Na Ukrainie – cz.2 – Jak tam jest? Temat przeze mnie poważnie potraktowany.
Uwaga, nie piszę tego,
żeby kogokolwiek obrazić. Stwierdzam fakt zastany w miejscach, w których byłam.
Ten wpis jest po to, żeby niektórym otworzyły się oczy, że za naszą wschodnią
granicą ludzie żyją inaczej niż my i może niektórzy zrozumieją, czemu Ukraińcy
przyjeżdżają do nas do pracy. Jestem pełna szacunku i podziwu dla tego narodu.
W listopadzie byłam we Lwowie
i Winnikach, więc widziałam tę część Ukrainy, która się rozwija, w której nie
brakuje galerii handlowych, ładnych restauracji, sklepów i dobrych samochodów.
Ale i tam można było zobaczyć, stare łady, ciężarówki rodem z czasów ZSRR oraz nie
remontowane od lat drogi i domy.
Jak mi powiedziała studentka,
z którą jechałam na Ukrainę, Lwów jest drogi i bogaty. A do samego miasta
prowadzi bardzo dobrze utrzymana trasa. W innych miejscach, już nie jest tak
optymistycznie. Drogi mają fatalne.
Mój znajomy zagadnął do mnie:
- Kiepskie mamy drogi,
prawda?
- Ano, macie.
Po chwili dodałam.
- Słuchaj G., bardzo bym
chciała powiedzieć coś pozytywnego, ale nie mogę.
On w odpowiedzi tylko się
gorzko roześmiał.
Miałam przyjemność pojechania
w głąb kraju, na południe, w stronę granicy z Mołdawią. Zwiedziłam kilka
miejscowości, t.j. Tarnopol czy Kamieniec Podolski, widziałam przez okna wsie i
miasteczka, które w kolejnym wpisie wam opiszę.
Po ulicach w większości
jeżdżą stare strucle pamiętające czasy sowieckie, łady w każdym wydaniu,
moskwicze czy ciężarowe ziły, produkowane od lat 60-tych i nadal służące swoim
właścicielom. Po ulicach Tarnopola jeżdżą trolejbusy, które również były wyprodukowane w
czasach Związku Radzieckiego. Nie ma niestety dobrych zdjęć, ponieważ ludzie mi
włazili przed obiektyw.
„Nowsze” samochody z Zachodu
to w większości, auta z lat 90-tych.
A wśród tego mrowia, gdzie
niegdzie pojawiał się nowoczesny wóz, który pewnie był kupiony tylko dlatego,
że ktoś pracował za granicą.
W sklepach jest wszystko, co
i u nas, w telewizorach lecą podobne do naszych reklamy, ale nie każdego stać
na przedstawiane tam produkty.
Ludzie mówią, drogie,
wszystko drogie.
Nie mówię, że u nas jest tak
bogato, że wszystkich, na wszystko stać.
Sama mam szesnastoletni
samochód, a na remont łazienki wezmę kredyt.
Ale jednak większość
społeczeństwa, żyje na takim poziomie, że wózki w supermarketach uginają się od
ilości jedzenia, niemalże każdy, kto ma prawo jazdy, ma samochód, a w wielu
przypadkach, rodzina ma dwa auta.
To nie są tylko moje
spostrzeżenia. Rozmawiałam z ludźmi w autobusie, tak jak z tą studentką, która
powiedziała wprost – te ładne domy, które pani widzi, są takie, ponieważ ktoś z
rodziny pracuje za granicą. Ona sama już ma wykształcenie zdobyte na Ukrainie,
ale żeby móc pracować w UE, dodatkowo chodzi do szkoły w Polsce. Powiedziała
mi, że najbardziej marzy o tym, żeby móc mieszkać u siebie i pracować u siebie,
nie za granicą z dala od bliskich. Nie chcę, żeby ten wpis wyszedł ponuro, ale
my nie doceniamy, tego co mamy. Tam, oprócz dużego bezrobocia, rozbitych rodzin
z powodu pracy za granicą, mają wojnę. Niby nic się nie dzieje. Ludzie kupują
choinki (u nich Boże Narodzenie będzie w poniedziałek), wszędzie ruch i
krzątanina. Miasta są przyozdobione lampkami, a w sklepach słychać świąteczne
piosenki, ale gdzie się nie obrócisz, tam jest DOMBAS. Poszłam do muzeum, a tam
ekspozycje od mamutów po wojnę z Rosją. Weszłam do cerkwi greko – katolickiej,
a tam zdjęcia poległych, zwiedzałam twierdzę w Kamieńcu Podolskim, a tam
zamiast historycznych zbroi i szabel, wystawa z Majdanu i frontu. W telewizji,
we wszystkich dziennikach, doniesienia z walk.
Ludzie żyją w niepewności
jutra.
Ale z tego, co mówili,
pokładają spore nadzieję w nowym prezydencie.
Pojawiły się jakieś reformy,
które pomału zmieniają krajobraz Ukrainy.
Ludzie są serdeczni i
uśmiechnięci, ale jednocześnie widać zmęczenie i smutek spowodowany wieloletnim
brakiem pieniędzy, wyjazdami i wojną.
Ludzie są nie tylko
serdeczni, ale i hojni, co mogłam odczuć na własnej skórze. Wróciłam objedzona
po uszy, z prezentami oraz kilkoma produktami kupionymi z „upustem.” I walizką
cięższą, niż, jak do nich jechałam.
Komentarze
Prześlij komentarz