Lata 90' - W komunikacji miejskiej
W poniedziałek, kiedy jechałam do pracy naszło mnie sentymentalne wspomnienie o tym, jak kiedyś jeździłam do szkoły do Warszawy. I powiem Wam szczerze, że im więcej sobie przypominałam, tym mniej mi się to podobało. Bo moja przeszłość autobusowa nie zawsze była chwalebna, za co bardzo, ale to bardzo przepraszam. Pewnie nie napiszę niczego odkrywczego, bo komunikacja publiczna jest, była i będzie, z tym, że w latach 90 - tych, ja byłam nastolatką, a wtedy życie smakowało i wyglądało inaczej. Byłam typową zbuntowaną dziewczyną, której dorośli przeszkadzali w życiu i która w autobusie zajmowała te „najlepsze miejsca”. Najlepsze, nie oznacza siedzące. Największą, przynajmniej dla mnie atrakcją w autobusie było koło. W starych, przegubowych Ikarusach pośrodku były barierki chroniące przed wpadnięciem w przeguby. Nazywaliśmy to kołem. Oczywiście nie wolno było na nich siadać, ale przecież młoda gniewna nie będzie słuchać, jakiś tam zakazów. Nie byłam jedyna. W zasadzie niemalże każdy...