Na Ukrainie cz.1 – podróż w tę i z powrotem



  
  
Zdjęcia są przerabiane, ponieważ były robione z okien autokaru i samochodu i w tle było widać szybę i to co w środku pojazdu. 

Mimo, że byłam tam niecałe 3 dni, to mam bardzo dużo do napisania, dlatego postanowiłam podzielić moje zapiski na dwie części.

Po raz drugi w tym roku, a właściwie, miesiąc po wyjeździe do Lwowa, znalazłam się na Ukrainie. Tym razem był to prywatny wyjazd do znajomych, którzy od kilku lat zapraszali mnie do siebie w gości. Dzięki tej wizycie mogłam zobaczyć, Czortków, Kopyczyńsk, Tarnopol, a nawet Kamieniec Podolski.
Ale o tem potem.
Zapamiętajcie sobie raz na zawsze, jeśli macie jechać na Ukrainę tylko na kilka dni, nigdy nie wybierajcie podróży autokarowej. Zapłaćcie więcej, ale pojedźcie pociągiem, polećcie samolotem, nie wiem, rowerem pewnie też będzie szybciej.
Nawet jeśli będziecie się potem musieli przesiadać, to i tak Wasza podróż będzie krótsza niż moja.
Oczywiście wielkim plusem było to, że autokar wiózł mnie bezpośrednio na miejsce, ale jechałam w jedną stronę 12 godzin, a w drugą 15.
Nie chodzi o to, że to było daleko, bo to tylko sześćset parę kilometrów. Samochodem można było dojechać w 8 godzin, autokarem pewnie 10, ale…, ale jest jeszcze przejście graniczne, które skutecznie wydłuża czas podróży. Ale o tej niewygodzie będzie za chwilę.
Autokar, jak autokar, stary i bez gniazdek na ewentualne doładowanie telefonu. To mnie rozczarowało, ponieważ miałam w niego wgrany audiobook, którego chciałam w czasie drogi posłuchać. W obawie, że nie będę miała gdzie doładować telefonu i że bateria mi padnie zanim dojadę do Czortkowa, zrezygnowałam z książki. Na szczęście, jeszcze w domu coś mnie tknęło i wzięłam ze sobą starą, przedpotopową mp3, działającą na zwykłe baterie paluszki, które wytrzymują nawet 12 godzin. Także zamiast książki, miałam muzykę. Dodatkowo dostałam od mojej mamy chrzestnej małą poduszeczkę, za co jestem jej ogromnie wdzięczna, bo dzięki niej mogłam w miarę wygodnie przysypiać podczas drogi(w obie strony jechałam w nocy).
W autokarze nie było ciasno, miałam miejsce od okna i sporo przestrzeni na nogi.
I byłam jedyną Polką, która wybrała się na Ukrainę.
Jeszcze jadąc na dworzec, mówiłam do taty, że mam nadzieję, że nie będzie ze mną siedział człowiek, który będzie mnie męczył gadaniem.
Może i jestem kontaktowa i mam wokół siebie wielu ludzi, ale rozmowy z obcymi ludźmi w czasie podróży mnie nie kręcą.
No i się przysiadł, pan, który miał wielką ochotę na rozmowę. Ja oczywiście, nie.
Skorzystałam z momentu, kiedy rozmawiał przez telefon i odcięłam się od niego słuchawkami.  Niestety, pan nie rozumiał przekazu słuchawek w uszach i niemalże zaraz po skończonej rozmowie telefonicznej, zaczepił mnie ponownie wypytując o mp3. Chcąc nie chcąc musiałam mu chwilę o tym opowiedzieć.
W końcu udało mi się ponownie od niego odciąć słuchawkami, poduszką i próbą zaśnięcia, chociaż nie byłam pewna, czy i ze snu mnie nie wyrwie, ponieważ zachce mu się gadać. No i wyrwał, żeby mnie poinformować, że się przesiada, bo mu w plecy wieje.
W głowie fikałam z radości koziołki.
Przesiadł się do przodu, do młodej studentki, która po krótkim czasie przesiadła się do mnie, mówiąc, że jest jej za gorąco.
No więc, do Lwowa siedziałyśmy razem i nawet dobrze mi się z nią rozmawiało, ale jeszcze lepiej spało, bo obie tego potrzebowałyśmy.
Pan wysiadł we Lwowie, a my się rozdzieliłyśmy i każda z nas miała dwa siedzenia do własnego użytku.
W drodze powrotnej nie miałam żadnego towarzysza podróży, za to miałam ciasnotę, ponieważ młodzi ludzie siedzący przede mną rozłożyli fotele. Ale byli grzeczni i zapytali się wpierw czy mogą. Pozwoliłam im na to, bo ja niska jestem i nie zabieram zbyt wiele miejsca, ale w porównaniu z pierwszym autokarem, miałam ciasno. Kiedy zobaczyłam z daleka, że to polski autobus, ucieszyłam się myśląc, że będą gniazdka na ewentualne doładowanie telefonu, niestety, był to stary autokar i ponownie drżałam o baterię. Z tym, że nie chciało mi się słuchać muzyki i zaryzykowałam audiobook. Okazało się, że nie pochłania baterii, jak szalony i w sumie udało mi się słuchać go przez ok. 5 godzin. A na granicy nawet trochę doładowałam telefon, bo w poczekalni było gniazdko, z którego natychmiast skorzystałam.
GRANICA!
Jak nam dobrze w tej Unii, że nie mamy przejść granicznych, że możemy swobodnie poruszać się po innych krajach bez potrzeby kontroli granicznej.
Nie chodzi o to, że przejazd przez granicę jest trudny, bo nie jest. Jest czasochłonny. Za pierwszym razem trwało to 3 godziny, a za drugim 4, jak nie więcej. Są dwie odprawy, po stronie polskiej i ukraińskiej, do obu stoi kolejka autokarów i od jej długości zależy czas stania na granicy.
Z tym, że jadąc na Ukrainę nie wyjmuje się bagażów tylko idzie się z paszportem do okienka albo, jak w przypadku celników ukraińskich, w ogóle nie wysiada się z pojazdu, tylko celniczka zbiera paszporty, a po jakimś czasie oddaje. Wracając do Polski, po naszej stronie trzeba wyjąć bagaże i przepuścić przez rentgen, a do tego nasi celnicy wypytują o różne rzeczy. To znaczy, mnie nikt o nic nie pytał, bom Polka, ale Ukraińcy musieli odpowiadać na pytania typu:
- Skąd, dokąd, na ile?
- Ile mają pieniędzy?
- Jak ma na imię mąż?
I tak dalej.
Co dziwne, większość postoju na granicy w drodze powrotnej przespałam. Stwierdziłam, że nie ma sensu czekać i patrzeć, jak kolejka się przesuwa, więc po prostu przytuliłam policzek do poduszki i zachrapałam sobie nerwowym snem.
I na koniec. Jeśli jedziecie na Ukrainę na tydzień czy dwa, tak można przecierpieć taką podróż, jeśli na kilka dni, lepiej zapłacić więcej i polecieć samolotem czy pojechać pociągiem.
Ja już więcej tego błędu nie zrobię. Jestem zmęczona, wszystko mnie boli, zwłaszcza tyłek.
A co w razie przesiadek? Tam są bardzo dobre połączenia, a z dogadaniem się z Ukraińcami nie ma w ogóle problemu. My mówimy po naszemu, a oni po swojemu i jakoś to idzie. Myślę, że problem mogą mieć te osoby, które nigdy nie miały rosyjskiego i nie są osłuchane ze słowiańskimi językami. Ale to kwestia przełamania, bo naprawdę można się spokojnie dogadać.
Ja nie znam ukraińskiego, a jednak nie mam problemu z rozmową i zrozumieniem, a jak wiecie, talent językowy ze mnie żaden.
Miłej podróży na Ukrainę.


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka