Lata 90' - W komunikacji miejskiej
W poniedziałek, kiedy jechałam do pracy naszło mnie sentymentalne wspomnienie o tym, jak kiedyś jeździłam do szkoły do Warszawy. I powiem Wam szczerze, że im więcej sobie przypominałam, tym mniej mi się to podobało. Bo moja przeszłość autobusowa nie zawsze była chwalebna, za co bardzo, ale to bardzo przepraszam. Pewnie nie napiszę niczego odkrywczego, bo komunikacja publiczna jest, była i będzie, z tym, że w latach 90 - tych, ja byłam nastolatką, a wtedy życie smakowało i wyglądało inaczej.
Byłam
typową zbuntowaną dziewczyną, której dorośli przeszkadzali w życiu i która w
autobusie zajmowała te „najlepsze miejsca”. Najlepsze, nie oznacza siedzące.
Największą, przynajmniej dla mnie atrakcją w autobusie było koło. W starych,
przegubowych Ikarusach pośrodku były barierki chroniące przed wpadnięciem w
przeguby. Nazywaliśmy to kołem. Oczywiście nie wolno było na nich siadać,
ale przecież młoda gniewna nie będzie słuchać, jakiś tam zakazów. Nie byłam
jedyna. W zasadzie niemalże każdy licealista, kiedy nie było miejsc wolnych do
siedzenia tam właśnie lokował swój zadek. Jakoś nikt nas stamtąd nie wyganiał.
Innym atrakcyjnym miejscem był sam koniec autobusu, ponieważ tam była barierka
oddzielająca pasażerów od szyby. Można było tam wcisnąć plecak i spokojnie stać
i rozmawiać ze znajomymi. Generalnie tył był okupowany głównie przez młodzież.
A może tak tylko mi się wydaje? Może wtedy nie zwracałam uwagi na dorosłych?
Dzisiaj
jeżdżąc komunikacją nie zauważyłam, żeby koleżanki siedziały sobie na kolanach.
Za mojej młodości było to normalne, że jeśli było tylko jedno siedzenie wolne,
to raz ja siadałam przyjaciółce na kolanach, a raz ona mnie. Nikogo to nie
dziwiło, a dzięki temu obie miałyśmy wygodnie.
Do
mniej chwalebnych wydarzeń muszę dodać trzymanie drzwi, żeby nikt już nie
wsiadł. KARYGODNE! Ale, czy wtedy się tym przejmowałam? Czy ktoś mnie czy innym
nastolatkom zwracał uwagę? Nie.
Z
innych równie mało chwalebnych, ale nikomu nie szkodzących wydarzeń było
śpiewanie piosenek na całe gardło. Działo się to wieczorową porą, kiedy było
mało osób w autobusie, ale czy powinnyśmy to robić? Jakoś nie pamiętam, żeby
ktoś nas uciszał, raczej ludzie się uśmiechali.
Mam
wrażenie, że w latach 90 – tych byliśmy bardziej wyluzowani. Dzisiaj, gdyby do
autobusu weszło kilka dziewczyn śpiewających jakieś szlagiery, na bank
zostałyby przywołane do porządku tekstem – Ludzie chcą w spokoju wrócić po
pracy do domu, przestańcie się drzeć.
No
tak, bo dzisiaj w autobusach jest cisza. Wtedy ludzie rozmawiali ze sobą, śmiali
się, kłócili, spierali i było głośno. A przecież zmęczenie po pracy to samo.
A
propos sprzeczek. Byłam świadkiem porządnej bójki tramwajowej, a raz sama bym
oberwała po głowie, bo mnie łebki wzięli za chłopaka. No cóż, byłam w pewnym
momencie chłopczycą, miałam krótkie włosy i nosiłam chłopackie bluzy i kurtki.
Pomylili się i myśleli, że zaczepiają małolata, a to byłam ja. Na szczęście nic
mi się nie stało.
Raz na wagarach jeździłam z przyjaciółką pół dnia
tramwajami od pętli do pętli, w końcu zrobiło nam się niedobrze i należało
skończyć tę wycieczkę.
I
na koniec. W autobusie można było też poznać nowych ludzi, zaliczyć podryw i w
ogóle dobrze się bawić. Dzisiaj pewnie też można, ale wiecie, to już nie mój
przedział wiekowy, zostawiam to młodszym i zadowalam się krótkimi dialogami
typu:
-
Proszę, niech pani usiądzie.
- Nie, nie trzeba, postoję.
I
nie wiem czy się cieszyć, że chłopak jest dobrze wychowany, czy płakać, żem już
stara.
powiązane linki:
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2020/01/subkultury-lat-dziewiecdziesiatych.html
Rozbawiłaś mnie podsumowaniem :D Ale wiesz, tak sobie pomyślałam o moich nastoletnich czasach i faktycznie - dorośli jakoś byli w tle. Jak drzewa i latarnie. Świat nastolatków jest inny, hermetyczny i w sumie fajny. Każdy etap życia ma swoje blaski i cienie, ale to nastoletnie wyobrażenie do dorosłości jest niepodrabialne :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ale rzwczywiście każdy czas ma swoje uroki. Ja osobiście nie chciałabym już być nastolatką. Wolę dorosłość.
OdpowiedzUsuńTrzeci paragraf od dołu przeczytałam " Na szczęście nic IM sie nie stało" 😂
OdpowiedzUsuńI masz rację, im też się nic nie stało:), chociaż w mojej głowie chodzi opowieść, że wypchnęłam ich z autobusu, ale to chyba sobie wymyśliłam i z czasem uwierzyłam, że to prawda. :)))
OdpowiedzUsuń