Więzienna planeta - odc.36


 Ania

Weszła do sali muzycznej i zdziwiła się, że panuje w niej cisza. Dzieci i młodzież zamiast rozmawiać i śmiać się, wpatrywali się w nią, jak w obrazek. Czekali na ocenę z koncertu. Wiedzieli, że nie byli doskonali, kilka osób pomyliło nuty, jednej osobie wypadł smyczek, a kilku solistów zapomniało tekstu.

Siedzieli poważni i czekali na burę.

„Czyżby wyczuwali we mnie perfekcjonistkę?” – zmartwiła się Ania. Stwierdziła, że mogła się powstrzymać przed robieniem min. No i po koncercie pochwaliła ich krótko i musiała wracać do audycji radiowej. A potem nie miała możliwości porozmawiania, ponieważ salę wypełnili rodzice, nauczyciele i całkiem postronne osoby, które koniecznie chciały zobaczyć, kto tak pięknie dla nich grał. Ten czas wykorzystały z Agatą na robienie wywiadów. A potem ludzie dowiedzieli się, że to ona ich przygotowywała do koncertu, więc musiała odpowiedzieć na kilka pytań. Kiedy cały rwetes minął, nikt prócz Agaty nie został w pomieszczeniu.

- Dzień dobry – powiedziała, jak to ona spokojnym i opanowanym głosem.

- Dzień dobry – odpowiedziały cicho dzieci.

- Czy coś się stało? – zapytała, chociaż wiedziała, o co chodzi.

- Jest pani na nas zła? – zapytał jeden nastolatek.

- Nie byliśmy najlepsi – dodała dziewczynka.

- Ja przepraszam, ale z nerwów zapomniałam słów – dodała inna.

Ania pokiwała głową i przez chwilę zastanawiała się, co powiedzieć.

W jej przeszłym życiu nie było miejsca na pomyłki. Zmartwiła się tym, bo musiała to nieświadomie przekazywać dzieciom. Co miała im powiedzieć? Co sama chciałaby usłyszeć? Zdecydowała się na:

- Jestem z was dumna i nigdy w to nie wątpcie.

- Ale było tyle pomyłek – odezwała się kolejna osoba.

- To jest nieważne. Ważne jest to, że zagraliście, że zaśpiewaliście, że ludziom się podobało. To był wasz pierwszy występ. Nie ma idealnego debiutu. A nawet jeśli zdarzy się to przy waszym 20 koncercie, myślicie, że ludzie przez to przestaną was słuchać i lubić? Nigdy. Całe Karne Miasto mówi tylko o was. Cieszcie się sukcesem. Wasi rodzice puchną z dumy, ja też puchnę z dumy.

Młodzież odetchnęła i lekko się ożywiła.

- Czyli będziemy dalej ćwiczyć?

- Oczywiście. Tylko mamy jeden problem – uśmiechnęła się do nich.

- Jaki?

- Nie mamy nazwy.

- Nie ma sprawy, zaraz coś wymyślimy – podchwyciła młodzież.

Ania odetchnęła. Udało jej się wybrnąć z trudnej sytuacji.

Mimo, że wewnątrz stara Ania usiłowała krzyczeć, że to co oni zrobili, to była porażka, ale nowa Ania cieszyła się z tych pomyłek, bo to pomagało jej samej uznać, że nie jest perfekcyjna i że nie udało jej się przygotować idealnie koncertu. I wcale jej to nie martwiło.

Ta myśl ją zaskoczyła.

 

Agata i Bartek

Bartek pracował przy murze układając kolejne warstwy cegieł, był zadowolony i cicho gwizdał pod nosem. A jego zadowolenie zwiększyło się jeszcze, kiedy zobaczył z oddali idącą z innymi kobietami Agatę. Nie mógł się powstrzymać i pomachał do niej. Ona uśmiechnęła się szeroko i odwzajemniła gest.

Podeszła bliżej i powiedziała do niego.

- Niestety dzisiaj nie roznoszę drugiego śniadania. Oddelegowali mnie do stania przy betoniarkach.

- Szkoda – powiedział szczerze.

- Może nam się uda wrócić razem do miasta – odparła z nadzieją.

- Nie sądzę – Bartek westchnął – mam karne nadgodziny.

- Coś zbroiłeś?

Mężczyzna zaśmiał się.

- Nie, ale publicznie kłóciłem się z chłopakami. Dostaliśmy karę za zakłócanie spokoju. A na dodatek nie mogę nawet prosić o jakikolwiek przywilej. Zblokowali mi na miesiąc konto.

- Nie wydajesz się tym przybity – powiedziała zdziwiona.

- A co ma być przybity. Zobaczyłem ciebie i to mi wystarczy. A w następnym miesiącu zabiorę cię na randkę.

Agata zdała sobie sprawę z tego, że wszyscy wokół to słyszeli. Spłonęła rumieńcem i wydała tylko jeden dźwięk.

- Oooo.

Mężczyzna zaniepokoił się reakcją dziewczyny.

- Powiedziałem coś nie tak?

- Nie, nie – powiedziała zawstydzona – wszystko w porządku. Chętnie z tobą pójdę na randkę.

I było jeszcze gorzej, ponieważ mężczyźni stojący koło Bartka zaczęli gwizdać i bić brawo, na co zareagowali strażnicy.

- Spokój, to nie plac zabaw. Do roboty – warknął jeden z nich.

- Przepraszam, to przeze mnie – ratowała ich Agata.

Strażnik popatrzył na nią groźnie, a potem się uśmiechnął.

- To nie ulega wątpliwości, ale teraz niech już pani idzie na swoje stanowisko, bo inaczej pani dryblas nie będzie mógł się na niczym skupić.

Agata po raz drugi zaczerwieniła się, jak burak i poszła we wskazane miejsce.

Bartek uśmiechnął się do siebie i zabrał się do pracy.


Robert i Nina

Zaczął się październik i było co raz chłodniej. Jesień miała się ku końcowi, na dniach można było spodziewać się mrozu i śniegu. Zaczynał się też niebezpieczny okres zwiększonej aktywności drapieżników. Część zwierząt odeszła w cieplejsze rejony, ale nadchodziły te, którym zimno nie przeszkadzało. Robert stał na szczycie nowego kawałka muru i bacznie obserwował okolicę. Do linii drzew był spory kawałek, ale tutejsze kotowate były bardzo szybkie. Czasami odrywał wzrok od lasu i patrzył na pracowników, a zwłaszcza na jedną osobę. Na Ninę. Musiał przyznać, że dziewczyna była wytrwała i od dwóch tygodni stawiała się punktualnie do pracy i kończyła ją, jako ostatnia. Stwierdził, że pewnie dla niej, to robota w sam raz, żeby pokazać, że nie jest gorsza od mężczyzn. Nie widział w tym sensu, ale najwidoczniej ona tak.

- Mogę pana zmienić – usłyszał za plecami. Odwrócił się o zobaczył jednego z sierżantów.

- To dobrze, bo już trochę przemarzłem na tym wygwizdowie.

Pożegnał podwładnego i zaczął schodzić po schodach. Tam natknął się na Ninę, która akurat wnosiła cegły na dalszą część budowy. Widział, jak na jej twarzy pojawia się wyraz nienawiści do niego i chyba do świata w ogólności. Nic sobie z tego nie robił, tylko szedł dalej.

- Dzień dobry – powiedziała, tak jak ją uczył.

- Dzień dobry – wyminął ją.

- Nic więcej pan nie powie? – usłyszał za plecami.

Odwrócił się w jej stronę i spytał.

- A co miałbym powiedzieć?

Nina wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, zawsze ma pan do mnie, jakieś ale…

- Tym razem nie mam – zaczął odchodzić.

- No tak, bo teraz wysyła mi się je na piśmie.

Nie odwracając się do niej powiedział.

- Nie igraj z ogniem Nino, bo możesz zginąć w pożarze.

Odszedł myśląc o tym, że ta kobieta sama się prosi o wyrok śmierci. Nie wierzył, że uda jej się zmienić.

Karol i Tomek

Obaj mężczyźni pracowali przy rąbaniu drewna i co dziwne cieszyli się w duchu ze swojego towarzystwa. Może jednak terapeuci mieli rację i ta znajomość miała sens.

- Zauważyłeś, że zagonili do tej pracy dwa razy więcej ludzi niż wczoraj? – zapytał Tomek.

- Nie, bo jestem tu pierwszy raz – odparł Karol.

- Naprawdę? – zdziwił się kolega – myślałem, że każdy się tym zajmuje.

- Najwidoczniej nie – sapał Karol – jeśli chodzi o mnie, to wcale mi się ta robota nie podoba, wolę grzebać się w smarze i elektronice.

- No tak, ponoć jesteś mózgowcem.

- Tak jakby – nie zaprzeczył Karol – a ty? Jakie zdolności u ciebie wykryli?

Tomek przestał machać siekierą i popatrzył z rezygnacją na Karola.

- Żadnych.

- Żadnych? – zdziwił się kolega.

- Nic, a nic. Okazało się, że moją jedyną zdolnością było przekręcanie kobiet na kasę. No może jeszcze dobrze jeżdżę samochodem, ale to nie jest żaden wyczyn, większość ludzi z prawem jazdy to potrafi.

- A może jeszcze nie odkryłeś w sobie talentu?

Tomek machnął ręką i powiedział ze śmiechem.

- Odkryłem, jedynie to, że moi terapeuci wysyłają mnie wszędzie tam gdzie trzeba machać siekierą. Może jestem mistrzem siekiery?

- Na pewno idzie ci lepiej niż mnie – zaśmiał się Karol – ja już nie mam sił, a ty wydajesz się wypoczęty, jakbyś w ogóle nic nie robił.

- Bo ty źle trzymasz siekierę i robisz zły zamach. Męczysz się niepotrzebnie – po czym wziął nowy pieniek i powiedział – patrz, tak się to robi – i bez wysiłku rozłupał drewno.

- Chyba masz rację, jesteś mistrzem siekiery – śmiał się Karol.

- Dziękuję – Tomek ukłonił się, a potem dodał – jednak wolałbym być dobry w czymś innym, w czymś, czym mógłbym zaimponować Annie.

- To takie buty – powiedział Karol i dodał filozoficznie – kobiety, co one z nami robią.

 

Olga, Paweł i Robert

Spotkali się w ratuszu na omówieniu bieżących spraw.

Siedzieli w gabinecie burmistrza pijąc ciepłą herbatę i zajadając się ciastkami.

- Cieszę się, że idzie zima, będzie można zamknąć się na turystów – powiedziała Olga – zmniejszy się ryzyko dostania się tutaj jakiegoś kreta.

- To prawda, ale do połowy października jest jeszcze kilka dni, nie ciesz się przedwcześnie – powiedział Paweł.

- Fakt, ale ten list zachwiał moją wiarę w bezpieczeństwo tego miejsca. A co, jeśli wśród więźniów kręci się zabójca, który siedzi tu od kilku miesięcy i tylko czeka na znak? – mówiła kobieta.

- Nie panikuj, na razie Karol ma dostać zlecenie – pocieszył Paweł – dopiero, jak oficjalnie odmówi, tamci się zdenerwują.

- Na razie nie ma po co o tym mówić – wtrącił się Robert – na razie musimy zastanowić się, czy nie zakończyć już robót przy murze. Jest co raz zimniej i drapieżniki zaczynają wychodzić na polanę. Dzisiaj dwa razy już je odganiałem.

- Masz rację, teraz trzeba się skupić na ogrzaniu domów i zabezpieczeniu starych murów – powiedział Paweł – powinieneś zrobić grafik wart.

- Już się za to zabrałem – powiedział Robert.

- Dociągnijmy pracę do końca tygodnia i zostawmy dalszy ciąg do wiosny – dodała Olga – co do wart, już bym zaczęła ustawiać je nocą.

- A ja bym zwiększył ekipę do wycinania i rąbania drewna – wtrącił Paweł – mam wrażenie, że jakoś nam to opieszale w tym roku idzie.

- To nie wrażenie – zaśmiał się Robert – skupiliśmy się głównie na murze, bo chcieliśmy, zrobić go, jak najwięcej.

- Tak naprawdę, to przedłużyliśmy go w stosunku do zeszłego roku o dwa przęsła – odparł Paweł.

- I tak nas w tym roku nie uchroni przed drapieżnikami, dobrnęliśmy dopiero do połowy – mruknęła Olga.

- Nie marudź, w dwa lata zrobiliśmy bardzo dużo. Nie mamy maszyn z ziemi, ani dostawców cegły, ani wykwalifikowanych robotników. No i mur jest ogromny – mówił Paweł.

- Po prostu nie mogę się już doczekać, kiedy będziemy za nim bezpieczni. Śnieżne małpy i białe wilki go nie pokonają.

- Będziemy czujni, jak zawsze – pocieszył ją Robert – w zeszłym roku mimo dwukrotnej inwazji śnieżnych małp, nikt nie zginął.

- Ale od wilków tak – przypomniała kobieta.

- Coś ty jesteś dzisiaj w pesymistycznym nastroju – śmiał się Paweł – wszystko jest źle i wszystko jest nie tak.

- Chyba masz rację – uśmiechnęła się lekko Olga – a to pewnie dlatego, że wróciłam do pracy. Muszę się przestawić z przyjemności na…

- Jeszcze więcej przyjemności – śmiał się Paweł.

- Dokładnie – odparła.

Ania

Wzięła do ręki gitarę i przez chwilę ją stroiła, a potem zaczęła grać coś bez celu.

W czasie kiedy palce zajęte były strunami, ona myślała nad tym, czy się odważy zaśpiewać i nagrać swoje dzieło. Mimo, że była w kwaterze sama i nikt jej nie słuchał, to i tak krępowała się tego, co miała zamiar zrobić.

- Straciłam pewność siebie – powiedziała cicho – a przecież wiem, że jestem w tym dobra.

Zanuciła coś pod nosem.

- Boję się oceny, boję się krytyki – mówiła do siebie.

Z drugiej strony bardzo chciała być słyszana, chciała spełnić swoje marzenia i po prostu śpiewać dla innych.

Wzięła się w garść, włączyła dyktafon i podjęła pierwszą próbę nagrania swojej piosenki. Nawet nie wiedziała, że pod jej drzwiami stanęło kilka lokatorek kamienicy i słuchało z rozmarzonymi wyrazami twarzy. Kobiety dziwiły się, że Ania, co i raz przerywała i zaczynała od nowa. Nie rozumiały, jak można było jeszcze poprawiać coś tak doskonałego. W końcu Ania zagrała całość, a dziewczynom pod drzwiami leciały po policzkach łzy.

 

Kolejny odcinek 18 września

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka