Subkultury lat dziewięćdziesiątych
Przypominam, że moje wpisy są subiektywne
i oparte na moich wspomnieniach ewentualnie wsparte wspomnieniami kolegów i
koleżanek.
Przeczytałam
jedną z części moich wypocin o latach 80-tych i 90-tych i czuję lekki niedosyt.
Niby opisałam muzykę, stroje, czas wolny, transformację ustrojową oraz moją
historię, a tu wciąż za mało.
Być może trochę
się powtórzę, ale nic to, zaczynam.
Subkultury
Metalowcy, punki,
czy skinheadzi, to przeszło do nas z poprzedniej dekady.
Część moich
znajomych utożsamiało się z tymi grupami, ale szczerze mówiąc byli już reliktem
przeszłości, bo na podwórka lat dziewięćdziesiątych wkraczali dresiarze, skejci
(tak, będę pisać w spolszczonej wersji) i fani muzyki techno.
I zacznę od
dresiarzy.
Wieść miejska
niosła, że ta subkultura rozpoczęła się od okradzenia tira z dresami na
Targówku. Ale tak naprawdę, to był moment.
Kiedy byłam w
pierwszej klasie LO, po mojej szkole na Bródnie chodzili raczej zwyczajnie
ubrani ludzie. Pewnie, było i kilkoro w dresach, ale nic ponad normę. Po
wakacjach, kiedy przeszłam już do drugiej klasy, nagle wyrosło ich tylu, co
grzybów po deszczu.
Kim byli
dresiarze? Ano czytajcie.
Przede
wszystkim byli ściśle związani z firmą Adidas i prawdziwy dresiarz nosił na
sobie tę markę.
Ale czy tylko?
Niekoniecznie, ponieważ w latach 90 było mnóstwo podróbek i większość członków subkultury kupowała je na bazarach i nosiła jako oryginały. Była też wersja dla najniżej stojących w hierarchii. Dres z czterema paskami. Mówiło się, czwarty pasek w bonusie. Kto zatem nosił oryginały?
Ale czy tylko?
Niekoniecznie, ponieważ w latach 90 było mnóstwo podróbek i większość członków subkultury kupowała je na bazarach i nosiła jako oryginały. Była też wersja dla najniżej stojących w hierarchii. Dres z czterema paskami. Mówiło się, czwarty pasek w bonusie. Kto zatem nosił oryginały?
Nieliczni,
którzy w ciężkim pocie sobie na to uzbierali albo mieli kasę bo rodzice np.
handlowali na Stadionie czy też mieli pierwsze dobrze prosperujące firmy lat
90. Mogli ewentualnie kogoś skroić, ponieważ część z nich zasilała szeregi
półświatka i raczej nie chcielibyście mieć z nimi do czynienia.
Miałam
kolegę w klasie, który ubierał się od stóp do głów w oryginalnego Adidasa, ale
on nie był dresiarzem, raczej był jednym z niewielu, którzy nie bali
nosić się na dresiarski sposób. Ponieważ łatwo było dostać od nich za to, po
twarzy. Mogliśmy sobie nosić inne marki, ale nie tę.
Dresiarze nie nosili tylko dresów. Mogli je zamieniać na jasne dżinsy, biały sweter i skórzaną kurtkę. Co do butów, potrafili do sportowych spodni nosić mokasyny, z których wystawały białe skarpetki. Dotyczyło to zarówno chłopaków, jak i dziewczyn.
W tamtych czasach, przyszła do nas moda na solarium, z którego oni korzystali w nadmiarze. Dlatego po mojej szkole chodziło mnóstwo osób o pomarańczowym kolorze skóry. Nie, nie pomyliłam się. Byli pomarańczowi, bo większość solariów oferowała bardzo kiepskie łóżka. Nie brakowało również ludzi spalonych na skwarę, ale tych o odcieniu oranż było więcej.
Chłopaki włosy zaczesywali na żel, a dziewczyny farbowały je na zbyt ciemny czarny kolor lub zbyt jasny blond. Ściskały to wszystko w zbyt ciasny kucyk, upięty wysoko na głowie. Ja dla odmiany zawiązywałam kucyk nisko, luźno, co miało znaczyć bunt i luz jednocześnie. Dresiary fryzowały sobie też grzywki na tak zwanego alfa. Był taki bohater serialu, kosmita Alf i od niego nosiła nazwę ta fryzura.
Dresiarze nie nosili tylko dresów. Mogli je zamieniać na jasne dżinsy, biały sweter i skórzaną kurtkę. Co do butów, potrafili do sportowych spodni nosić mokasyny, z których wystawały białe skarpetki. Dotyczyło to zarówno chłopaków, jak i dziewczyn.
W tamtych czasach, przyszła do nas moda na solarium, z którego oni korzystali w nadmiarze. Dlatego po mojej szkole chodziło mnóstwo osób o pomarańczowym kolorze skóry. Nie, nie pomyliłam się. Byli pomarańczowi, bo większość solariów oferowała bardzo kiepskie łóżka. Nie brakowało również ludzi spalonych na skwarę, ale tych o odcieniu oranż było więcej.
Chłopaki włosy zaczesywali na żel, a dziewczyny farbowały je na zbyt ciemny czarny kolor lub zbyt jasny blond. Ściskały to wszystko w zbyt ciasny kucyk, upięty wysoko na głowie. Ja dla odmiany zawiązywałam kucyk nisko, luźno, co miało znaczyć bunt i luz jednocześnie. Dresiary fryzowały sobie też grzywki na tak zwanego alfa. Był taki bohater serialu, kosmita Alf i od niego nosiła nazwę ta fryzura.
Tapir
na boczek i koniecznie tona lakieru do włosów..
Dziewczyny
z alfem nazywaliśmy, alfiarami i nie był to komplement.
Tak
Wam się przyznam, że ja nie mogłam sobie pozwolić na większość
"modnych" fryzur, bo miałam
za grube i za ciężkie włosy. I
całe szczęście.
Co
do makijażu, dresiary malowały się mocno, a na twarz nakładały tyle tapety, że
jakby je uderzyć z tyłu głowy, to z przodu by wszystko odpadło (tak się wtedy
mówiło). Kosmetyki serwowane nam w drogeriach były albo bardzo drogie albo
bardzo tanie i niestety kiepskie. Zdarzało się, że makijaż po prostu spływał im
z twarzy, a na rzęsach tworzyły się grudy z tuszu. Do tego nakładały podkład i
puder do granicy brody, więc „cudownie” odznaczał się od bladej szyi.
Z
dresiarzami trudno było się dogadać, ale tych, których poznałam bliżej lubiłam.
Część z nich wywodziła się z patologicznych rodzin, dlatego nie do końca
rozumiałam ich świat. Inni należeli do grupy nowobogackich dzieciaków, które lubiły
kasę, samochody i imprezki. Wielu z nich miało szemrane towarzystwa i szemrane
interesy.
Niestety
byli również agresywni. Nie tylko chłopaki, ale i dziewczyny.
Okupowali
klub Stodoła – dziś jest tam ok., ale w latach dziewięćdziesiątych, była tam
rzeźnia. Po śmierci jednego z uczestników zabawy, na jakiś czas zamknięto klub.
W ogóle, przez kilka przypadków śmierci i pobić wprowadzono w dyskotekach zasadę,
że nie wpuszcza się na imprezę w dresach ani w obuwiu sportowym. Masakra,
prawda? Zwłaszcza dla mnie, która lubi tańczyć w trampkach. Dodatkowo wchodziło
się do dyskotek przez bramki wykrywające metale. Szkoda, że nie narkotyki,
których było pełno.
Wracając
do dresiarzy i ich niespokojnych rąk. Byłam świadkiem mordobicia w tramwaju.
Bójka między nimi a metalowcami. Tych drugich było dwóch, a tych pierwszych,
więcej. A kto sprowokował? Koleżanka dresiara, która skutecznie namówiła
kolegów do jatki. Tak, widziałam wiele bójek.
Co
ciekawe wielu skinheadów przepoczwarzyło się w dresiarzy.
Jeden
taki, co mi się podobał właśnie coś takiego zrobił.
Dzisiaj też mamy
do czynienia z dresiarzami, ale to już inna historia….
Skejci.
Nie myślcie
sobie, że wszyscy skejci jeździli na deskach. A w życiu. To był dopiero
początek i wyróżniało ich z tłumu to, że słuchali czarnej muzyki ewentualnie
techno i nosili ciuchy, a la skejter. I to nie wszyscy, bo oryginalne były za
drogie. Dlatego kupowali trzy razy za duże spodnie, opuszczali je na tyłku i
widać im było gacie. Do tego zakładali dużo za dużą bluzę i już.
Szczerze mówiąc,
nie umiałam się z nimi dogadać. Jak dla mnie byli zbyt „odjechani”, często
opaleni ziołem i mówili dziwnym, niezrozumiałym językiem. Swoją gwarą, której
chyba nikt, poza nimi nie rozumiał.
Nie było
skejtparków, nie mieli super sprzętów, ale to od nich wszystko się w Polsce
zaczęło. Z tym, że ja jakoś nigdy nie widziałam ich jeżdżących BMX lub na
desce? Ci co jeździli musieli się nieźle napocić, żeby znaleźć dobre miejsce.
Być może było tak, że nie widziałam ich, ponieważ moja szkoła była głównie
dresiarska, może gdzie indziej było więcej skejtów. A może, nie interesowali
mnie, jako ludzie, bo byli w moich oczach dziwni i niedostępni. A zwłaszcza ci
z dużą kasą, oni tworzyli swoje enklawy i kliki. Albo po prostu bliżej mi było
do dresa niż do skejta, mimo, że ja lubię hip – hop i wszelkie pochodne style.
Ale najbliżej mi
było do miłośników techno.
Technowcy
Zaczęło się od
tego, że bo mój brat cioteczny i koledzy zaczęli tego słuchać i jeździć po
dyskotekach tzw. techniawkach. Siłą rzeczy i ja zaczęłam to robić. Do tej pory
na moich imprezach nie może zabraknąć tej muzyki. (chociaż musicie wiedzieć, że
ja kocham muzykę w całokształcie (prócz disco polo) i nigdy nie ograniczałam
siebie jednym stylem). Wam pewnie, człowiek – techno kojarzy się z
plastikowymi, lateksowymi strojami, fosforyzującymi gadżetami i białymi
rękawiczkami, mnie nie, ponieważ moje towarzystwo takie nie było.
My zaczynaliśmy
techno w Polsce. To znaczy nie moje towarzystwo, a nastolatki lat 90-tych. Nie
mieliśmy kasy na udziwnione ubiory.
Do dyskoteki
zakładaliśmy luźne, sportowe ciuchy i wszystko.
Uwielbiałam
jeździć na techniawki. Stroboskop, najlepszy wynalazek dyskotek. Dudnienie
muzyki w sercu, w głowie i w każdej tkance i wystarczyło zamknąć oczy i dać się
ponieść. Odlot.
Wielu fanów
techno ćpało (ja nie), ćpało i piło dużo wody, żeby raz podkręcić trans
muzyczny, dwa, po narkotykach nie odwodnić organizmu.
Jest coś takiego
w techno, że nie można skończyć tańca nawet po piwie. Dobrze, że piwo jest
moczopędne, dzięki temu, jakiś hamulec był.:)
Jaki był człowiek
techno? Spoko, agresji zero.
Jeśli nie wpadło
się w narkotyki, to wszystko było ok., jeśli się wpadło, to sami wiecie, jak
można skończyć. Nie przypisuje narkotyków tylko osobom lubiących ten rodzaj
muzyki, bo były wszędzie, ale część fanów techno podkręcała się nimi, dla kopa
w tańcu, a to mogło skończyć się śmiercią.
Nie wiem, czy
mieliście możliwość wejść mocno w muzykę techno i nie mówię tu o komercyjnych
zespołach, gdzie utwór nie przekracza 5minut, tylko o wersjach klubowych, gdzie
jeden utwór przechodził w drugi i tańcząc, chcesz tego więcej i więcej. I tak
przez długi czas. Jeśli nie jesteś na dopalaczu, wszystko porządku, organizm powie ci, że ma dość, po
narkotykach? Nie.
Jeśli chodzi o
mnie, to nie byłam związana z żadną subkulturą, moim życiem były „korty”, a tam
przychodziło wiele różnych osób o różnym sposobie bycia i życia. To, że techno
mi podpasowało, wynikało z tego, że ma mocne bity, a ja takie bardzo lubię.
Poza tym, zbyt sobie cenię moją różnorodność, żeby wchodzić w jakiekolwiek
ramy.
Komentarze
Prześlij komentarz