Więzienna Planeta - odc.47

 

Karol i Olga
Oni również spędzili razem czas w zamknięciu, ale nie byli sami. Strażnicy oraz przypadkowi przechodnie wcisnęli się do małego pomieszczenia i po kilku godzinach w środku było duszno i gorąco, jak w piecu.
- Udusimy się tutaj – powiedział Karol.
- Wątpię – powiedziała Olga – są tu małe wywietrzniki.
- Ale jest nas tu trochę za dużo – irytował się mężczyzna.
Olga popatrzyła na niego uważnie.
- Wytrzymasz? – zapytała.
- Co wytrzymam? – zdziwił się.
- No to zamknięcie. Bo zaczynasz się denerwować, a siedzimy tu dopiero trzy godziny.
- A możemy tu siedzieć?
- Może dobę, może dwie? – przyznała Olga – nie wiem ile te małpy tu zabawią.
Karol westchnął.
- Wytrzymam – obiecał.
- Nie lubisz tłumów?
- Tłum na otwartej przestrzeni mi nie przeszkadza, gorzej z zamknięciem- uśmiechnął się do niej – ale przy tobie dam radę.
Olga uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Najlepiej jest o tym nie myśleć, a zająć się czymś produktywnym.
- Gdybyśmy byli sami, to bym nie zmarnował ani jednej minuty. Tymczasem kisimy się w jedenaście osób i nawet nie możemy sobie pozwolić na odosobnienie.
Olga uścisnęła jego dłoń.
- Cieszmy się z tego, co mamy.
Karol milczał długo, aż w końcu powiedział.
- Masz rację. Najważniejsze, że jesteśmy razem.
W stróżówkę uderzyła małpa, ale budynek wytrzymał. W środku wszyscy zamilkli. I trwało to dosyć długo. Karolowi to nie przeszkadzało. Dzięki temu mógł w spokoju patrzeć w oczy Oldze, która cała promieniała szczęściem.
 
Robert
Mężczyznę obudziło skrzypnięcie drzwi. W pierwszej chwili nie wiedział gdzie jest, ale zaraz się ocknął i stwierdził, że nadal tkwi w sklepie z Lulu. To ona wyszła z zaplecza i postawiła na ladzie talerz z jedzeniem.
- Siedzimy tu już bardzo długo – powiedziała cichutko – na pewno jest pan głodny. Miałam dwie kanapki, jedną daję panu.
- Dziękuję – wychrypiał zaspany. Przeciągnął się, aż mu zatrzeszczało w stawach.
- Zaraz będzie kawa – dodała Lulu i stała dalej niepewnie przy ladzie.
- Właśnie o niej marzyłem – zapewnił ją Robert, po czym spojrzał na zegarek – siedzimy tu już piętnaście godzin, mam nadzieję, że też się trochę przespałaś?
- Tak.
Lulu znikła za drzwiami, żeby po chwili znowu się pojawić z dwoma kubkami kawy.
Robert podniósł się ze stołka i rozprostował nogi. Przeszedł się po sklepie i zdał sobie sprawę, że Lulu się mu przygląda.
- Coś mam na głowie? Umazałem się czymś? - zapytał.
- Nie – powiedziała Lulu – dziękuję, że pan się do mnie nie dobijał.
- Nie ma za co – uśmiechnął się do niej – rozumiem, że już nie będziesz się mnie bać?
- Może trochę – powiedziała niepewnie.
- W ogóle nie musisz. Ja nie jestem groźny – zapewnił ją.
- Podobno powalił pan dzikie zwierzę gołą pięścią.
Robert zaśmiał się.
- Tak, to prawda, ale to nie oznacza, że jestem groźny. Broniłem siebie i innych.
- Jest pan silny.
- Możliwe.
- I nie wykorzystał pan swojej siły przeciw mnie.
- Lulu, nigdy bym nie użył na tobie siły. Jesteś kobietą to raz, a dwa jesteś tak delikatna, że nawet bałbym się ciebie dotknąć palcem z obawy, że się rozlecisz.
- Dziękuję – powiedziała cicho i uśmiechnęła się znad kubka kawy.
Robert nic nie zrozumiał z tego pokrętnego dialogu, ale dla niej najwidoczniej wszystko było jasne. Nie dopytywał, najważniejsze, że się uspokoiła.
- Zje pan kanapkę? – zapytała.
- Za chwilę.
W tym właśnie momencie rolety automatycznie podniosły się do góry wpuszczając do środka światło poranka.
- Uratowani – zaśmiał się Robert i wstał.
- Można już wyjść?
- Myślę, że tak. Małpy nie zabawiły tu długo. Nie znalazły niczego do jedzenia ani do zabawy, więc poszły dalej.
- Ale zje pan ze mną śniadanie?
Robert spojrzał w pełne nadziei oczy.
- Oczywiście – sięgnął po kanapkę i ugryzł spory kęs.
Czuł, że atmosfera w sklepiku się poprawiła, a Lulu nabrała choć trochę wiary w ludzi. Dziewczyna nie wiedziała, jak ciężką walkę wewnętrzną musiał ze sobą stoczyć, żeby nawet nie spróbować wyciągnąć jej z zaplecza.
 
Nina i Paweł
Nina weszła do sekretariatu burmistrza i zapytała sekretarki, czy możliwe jest spotkanie z szefem. Sekretarka skinęła głową, a Paweł przyjął ją od razu. Siedział za biurkiem i pił poranną kawę. Kiedy zobaczył Ninę uśmiechnął się do niej szeroko i powitał słowami.
- Całe szczęście, że te małpy tak szybko sobie poszły, dzięki temu mogłaś przyjść do mnie już bladym świtem.
Nina stała niepewnie przestępując z nogi na nogę.
- Słucham, po co przyszłaś?
- Przemyślałam sobie wszystko i chcę porozmawiać z mamą – powiedziała wyzywającym tonem, jakby spodziewała się, że Paweł ją wyśmieje.
Mężczyzna jednak podszedł do sprawy poważnie i powiedział.
- Dobrze.
- Chce porozmawiać z mamą.
- Dobrze. Ale na przyszłość pamiętaj, że z tą sprawą możesz iść do Bazy Przerzutowej i tam wszystko omówić ze strażnikami. Nie musiałaś wcale do mnie przychodzić.
- Nie?
- Oczywiście, że nie. Decyzję o tym, kto, kiedy i z kim może porozmawiać zapadają na miejscu. Ale cieszę się, że chciałaś mnie o tym powiadomić.
Nina nie skomentowała wypowiedzi burmistrza i burknęła.
- To ja pójdę do Bazy.
- Idź – powiedział Paweł.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła.
- Nie pożegnała się – stwierdził Paweł – no ale też nie wrzeszczała. Może jest dla niej jednak jakaś nadzieja.
Nacisnął przycisk w aparacie interkomu.
- Pani Bożenko, niech mi pani ściągnie nagranie z kwatery Niny Pachulskiej. Z ostatniej doby.
- Dobrze szefie, już się robi.
- Zobaczmy, co cię skłoniło do zmiany zdania – mruknął Paweł do siebie.
 
Agata i Ania
- Witaj Karne Miasto – odezwała się do mikrofonu Agata – mam nadzieję, że dobrze spędziliście tę trudną noc i że jesteście gotowi do działania.
- Ucieszy was wiadomość – wtrąciła Ania – że wszyscy przeżyliśmy i jedyne, o co możemy się martwić, to o niewyspanie.
- Oraz to, że pan burmistrz pozwolił wszystkim leniuchować i dał nam czas wolny do trzynastej.
- Tymczasem my się nie obijamy i mamy wyniki konkursu dla nazwy szkolnego chóru i jego nazwa brzmi – Ania wstrzymała oddech i dodała – Trzy bity.
- Hurra! – wykrzyknęła Agata.
- Autorka pomysłu, otrzyma od nas nagrodę, kupon na obiad z napojem w karczmie. A tą osobą jest Karolina Stępień. Karolino zapraszamy do naszego studia po odbiór nagrody.
- Tymczasem zaprezentujemy Wam utwór, który powstał w czasie zamknięcia przed małpami – śmiała się Agata.
- Jest wesoły i wpada w ucho – dodała Ania – ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona, ponieważ słowa i muzykę skomponowali sami uczniowie. Brawa dla nich, a teraz słuchajcie.
Dziewczyny wyłączyły mikrofony i miały dwie minuty na ploteczki.
- I jak tam było z Bartkiem? – zapytała Ania.
- Cudownie, nawet nie wiem kiedy minęły te godziny – powiedziała rozpromieniona Agata – aż mi się nie chce wierzyć, że jeszcze rok temu był nieokrzesanym tępakiem. Przecież ten facet, to chodząca kultura.
- Niesamowita ta resocjalizacja pani Olgi – powiedziała Ania – wydobywa z człowieka to, kim naprawdę jest.
- Albo kim chciałby być, ale codzienność na to nie pozwalała – dodała Agata i się rozmarzyła.
- Ej, marzycielko wchodzimy na antenę – szturchnęła ją Ania.
 
Bartek
Bartek stanął na warcie i zastygł w bezruchu wpatrzony w dal. Z daleka wyglądał, jak czujny strażnik, w rzeczywistości myślami błądził daleko od tego, co miał przed oczami. Wspominał czas spędzony z Agatą i analizował swoje zachowanie. W życiu by się nie spodziewał, że będzie go cieszyć zwykła rozmowa, czułe gesty, spojrzenia czy śmiech. Dopóki tutaj nie trafił uważał, że spędzanie czasu z kobietą poza łóżkiem czy imprezą nie mają sensu. Nigdy się nie zastanawiał, co jego dziewczyny mają do powiedzenia, nigdy ich o to nie pytał, w zasadzie miał to gdzieś, byle były na każde jego zawołanie.
Tutaj pani Olga i trenerzy  pokazali mu zupełnie inny świat relacji z drugim człowiekiem. A Agata, Agata dotarła aż do jego serca, powaliła go na kolana i obnażyła naturę, której nie spodziewał się mieć. Był przy niej spokojny i odprężony, nie odczuwał potrzeby dominowania nad światem i pokazywania swojej siły. Wystarczyło, że ona o tym wiedziała. Był zakochany po uszy i chciał, żeby tak było zawsze.
 
Olga

Wróciła do domu i z ulgą położyła się na kanapie. Przykryła się kocem po samą brodę i usiłowała przeanalizować wszystko, co ją ostatnio spotkało. Była przerażona faktem, że ktoś polował na jej życie. Była zdruzgotana tym, że Karne Miasto już nigdy nie będzie dla niej bezpiecznym miejscem. Bo co z tego, że złapią tuzin zabójców, w końcu trafi się jeden, któremu się uda i ją załatwi. Co wtedy zrobi Karol? Pewnie krwawą łaźnię i albo zginie podczas strzelaniny albo w Kolonii Karnej. Nie chciała tego. Czy istniał sposób na to, żeby tamci na Ziemi przestali się wtrącać? Pewnie za pieniądze wszystko było możliwe, ale płacenie bandytom łapówki nie wchodziło w jej kodeks moralny. Chcieli ją zabić, bo była skuteczna w tym, co robi. Stawiała ludzi na nogi, ci się resocjalizowali i większość z nich nie wracała już do przestępczego życia. Większość nie wracała na Ziemię, ponieważ znaleźli tu inny świat, w którym się odnajdywali. I z tego powodu chciano ją sprzątnąć. Przeszły ją dreszcze. Póki Karol był przy niej, to się tak nie bała, ale teraz, jak została sama, wszystko zwaliło się jej na głowę. Nawet nie mogła się cieszyć z tych kilkunastu godzin, które z nim spędziła bez łamania regulaminu. Bała się.


kolejny odcinek 11 lutego

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka