Nie mogę tego czytać

 


Miałam dać tytuł „Chyba się starzeję”, ale doszłam do wniosku, że to, co mi się nie podoba, nie jest kwestią wieku tylko upodobań i gustu.

W czym rzecz?        

Nie jestem w stanie przeczytać książki, jeśli jest w niej zbyt duża liczba wulgaryzmów. I wkurza mnie to, bo fabuła mnie wciąga, ale razi mnie, kiedy przez kilka stron bohaterowie obrażają siebie i innych różnymi epitetami, okraszając to dodatkowo przekleństwami. Wtedy odstawiam książkę i już do niej nie wracam. Tak zrobiłam kilka dni temu. Fabuła była ciekawa i wciągająca, do połowy czytało się ją bardzo dobrze i nie było fali brzydkich słów. A potem, jakby ktoś inny zabrał się za dokończenie powieści. Po prostu bluzg na bluzgu, bluzgiem poganiał. Pomyślałam sobie - no dobrze, może to tylko na tych stronach, może ten bohater miał taki być? Niestety, dalsza część nie wyglądała lepiej. Wkurzyłam się, ponieważ bardzo chciałam wiedzieć, kto zabił, ale nie była w stanie dalej czytać. Dlatego zajrzałam na koniec, dowiedziałam się kto było mordercą i odłożyłam książkę na półkę – NIGDY WIĘCEJ.

Zaczęłam się nad sobą zastanawiać, czy zbyt duża ilość wulgaryzmów razi mnie dlatego, że jestem nauczycielką i mam zboczenie zawodowe? Czy dlatego, że jestem stara i się czepiam?

No nie. Już jako nastolatka oduczałam kolegów przeklinania w mojej obecności (nie tylko ja), a w mojej rodzinie od lat terroryzuję osoby, które nadużywają w mowie brzydkich wyrazów. Ja po prostu tego nigdy nie lubiłam i nie lubię.

Czy zdarzało mi się zakląć? Oczywiście. Kilka razy nawet puściły mi nerwy i poleciałam taką wiązanką, że do dzisiaj jest mi wstyd.

I rozumiem, że czasem występują tak zwane okoliczności. Wtedy się nie czepiam, wiem że ta osoba nad sobą nie panuje i w ten sposób wyrzuca emocje. Ale tak na co dzień, przeklinaniu mówię stanowcze NIE!

Wracając do tematu.

Zastanawiając się nad tym, czy ja aby się nie czepiam, zaczęłam czytać powieść Aleksandry Marininy (rosyjska pisarka kryminalna) i tam też było śledztwo i różne zachowania bohaterów. Nie mniej jednak autorka nie nadużyła wulgaryzmów. Aktualnie czytam kolejną książkę Pilipiuka i można by się spodziewać, że autor książek o Jakubie Wędrowyczu będzie posługiwał się bardziej dosadnym językiem. Nic z tych rzeczy. Co prawda, czytając jego różne książki czasami bierze mnie obrzydzenie od opisów albo tracę na chwilę apetyt, ale nie poraża mnie nadmiar brzydkich słów.

I tak sobie myślę. Czemu niektórzy autorzy umieszczają tak wiele przekleństw w swoich książkach? Pewnie po to, żeby oddać realizm relacji międzyludzkich.  Ale czy to jest konieczne, żeby książka była dobra? Nie.

 

 

Komentarze

  1. Zgadzam się w 100 procentach. Jeśli sytuacja (książkowa, filmowa, życiowa) tego "wymaga", to te bluzgi są w pewien sposób uzasadnione. Ale jeśli to jest wątpliwy ozdobnik, to od razu odechciewa się czytania, słuchania czy oglądania. I to nie jest kwestia wieku, nawet nie wychowania czy środowiska, bardziej wrażliwości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka