Więzienna planeta - odc.16

ZIEMIA

Agata

Weszła do gabinetu szefa i już od progu zaczęła opowiadać, o zgodzie na wyjazd na Więzienną Planetę. Usiadła przy jego biurku i przez kilka minut nie milkła, kiedy w końcu zapadła cisza, mężczyzna powiedział,

- Jesteś dobrą dziennikarką, dopięłaś swego – pochwalił.

Agata zarumieniała się lekko i uśmiechnęła.

- Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałam, ale szefie, jest jeden problem.

- Jaki?

- Ona chce mnie mieć tam przez okrągły rok.

- Rok? – zdziwił się.

- Tak. Stwierdziła, że dwa tygodnie, to za mało.

- Ale rok, to kupa czasu.

- No i właśnie w tej sprawie do pana przychodzę. Czy jest szansa skorzystać z tej okazji i nie stracić pracy?

- Oczywiście, przecież komunikacja międzywymiarowa działa, będziesz regularnie przesłać felietony i reportaże. A jak wrócisz, będziesz sławna i bogata.

- No i tu pojawia się kolejny problem – odparła  - Nie mogę pojechać tam jako dziennikarz, jedyne kontakty, jakie mi będą przyznane, to z rodziną.

Szefowi zrzedła mina, ponieważ w wyobraźni widział już dwa razy większy nakład czasopisma i wpływy z reklam, no i zarobki.

- Agato, jesteś dziennikarką, musisz znaleźć sposób na komunikację z nami. Wymyślić, jakiś szyfr. Chyba nie zmarnujesz takiej szansy? Pomyśl, kasa, sława.

- Czy pan wie, że za ujawnienie ich tajemnic grozi kilkumilionowa kara?

Mężczyzna machnął ręką.

- Co się przejmujesz? Kara jest jednorazowa, nawet jej nie odczujesz.

- Pewnie tak, ale złamałabym zasady, o których przestrzeganie zostałam poproszona.

Szef popatrzył na nią z politowaniem.

- Jesteś dziennikarką. A każdy dziennikarz, zrobi wszystko, żeby zdobyć informację, nawet kosztem złamania zasad.

Agata patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- I pan tak robi?

- Każdy tak robi. Myślisz, że da się utrzymać gazetę bez nieczystych zagrań?

Widząc jej zawiedzioną minę, parsknął śmiechem.

- Nie, nie wiedziałaś. Siedzisz sobie w bezpiecznym dziale felietonów i podróży i nie musisz walczyć o informacje. Często tworzysz je na bazie własnych obserwacji. Ale inni? Ci od afer finansowych, sensacji w urzędach, myślisz, że oni wchodzą do czyjegoś biura, gdzie dostają gotowy tekst do druku?

- Nie, oczywiście, że tak nie myślę, ale ja uczciwie zapracowałam na pobyt na Więziennej Planecie.

- Ale nieuczciwie będziesz przesyłać nam informacje.

Agata wstała.

- Nie, nie będę tego robić. Dostałam więcej niż oczekiwałam, nie zwiodę tej kobiety.

- Nawet jej nie znasz – parsknął szef.

- No i co z tego? – wykrzyknęła Agata – to jeszcze nie powód, żeby oszukiwać.

Szef rozłożył ręce.

- Jak chcesz, ale po powrocie nie będziesz miała tu miejsca. Nie zamrożę ci wakatu.

- Jeszcze nigdzie nie jadę. Nie podjęłam jeszcze decyzji. Rok poza Warszawą, to dużo.

Szef wzruszył ramionami.

- Jak chcesz, ale nie licz na mnie, że ci pomogę ją podjąć.

- Wiem, ale na razie nigdzie się nie wybieram.

- To wracaj do pracy i zrób coś konkretnego, coś co przyniesie mi pieniądze. Do widzenia.

Agata wyszła z gabinetu z mocnym przeświadczeniem, że nie zagrzeje tu długo miejsca. Szef dał jej jasno do zrozumienia, że go zawiodła i pozbawiła dużego zarobku.

 

Ania

Otworzyła oczy i stwierdziła, że ma problem z zogniskowaniem wzroku na budziku. Działo się tak każdego poniedziałku. Cały wieczór piła wino i jak zwykle nie skończyło się na jednej butelce. Sama myśl o tym, że za kilka godzin będzie musiała iść do pracy powodowała, że sięgała po następny kieliszek.

Niestety, trzeźwa czy skacowana, musiała powitać kolejny poniedziałkowy poranek. Ale nie tym razem. Kiedy w końcu ustaliła, że jest 6:00 rano, przyłożyła głowę do poduszki i zapadła w głęboki sen. O 9:01 obudził ją telefon z pracy. Dzwoniła jedna z pracownic.

- Tak – burknęła Ania do słuchawki.

- Dzień dobry pani dyrektor – powiedziała spłoszona kobieta – przypominam, że mamy dzisiaj o 10 00 prezentacje, a jeszcze pani nie ma w pracy.

- Prezentacja jest o 10 00, więc nie wiem czemu mi przeszkadzasz w wykonywaniu innej pracy – burknęła Ania i się rozłączyła.

A potem wyskoczyła z łóżka i starała się, jak najszybciej ubrać, umalować i wyjść. Cieszyła się, że do pracy miała nie całe 15 minut metrem. Cieszyła się również z tego, że zadzwoniła do niej pracownica, bo inaczej dalej spałaby w najlepsze. Oczywiście nie miała zamiaru przyznawać się do zaspania. Miała tylko nadzieję, że szef nie zauważy jej nieobecności. A jeśli nawet, to wymyśli awarię instalacji elektrycznej w bloku albo pękniętą rurę.

Stanęła, jak wryta. Skąd u niej taka beztroska i pomysły.

Potrząsnęła bolącą głową i postanowiła nie wnikać w swoje niezbyt przytomne myśli.

Pogratulowała sobie za to, że zawsze ma w szafie wyprasowane i skompletowane w kostiumy ubrania. Dzięki czemu błyskawicznie była gotowa. Gorzej poszło z makijażem. Ręce wciąż jej się trzęsły.

Udało jej się wyjść z domu o 9 25, miała jeszcze spory zapas czasu.

Starała się nie myśleć o tym, że jej spóźnienie się wyda i tym bardziej będzie mogła pożegnać się z awansem.

 

 

 

WIĘZIENNA PLANETA

 

Robert

Stary kapitan straży rozchorował się i musiano przewieźć go do Nowego Miasta do szpitala. Okazało się, że będzie musiał kilka tygodni w nim pozostać. Dlatego burmistrz Karnego Miasta zadecydował o wcześniejszym awansie Roberta Zabłockiego na kapitana straży.

Uroczystość zorganizowano w więziennej hali sportowej. Wszyscy zostali zaproszeni, wiec sala pękała w szwach. Pośrodku na podwyższeniu stał burmistrz Paweł Sosnowski, dyrektor więzienia Olga Kowalska, dwoje radnych i oczywiście sam zainteresowany.

Mężczyzna stał wyprężony, jak struna i głośno składał przysięgę. Burmistrz osobiście przypiął mu do munduru trzecią gwiazdkę i mocno uścisnął dłoń.

Potem było dużo oklasków i gratulacji. Wszyscy wolni ludzie zostali zaproszeni na drinka do karczmy, więźniowie wrócili do swoich zajęć i terapii. A potem życie potoczyło się dalej.

 

 

Nina

Mona i Danka wróciły z jedzeniem i zastały siedzącą na schodach Ninę. Kobieta zatopiła twarz w dłoniach i wydawała się nieobecna.

- Hej – potrząsnęła ją za ramię Mona – żyjesz?

Nina spojrzała zapłakanymi oczami na kobiety.

- Wszyscy mnie zawiedli. Wszyscy – syczała wściekle – najpierw rodzina, potem faceci, a na końcu moje najbliższe przyjaciółki – splunęła pod nogi – byłe przyjaciółki.

Mona i Danka spojrzały na siebie i wzruszyły ramionami.

- Nie bój nic – odezwała się Danka – my nie mamy zamiaru się z tobą przyjaźnić, więc będzie spoko.

Wyminęła ją i znikła w domu.

Mona poklepała zapłakaną kobietę po ramieniu i powiedziała.

- Jeśli ma to cię pocieszyć, to ja też nikogo nie lubię – i również poszła do domu.

Nina została sama. Przez chwilę rozważała, czy nie wyjść za palisadę i ze sobą nie skończyć. Śmierć w paszczy jakiegoś dzikiego zwierza zakończyłoby jej marny żywot. Ale jakoś nie potrafiła się ruszyć. Posiedziała jeszcze kilkanaście minut i ona wstała i poszła do domu.

 

Karol i Olga

Karol siedział naprzeciw Olgi i rozkoszował się jej widokiem. Była ucieleśnieniem jego marzeń. Zachwycał się jej drobnymi dłońmi, ciepłym uśmiechem, idealną figurą i pięknymi włosami, opadającymi jej swobodnie na plecy. Dla niego była kobietą idealną, a raczej prawie idealną. Jedynym zgrzytem był fakt, że pełniła funkcję dyrektora więzienia i to powodowało, że czasami wątpił w to, że mogą być razem. Zwłaszcza w takich momentach, jak ten, kiedy kobieta czytała przy nim raporty z jego wyczynów.

