Więzienna planeta - odc.8

 


WIĘZIENNA PLANETA

 

Olga i Bartek

Olga nie spodziewała się po Bartku, że wytrzyma cztery dni. Ale dał radę. Przez cały czas przebywania w zamknięciu był pobudzony i widać było, że walczy ze sobą. Ostatecznie ani razu nie wybuchł i niczego nie zniszczył. Za to, żeby wypuścić nadmiar adrenaliny, ćwiczył. Wrzeszczał przy tym okropnie, ale dzięki temu meble nadal stały, jak stały, a talerze nie były rozbite o ścianę.

Czwartego dnia dwaj strażnicy otworzyli drzwi i powiedzieli.

- Gratulujemy, przeszedł pan kolejny test, teraz czas na zapoznanie się z osobistym trenerem, który pokieruje pana resocjalizacją.

- Powiedzcie mu, żeby mnie pocałował w dupę – warknął Bartek.

- To kobieta i nie będzie pana nigdzie całować – powiedział jeden ze strażników.

- Idzie pan, czy mamy z powrotem zamknąć drzwi? – zapytał drugi.

- Idę – burknął Bartek i zapytał – znowu mnie uśpicie?

- Tylko, jeśli będzie pan agresywny – odparł jeden ze strażników.

Bartek wyszedł na korytarz, który był cały przeszklony i ukazywał piękny widok na miasteczko. Mężczyzna przykleił się do szyby i przez chwilę po prostu stał i się gapił. Strażnicy nie przeszkadzali mu, ani nie popędzali. I co zdziwiło Bartka, żaden nie wygłosił żadnej kąśliwej uwagi typu – Zachowuje się tak, jakby świata nigdy nie widział.

W końcu był gotowy pójść dalej. Z korytarza weszli w głąb budynku i mężczyzna już się bał, że znowu zaprowadzą go do pokoju bez okien, a wiedział, że w tej chwili uznałby to za torturę.

Na szczęście znalazł się w dużym pokoju, z ogromnym oknem. W pomieszczeniu stały wygodne fotele i kanapa. Meble i ściany były w stonowanych i ciepłych kolorach, co dawało poczucie przytulności i domowej atmosfery. Miedzy siedziskami stał szklany stolik, na którym stał talerz ciasteczek, dymiący imbryk i dwie filiżanki.

Strażnicy wyszli i stanęli za szybą, która znajdowała się koło drzwi. Zrozumiał, że nie może robić żadnych głupot, bo oni w każdej chwili mogli tu wpaść i zrobić z nim porządek.

Usiadł na jednej z kanap i sięgnął po ciasteczka.

- Nieładnie tak samemu się objadać i nie poczekać na mnie.

Bartek spojrzał w stronę drzwi.

Stała w nich ta sama chuda baba, która przyleciała po nich do domku na pustkowiu. Nie wyglądała w jego oczach ani o drobinę lepiej, niż wtedy.

Według niego, prawdziwa kobieta powinna mieć porządne pośladki i piersi, a nie takie tam wypustki.

Olga zdawała sobie sprawę, jak on na nią patrzy, ale jak zwykle to zignorowała. Przez lata mężczyźni patrzyli na nią od skrajnego obrzydzenia, poprzez niechęć, do niemal uwielbienia. Ale ona pozostawała niezmiennie chłodna, opanowana i profesjonalna.

- Nazywam się Olga Kowalska, jestem dyrektorem więzienia i pana osobistym trenerem.

- O nie. Tylko nie to – jęknął Bartek – nie dość, że jest pani mało atrakcyjna, to jeszcze będzie moim cerberem. Czy mogę prosić o zmianę?

Olga usiadła naprzeciw niego i nalała sobie herbaty do filiżanki.

- Widzę, że kultura i dobre wychowanie, to dla pana coś obcego – upiła łyk – nie szkodzi, postaram się temu zaradzić.

Bartek uświadomił sobie, że strzelił gafę.

- Bardzo panią przepraszam. Nie powinienem mówić tego na głos.

- Bardzo dobrze, że mówi pan, co myśli – uśmiechnęła się do niego – dzięki temu obojgu nam będzie łatwiej.

Tomek

Tomek mieszkał w kamienicy przeznaczonej dla więźniów. Do swojej dyspozycji miał dwa pokoje z łazienką. Kuchnia i jadalnia była wspólna, tak jak i wielki wypoczynkowy pokój, w którym mógł po pracy pogadać ze współwięźniami, pograć w szachy czy poczytać.

Dzisiaj jednak siedział w swoim mieszkaniu i pracował nad zadaniem od trenera. Na razie wpatrywał się w pustą kartkę i nerwowo gryzł końcówkę długopisu. Miał za zadanie wypisać swoje słabe i mocne strony nie związane z oszukiwaniem.

Tomek miał z tym duży problem, ponieważ oszukiwał odkąd pamiętał. Nie wiedział zatem, czy naprawdę jest odważny, czy tylko takiego grał. Czy rzeczywiście boi się psów, czy to była przykrywka dla naiwnych kobiet, które chciał okraść.

W końcu napisał pierwsze zdanie – Jestem dobry z matematyki.

Pochwały raczej za to nie dostanie, ale przynajmniej nie skłamał.

Bo do tej pory, wciąż był łapany na kombinowaniu i zmuszany do powiedzenia prawdy. Tym razem napisał ją i to z własnej woli.

 

Robert

Rodzice słysząc o jego niedalekim awansie, przyjechali do niego, żeby mu pogratulować. Przyjął ich w swoim służbowym mieszkaniu, przyklejonym do muru i stojącym w sporej odległości od innych budynków mieszkalnych.

Był to mały domek z dwoma pokojami i kuchnią. Nie miał wielkich wymagań co do wystroju. Wnętrze wyglądało, tak jak u każdego kawalera, który nie ma czasu na pierdoły. Proste meble bez ozdób, wszystkie ściany pomalowane na biało, w szafkach kuchni cztery kubki i trzy talerze, lekko wyszczerbione od częstego używania.

- Ożeniłbyś się w końcu – powiedziała matka zamykając szafkę – ewidentnie brakuje tu kobiecej ręki.

- Mamo, mnie tu nic nie przeszkadza – wziął ją pod rękę i stanowczo wyprowadził z kuchni. Posadził przy małym stole i rzekł.

- Zaraz przyniosę zupę.

- Ciekawe, co zrobiłeś? – pytała mama.

- Nie martw się, głodna nie wyjdziesz – powiedział syn i znikł za drzwiami.

Wtedy odezwał się ojciec.

- Daj mu spokój. Jak znajdzie właściwą dziewczynę, to się ożeni.

- Tutaj? Same babochłopy ze straży, szalone profesorki i więźniarki, które pragną jedynie wrócić na Ziemię.

- Słyszałem – Robert wniósł wazę z zupą – rosół z kluskami.

Mama nie miała się do czego przyczepić, zupa wyszła mu rewelacyjna.

- Jak będziesz taki samowystarczalny, to nikogo sobie nie znajdziesz.

-  Nie szukam.

- A powinieneś. My nie jesteśmy coraz młodsi, jak przyjdą dzieci, to nie będziemy mieć siły żeby ci pomóc.

Robertowi brwi podjechały niemalże do granicy włosów.

- Mamo! Na razie nikt mi nie wpadł w oko, a mama już o wnukach.

- No tak. Zanim ją znajdziesz, zanim się ożenisz, zanim urodzi się dziecko, minie kilka lat, a ja mam już 64 krzyżyki.

- Synu, dla dobra nas obu, powiedz, że zaczniesz szukać wybranki. Bo ty tutaj zostaniesz, a ja? Pomyśl o mnie, jeszcze przez tydzień matka będzie o tym gadała.

- Franciszku, jak możesz – oburzyła się mama.

Ale syn i ojciec się roześmieli. W końcu i ona skapitulowała i dołączyła do ogólnej wesołości swoich mężczyzn.

- Jesteście nieznośni.

 

Karol i Olga

Karol wytrzymał w zamknięciu i ciszy tydzień. Nie było mu źle. Miał co jeść, na półkach znajdowały się książki, miał gdzie się umyć, nie musiał polować ani bać się żadnego drapieżnika, więc cierpliwie oczekiwał na ciąg dalszy eksperymentu, w którym się znalazł. Jednak po sześciu dniach zaczął przejawiać rozdrażnienie, stał się nerwowy w ruchach, i co raz częściej patrzył na zegar powieszony w na ścianie w kuchni.

- Przyprowadźcie go do sali numer 32 – wydała decyzję Olga.

Sama niezwłocznie się tam udała. Był to ten sam pokój, w którym rozmawiała z Bartkiem. Z tym, że tym razem zdążyła zjawić się tam przed więźniem.

Karol wszedł do środka i bez słowa usiadł naprzeciwko Olgi. Patrzył na nią uważnie, a ona nie potrafiła odczytać jego emocji.

- Czy płatni zabójcy zawsze zachowują milczenie i kamienną twarz? – zapytała.

- Zamilkłem z wrażenia – powiedział bezbarwnym głosem.

- Trudno mi w to uwierzyć – odparła wesoło Olga – chyba zrobię panu zdjęcie i pokażę, jak wygląda.

- Niech pani opisze – poprosił.

- Na pana twarzy nie ma żadnych emocji, jakby miał pan maskę.

Karol westchnął i rozparł się wygodnie.

- Nie, nie wszyscy płatni zabójcy tak mają. Ja tak mam. Czy to problem?

- Na razie nie, ale przyjdzie taki czas, kiedy będzie pan musiał pokazać emocje.

- Wtedy będę się o to martwił, ale na razie ciekaw jestem, co ma mi pani do powiedzenia.

- Na razie tylko ogóle wytyczne i kilka rad.

- Będę często panią widywał?

- Raz dziennie.

- To dobrze. Proszę, niech pani mówi.

 

 

Bartek

Ze zdziwieniem patrzył na stojących w drzwiach strażników, którzy trzymali w rękach kilka książek.

- Kujona chcecie ze mnie zrobić? – burknął.

- Nic ma nic złego, w tym, że człowiek się dokształca – wręczyli mu książki i zamknęli drzwi.

Pani Olga powiedziała mu, że ma dla niego, coś co powinno go zainteresować, ale bardziej myślał o jakiś kolorowych gazetkach z dziewczynkami. Tymczasem dostał naukowe pozycje o rzeźbiarstwie.

Rzucił je na stół i burknął pod nosem.

- Chyba ją pogięło. Najgrubsza książka, którą przeczytałem, to była instrukcja z domku na odludziu.

W ramach obrazy położył się na łóżku i poszedł spać.

 

Olga

Siedziała w zaciszu swojego gabinetu i analizowała rozmowę z Karolem.

- Silny typ. Szybko przejmuje kontrolę nad rozmową. Bezpośredni – pisała – bez sprzeciwów przyjął polecenie, co bardzo mnie zdziwiło, bo jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś nie grymasił. Mam nadzieję, że prędzej czy później to nastąpi. Typ psychopatyczny? – postawiła przy ostatnim zdaniu znak zapytania.

- Zamilkł z wrażenia – przypomniała sobie, że powiedział coś takiego na samym początku rozmowy. Co miał na myśli? Pokój? Okna? Ją? Miała do tego wrócić i się o to zapytać, ale przez całą godzinę, co chwilę walczyła o odzyskanie kontroli nad rozmową. Czuła się wypruta z sił. Mężczyzna był bardzo inteligentny, ale nie miała pewności, czy celowo przejmuje dowodzenie, czy po prostu tak ma. Nawet kłamca Tomek był łatwiejszy, chociaż też się przy nim napracowali.

Do gabinetu weszła sekretarka.

- Burmistrz wzywa – powiedziała.

- Już idę.


kolejny odcinek 04 maja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka