Więzienna Planeta - odc.40
Agata, Ania i Robert
Agata jako nowicjuszka została wezwana na
szkolenie z BHP odnośnie zimy, niebezpieczeństw i jak się przed nimi chronić.
Spotkanie odbyło się w sali gimnastycznej miejscowej szkoły i zdziwiła się
widząc tam sporą grupkę osób. Myślała, że może spotka tu pięć osób na krzyż,
gdy tymczasem siedziało na krzesłach mniej więcej dwadzieścia osób. Wypatrzyła
Anię, więc wzięła krzesło i od razu się do niej przysiadła.
- A ty, co tu robisz? – przywitała ją pytaniem.
- O, cieszę się, że jesteś – powiedziała Ania –
nie siedzę na tyle długo, żeby mieć jakąś zimę za sobą, więc dostałam wezwanie.
- Ja też. Ciekawe, co nam powiedzą.
Do mównicy podszedł kapitan straży, a kilkoro
innych funkcjonariuszy stanęło za nim.
Gestem ręki uciszył rozmowy.
- Dobry wieczór – powiedział i poczekał, aż chór
głosów mu odpowie.
- Dzisiaj
będziecie się szkolić z przetrwania zimą. Jeśli myślicie, że latem czy jesienią
było ciężko, bo drapieżniki kilkakrotnie pokazywały nam swoje pazury, to
wiedzcie, że zima jest jeszcze gorsza. Na dniach pojawią się śnieżne wilki,
wielkie, jak konie, ale na szczęście dla nas niezbyt skoczne. Jak wiadomo, zimą
nadal niektórzy z was będą pracować w fabryce, bo cegły robimy przez okrągły
rok, ale fabryka znajduje się dwa kilometry od nas, więc wyprawa tam i z
powrotem będzie bardzo niebezpieczna. Normalnie każdy z was by wracał po swojej
zmianie porannej czy popołudniowej do Karnego Miasta, teraz będzie to wyglądało
trochę inaczej. Dyżury będą tygodniowe, czyli będziecie tam mieszkać, jeść,
spać i pracować. Musimy zminimalizować ryzyko, więc w niedziele jeszcze za dnia
będziemy przewozić was samochodami do fabryki, i zabierać ekipę z
wcześniejszego tygodnia do domu. Uwaga! Jeśli nikt po was nie przyjedzie, nie
próbujcie wracać na własną rękę. To znak, że wokół roi się od drapieżników, nie
tylko od wilków, ale jeszcze od kilku innych wędrownych i niebezpiecznych zwierząt,
o których za chwilę opowiem. Nie zapominajmy o naszych zwykłych sąsiadach,
kotowatych i psowatych, które od czasu do czasu też nas odwiedzą. – popatrzył
po lekko zaniepokojonych twarzach i dodał – widzę, że reakcje są prawidłowe. I
nie zaprzeczę, jest się czego bać. Fabryka jest co prawda otoczona płotem, ale
nie zatrzyma śnieżnego wilka ani śnieżnych małp. A zwłaszcza tych drugich.
Dlatego nie wolno wam wychodzić na zewnątrz. Ci, którzy już pracowali w
fabryce, wiedzą, że ma wewnętrzny dziedziniec i tam, jak najbardziej możecie
przebywać. Normalnie w budynku jest jasno, ponieważ na dwóch ścianach jest dużo
okien. Niestety zimą będą zabezpieczone specjalnymi roletami, żeby ani wilki
ani śnieżne małpy nie dostały się do środka. Okna od wewnętrznego dziedzińca
pozostaną odsłonięte, chociaż wiele światła wam nie dadzą. Także, przez tydzień
będziecie czuć się trochę, jak krety.
- Myślisz, że my też będziemy pracować w fabryce?
– zapytała Ania.
- Z tego, co wiem, tylko mężczyźni tam pracują –
odpowiedziała Agata.
- No, to się cieszę, bo ja nie wiem, czy
chciałabym żyć w takim zamknięciu.
Robert kontynuował.
