Z pamiętnika alergika
Dawno nie było moich alergicznych jęków, ale jak wiadomo, co się odwlecze, to nie uciecze.
A
już myślałam, że mam luz, że trzy lata odczulania wystarczyły, żebym z
wielkiego kataru przeszła na minimalny. Niestety, od kilku dni coś musi pylić i
w połączeniu z gorącem i nieprzestrzeganiem przeze mnie diety, znowu puściły
zawory w moim nosie. A było mi tak dobrze. I powiem Wam, że rzeczywiście
odzwyczaiłam się od kataru, ciężkiej głowy, łzawienia i zapomniałam, jak
człowiek się wtedy parszywie czuje. A biorąc pod uwagę, że to trwało od wiosny
do lata, to przyzwyczaiłam się do złego samopoczucia i jakoś działałam i w domu
i w pracy. Tymczasem, po takiej przerwie, gdy dostałam pyłkiem w nos,
rozłożyłam się całkowicie i stać było mnie tylko na jęk typu:
-
Ojojojojojoj.
Snułam
się po domu, jak cień i szukałam ratunku pod prysznicem, w lekach, w mokrym
prześcieradle na oknie, aż w końcu przypomniałam sobie, że mam nawilżacz
powietrza. Uratowana!!!
Ale
zanim mi przeszło, musiał nastać kolejny dzień i w zasadzie doszłam do siebie
około 11:00 przed południem. Teraz jest ok. Siedzę i oddycham spokojnie i mam
inny temat do narzekań. Upał! Upał! Upał!
Komentarze
Prześlij komentarz