Olga starała się ignorować jego gapienie się na nią, ale nie do końca jej się udawało. Wcześniej nawet by na to nie zwróciła uwagi, ale przeczytała jego notatki, które tworzył podczas odosobnienia i przez obejrzenie kilku nagrań, gdzie odkrywa uczucia, jakie do niej żywi. Starała się być profesjonalna i nie brać do siebie, tego, co on napisał. Nie on pierwszy. Niestety, jakoś nie udawało jej się całkowicie odciąć. Ukryła zmieszanie udając, że przegląda raporty, które już doskonale znała. Wiedziała już, że nie będzie mogła go dłużej prowadzić.

Przynajmniej do momentu, aż nie uporządkuje swoich myśli.

- W końcu odkryłeś kilka kart – zaczęła neutralnie.

- Zostałem do tego zmuszony – poskarżył się.

- Nikt cię do niczego nie zmuszał – nie zgodziła się z nim.

- Pewnie, że nie – zaśmiał się – tak mnie wymęczyliście, że nawet zmarły by nie wytrzymał.

Olga uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała. Nie powinna okazywać emocji, przez które mogłaby dać mu złudną nadzieję na uczucie z jej strony.

- Czy możliwy jest związek osadzonego i dyrektor więzienia? – zapytał po raz trzeci dzisiejszego spotkania. Jak dotąd Olga nie odpowiedziała. Tak też zrobiła tym razem.

- Podsumujmy co udało nam się przez te kilka tygodni osiągnąć.

- Nie odpowiedziała pani na moje pytanie – zirytował się.

- I nie odpowiem, bo nie dotyczy dzisiejszego spotkania – odpowiedziała Olga.

Karol wstał.

- Tak? Dla mnie każde spotkanie z panią dotyczy tego pytania. Od kilku tygodni zachodzę w głowę, czy jest to możliwe. Czy jeśli uzna pani, że jestem zresocjalizowany, to zwiąże się pani ze mną, czy  raczej będzie pani, tak jak inni ludzie, będzie widzieć we mnie przestępcę.

- Proszę usiąść – powiedziała spokojnie Olga, kiedy się nie ruszył dodała – albo wyjść.

Mężczyzna opadł z westchnieniem na fotel.

Olga przez chwilę milczała, ale w końcu zaczęła mówić.

- To co powiedziałeś, jest ciosem poniżej pasa. Szantażem.

- Nie szantażowałem pani – zaperzył się.

- Pewnie nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy.

- Nie szantażowałem pani – upierał się.

- Postawiłeś mnie przed wyborem. Jak się z tobą zwiążę, to będzie dobrze, ale jeśli nie, to będzie znaczyło, że tobą gardzę i jestem oszustką. Oszustką, która tylko udaje, że chce pomóc w resocjalizacji, a tak naprawdę nie widzi w więźniu człowieka.

Patrzył na nią przez chwilę i analizował swoją wypowiedź.

- Ma pani rację. Przepraszam – zawstydził się.

- Nie ma za co. Ale i tak nie odpowiem na twoje pytanie. Jesteś w cyklu resocjalizacyjnym, nie będę go zaburzać. Może kiedyś przyjdzie taki czas, że będę mogła ci na nie odpowiedzieć.

Mężczyzna pokiwał głową, na znak, że rozumie.

- Podsumowując. Jesteś w tej chwili w fazie rozchwiania emocjonalnego, co widać po różnorodnych zachowaniach. Walczysz ze sobą. Z jednej strony chcesz być takim człowiekiem, jak dawniej, a z drugiej zaczynasz się otwierać. W tej chwili to, co mówisz i piszesz może być prawdą, ale równie dobrze emocjonalną projekcją, która po jakimś czasie zniknie. To też jest powód, dla którego nie odpowiadam na niektóre twoje pytania.

- Wy to ze mną zrobiliście? Celowo? – dopytywał.

- Nie. Każdy więzień ma swoją drogę. Jest kilka schematów, które powtarzają się w ludziach. Nie jest to niczym dziwnym. Gdybym ja przechodziła, to co ty, też bym znalazła się w jakimś schemacie. Ty teraz jesteś rozchwiany, ale twój kolega z domku na pustkowiu, nie.

- Bartek?

- Tak. On ma inną drogę resocjalizacji.

- A o nim pani może mi opowiadać?

- A dlaczego nie? Nie zdradzam żadnych tajemnic – zaśmiała się – chciałam tylko pokazać ci, gdzie się znajdujesz.

- Proszę mówić.

- Bartek wszystkie emocje kieruje na zewnątrz. Szybko wybucha złością, mówi bez zastanowienia to, co myśli i tak dalej. On uczy się, jak nad tym zapanować. Ty natomiast od lat tłumiłeś emocje, teraz zaczynasz się otwierać. I on i ty kroczcie po omacku w całkiem nowym dla was świecie. My jesteśmy tu po to, żeby pomóc wam przez to przejść. Siedzisz tu dopiero dwa miesiące, ale pierwsze pozytywne efekty zaczniesz zauważać najwcześniej za cztery. Oczywiście, jeśli będziesz nadal tak współpracować, jak teraz. Jeśli się zaprzesz i ponownie zamkniesz w sobie, to wszystko będzie trwało o wiele, wiele dłużej.

Pamiętaj, możesz zamieszkać w Karnym Mieście, za cztery miesiące albo za rok albo w ogóle.

- Czyli to co do pani czuję może okazać się fałszywe?

- Tak. Dlatego nie odpowiadam na pana pytanie.

- A jak będę już stabilny?

- Wtedy odpowiem.

- Dziękuję za szczerość – powiedział.

A Olga zanotowała w raporcie – 40% planu resocjalizacyjnego wykonano.

 

Tomasz

„Cegły, cegły, cegły, rzygam cegłami” – myślał Tomasz wyrabiając ręcznie kolejną sztabkę. Oddelegowano go do fabryki, którą wybudowano około dwóch kilometrów od miasta. Otaczał ją las młodych drzew. Z zewnątrz wyglądała na nowoczesny budynek, ale w środku panowało średniowiecze.  

Już dawno zrozumiał, że w Karnym Mieście panuje kult pracy fizycznej, ale ręczne wyrabianie cegieł uznał już za przesadę. Taśmowa produkcja przyspieszyłaby budowę wielkiego muru, a przecież o to wszystkim chodziło. O bezpieczeństwo.

- Nie rozumiem, czemu wykonujemy to, w tak prymitywny sposób? – powiedział do swoich znajomych, podczas przerwy obiadowej.

- Nie narzekaj, nie jest jeszcze tak źle. Nie musimy wygniatać gliny i słomy nogami – zarechotał jeden z nich.

- Dlaczego nie można robić tego maszynowo?

- To dziwny świat – odrzekł inny więzień.

- Wszyscy tak mówią, ale dla mnie to mowa trawa. Mają helikoptery, a nie mogą zbudować maszyny do robienia cegieł?

- No właśnie nie – odezwał się brygadzista i wstał – chodź, pokażę ci coś.

Tomasz poszedł za mężczyzną, który zaprowadził go do dużych dwuskrzydłowych drzwi. Otworzył je i weszli do środka. Była to obszerna sala, w pełni zmechanizowana, niestety nieużywana i pokryta grubą warstwą kurzu.

- Obejrzyj sobie wszystko, a potem zadawaj mi pytania – zachęcił.

Tomasz przeszedł się pomiędzy maszynami i widział elektroniczne konsole, koparki i spychacze, taśmę roboczą, a w końcu wielki piec do wypalania cegieł.

- Zardzewiałe?! – zdziwił się.

- Tak.

- Ale to nie żelazo?

- No i co z tego.

- Wiecie dlaczego?

- Nie.

- A próbowano z innymi metalami, z inną elektroniką, plastykiem itd.?

- Owszem. Tylko stare, dobre metody się sprawdziły.

- Czy te maszyny nigdy nie działały?

- Działały, ale cegły kruszyły się po kilku miesiącach. Co ciekawe, to samo robimy ręcznie i jakoś się udaje. Z tym, że wypalamy je w mniejszych piecach i tylko na drewnie.

- A ja myślałem, że celowo tam nam mówią?

- Nie. Jestem wolnym człowiekiem, mieszkam tu od dziecka i widziałem, jak próbowano wprowadzić tu nowoczesność. Niestety nie do końca się to udało.

- Rzeczywiście, to dziwny świat.

- Powiem ci jeszcze, że to, że mamy dwa helikoptery, to jakiś cud. Bo wybudowano ich ze trzydzieści, ale tylko te dwa zadziałały. Od pięciu lat, nie jesteśmy w stanie tego powtórzyć. Tak samo z samochodami. Działa pięć, a wyprodukowano osiemnaście. A motory? Jeden i należy do kapitana straży, a wybudowano siedem.

- I nie wiecie, czemu tak się dzieje?

Mężczyzna pokręcił głową.

- Wciąż szukamy rozwiązań, ale na razie z miernym skutkiem.

- A fachowcy z ziemi? Nie mogą pomóc?

Mężczyzna parsknął śmiechem.

- Ten świat jest tylko pozornie podobny do naszego, ziemska technologia tu nie działa.

Zabrzmiał dzwonek.

- Koniec przerwy, do roboty przodowniku – zaśmiał się brygadzista.


kolejny odcinek 30 maja wieczorkiem

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka