Więzienna planeta - odc.9
ZIEMIA
Nina
Dziewczyna
usłyszała dzwonek do drzwi i myśląc, że to Mariola, po prostu je otworzyła.
Zamarła. Na klatce schodowej stało dwóch policjantów.
-
Nina Pachulska? – zapytał jeden z nich.
-
Tak – odparła kobieta.
-
Jest pani aresztowana pod zarzutem napaści na pięciu mężczyzn, wandalizm i
niszczenie mienia.
Ninę
oblał zimny pot, a w głowie kołatało się jedno pytanie.
„Kto
ją wydał?”
-
To chyba pomyłka. Ja nic nie zrobiłam – powiedziała odruchowo.
-
To się okaże na przesłuchaniu – powiedział drugi z policjantów.
Pierwszy
dodał.
-
Idzie pani z własnej woli, czy mamy panią zakuć w kajdanki?
Nina
z całej siły zatrzasnęła drzwi i pobiegła na balkon.
Wyjrzała
za barierkę i zawahała się. Niby to było tylko pierwsze piętro, ale uosobieniem
sprawności fizycznej raczej nie była.
Pod
blok podjechał kolejny radiowóz, z którego wyszło kolejnych dwóch policjantów.
-
Niech pani nie stawia oporu – krzyknął do niej jeden z nich – proszę otworzyć
drzwi i dać się zatrzymać.
Pokazała
im obraźliwy gest i wspięła się na barierkę.
Pod
blokiem zaczęła zbierać się już spora grupka ciekawskich ludzi.
Nina
przeskoczyła na balkon sąsiada, a potem na następny.
Na
dole policjanci wciąż namawiali ją do zaprzestania ucieczki.
Ale
dziewczyna przestała myśleć, chciała tylko zbiec.
-
Nina, daj spokój, zejdź – usłyszała nagle głos Anabel.
Zatrzymała
się z jedną nogą na poręczy i spojrzała na szefową SPK.
-
A więc to ty mnie sprzedałaś! – wrzasnęła do niej i skoczyła w stronę kolejnego
balkonu. Ten okazał się zbyt daleko, więc runęła na ziemię.
Poczuła
straszny ból i straciła przytomność.
Agata
-
Idziesz z nami na piwo? – zapytał kolega.
-
Z wami, czyli z kim?
-
Z kilkoma osobami z redakcji.
Dziewczyna
zastanowiła się.
-
Halo, tu ziemia – mężczyzna pomachał jej ręką przed oczami - Pamiętasz jeszcze,
że masz tutaj znajomych? Czy też próba dostania się na Więzienną Planetę
całkowicie już pozbawiła cię potrzeb społecznych?
To
był strzał w dziesiątkę. Agata obruszyła się i powiedziała.
-
Nie żyję tylko Więzienną Planetą, pracuję. Ostatnio nawet napisałam dwa
felietony o okolicznych wioskach.
-
Gratuluję – śmiał się kolega – za ten wyczyn powinnaś dostać nagrodę.
-
Jesteś okropny.
-
Jestem wspaniały. Idziesz?
-
Idę – wyłączyła komputer i wstała od biurka. Przeciągnęła się, a kolega
powiedział zduszonym głosem.
-
Nie rób tego przy mnie więcej.
-
Czego?
-
Nie przeciągaj się.
-
Czemu?
-
Głupia jesteś, jak but – burknął i wyszedł.
Agata
roześmiała się do siebie.
-
Podobam mu się.
Ania
Siedziała
w swoim biurze i mechanicznie przestawiała przedmioty, które stały na biurku.
Myślała. Zastanawiała się, jak wygryźć swojego szefa albo innego szefa. Jeżeli
nie uda jej się tego zrobić, to nie awansuje i w oczach rodziców będzie
nieudacznikiem.
A
potem uświadomiła sobie, że to się nigdy nie skończy. Hanka zawsze będzie wyżej
od niej, a ona będzie musiała gonić za nią. Aż dojdzie na szczyt i przejmie
władzę po jednym z rodziców. A ona powinna zrobić to samo. Nawet jakby jej się
to udało, to i tak zostanie zapamiętana, jako ta druga.
Nie
widziała przed sobą żadnego światełka w tunelu. Tylko ciemną drogę przez mękę,
do kolejnego awansu.
Włączyła
sobie cichą muzykę i zabrała się za pracę. Ten projekt musiał być najlepszy.
Musiał być tak idealny, żeby wyższe szefostwo dało jej własny dział.
Wysłała
mailem podwładnym wytyczne, ale i sama wzięła się za swoją działkę. Nikt jej
nie mógł zarzucić, że nie daje z siebie wszystkiego.
WIĘZIENNA PLANETA
Olga i Burmistrz
Paweł
Sosnowski, burmistrz Karnego Miasta przyjął ją w swoim gabinecie i od razu
uraczył koniakiem. Potem wskazał wygodną kanapę, na której oboje usiedli.
-
A z jakiej to okazji? – zdziwiła się, ale nie odmówiła kieliszka.
-
Musimy porozmawiać.
-
Musi to być bardzo poważna rozmowa, skoro potrzebny jest alkohol. Chcesz mnie
zmiękczyć? – zaśmiała się.
-
Nie – uśmiechnął się mężczyzna – raczej chcę, żeby nasza rozmowa miała
charakter nieformalny. Musimy się nad czymś zastanowić.
Olga
zdjęła buty i podwinęła stopy pod uda.
-
No nie szalej, aż tak nieformalnie to nie będzie – śmiał się.
-
Kiedy jest mi wygodnie, od razu lepiej mi się myśli – odparła Olga i wymościła
się na kanapie jeszcze wygodniej.
Paweł
rozparł się obok niej i powiedział.
-
Ta dziennikarka z Ziemi nie daje nam spokoju.
-
Ta, której nie chcemy wpuścić?
-
Dokładnie. Przed chwilą przyszły informacje o tym, że szpera gdzie się da, żeby
znaleźć sposób dostania się do nas.
Wstał
i podszedł do biurka. Wziął teczkę wypchaną papierami.
-
Czytaj – podał jej.
Olga
odstawiła kieliszek na szklany stolik i wzięła teczkę do rąk.
Przerzucała
luźne kartki, co i raz mrucząc pod nosem.
-
Interesujące.
-
Wyszukała wszystkie dostępne o tobie informacje.
-
Widzę – mruknęła Olga – aż dziw, że nie doszła do dnia moich narodzin.
-
Co z nią zrobimy? – zapytał.
Kobieta
wzruszyła ramionami.
-
Nie możemy jej tak ignorować – powiedział.
-
Wiem, ale nie chcę jej też tu wpuszczać. To więzienie, a nie reality show.
-
Dostałem również pokaźne o niej informacje – podał jej kolejną wypchaną teczkę
i roześmiał się – masz lekturę na wieczór.
-
Ty czytałeś?
-
Przejrzałem.
Olga
wstała i wcisnęła sobie pod pachę obie teczki.
-
Zatem idę, jak coś wydumam, to dam ci znać.
-
Nie dopiłaś koniaku.
Kobieta
wzięła kieliszek i łyknęła sobie porządnie.
-
Żeby się lepiej pracowało – i wyszła.
Tomek
Siedział
na ganku miejscowej karczmy i ponuro obserwował grupę roześmianych kobiet,
które akurat przechodziły obok i które za chwilę znikły za najbliższym
zakrętem.
Nadał
obowiązywał go zakaz zbliżania się do którejkolwiek przedstawicielki płci
pięknej. Wyjątkiem była pani Olga, ale ją podejrzewał o bycie cyborgiem, więc
się nie liczyła. Lubił kobiety, uwielbiał ich towarzystwo, nawet jeśli je potem
okradał. Tymczasem więzienie pozbawiło go jednej i drugiej przyjemności.
Nie
buntował się już, ponieważ wiedział, że kiedyś to się skończy i wtedy znowu
będzie w raju.
Rozmarzył
się na przyszłością. Nie wiedział, jak może okazać się inna od jego wyobrażeń.
Robert
Pilnował
więźniów budujących wielki mur i odliczał minuty do końca służby.
Potem
miał się spotkać ze starym kapitanem, który miał mu przekazać część swoich
obowiązków. Już kilka dni temu przestał przed sobą udawać, że ten awans nic dla
niego nie znaczy. Znaczył bardzo dużo i cieszył się, że to na niego padło.
Wiedział, że będzie miał większą odpowiedzialność, ale z drugiej strony
dostanie sporą podwyżkę i atomowy motor, którym będzie mógł używać nie tylko na
patrole, ale i na wyjazdy do rodziców.
I
kiedy tak dumał nad przyszłością, nagle z najbliższych krzaków wyskoczył na
niego wielki kot i pędził rozwierając szeroko paszczę. Mężczyzna wiedział, że
nie ma szans na wyciągnięcie broni, więc jedyne co zrobił, to wyciągnął przed
siebie ręce. W momencie, kiedy zwierz już myślał, że dostał się do jego gardła,
złapał go za szyję i mocno szarpnął. Kocisko osunęło się po nim i padło martwe
u jego stóp.
-
Jak to zrobiłeś? – nadbiegł jego kolega.
Robert
spojrzał na swoje ręce. Drżały, tak jak jego całe ciało.
-
A ja wiem? Działałem odruchowo.
-
Skręciłeś mu kark – podszedł drugi strażnik – trzeba jak najszybciej oddać go
do rzeźnika, inaczej będzie się nadawał tylko do spalenia.
Robert
popatrzył na truchło. Był to młody osobnik z samotniczego gatunku Łazów
wędrownych. Niewiele większy od dużego psa, ale bardzo szybki i zwrotny.
-
Szkoda zwierzaka – powiedział- ale co zrobić, albo on albo ja.
Inni
pokiwali głowami. Na co dzień nie zabijali zwierząt, które ich atakowały, ale w
tym przypadku Robert nie miał wyjścia.
Na
lekko trzęsących się nogach podszedł do najbliższej sterty cegieł i usiadł.
-
Nic ci nie jest? – pytał jeden z kolegów.
-
Nie, tylko się zdenerwowałem. Muszę chwilę posiedzieć.
Karol
Powiedziano
mu, że chcą poznać jego techniczne umiejętności i z tego powodu zarzucili go
stertą książek. Jakby nie mieli elektronicznych czytników – parskał w myślach.
Niby tacy nowocześni, a dają mu książki.
Ale
po kilku dniach musiał przyznać im rację. E – booka nie mógłby rozłożyć na
wszystkich płaskich powierzchniach oraz przyklejać do niego karteczek z
zapiskami. Pani Olga widząc ten bałagan nie komentowała, ale widział, jak z
zadumą kręci głową. Nie wiedział, czy to dobrze czy źle.
Wielu
rzeczy nie rozumiał, ale się nie poddawał. Przekopywał się przez meandry
równań, wzorów i innych matematycznych i fizycznych znaków.
Kiedy
tak siedział nad książkami, czuł świerzbienie w palcach i chciał, jak
najszybciej wprowadzić nabytą wiedzę w czyn.
Ale
potem pani Olga sprowadzała go na ziemię mówiąc, że jeszcze za wcześnie żeby go
wypuszczać do ludzi.
Jak
na razie za towarzystwo musieli mu wystarczyć dwaj strażnicy i pani profesor.
Kiedy
o niej pomyślał, cała matematyka wywietrzała mu z głowy.
Co
za kobieta – myślał – piękna, zrównoważona, mądra. Niestety także
nieprzystępna, profesjonalna i obojętna na jego żałosne komplementy.
Czym
mógłby jej zaimponować?
Olga i Bartek
-
Jak to nie chce przyjść na spotkanie? – zapytała zdziwiona jednego ze
strażników, który miał przyprowadzić Bartka na zajęcia
-
Powiedział, że czyta i żeby na razie nie zawracać mu głowy, chyba, że
przyniesiemy mu kilka kawałków drewna.
-
Niesamowite – zaśmiała się kobieta – aż tak lektura go wciągnęła?
-
Ja tam nie wiem, ale na stole rzeczywiście leżała otwarta książka, a wokół
walały się kartki z jakimiś bazgrołami.
-
W takim razie, tym razem, ja do niego pójdę.
Strażnik
wzruszył ramionami.
-
Jak sobie pani chce.
Po
kilku minutach weszła do celi Bartka. Dwóch strażników weszło za nią i stanęło
przy drzwiach.
Olga
zauważyła, że Bartek siedzi przy kuchennym stole i zawzięcie coś kreśli
ołówkiem na kartce papieru.
Chrząknęła.
Bartek
podniósł głowę i powiedział.
-
A to pani – i ponownie pochylił głowę nad kartką.
Usiadła
obok niego i zapytała.
-
Dobre książki panu dałam?
-
Dobre, to mało powiedziane – odparł – są rewelacyjne. Do tej pory dłubałem w
drewnie, ale już niedługo będę rzeźbiarzem pełną gębą.
Spojrzał
na nią niepewnie.
-
O ile mi pani pozwoli.
-
Pozwolę, ale jeszcze nie teraz – obiecała – na razie proszę czytać i robić
szkice.
-
Dlaczego jeszcze nie teraz? – dopytywał.
-
Nie dam panu w tym miejscu ostrego narzędzia do ręki.
Bartek
burknął.
-
Nigdy nikogo nie zabiłem.
-
Wiem.
-
Skoro tyle pani wie, to pewnie i to, że mnie do zabicia kogoś wystarczy jedna
pięść – podniósł rękę.
Strażnicy
błyskawicznie wycelowali w niego lufy.
Nawet
na nich nie spojrzał, ale opuścił dłoń.
-
Musi być pan cierpliwy – powiedziała spokojnie Olga.
-
Nie muszę.
-
Ma pan rację, nie musi – zgodziła się – może pan wrzeszczeć, tupać, pokazywać
swoje niezadowolenie. Może pan odmawiać współpracy i dzięki temu zostać w tym
zamknięciu jeszcze dłużej. A muszę przyznać, że całkiem dobrze sobie pan radzi
i chciałabym na wiosnę pana stąd wypuścić.
Bartek
westchnął. Baba miała rację.
-
No dobrze, poczekam.
-
W takim razie zapraszam na dzisiejszą sesję – Olga wstała i skierowała się do
drzwi – za pięć minut będę na pana czekać w pokoju terapeutycznym.
-
Już idę – podniósł się zza stołu.
Olga
wyszła pierwsza, mężczyzna poczłapał niechętnie za strażnikami.
Komentarze
Prześlij komentarz