Więzienna planeta - odc.17
Bartek
-
Jakie masz marzenia? – zapytał terapeuta na kolejnej sesji przeprowadzanej w
siłowni.
Bartek
nie odpowiedział do razu. Siedział przez chwilę wpatrzony w pustkę i
zastanawiał się nad odpowiedzią. Jeszcze tydzień wcześniej odpowiedziałby bez
namysłu, teraz wiedział, że nie musi się spieszyć.
-
Na razie nie mam marzeń – odparł głuchym głosem.
-
Żadnych? – zdziwił się terapeuta – a wyjście na wolność, to nie marzenie?
-
To nie jest marzenie, ja wiem, że wyjdę na wolność. Nie dostałem dożywocia.
-
No dobrze. W takim razie, może powiesz mi, czym według ciebie są marzenia?
-
A ja wiem? – mężczyzna wzruszył ramionami.
-
Zastanów się?
-
Marzę o zupie pomidorowej i kotlecie schabowym – burknął.
-
Przecież możesz sobie je ugotować. Dostajesz produkty.
-
Ziemskiej pomidorowej i kotlecie schabowym – poprawił się Bartek – tutejsze
mięso inaczej smakuje.
-
To prawda. Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie, czym według ciebie są
marzenia?
-
Marzenia, to coś, co bardzo bym chciał mieć, ale nie zawsze się to spełnia.
-
To też prawda. Ale warto marzyć.
-
Marzę o gorącej kobiecie, z którą mógłbym spędzić noc albo dwie, co pan na to?
Spełni się?
-
Myślę, że istnieje taka możliwość – odparł terapeuta – ale jeszcze nie teraz.
-
A kiedy? Dostanę ją w nagrodę?
Terapeuta
popatrzył na niego poważnie.
-
Nie. Kobieta, to nie przedmiot, nie może być prezentem. Sam będziesz musiał
sobie zapracować na przychylność, jednej z nich. Ale najpierw ty i ja
popracujemy nad szacunkiem wobec płci pięknej.
-
Nie biję kobiet, lubię je – obruszył się Bartek.
-
Owszem, ale traktujesz je, jak zabawki, przejściowo. Czas dorosnąć i stać się
mężczyzną.
Bartek
wstał i napiął mięśnie.
-
Sugerujesz, że nie jestem mężczyzną?
Terapeuta
nawet się nie poruszył.
-
Obserwując twoje reakcje dałbym ci 13 lat. Tak zachowuje się nastolatek, a nie
mężczyzna. Ale nie martw się, pomogę ci.
Bartek
wypuścił powietrze i usiadł.
-
Normalnie dałbym ci w zęby.
-
Zawsze możesz spróbować.
-
Zachowam to marzenie – Bartek roześmiał się nagle – tymczasem zrób ze mnie
mazgaja i pantoflarza. Pozwalam.
-
Zdziwisz się efektem – zapewnił terapeuta.
Nina
Obudziła
się z samego rana i nie mogła uwierzyć w to, co działo się za oknem. Z nieba
padał gęsty śnieg.
-
W październiku? – zadała pytanie w powietrze.
-
Tak, w październiku – burknęła niezadowolona z obudzenia Mona – gdybyś
przeczytała Informator, to byś się nie dziwiła.
-
Podobno w ciągu kilku dni temperatura może zejść do – 20 stopni – dodała Danka.
Mona
przeciągnęła się i stęknęła.
-
Już czuję mróz w kościach.
-
Bo trzeba napalić w kominku – przypomniała Danka – Nina to zrobi.
-
Dlaczego ja? – obruszyła się Nina.
-
Bo jeszcze tego nie robiłaś, a tkwisz tu już ponad dwa tygodnie.
Mona
wstała i znowu się przeciągnęła.
-
Mam tylko nadzieję, że nałupałaś wystarczającej ilości drewna i że nie
zamarzniemy tu na kość.
-
A ja mam nadzieję, że zgromadziłyście wystarczającą ilość jedzenia i że nie
umrzemy z głodu – odpysknęła Nina.
-
Nie bądź taka mądra – burknęła Mona – to przez twoje lenistwo może nam
zabraknąć jedzenia. Tylko ja i Danka próbowałyśmy zgromadzić zapasy.
Danka
tym czasem wyszła z sypialni, żeby wrócić z Informatorem w ręku.
-
Napisali, że jak zacznie sypać śnieg powinnyśmy ograniczyć wyjścia do minimum i
dobrze barykadować drzwi i okna.
-
A to czemu?
-
Piszą coś o śnieżnych małpach, ponoć dla nich nasza palisada, to nie problem.
-
A drzwi też umieją otwierać? – pytała Nina.
-
Raczej nie, to zwierzęta, ale piszą tu, że będą walić w ściany. Najlepiej wtedy
zamknąć się w piwniczce i przeczekać, aż odejdą.
-
A gdzie niby jest ta piwniczka? – dopytywała Mona – jakoś żadnej klapy w
podłodze nie widziałam.
Danka
wzruszyła ramionami i odparła.
-
Poszukamy. Ale teraz trzeba ogarnąć piec, bo spojrzałam na termometr, jest
minus siedem.
-
Dobrze, że dali nam kurki i zimowe buty – ucieszyła się Mona i szczelniej
zakryła kołdrą.
-
A ty co? Nie słyszałaś? Mamy się ogarniać – burknęła Nina.
-
Sama się ogarniaj, ja jeszcze poleżę i poczekam, aż zrobi się ciepło.
-
Jak sobie napalisz, to będziesz miała ciepło – warknęła Nina i zakopała w
pościeli.
Danka
pokręciła głową.
-
Dziewczyny, jedynym wyjściem z sytuacji jest zorganizowanie dyżurów.
-
Wypchaj się – burczała Nina.
-
Dobrze, wypcham się – powiedziała Danka – napalę w samej kuchni i was tam nie
wpuszczę. Marznijcie sobie do woli – i zatrzasnęła drzwi.
Po
kilku minutach Mona wstała i poszła pomagać koleżance, Nina nie miała takiego
zamiaru.
W
duchu cieszyła się, że wygrała batalię i nie miała zamiaru spuszczać z tonu.
Skoro nienawidziła wszystkich, to wszystkich bez wyjątku.
ZIEMIA
Ania
O
21 00 usłyszała dzwonek do drzwi, co bardzo ją zdziwiło, ponieważ nikogo do
siebie nie zapraszała.
Wyjrzała
przez wizjer i zobaczyła na klatce schodowej swojego ojca. Minę miał zaciętą,
co nie wróżyło niczego dobrego.
Przez
myśl przeszło jej, że coś się stało matce albo Hance.
Otworzyła
drzwi, a ojciec bez słowa wszedł do środka.
Nie
zdjął butów ani kurtki, tylko wtarabanił się jej do salonu. Stanął pośrodku i
dyszał ze złości.
Ania
zaniepokoiła się nie na żarty. Stało się coś strasznego.
-
Czy ty wiesz, w jakiej nas stawiasz sytuacji?! – wrzasnął.
Ania
wytrzeszczyła oczy.
-
Ja? A co ja niby zrobiłam?
-
Jeszcze się pytasz?! Dzwonił do mnie twój szef i wszystko mi powiedział?!
Kobieta
zbladła. Nie miała zielonego pojęcia, co też on mógł o niej nagadać.
-
Nie wiem czemu to zrobił i nie wiem czym zawiniłam. Nie zostałam wezwana na
dywanik, ani nie dostałam na piśmie żadnego upomnienia czy nagany. Nie mam zielonego
pojęcia, o co mu chodzi?
Ojciec
pociągnął nosem.
-
Piłaś alkohol!
-
Kieliszek wina – odparła, co wyjątkowo było prawdą, ponieważ dopiero co
otworzyła nową butelkę.
-
Alkoholiczka – wrzasnął ojciec i złapał ją za ramiona.
Zaczął
nią potrząsać.
-
Nie dość, że nie awansujesz, to jeszcze szef musiał cię zdegradować do
mniejszych projektów, bo nie dawałaś sobie rady z trudniejszymi. Ponoć
zwalniasz ludzi bez powodu i chcesz napisać donos na swojego szefa! A teraz
jeszcze dowiaduję się, że jesteś alkoholiczką!
Ojciec
boleśnie ścisnął ją za barki. Ania krzyknęła i wyrwała się z jego uścisku.
-
Wszystko, co mówisz jest nieprawdą.
-
Udowodnij!
Ania
wzruszyła ramionami.
-
Nie umiem, nie mam nic na papierze, nie mam zaświadczenia od lekarza, że jestem
zdrowa. Jak mam ci udowodnić, że wszystko co mój szef powiedział jest wyssane z
palca?
Ojciec
zrobił się czerwony na twarzy i wrzasnął.
-
Nie pyskuj.
Kobieta
nic nie powiedziała, nie widziała sensu spierania się z osobą, która już
wszystko wiedziała.
-
Nie waż się podważać zdania przełożonego. Ty patrzysz na siebie subiektywnie, a
on ocenia cię obiektywnie. A obiektywnie rzecz ujmując do niczego się nie nadajesz.
Pomyśl sobie, jak twoja nieudolność wpłynie na naszą rodzinę, na Hannę?
-
Poprawię się.
-
Ja myślę. Masz dwa tygodnie na awans. Jeżeli ci się nie uda, nie masz czego w
tej rodzinie szukać!
Wyminął
ją i wyszedł trzaskając drzwiami.
Ania
stała kilka minut bez ruchu i robiła wszystko, żeby nie wybuchnąć płaczem. W
końcu opanowała się i usiadła w fotelu. Włączyła pilotem telewizor i nalała
sobie kolejny kieliszek wina. W głowie miała pustkę.
Agata
W
niedzielne popołudnie wybrała się na obiad do rodziców. Przy stole siedział
również jej brat z żoną i pięcioletnim synkiem. Agata skorzystała z okazji i opowiedziała
im o wyjeździe na Więzienną Planetę oraz o reakcji jej szefa na to wydarzenie.
Rodzina wysłuchała relacji, podumała i odrzekła.
-
Rzuć tę robotę – powiedział ojciec – napisałaś trzy książki dla dzieci, twoje
albumy nadal się sprzedają, napiszesz kolejne, pieniędzy ci nie zabraknie.
-
Ja bym się nie wahał, tylko jechał – dodał brat – taka okazja może już się nie
powtórzyć.
-
Zwłaszcza, że przez kilka miesięcy walczyłaś o to pozwolenie – dodała bratowa.
Agata
odparła.
-
Niby tak, ale pamiętajcie, że walczyłam o dwa – trzy tygodnie, a nie o okrągły
rok.
-
Córeczko – odezwała się matka – nawet się nie zastanawiaj, pakuj się i jedź.
Agata
była oburzona.
-
Ale nie będzie mnie przez rok. I nie jadę do Hiszpanii, tylko w jakiś inny
wymiar. W miejsce niebezpieczne…
-
Chcesz tam jechać? – przerwał jej ojciec.
-
Chcę...
-
To czemu tak gadasz?
-
Bo dziwi mnie, że chcecie, żebym znikła na tak długi czas.
-
Siostra – zaśmiał się brat – nie chcemy, ale rozumiemy, że to dla ciebie ważne.
Sam bym chętnie się tam wybrał.
-
Poza tym mówiłaś, że będziesz miała możliwość z nami kontaktu – pocieszyła ją
matka.
Agata
westchnęła i powiedziała.
-
Przekonaliście mnie. Jadę…, ale po Bożym Narodzeniu.
-
Wypijmy za twoją podróż – bratowa wzniosła toast.
WIĘZIENNA PLANETA
Bartek
Poustawiał
wszystkie swoje rzeźby na kuchennym stole, a potem usiadł i czekał na
burmistrza. Sam poprosił o to spotkanie, ale i tak bardzo się denerwował.
Znowu
wstał, przestawił kilka figurek i ponownie usiadł.
W
końcu usłyszał zgrzyt zamka w drzwiach.
Poderwał
się z krzesła i stanął niemal na baczność.
Paweł
Sosnowski uśmiechnął się na ten widok.
-
Siadaj, nie jesteśmy w wojsku – powiedział i sam zajął wolne krzesło.
Bartek
również usiadł i powiedział.
-
Przemyślałem to, co mi pan powiedział.
-
O czym? – burmistrz uniósł brwi.
-
O sprzedaży moich miniaturowych rzeźb zwierząt.
-
Przyznałeś, że nie będziesz uczciwy, więc uznałem, że nie jesteś jeszcze na to
gotowy. Czy coś się zmieniło?
-
Tak. Zmieniłem zdanie. Będę uczciwy.
-
Zawsze?
Bartek
wzruszył ramionami.
-
Nie wiem. Na razie nie myślę o dalszej przyszłości. Mogę tylko powiedzieć, że
póki tu będę, postaram się być uczciwy.
-
I będziesz płacił podatki?
-
Tak.
-
Skąd mam mieć pewność, że mnie nie oszukasz?
-
Nie ja będę sprzedawał moje dzieła – Bartek zawiesił głos, a burmistrz pokiwał
głową.
-
Ciekawe, mów dalej – zachęcił go Paweł Sosnowski
-
Ja będę rzeźbił i tyle, a sklep może prowadzić ktoś inny.
-
Trzeba będzie tej osobie zapłacić pensję.
-
Przewidziałem to i proszę, tu są wyliczenia – podał mu zapisaną kartkę.
Burmistrz
wziął ją i wstał.
-
Przejrzę to i dam ci znać.
-
Dziękuję.
-
Jeszcze nie powiedziałem tak.
-
Ale nie powiedział pan też nie – Bartek uśmiechnął się szeroko.
Nina
W
dniu wyznaczonego dyżuru Nina ani myślała wstać i rozpalić w piecach.
To
spowodowało wielkie niezadowolenie u współlokatorek, które miały już dość jej
zachowania. Rozzłoszczone kobiety wyciągnęły ją z łóżka i siłą ciągnęły do
drzwi wyjściowych. Nina umiała się bić, ale i tak nie dała rady dwóm postawnym
kobietom.
-
Co robicie?! – wrzeszczała.
Nie
odpowiedziały, tylko wyrzuciły ją za drzwi, które potem zamknęły na klucz.
Nina
została sama na tarasie. Była ubrana w lekki dres i nie miała na sobie butów.
Temperatura była już minusowa, a śnieg leżał grubą warstwą na ziemi.
Kobieta
zaczęła dygotać. Czuła, że jej bose nogi zaraz zamarzną.
Zaczęła
walić w drzwi i krzyczeć, że nie można ludzi w taką pogodę wyrzucać z domów.
Ale ani Mona, ani Danka nie miały zamiaru jej folgować.
Miały
dosyć jej obrażalskiego zachowania, strzelania fochów i lenistwa.
-
Dajcie mi chociaż buty i kurtkę – prosiła Nina.
Po
kilku minutach drzwi otworzyła Mona i rzuciła w jej stronę, to o co prosiła.
Potem
drzwi znowu zostały zamknięte.
Nina
szybko się ubrała, ale żałowała, że nie poprosiła jeszcze o skarpetki.
Żeby
nie zamarznąć, zaczęła chodzić wokół domu. Zrobiła już z pięć okrążeń, kiedy
usłyszała dziwne odgłosy. Ni to wrzaski ni to wycie. Wspięła się na palisadę i
popatrzyła w stronę, skąd dochodziły dźwięki. Najpierw nic nie widziała, ale
potem rozdziawiła buzię z przerażenia. W stronę palisady pędziły, wielkie,
przypominające goryle stworzenia. Sierść miały białą, ale pyski i łapy różowe.
Nawoływały się, ale nie zwalniały kroku. Dodatkowo, raz na jakiś czas, któraś z
małp wyskakiwała dużo ponad dwa metry w górę. Jakby sprawdzając, co znajduje
się przed nimi.
Nina
zeskoczyła z palisady i popędziła do drzwi.
-
Dziewczyny, błagam was, wpuście mnie. W naszą stronę idą jakieś małpy. Są
ogromne i białe. Nie wyglądają na pokojowo nastawione. Raczej polują.
-
Spadaj – usłyszała w odpowiedzi Dankę.
-
Ja nie żartuję. Posłuchajcie tylko ich krzyków. Są co raz bliżej.
-
Spadaj.
-
Obiecuję, że od jutra, przez cały tydzień będę dbać o czystość, ciepło i
posiłki. Tylko mnie wpuście.
Mona
i Danka zaczęły nasłuchiwać. Rzeczywiście, z zewnątrz dochodziły, jakieś
krzyki.
-
Szybko! – błagała spanikowana Nina – one już tu są. O nie! Jeden przeskoczył
palisadę!
Mona
otworzyła drzwi i wciągnęła dziewczynę do środka.
Potem
zatrzasnęła je porządnie i wzmocniła dodatkową belką.
O
drzwi uderzyło coś ciężkiego.
Kobiety
szybko zabrały jedzenia i popędziły do piwnicy.
-
Podobno nie powinny się do nas dostać – szczękała zębami Nina.
-
Podobno. Ale nigdy nic nie wiadomo.
Zeszły
szybko po drabinie i zatrzasnęły klapę.
Ale
nawet tu słyszały głuche uderzenia małpich łap oraz co raz bardziej
rozwścieczone ryki.
kolejny odcinek 03 czerwca
Komentarze
Prześlij komentarz