrzeń, jakby większa.
Nie
ukrywam również, że głównymi bohaterami moich obserwacji są staruszkowie i ich
niefrasobliwe podejście do kwarantanny.
Jeszcze
w marcu pojechałam do Legionowa coś załatwić i byłam w szoku, kiedy zobaczyłam,
że średnia wieku ludzi pojawiających się na ulicy wynosiła 70 plus.
Może
dlatego w pewnym momencie zrobiono ten przedział czasowy na zakupy?
Skoro
prawo na nich nie działało, to władza musiała pójść z nimi na jakiś kompromis. Bo
starszego człowieka nic nie powstrzyma, bo on przeżył swoje, swoje wie i skoro
przeżył komunę to i epidemii da radę. J
Wśród
znajomych krąży dodatkowy tekst, że ludzie, którzy przeżyli 80 lat mają
doświadczenie w unikaniu śmierci.
Ale
miałam pisać o obserwacjach.
Stałam
przy wpłatomacie i denerwowałam się, bo nagle w małym holu zaroiło się od
ludzi. Z jakiego powodu? Z takiego, co zwykle. Pan tu nie stał, co za czasy
panie.
Główną
bohaterką była starsza pani, która nie rozumiała, czemu nie może wejść do banku
i poczekać na swoją kolej na krześle. I to właśnie ona mruczała pod nosem o tym,
jakie to nam czasy nastały. Tak, jakby ominął ją medialny szum wokół
kwarantanny.
W Kaufie byłam wciągu dwóch miesięcy słownie 2
razy. Mam wielką niechęć do sklepów wielkopowierzchniowych, a kwarantanna
jeszcze bardziej mnie do nich zraziła. Sytuacja miała miejsce w marcu, kiedy z
dnia na dzień wchodziły nowe obostrzenia. Wpadłam do Kaufa na szybkie zakupy i
natknęłam się na dzikie tłumy. To było niemiłe, bo jeszcze chodziliśmy bez
maseczek, jedynie w rękawiczkach. Po szybkich zakupach, stanęłam w długiej
kolejce i obserwowałam staruszkę przede mną. Miała obowiązkowe rękawiczki, ale
musiała wytrzeć nos, dlatego zdjęła je i sięgnęła po chusteczkę. No wiem, żadna
rewelacja, ale potem postanowiła pomacać towar. Towar po zmacaniu został
odłożony, a rękawiczka wróciła na rękę. Pewnie milion razy tak robimy, ale w
tej sytuacji, człowiek zwraca uwagę na szczegóły. Zarazki z nosa na towarze,
zarazki z towaru na rękach, ręka dotyka twarzy itd. itp.
Inna
obserwacja dotycząca ogółu ludzkości w sklepie spożywczym.
Czy
zauważyliście, że teraz w sklepach odbywa się dziwny taniec pod tytułem: „Uwaga
człowiek, odwracam się na pięcie i uciekam w drugą stronę?”
Albo
inny, tak zwany taniec zderzeniowy. Nie wiedzieć czemu, kiedy wokół jest mnóstwo
miejsca na bezkolizyjne wyminięcie się, to akurat na jednej trajektorii ruchu
spotykają się ludzie. I żadna z tych osób nie jest w stanie się zatrzymać czy
skręcić w inną stronę. Im są bliżej siebie, tym większe mają przerażenie w
oczach, ponieważ oto zaraz zostaną ochuchani przez potencjalnego chorego. I
nagle, w ostatniej sekundzie następuje desperacki, jednoczesny lub jednostronny
obrót na pięcie i wspólne ocieranko plecy w plecy z obcym człowiekiem.
W
moim przypadku o moje przody, bo ja, jako obserwator nie reaguję tylko czekam,
aż druga strona podejmie inicjatywę. Wiem, że kiedyś się to dla mnie źle
skończy, ale ja jestem tak zafascynowana tym momentem nieuchronnego zderzenia,
że zamieram.
Spokojnie,
w samochodzie naciskam na hamulce prawidłowo.:)
W
kościele też jest ciekawie. Odkąd może więcej ludzi przyjść na Mszę Świętą, to
i ja zaczęłam na nią chodzić.
Słyszałam
o fajnych rozwiązaniach, gdzie księża numerują ławki i ile jest numerów tyle
osób może być w środku. Ale mogę się założyć, że to nie działa na staruszków.
Bo skoro od trzydziestu lat siadali w tej, a nie innej ławce, to nie mają
zamiaru niczego zmieniać. To nic, że jest prośba o zachowanie odstępu, to nic,
że należy siadać w co trzeciej ławce. Oni mają swoją miejscówkę i niech inni
się martwią. I siada sobie człowiek i nagle czuję za plecami chuch babci. No i
co zrobisz? Nic nie zrobisz. Wstajesz i idziesz gdzie indziej, bo przecież
kłócić się nie ma o co, a starszej osoby i dźwigiem nie ruszysz.
Może
uśmiechacie się pod nosem, ale ja też mam w kościele swoje ulubione miejscówki,
także za trzydzieści lat i ja będę mieć swój kącik i wyślizganą moją pupą
ławkę.
I
ostatnia obserwacja, tym razem nie tylko moja, ale i moich uczniów.
Z
moją klasą spotykam się na godzinie wychowawczej w wersji on-line.
Kiedy
rozmawiałam z nimi ostatnio o tym, jak się czują, jak znoszą zamknięcie, co
robią, żeby im się kości nie zastały, w
końcu doszliśmy tematu do zachowań ludzi na ulicy. Dotyczyło to maseczek. I
bardzo mi się spodobało określenie przez nich osób, którzy noszą maski na
twarz, ale po nosem: #wolnenosy
Ubawiło
mnie to po pachy.

Komentarze
Prześlij komentarz