- Nasze miasto otacza dość wysoki mur, o ile jest
w stanie zatrzymać śnieżne wilki i drapieżne
kotowate, nie zatrzyma śnieżnych małp, które są bardzo zwinne i skoczne. Nie
zawsze przeskakują mur, ale zdarza się, że kilku z nich się uda, dlatego, jak
tylko spadnie pierwszy śnieg, nie wolno nikomu chodzić bez celu po ulicy.
Praca, dom, dom, praca. Przykro mi za kilka dni, życie towarzyskie zostanie zawieszone
do wiosny. Oczywiście poza kilkoma wyjątkowymi okazjami, ale nie o tym jest
dzisiaj mowa. Małpy są wielkie, jak słonie, a może nawet większe, są podobne do
goryli. Ja dostaniecie się w ich łapska, rozerwą was na strzępy i zjedzą. Nie
robią tego złośliwie, po prostu są zwierzętami. Zimą przechodzi obok nas
jeszcze jeden gatunek drapieżników, wygląda trochę, jak pająk, a trochę, jak
mamut. Wiem, że to dziwne porównanie, ale inaczej tego nie da się opisać. One
również, będą w stanie przeskoczyć przez mur. Pojawiają się w okolicach lutego
i znikają na początku marca. Są tak samo niebezpieczne, jak inne drapieżniki.
Nie ma co się na nie gapić, należy uciekać gdzie pieprz rośnie. I ostatnie lwy.
To nie są lwy ziemskie, bo raz są czarno – szare, a dwa wcale nie są kotowate.
Wyglądają raczej, jak psy, ale mają długie futro oraz grzywę okalającą łeb.
Dlatego nazwaliśmy je lwami. Są wielkie, jak śnieżne wilki i też potrafią
przeskoczyć płot.
- Nie wiem, jak ty, ale ja jestem przerażona –
powiedziała Ania do Agaty.
- Ja też, chyba do wiosny nie wychylę nosa z
hotelu.
- Słuchajmy dalej.
- Ale nie martwcie się, jeśli zachowacie
wszystkie zasady bezpieczeństwa, przeżyjecie. Jeśli usłyszycie syrenę, która
będzie wyła i wyła, to znak, że macie uciekać do najbliższego budynku
mieszkalnego, jaki tylko zobaczycie. Łącznie z tym, że władujecie się komuś do
domu. Wszystkie domy, urzędy, sklepy i tym podobne są zabezpieczone roletami,
które opuszczają się automatycznie 5 minut po włączeniu się syreny. Kiedy
niebezpieczeństwo minie, rolety zostaną podniesione. Jeśli ktoś nie zdąży się
skryć w domu, bo będzie na przykład na otwartej przestrzeni, niech nie wpada w
panikę, uruchamiamy wtedy tuby bezpieczeństwa. Mijacie je codziennie, są to te
okrągłe metalowe pokrywy ustawione obok chodników. Jeśli syrena zacznie wyć, one
wysuwają się na powierzchnię, mieszczą maksymalnie 5 osób. To wy włączacie
zamknięcie tuby i zjazd pod ziemię. Kiedy niebezpieczeństwo minie, wyciągniemy
was stamtąd.
Agata podniosła rękę.
- Tak? – udzielił jej głosu Robert.
- Ile trwa taki atak?
- Różnie, czasami dwie godziny, a czasami dobę.
Niewykluczone, że na przykład śnieżne małpy mogą sobie zrobić u nas nocleg.
Ania też podniosła rękę.
- Czy, jak zostanie zbudowany duży mur, to nie
będzie już ataku tych drapieżników.
- Nie będzie – zapewnił ją Robert- nasi naukowcy
zbadali maksymalną skoczność drapieżników i dodaliśmy do tego plus trzy metry,
żeby mieć pewność, że będziemy w końcu bezpieczni.
- Czy dużo ludzi ginie od ataku śnieżnych małp? –
pytała Agata, w której obudziła się na nowo dziennikarska ciekawość.
- W zeszłym roku udało nam się nikogo nie
stracić, ale nie jest powiedziane, że w tym roku będzie tak samo. A
odpowiadając na pani pytanie, czasami jedna, a czasami bywało, że traciliśmy i
pięć nieuważnych osób.
- Dziękuję za odpowiedź – powiedziała Agata.
- I ostatni punkt, trzymanie straży na murach –
mówił Robert – tak, jak było przy budowie muru, tak i tutaj każdy mieszkaniec
Karnego Miasta, który nie przebywa w czasowym odizolowaniu ma obowiązek
pilnować bezpieczeństwa. Więźniowie będą pomagać strażnikom i stać na wartach i
na wieżach obserwacyjnych. Jeśli wartownicy usłyszą syrenę, to nie lecą do bezpiecznego
schronienia, tylko do wież, ale najpierw próbują do ostatniego momentu zatrzymać drapieżniki. Nie zabijamy ich, bo
nie o to nam chodzi, ale strzelamy bardzo głośnymi kapiszonami. To więźniowie,
strażnicy będą mieli inne naboje, ale to już nie wasza sprawa. Kiedy dowódca
zmiany krzyknie, kryć się, uciekacie z nim do najbliższej wieży, gdzie barykadujecie się od środka. Rolety
spuszczacie od wewnątrz i robi to zawsze dowódca, nigdy więzień i nigdy zwykły
strażnik, chyba że dowódca polegnie w walce, ale to już ekstremalna sytuacja,
do której mam nadzieję, nie dojdzie.
Agata znowu podniosła rękę.
- Rozumiem, że na murach będą pilnować
bezpieczeństwa zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
- Oczywiście, a czy to jest jakiś problem?
- Nie, ale ja na przykład nie umiem strzelać z
broni.
- Proszę mi wierzyć, że kapiszonowce nie są
skomplikowane – uśmiechnął się do niej Robert.
- Mam jeszcze jedno pytanie, ale co do
wcześniejszych kwestii – kapitan skinął jej głową, żeby kontynuowała.
- Co, jeśli rolety się zatną i nie opuszczą?
- Dobre pytanie – powiedział Robert – jeśli
rolety się zatną, należy biec do tub bezpieczeństwa. Ale jeszcze nie zdarzyło
się, żeby któraś się zacięła. Co roku przed zimą robimy konserwację.
Agata skinęła głową i zamilkła.
Kapitan opowiadał jeszcze o kilku rzeczach, ale
to już było raczej przypominanie regulaminu, który obowiązywał ich każdego dnia.
Tomasz
Nie wierzył w to, co słyszy, został okrzyknięty
mistrzem siekiery. Tego mu tylko brakowało. To on szukał w sobie czegoś
ambitnego, a tu koledzy klepali go po plecach i mówili, że nikt mu nie dorówna,
jeśli chodzi o rąbanie drewna na opał. Może by tego tak nie przeżywał gdyby nie
fakt, że słyszała to Ania, która akurat pojawiła się z wózkiem, żeby wziąć
kolejna partię polan i rozwieźć, gdzie trzeba. Kiedy to usłyszała, uśmiechnęła
się do niego i pokazała palec do góry. Ona też uważała, że tylko do tego się
nadawał. Z tej złości wyrobił więcej niż normę. Ale i tak się dalej wściekł, bo
koledzy od siekiery, śmiali się z niego, że tak się przejął wyróżnieniem, że
przyspieszył robotę, żeby nie stracić pozycji lidera. A on po prostu był
wściekły. Nigdy w życiu nie chciał być kojarzony z pracą fizyczną, nie do
takich celów był stworzony. Jego dumę uratowali strażnicy, którzy podjechali do
hałdy drewna, przy której pracował i powiedzieli, że jest pilnie potrzebny przy
samochodach. Miał odbyć szkolenie wożenia pracowników do fabryki.
I nie spodziewał się, że wściekłość przejdzie w nagłą radość, kiedy zobaczył, że wielkich garaży wyprowadzają dwa opancerzone samochody ciężarowe. Istne fortece. Zapomniał o tym, co mu koledzy mówili, bo postanowił zostać mistrzem kierownicy, który dzielnie będzie przemierzał niebezpieczne pustkowia.
Nina i
Paweł
Nina zauważyła w przychodni niezwykłe poruszenie.
Pani Kasia przeglądała się w lustrze, a pacjentki ukradkiem poprawiały włosy i
malowały usta. Chichotały przy tym tak, że aż Ninie robiło się niedobrze.
- Szaleju się najadły, czy jak?
Nagle otworzyły się drzwi od gabinetu pana
doktora i pojawił się w nich burmistrz Karnego Miasta. Nina słyszała jakieś
plotki o tym, że to prawdziwy Adonis, ale nie spodziewała się, że to będzie
prawda. Paweł był bardzo atrakcyjnym i męskim facetem, za którym wzdychało
wiele kobiet. Ten od lat pozostawał obojętny na ich wdzięki i z nikim się do
tej pory nie związał.
Z tym, że Nina oprócz przyznania racji żeńskiej
populacji od razu się najeżyła i znalazła zarzut, żeby burmistrza nie lubić.
- Pewnie tym swoim wdziękiem wabi głupie
dziewczyny, a potem wykorzystuje.
W ogóle nie przyszło je do głowy, że ta teoria
jest bzdurna, bo nigdy nie padł na niego nawet cień takiego podejrzenia. Ale ona
swoje wiedziała.
- Dzień dobry Nino – powiedział do niej ciepłym i
niskim głosem.
Dziewczyna była zaskoczona tym, że jakiś facet
oprócz lekarza i pana kapitana odezwał się do niej sam, z nieprzymuszonej woli.
- Skąd mnie pan zna? – powiedziała zadziornie.
Paweł uśmiechnął się szeroko.
- Jestem burmistrzem, znam swoich mieszkańców.
- Raczej słyszał pan o mnie od pani Olgi albo od
kapitana – burknęła.
- Oczywiście, przecież muszę wiedzieć, co się
wokół mnie dzieje. Miło było cię poznać, uważaj na siebie i nie wpakuj w
kolejne kłopoty.
Po czym sobie poszedł.
- Ale ty, to masz szczęście - pozazdrościła jej pani Kasia – na mnie
nawet nie spojrzał. A przecież jestem milsza od ciebie.
Nina w odpowiedzi tylko prychnęła.
Bartek
Dostał swoją pierwszą wartę. Stał na podwyższeniu
nad bramą i obserwował okolicę. Było południe, słońce świeciło mocno, ale nie
dawało zbyt wiele ciepła. W oddali widział potężną sylwetkę nowego muru i sam
musiał przyznać, że odwalili od wiosny kawał dobrej roboty. Za murem było jeszcze
trochę pustej przestrzeni, a potem las. Po lewej stronie, widział dym unoszący
się z kominów fabryki wyrabiającej cegły i stal. Dziwił się, że wybudowano ją w
lesie, a nie na otwartej przestrzeni. Kiedy zapytał o to strażnika ten
odpowiedział.
- To była pusta przestrzeń, ale my tu dbamy o
ekologię i sadzimy dużo drzew. Ktoś, kiedyś wpadł na pomysł, żeby posadzić je
wokół fabryki. Nie było to najmądrzejsze, ale z drugiej strony, nikt wtedy
jeszcze nie wiedział, jak bardzo jest tu niebezpiecznie.
- A nie można tych drzew wyciąć? Są całkiem
spore.
- E tam, mają dopiero ze dwadzieścia lat. Są
wysokie, ale nie nadają się jeszcze do ścięcia. Poza tym, ładnie zakrywają
fabrykę.
- Lubi pan tu być? – zapytał Bartek strażnika.
- Czy lubię? Ja się tu urodziłem - w jego głosie
słychać było dumę – kocham to miejsce. Dla mnie twoja Ziemia, to obcy świat.
- Ciekawe. W ogóle o tym nie pomyślałem, że dla
kogoś Ziemia może być nieznanym miejscem.
- Ale jest. Byłem tam raz. Przytłoczyła mnie
ilość ludzi, wielkie budynki i wszędzie neony, krzykliwe kolory i prawie bez
kontaktu z naturą. Wolę nasz trochę wiejski spokój.
Bartek roześmiał się słysząc te słowa.
- Mówi pan o spokoju stojąc na straży i
wypatrując niebezpiecznych zwierząt.
- A, tam, normalka – machnął ręką strażnik.
- W domku na odludziu stanąłem oko w oko z jednym
wielkich kotów.
Strażnik spojrzał na niego z uznaniem.
- Jak widzę, przeżyłeś.
- Karol mi pomógł, inaczej bym zginął. Więc ja
chyba wolę moją Ziemię.
- Dla każdego coś – odparł strażnik.
Bartek nie do końca był szczery. Lubił Więzienną
Planetę, bo czuł, że pasuje do tego świata prostoty i natury. Gdyby tylko nie
był więźniem, jak nic poszedł by w las szukać przygód, poznawać
niebezpieczeństwa, pokonywać je i zwyciężać. Po plecach przeszedł mu dreszcz
emocji. „Może kiedyś” – pomyślał – „Może kiedyś.”
Karol
Leżał pod dopiero co zbudowanym samochodem i
grzebał przy podwoziu. Cieszył się, ponieważ to były już ostatnie poprawki i
jeszcze dzisiaj mieli z szefem i dwoma innymi pracownikami spróbować go odpalić.
Zastosowali podobną technikę, co w poprzednich dwóch autach, ale nigdy nie było
pewności, czy ta metoda w następnym modelu zadziała.
- A może powinniśmy zbudować parowóz? – dumał sam
do siebie – przecież tam nie ma żadnej elektroniki.
- Robiłem to – usłyszał głos szefa – ale nie
opłaca się tego robić w małych pojazdach.
- A w tych ciężarówkach? Jaki jest napęd? –
zapytał Karol.
- Nie na parę, chociaż pewnie udałoby się
zamontować jakiś kocioł. Ale wiesz, że nie chcemy tutaj za bardzo dymiących
pojazdów. I tak szczerze mówiąc, to ciężarówki mają napęd nożny. To znaczy
kilka osób siada do pedałów, a jeden kieruje.
- Co?! – Karol aż się wysunął spod samochodu –
dlaczego? Po co? Czy to ma sens?
- Ma.
- A jak się ciężarówka zakopie w śniegu? Przecież
siła ludzkich mięśni może nie dać im rady.
- Pomyśl sobie, że to taka galera. Są dwa rzędy
siedzisk na pedały, w sumie dwanaście miejsc, a jak trzeba, to i czternaście,
bo są jeszcze dodatkowe pedały przy kierowcy i pilocie. A, co do śniegu, to zakładamy
na przód ciężarówki pług. Kilka razy przejdzie od miasta do fabryki i droga
gotowa.
- Myślałem, że nic mnie tu już nie zdziwi.
- A jednak. Nie chcemy zanieczyszczać ponad miarę
środowiska. Nie chcemy popełniać błędu Ziemian.
- Ale palimy drewnem.
- Ale nie benzyną, ani ropą. Ale i nad tym się
głowimy. Jak na razie baterie słoneczne nie działają, a na wiatraki za mało tu
wiatrów. Bardzo spokojna okolica.
- A jakie paliwo tu damy?
- A ja wiem, najpierw będziemy eksperymentować
starym sposobem, tamte dwa chodzą na olej z roślin rosnących w lesie. Nie
powoduje spalin, powietrze jest czyste, a silnik chodzi, jak ta lala. Ale czy
tutaj zaskoczy? Nie wiem.
- A w ciężarówkach nie można było ich zastosować?
- Nie zadziałało – rozłożył ręce szef.
- Dziwy to świat – podsumował Karol.
Komentarze
Prześlij komentarz