Więzienna planeta - odc.12

 


Bartek
Do jego celi wszedł uśmiechnięty burmistrz i od razu powiedział:
- Mam dla pana dobre wieści.
- Zostałem uniewinniony?
- Nie.
- Skrócili mi wyrok?
- Nie.
- To nie ma pan dla mnie żadnych dobrych wieści.
Burmistrz usiadł przy stole, na którym Bartek umieścił kilka małych rzeźb tutejszych zwierząt. Burmistrz musiał przyznać, że były perfekcyjne. Dlatego jeszcze raz pogratulował sobie pomysłu.
- Mam dla pana propozycję- zwrócił się do Bartka- chciałbym, żeby pan sprzedał kilka tych figurek.
Duży mężczyzna zdziwił się.
- Sprzedać?
- Co pana tak dziwi? Rzeźby są świetne i na pewno znajdą się chętni nabywcy. 
- To mogę tu zarabiać?
- W pewnym momencie i tak będzie pan musiał to robić. W naszym mieście niańczymy was tylko przez określony czas, a potem sami musicie zadbać o swój byt. Pan może zacząć już teraz. Za kilka miesięcy, jak wszystko pójdzie dobrze, będzie miał pan trochę oszczędności.
- A pan ile z tego weźmie? - zapytał Bartek.
- Tyle, co podatek. 10% od miesięcznego dochodu.
- A jak zarobię tylko 10 złotych.
- Miasto weźmie złotówkę.
- A skąd pewność, że nie oszukam?
- W tej chwili nie będzie miał pan takiej możliwości, ale po wyjściu stąd owszem, z tym, że jeżeli nas oszukasz od razu lądujesz w Kolonii Karnej. Na zawsze.
- Nie mam dożywocia- oburzył się mężczyzna.
- Więzienna Planeta rządzi się swoimi prawami. Ma pan zamiar nas oszukiwać?
- Oczywiście, że tak - wybuchł mężczyzna - kim bym był, gdybym był uczciwym frajerem?
- Wolnym człowiekiem? - powiedział burmistrz z sarkazmem. A potem wstał.
- Cofam moją propozycję. Nie jest pan gotowy na nagrodę. Ale przynajmniej jest pan szczery, to jest dla nas bardzo ważne. Oby tak dalej.
Mężczyzna wyszedł z celi.
Bartek siedział przez chwilę bez ruchu, po czym wrzasnął i zrzucił na podłogę wszystkie swoje dzieła.
Był na siebie wściekły, ponieważ zdawał sobie sprawę, że pokpił sprawę. Gdyby był Karolem nigdy by się tak nie wygłupił. Niestety był sobą i to, co robił coraz mniej mu się podobało.

 

ZIEMIA

 

Nina

Siedziała na sali rozpraw i czekała na zeznania kolejnych świadków. Jak na razie nikt jej niczego nie udowodnił.

Sędzia wezwał na świadka Anabel Chwik. Nina spojrzała na byłą szefową z nienawiścią. Kto, jak kto, ale ona powinna jej bronić, a nie występować przeciwko niej.

Po pierwszych formalnościach, Anabel zaczęła opowiadać o działalności SPK i o roli Niny w tej organizacji. Były to słowa pochlebne, ale Nina była zbyt wściekła na byłą szefową, żeby je przyjąć.

- A potem coś się z nią stało- mówiła Anabel – zrobiła się agresywna i chętnie brała udział w burdach. Zrobiła sobie te tatuaże na głowie i zaczęła nosić się, jak mężczyzna.

- Jak równouprawniony człowiek – wykrzyknęła Nina – sukienki są ograniczające…

- Proszę oskarżoną o powstanie – przerwał jej sędzia.

Nina wstała.

- Tym razem tylko panią pouczam, ale następnym razem obciążę panią mandatem za przerywanie przesłuchania. Czy to jest zrozumiałe?

- Tak Wysoki Sądzie, przepraszam – Nina usiadła i z całych sił zacisnęła wargi.

- Prosiłam ją żeby odpuściła – kontynuowała Anabel – myślałam, że mnie posłuchała, ponieważ stała się spokojniejsza i na demonstracjach trzymała się blisko mnie. Niestety oszukała mnie. Za moimi plecami dokonywała napaści na tych mężczyzn, za co ich bardzo przepraszam.

- Słabiaczka – mruknęła Nina, ale tak cicho, żeby nikt nie słyszał,

- Z tego co wiem – odezwał się prokurator - pani organizacja jest niechętna płci brzydkiej i wielokrotnie podczas demonstracji dochodziło do agresywnych zachowań wobec mężczyzn.

- Owszem, tak było. Ale proszę zauważyć, że już od kilku miesięcy zmieniliśmy taktykę działania. Na naszym ostatnim zjeździe publicznie potępiłam stosowanie przemocy i zalecałam spokojne manifestacje. Zdałam sobie sprawę z tego, że walką nie wygramy i mamy co raz mniejsze poparcie wśród kobiet z poza organizacji.

- Czy nie uważa pani, że wcześniejsze metody mogły zachęcić oskarżoną do kontynuowania napaści na mężczyzn.

- Teraz wiem, że tak i bardzo tego żałuję.

Odezwał się adwokat z urzędu.

- A skąd pani wie, że to oskarżona napadała na poszkodowanych? Przecież pani tam nie było?

- O wszystkim opowiedziała mi Mariola Opawska, przyjechała do mnie i powiedziała, że nie może dłużej milczeć i że bardzo jej się to nie podoba.

Nina zbladła. Mariolka ją zdradziła. Wszyscy ją zdradzili. Ją, która tak poświęciła się dla sprawy.

- Z tego co mamy w zeznaniach pani Marioli, ona sama uczestniczyła w napaściach.

- Tak, ale mnie powiedziała, że działa ze strachu i pod przymusem Niny.

Sędzia zwrócił się do Niny.

- Czy to prawda, że oskarżona zmuszała panią Mariolę Opawską do napadania na poszkodowanych mężczyzn.

- Nic mi nie wiadomo o żadnych napaściach – Nina, mimo, że była przegrana nadal szła w zaparte.

- Czyli nadal nie przyznaje się pani do winy?

- Nie. Nic nie zrobiłam.

 

Ania

Kolejny projekt skończony i zakończony sukcesem. Ania najchętniej poszłaby na urlop, ale miała do świąt awansować, więc od razu zgłosiła się po kolejne zlecenie i to duże.

- Nie wiem czy sobie poradzisz – powiedział jej szef, wykrzywiając usta.

- Dlaczego miałabym sobie nie poradzić. Nie zaliczyłam jeszcze żadnej porażki.

- Ten ostatni projekt ledwo zmieściłaś w czasie.

- Ale zmieściłam. Nie spóźniłam się nawet o minutę – powiedziała twardo.

- Ale powinnaś być z nim gotowa przynajmniej na dwa dni przed terminem, żebyśmy w razie wpadki mieli czas na poprawki.

 - Ale nie było żadnej wpadki. Wszystko się udało i firma zarobiła krocie – broniła swojego zdania.

- Po prostu ci się udało – mruknął szef z niechęcią.

- Chcę ten nowy projekt.

Szef skrzywił się jeszcze bardziej i powiedział.

- Co ci tak na tym zależy? Chcesz awansować? Nie uda ci się, ponieważ, póki co, nie ma wakatu na stanowisku dyrektora działu.

- Dostanę ten projekt? – nie odpowiedziała na jego pytanie.

- Nie – uśmiechnął się złośliwie – nie mam zamiaru pomagać ci w awansie. Słyszałem, że miałaś iść na urlop. Może skorzystaj? A jak wrócisz, weźmiesz, co ci dam.

Ania wstała i bez słowa wyszła z gabinetu szefa.

Czuła się upokorzona i samą siebie winiła za porażkę.

- Za szybko odkryłam karty.

Wiedziała, że teraz szef będzie dawał jej jakieś drobiazgi i na pewno nie wyrobi się do świąt z awansem. A wtedy rodzice zrobią jej piekło. Może nawet wydziedziczą. Czuła nieodpartą chęć napicia się czegoś mocniejszego.

Zdusiła ją w zarodku i poszła do kadr ustalić termin urlopu.

Te nie były mile widziane w korporacjach, ale ustawowo jej się należało. Dlatego wzięła tydzień wolnego i postanowiła go przespać. Albo przepić. Albo jedno i drugie.

Niestety wiedziała, że to będzie niemożliwe, ponieważ w ty terminie przypadało spotkanie zapoznawcze z chłopakiem Hanki.

- Koszmaru ciąg dalszy.

 

Agata i Olga

Agata, punktualnie o 10 00 została wprowadzona do przytulnego pokoju. Na ścianach oprócz regałów z książkami były zawieszone obrazy przedstawiające krajobrazy i zwierzęta. Na samym środku stał niski stolik, wokół którego były ustawione duże, wyściełane aksamitem fotele. Pod oknem był barek z napojami i alkoholami, przy którym stała drobna i szczupła kobietka.

Agata nie była na to przygotowana. Wydawało jej się, że szefowa więzienia powinna być wysoka i postawna, tymczasem było odwrotnie.

- Dzień dobry – powiedziała Agata lekko dukając.

- Dzień dobry – Olga miała miły da ucha głos, co również Agatę zaskoczyło.

Spodziewała się raczej władczego i surowego tonu.

- Pani Agata Brylska, prawda? – szefowa więzienia wyciągnęła do niej drobną dłoń – nazywam się Olga Kowalska i to ze mną chciała się pani tak bardzo skontaktować.

- Tak – wydukała Agata, wciąż nie mogąc dojść do siebie po konfrontacji swojej wyobraźni z rzeczywistością.

- Proszę usiąść – Olga z powrotem podeszła do barku – czego się pani napije? Wino, cola, drink?

- Trochę za wcześnie na picie alkoholu – zdumiała się Agata.

- Najmocniej przepraszam –zaśmiała się Olga – jestem na urlopie i w ogóle nie patrzę na zegarek. Jest po 10 00, no ale mam chęć na alkohol, to co będzie?

- Wino – powiedziała Agata.

Olga podała jej kieliszek, sama wzięła sobie drinka z Martini.

Usiadła naprzeciw dziennikarki i przez chwilę się jej przyglądała.

To jednak wystarczyło, żeby Agatę speszyć.

Olga to zauważyła i zganiła siebie w duchu. Nie jesteś w pracy, nie analizuj tej osoby i czym prędzej przeszła do rozmowy.

- Dlaczego chce pani odwiedzić Więzienną Planetę? – zadała pytanie.

Agata już otwierała usta, ale Olga jeszcze dodała.

- Tylko proszę mówić szczerze, ponieważ jeżeli pani skłamie, będę od razu o tym wiedziała. Lata praktyki z więźniami robi swoje – przyznała się jej po to, żeby kobieta wiedziała na czym stoi.

Agata potaknęła głową.

- Zwiedziałam wszystkie miejsca na Ziemi, które wydawały mi się interesujące. Bo oprócz tego, że jestem dziennikarką, jestem też podróżniczką.

- Tak, wiem – powiedziała Olga – przejrzałam pani albumy. Muszę powiedzieć, że robi pani piękne zdjęcia.

- Dziękuję – Agata zaczerwieniła się lekko zawstydzona, po czym kontynuowała – no i miałam kilka tygodni temu urodziny i chciałam zrobić sobie prezent w postaci wyjazdu na Więzienną Planetę.

- I kiedy odmówiliśmy, tym bardziej pani chciała do nas przyjechać?

- Tak – przyznała Agata.

- Wie pani, że nie wpuszczamy dziennikarzy.

- Tak, wiem, ale ja nie chcę pisać reportażu, chcę po prostu prywatnie zwiedzić to miejsce.

- Trudno mi uwierzyć, że nic pani nie napisze.

- Wiem, ale naprawdę jestem ciekawa tego miejsca.

- Muszę przyznać, że robiliśmy wszystko żeby panią zniechęcić, ale wykazała się pani nie lada uporem.

- Ale pewnie to nie wystarczy – zgadywała Agata.

- Dokładnie. To nie wystarczy. W zasadzie to chciałam panią prosić, żeby pani przestała się upierać. My nie ustąpimy, mało tego, jeżeli nadal będzie pani na nas naciskać, skończy się to sądem. A tego by pani nie chciała.

- Jeżeli to by pozwoliło mi się tam dostać, to warto spróbować.

Olga roześmiała się na to stwierdzenie.

- Nie ma pani zielonego pojęcia, o czym mówi. Pobyt w naszym więzieniu, to nie bajka.

- A jednak ludzie wracają stamtąd i żyją, jako zdrowa tkanka społeczeństwa.

- Z wieloma pani rozmawiała?

- Z kilkoma. Wszyscy powiedzieli, że Więzienna Planeta odmieniła ich życie.

- I coś jeszcze?

- Nie – przyznała Agata – nie chcieli zdradzać szczegółów. W ogóle ciężko się z nimi rozmawiało.

- No cóż, życie tam zmienia.

- Naprawdę nie mam szans tam się wybrać? – patrzyła błagalnie na Olgę.

- Jest szansa, ale to bilet w jedną stronę – powiedziała dyrektor więzienia – jest pani w stanie dla fanaberii porzucić dom i rodzinę?

- Pani nie porzuciła domu i rodziny.

- Ja nie jestem dziennikarką, która może w każdej chwili wypaplać wszystkie nasze tajemnice.

- Przecież jest kara pieniężna – broniła się Agata – nie mam tak wielkiej kwoty, wolałabym siedzieć cicho.

- I to mówi dziennikarz? Potraficie wiele poświęcić. Do tego, za artykuły o nas mogłaby pani zarobić więcej niż wynosi kara. Byłaby pani sławna.

- Sława trwa pięć minut – odrzekła Agata – a ja nie mam parcia na czerwony dywan.

- Zgrabnie pani zbija moje argumenty – pochwaliła Olga.

- Dziękuję.

- Ale to też nie wystarczy.

- Mogę zadać pytanie?

- Oczywiście.

- Czy nie uważa pani, że to jest bezsensowne? Zakazywać wstępu dziennikarzom? Przecież na pewno nie wszyscy więźniowie siedzą cicho, na pewno opowiadają o swoim pobycie na Więziennej Planecie. Mnie nie chcieli mówić, ponieważ jestem dla nich obcą osobą, ale rodzinie? Przyjaciołom?

Olga zastanowiła się nad odpowiedzią.

- Widzi pani, oni przeszli wszystko na własnej skórze, oni wiedzą, o co chodzi w moim programie resocjalizacyjnym. Doświadczyli go, przetrawili i udało im się wyjść na ludzi. Niestety nie wszystkim. Co pani by pomyślała widząc mężczyznę błagającego o litość, usmarkanego po pas, wyglądającego na pierwszy rzut oka nieszczęśliwego, którego strażnicy wywlekają z więzienia i wsadzają do transportera i wywożą, a on nigdy nie wraca? Czy umiałaby pani poruszać się po naszym mieście według zasad, które dla pani są absurdalne i ograniczające, dla nas i więźniów potrzebne do przeżycia i bezpieczeństwa? Czy powstrzymałaby się pani od zadawania pytań, czemu ktoś ma wielkie blizny na pół twarzy lub rękach? Albo, co by pani pomyślała sobie, widząc wysiadających z helikoptera poobijanych więźniów, a z nimi oddział strażników?

Agata zmarszczyła brwi.

- Ale przecież nie można używać przemocy wobec więźniów? – wydukała.

- Tutaj nie można, Więzienna Planeta ma surowsze prawa i zasady niż Ziemia.

Agata skrzywiła się.

- Bijecie więźniów?

- Więzienna Planeta to nie kurort, od surowej dyscypliny zależy nasze przeżycie. Czy czytała pani książki na temat naszej fauny i flory? Są na Ziemi dostępne.

- Muszę przyznać, że niewiele.

Olga pokiwała głową.

- Karne Miasto, to bardzo niebezpieczne miejsce, nie tylko ze względu na przestępców, ale i na naturę, która nas otacza. Tam nie ma wielkich miast, wieżowców. Nie ma ulic i wielu samochodów. Nowe Miasto ma jedynie 500 osób, a nasze 150 razem z więźniami.

- Ale przyjmujecie turystów?

- Owszem, ale niewielu. Zazwyczaj są to rodziny skazanych.

- Ale jednak…

Olga odstawiła pustą szklankę na stolik i wstała. Spotkanie dobiegło końca.

- Czyli mam dać sobie spokój?

Odpowiedź Olgi zaskoczyła ją.

- Jestem na Ziemi jeszcze dwa tygodnie. Ma pani czas na przyswojenie, jak największej ilości materiału o naszej przyrodzie. Do tego, proszę pobrać w recepcji regulamin pobytu i zasad w Karnym Mieście. Spotkam się z panią ponownie 30 września, o tej samej porze. Wtedy zadecyduję. Tymczasem, życzę miłego dnia.


kolejny odcinek 15 maja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka