Jeszcze słów kilka o moich wczorajszych urodzinach.
A raczej o wczorajszym dniu, który miał być jedyny w swoim rodzaju i był. Wstałam rano i stwierdziłam, że ten dzień będzie cudownie urodzinowy. Nic mnie nie zaskoczy, ani nie będę się denerwować. W końcu miałam urodziny. No i się zaczęło. Autobus przyjechał spóźniony o 15 minut, więc wpadłam do szkoły bez "cukierków". Ledwo poszłam na lekcje zadziała się zgroza i musiałam iść z klasą na dwugodzinny spacer pod Pałac Kultury. Pomyślałam sobie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu spacerowi nie miałam fakultetów i mogłam wcześniej wrócić do domu i na spokojnie przygotować wieczorną kolację dla kilku gości. Oczywiście utknęłam w korku od Pętli Żerań do Konwaliowej na ponad pół godziny. Normalnie jedzie się 8 minut. Żeby tego było mało usiadła koło mnie pani - do kogo by tu zadzwonić - i przez większość drogi krzyczała do telefonu. Tak więc dowiedziałam się, że już się przeprowadziła i nie mogła spać, co za czasy pani kochana, nie chcą wpuszczać ludzi ...