Wykład z transplantologii

Mam za sobą wyjątkowo naukowy tydzień. We wtorek odwiedziłam Muzeum Ziemi, a wczoraj brałam udział w wykładzie dotyczącym transplantologii.
Nie żebym sama się na to pisała, ale jestem wychowawczynią w bio – chemie, więc siłą rzeczy razem z nimi się dokształcam.
Do szkoły przybyli doktorzy, którzy nie tylko opowiedzieli o tej dziedzinie nauki, ale też zachęcali do oddawania organów. Puścili nam przejmujący film, w którym pokazane było, jak ważne jest dzielenie się swoimi zasobami. Niektóre z nich można oddać za życia (nerki, fragment wątroby) inne pobiera się po śmierci (płuca, serce). Według polskiego prawa nie trzeba mieć zgody zmarłego, ani jego rodziny, ale jeśli ta wyrazi sprzeciw, to oczywiście niczego zmarłemu się nie zabiera.
Pan doktor obalił również „twierdzenie”, że motocykliści, to dawcy organów. Uświadomił nam, że po wypadku ich narządy są tak poobijane, że do niczego się nie nadają.
We mnie, osobiście największe emocje wzbudziły informacje o przeszczepach twarzy. Że zdejmuje się twarz zmarłemu i daje żywemu.
Żeby rodzina nie czuła, że ich bliski został źle potraktowany, robi się specjalne maski silikonowe, które nakłada się zmarłemu w brakujące miejsce
I powiem Wam, że to mnie bardzo poruszyło, ponieważ można bez żalu oddać serce, nerkę czy wątrobę,  ponieważ i tak się tego, na co dzień nie ogląda.
Ale twarz? To jest przecież, jak dowód tożsamości.
Zmarłemu, co prawda już się nie przyda, ale to jest trudne do przełknięcia. Codziennie na siebie patrzę, widzę zmieniającą się urodę, zmarszczki, pieprzyki, ślady mimiki. I ktoś by mógł z mojej twarzy skorzystać, żyła by dalej na ciele innego człowieka. To jest dziwne uczucie…, jak o tym pomyślę, czuję się nieswojo. Czemu tak nie mam, kiedy myślę o nerce albo o mojej wyciętej śliniance?
Pomyślałam również o ludziach, którym wykonano przeszczep twarzy. Jak oni się czują? Czy potrafią z nią żyć? Czy przyzwyczajają się do niej, czy do końca życia czują, że patrzą na obcą osobę? A może tak się cieszą, że ich uroda została przywrócona, że z miejsca kochają tę twarz, jak swoją własną?
Wykładowca opowiedział nam również, jak wielkim przeżyciem jest widzieć, jak przeszczepione serce zaczyna bić. Jak w filmie. Cisza i nagle łup łup, łup łup. Coś pięknego, prawda?
Podczas tego wykładu zrozumiałam również, czemu jestem historykiem. W temacie medycyny nie wyrobiłabym emocjonalnie. Co innego opowiadać o flakach i uciętych nogach pod Grunwaldem, a co innego grzebać w człowieku i instalować mu nową wątrobę.
Muszę wam powiedzieć, że dawno tak poważnie nie podchodziłam do żadnego tematu, nie rozmyślałam i nie brałam sobie do serca czyichś słów. O tym, że zgadzając się na oddanie swoich narządów po śmierci, możemy komuś wydłużyć życie.
Piękny i bardzo pouczający wykład.
Jest o czym myśleć…. (westchnienie).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka