Więzienna Planeta - odc.48
Tomasz
Z zadowoleniem wsiadł do samochodu na pedały i podjął pracę przewożenia ludzi z fabryki do miasta i z powrotem. W wysokim śniegu nie było łatwo, więc wszyscy pomagali rozruszać maszynę. Pług przed maską odsuwał śnieg na boki, ale i tak było ciężko w tych warunkach pedałować. A najgorsze były ataki drapieżników, które czując zapach człowieka, kiedy tylko zobaczyły pojazd od razu go atakowały. Wskakiwały na maskę i na dach. Szczekały, miauczały, warczały i drapały pazurami o boki ciężarówki. To nie poprawiało atmosfery we wnętrzu i nikomu, nawet Tomkowi nie było do śmiechu. Wiedzieli, że wewnątrz są w miarę bezpieczni, ale zawsze istniało ryzyko, że któryś z drapieżników się przyczai i zaatakuje wysiadających ludzi.
- Zima musi być wyjątkowo dla nich ciężka – powiedział jeden z pasażerów – inaczej by się tak nie zachowywały.
- Mam dość tej nerwówki – dodał inny – mogłaby już przyjść wiosna.
- Na to jeszcze musimy trochę poczekać, jest dopiero styczeń. Najgorsze jeszcze przed nami.
- Co najgorsze? – dopytywał Tomasz.
- Białe małpy jeszcze wrócą, więcej drapieżników pod murami, co raz trudniej będzie je odpędzić. Będą próbowały przeskoczyć mur, a nigdy nie wiadomo czy im się to w końcu nie uda. A duże stado wilków śnieżnych może próbować przewrócić wóz i wyjeść nas, jak sardynki z puszki.
- A tak kiedyś było? – zapytał Tomasz.
- Tak. Kilka lat temu, dlatego zamontowano w samochodzie metalowe dno.
- Czyli raczej nas nie zjedzą.
- No niby nie, ale zanim przyjdzie pomoc, wszyscy się posramy w gacie ze strachu.
O dziwo zamiast się przerazić pasażerowie parsknęli śmiechem. Musieli jakoś sobie radzić w tych trudnych warunkach, a wiadomo, że śmiech najlepiej rozładowuje nadmiar napięcia.
Karol i Bartek
Karol zajrzał do warsztatu Bartka i zauważył, że przybyło rzeźb.
- Martwy sezon – wyjaśnił kolega – co prawda Lulu, raz na jakiś czas coś sprzeda, ale nie ma turystów, nie ma wyjazdów w odwiedziny do ciotki, także obroty są marne. Ale na wiosnę myślę, że wszystko ruszy pełną parą.
Karol podniósł jedną z figurek.
- To śnieżna małpa?
- Tak.
- A gdzie ty ją widziałeś?
- Zanim schroniłem się z Agatą w karczmie widziałem jedną, jak przeskakuje przez płot.
- Nie wiem czy nazwać cię szczęściarzem…
- Raczej farciarzem, bo udało nam się ukryć na czas.
- Przecież one znalazły się za płotem na długo po włączeniu alarmu, co cię opóźniło?
- Agata – śmiał się Bartek - tak się zagadaliśmy, że w ogóle nie dotarło do nas, co się dzieje.
- Ja też miałem szczęście i spędziłem czas w zamknięciu z Olgą.
- O już nie pani Olga.
Karol wzruszył ramionami, a Bartek wiedział, że nic więcej z niego nie wyciągnie.
- Przyszedłeś tu oglądać moje zbiory? – zapytał kolegę.
- Nie. Chciałem, żebyś zrobił mi pierścionek zaręczynowy.
- Fiu fiu – gwizdnął Bartek – już tak daleko zaszliście? Ślub? Weselne dzwony?
- Nie – warknął Karol – zaręczyny. Ślub, to ja będę mógł z nią wziąć dopiero, jak kupię działkę i postawię dom. A na to mam jeszcze za mało kasy.
- Dobra, dobra. Bez nerwów. Daj mi tylko złoto, a zrobię ci taki pierścionek, że pani dyrektor oko zbieleje.
- Nie mają tu złota, mają tylko ten metal, z którego zrobione jest więzienie, ratusz i szkoła. On jest ponoć bardzo rzadki i cenny.
- Masz go trochę.
- Jeszcze nie, dopiero muszę kupić, ale najpierw chciałem się zapytać, czy mogę na ciebie liczyć.
- Zawsze – Bartek uśmiechnął się szeroko do kolegi. Karol jednak stał poważny i spięty.
- Coś się stało?
- Tak. Muszę ci powiedzieć ważną rzecz.
- Jaką?
- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że nie chcę za dużo gadać, bo kroi się akcja?
- Tak. Akcja na razie skończyła się aresztowaniem Dwulicego, ale to nie koniec. Oni przyślą kolejnych zabójców.
- Rozumiem, że chciał cię zabić.
- Nie mnie – Karol westchnął – a Olgę. Ale to nie koniec. Wszyscy już wiedzą, że jesteśmy parą. Nie dało się tego ukryć w stróżówce, za dużo ludzi, za dużo czasu – machnął ręką – chcę tylko cię prosić, żebyś miał na nią oko.
- Oczywiście, możesz na mnie liczyć.
- Na razie nie ma tu żadnego z nich, ale wiosną na pewno ktoś się pojawi. Nie chcę zabijać, ale w jej obronie nie zawaham się tego zrobić.
- Może mogę ci jeszcze jakoś pomóc? Obserwować ludzi i te sprawy.
Karol uśmiechnął się.
- Dzięki stary, odwdzięczę ci się.
- Nie rozklejaj mi się tu. Normalna męska sprawa.
Nina
Na pierwsze spotkanie z rodzicami ubrała się w czyste spodnie i bluzę, a włosy rozczesała tak, żeby zakryć wytatuowanego tygrysa. Usiadła przed ekranem i czekała na połączenie. Bardzo się denerwowała, bo nie wiedziała co ma im powiedzieć. Postanowiła nie wykrzykiwać żadnych haseł antymęskich do ojca, a to i tak będzie dla niej bardzo trudne. Wystarczy, że on powie jedno słowo nie takie, jak trzeba i Nina wiedziała, że wybuchnie. Ale znalazła się w takim punkcie swojego życia, że wyczerpała już wszystkie swoje pomysły, frustracje i złości. Dlatego pierwsze, co powiedziała widząc twarze rodziców, to:
- Chce do domu – i się rozpłakała.
Po drugiej stronie ekranu płakali jej rodzice.
- Córeczko – łkała matka – jak się cieszę, że cię widzę.
Ojciec nic nie mówił, tylko rękawem ocierał łzy.
- Ja już nic nie wiem – buczała Nina – chciałam dobrze, ale się pogubiłam. Nie chciałam was zranić. Przepraszam. Tato, przepraszam.
- Wybaczam ci dziecko – powiedział ojciec drżącym głosem – już się nie zadręczaj. Wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci, jak najlepiej możemy.
- Wyciągniecie mnie stąd?
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żebyś jak najszybciej była w domu – zapewnił ją ojciec.
Nina pokręciła głową.
- To nie będzie takie łatwe, ja im tu wszystkim uprzykrzam życie. Nie jestem sobą, ja już nawet nie wiem, jaka byłam. Zapomniałam.
- Daj sobie szanse i daj tym ludziom szansę, oni są po to żeby ci pomóc – powiedziała mama.
- Kapitan wciąż na mnie wrzeszczy, a pani dyrektor łypie na mnie złym okiem, za to pan burmistrz tylko się szczerzy.
- Nie patrz na to, zacznij od nowa – powiedziała mama – jeszcze nie jest za późno na odwrót.
Nina popatrzyła na rodziców z nadzieją w oczach.
- Tak myślicie?
- Oczywiście.
- Ale ja robiłam takie głupoty, jak możecie mi to wybaczyć? – dopytywała Nina.
- Każdy popełnia błędy.
- Ale nie takie.
- To już było, nie wyrzucaj sobie tego. Zacznij od zera.
- Tylko jak? – bąknęła Nina.
- Na pewno coś wymyślisz – powiedział ojciec – a jakby co, to służymy ci radą.
- Dziękuję – Nina pociągnęła po raz ostatni nosem i uśmiechnęła się do rodziców – dziękuję.
Robert, Olga i Paweł
Cała trójka siedziała w gabinecie u burmistrza i omawiała bieżącą sytuację w mieście.
- To mówisz, że ty miałaś paść ofiarą zabójstwa? – pytał Paweł.
- Tak twierdzi Karol, a ja mu wierzę – zapewniła Olga.
- Oczywiście. Nikt nie wątpi w jego prawdomówność. Bardziej mnie martwi to, że na bank przybędzie tu kolejny zabójca.
- Trzymamy Dwulicego za kratkami, może go przycisnąć i dowiedzieć się trochę więcej o tych zleceniodawcach – odezwał się Robert.
- Nie sądzę, żeby on coś sypnął – powiedział Paweł – prędzej się zabije.
- Karol też odmawia wsypania kogokolwiek – powiedziała Olga.
- No to musimy sobie jakoś sami z tym poradzić- stwierdził burmistrz – skontaktuj się Jackiem Olechowskim i przekaż mu wszystko, co wiesz. Niech ruszy służby ziemskie i nich oni coś wyniuchają. I spróbuj jednak coś od Karola wyciągnąć. W końcu tu chodzi o twoje życie.
- On uważa, że nie może mi nic powiedzieć, bo właśnie chodzi o moje życie.
- Ja jednak przycisnę tego Dwulicego. Każdy strzępek informacji może okazać się pomocny.
- A ja się zaczęłam bać chodzić po ulicach – przyznała Olga – żałuję, że naciskałam na Karola i że on mi o tym powiedział.
- Może przydzielić ci strażniczkę? – zapytał Robert.
- Myślę, że muszę sama sobie z tym jakoś poradzić. Poza tym, co poradzi strażniczka, kiedy dostanę kulkę w łeb od strzelca siedzącego na dachu?
- No niby masz rację – przyznał Robert – ale zawsze to jakaś pociecha.
- Nie. Nie będę nikogo dodatkowo narażać. Jakoś sobie z tym poradzę. Za kilka dni strach zblednie, a ja wrócę do normalnego działania.
- Widzę, że zrobiłaś sobie właśnie autopsychoanalizę – zaśmiał się Paweł, a potem dodał poważnie – uważam jednak, że do wiosny nic ci nie grozi, potem znowu nam kogoś podeślą. Chyba, że ich w porę powstrzymamy.
- Oby – zakończyła temat Olga.
Ania
Po pracy wróciła do swojej kwatery i postanowiła zabrać się za układanie muzyki do nowych utworów, które powstały po spotkaniu z rodziną. Przeczytała jeszcze raz słowa jednego z nich i westchnęła.
- Chciałabym mieć normalną rodzinę – brzdąknęła kilka akordów na gitarze i zaczęła dopasowywać dźwięki do słów. Jak na tak trudny temat, szło jej nawet gładko. Starała się wyłączyć myślenie i emocje przy tych utworach, ale nie do końca jej się to udawało. W końcu wspomnienie słów rodziców wciąż mocno tkwiło w jej sercu.
Usłyszała pukanie do drzwi.
W korytarzu stała strażniczka, która powiedziała.
- Pani Olga chciałaby cię widzieć jutro o 10:00 w pastelowym gabinecie.
- Coś się stało?
- Mnie nie pytaj, ja tylko przekazuję informacje- kobieta pożegnała się skinieniem głowy i odeszła.
Ania zadrżała. Nigdy jeszcze pani Olga jej nie wzywała. Musiało się stać coś strasznego. A może po prostu chce mnie widzieć, żeby omówić postępy mojej resocjalizacji? A może ktoś z domu się odezwał – zatrzęsła się – brrr, oby nie.
Kiedyś, gdyby wiedziała, że szef ją wzywa następnego dnia na dywanik albo ojciec albo matka, nie mogłaby spać i przez całą noc tłukłaby się po łóżku z winem w ręku. Teraz była kimś innym. Teraz wytłumaczyła sobie, że pani Olga przypomniała sobie pewnie coś ważnego, a że dzisiaj było już późno, to umówiła spotkanie na jutro.
Ania usiadła do gitary, ale zamiast grać, czuła, że jednak narasta w niej napięcie i niepokój. Czego mogła od niej chcieć pani Olga. Poczuła ogromną chęć na wino, ale wiedziała, że nie ma w kamienicy ani jednej kropli alkoholu. Tłumaczyła sobie, że to kolejny test. Że to na pewno próba jej odporności na stres. Musiała się czymś zająć, żeby odgonić złe myśli. Ale, co mogła zrobić?
Spojrzała na gitarę i zmusiła się do grania. Czegokolwiek, byle zagłuszyć pełne lęku myśli. Kiedy to nie pomagało, zaczęła śpiewać, najpierw cicho, a potem na całe gardło. Aż dziw, że żadna z mieszkających tu kobiet nie przyszła i nie kazała się przestać. Ania nie wiedziała, że nawet kiedy śpiewa dla zagłuszenia lęków, jej głos nadal był piękny i czysty. Ania ukołysała pół kamienicy do snu.
Bartek, Tomasz i Karol
Plac przed więzieniem był zasypany śniegiem, więc panowie spotkali się w warsztacie Bartka. Dostali na to oficjalne pozwolenie, ale nie wolno było im rozmawiać dłużej niż dwadzieścia minut.
- Dawno się nie widzieliśmy – powiedział Tomasz.
- Zima nie sprzyja częstym odwiedzinom – powiedział Karol.
- W życiu nie widziałem tak dużej warstwy śniegu. Nawet w górach – powiedział Tomasz
- Niezłe są te tunele, nawet jest w nich ciepło i ktoś postawił drogowskazy – włączył się do rozmowy Bartek.
- Dobre miejsce na zasadzkę – skwitował Karol.
- Nie byłbym tego taki pewien – odezwał się Tomasz – wszędzie są kamery. Są białe i prawie niewidoczne, ale wypatrzyłem jedną kiedy poszerzałem przejście. Dokładniej mówiąc przydzwoniłem w nią łopatą. Całe szczęście, że się nie zepsuła. Strażnicy byli przy mnie w kilka sekund. Także panowie, żadne zasadzki nie wchodzą w grę.
- Powiem ci, że cieszę się, że nam to powiedziałeś – zaśmiał się Bartek – bo już planowałem spotkać się z Agatą na schadzkę. Uratowałeś mój tyłek przed karą.
- Za to ja straciłem dwa przywileje – burknął Tomasz – A już widziałem to piwo w moich rękach.
- A ty? – Bartek szturchnął Karola – czemu nic nie mówisz?
- A co mam mówić?
- Co chcesz.
- A mogę milczeć?
- Możesz.
- Dziękuję.
Nina
Dziewczyna przyszła do pracy punktualnie, przebrała się fartuch pielęgniarki i poszła układać leki w szafkach. Potem przeczytała karty pacjentów umówionych na dzisiaj i poszła do magazynu po więcej bandaży. Była tak pochłonięta pracą, że nie zauważyła nawet, że pani Kasia pilnie się jej przygląda.
- Nina – usłyszała jej głos.
- Tak? – dziewczyna spojrzała na przełożoną.
- Dobrze wyglądasz.
- Dziękuję – odparła Nina i znikła w gabinecie pana doktora.
Pani Kasia została sama i jeszcze długo nie mogła wyjść z osłupienia. Gdzie się podział wredny babsztyl, który tu pracował.
Nina wróciła i powiedziała.
- Zmieniam się. Ale nadal nie chcę mieć do czynienia z męskimi pacjentami – oznajmiła i wyszła na korytarz.
Pani Kasia o mały włos a by zemdlała ze zdziwienia, ale nie miała na to czasu, bo musiała jak najszybciej zawiadomić pana Pawła o tym nietypowym dla dziewczyny zachowaniu.
Z zadowoleniem wsiadł do samochodu na pedały i podjął pracę przewożenia ludzi z fabryki do miasta i z powrotem. W wysokim śniegu nie było łatwo, więc wszyscy pomagali rozruszać maszynę. Pług przed maską odsuwał śnieg na boki, ale i tak było ciężko w tych warunkach pedałować. A najgorsze były ataki drapieżników, które czując zapach człowieka, kiedy tylko zobaczyły pojazd od razu go atakowały. Wskakiwały na maskę i na dach. Szczekały, miauczały, warczały i drapały pazurami o boki ciężarówki. To nie poprawiało atmosfery we wnętrzu i nikomu, nawet Tomkowi nie było do śmiechu. Wiedzieli, że wewnątrz są w miarę bezpieczni, ale zawsze istniało ryzyko, że któryś z drapieżników się przyczai i zaatakuje wysiadających ludzi.
- Zima musi być wyjątkowo dla nich ciężka – powiedział jeden z pasażerów – inaczej by się tak nie zachowywały.
- Mam dość tej nerwówki – dodał inny – mogłaby już przyjść wiosna.
- Na to jeszcze musimy trochę poczekać, jest dopiero styczeń. Najgorsze jeszcze przed nami.
- Co najgorsze? – dopytywał Tomasz.
- Białe małpy jeszcze wrócą, więcej drapieżników pod murami, co raz trudniej będzie je odpędzić. Będą próbowały przeskoczyć mur, a nigdy nie wiadomo czy im się to w końcu nie uda. A duże stado wilków śnieżnych może próbować przewrócić wóz i wyjeść nas, jak sardynki z puszki.
- A tak kiedyś było? – zapytał Tomasz.
- Tak. Kilka lat temu, dlatego zamontowano w samochodzie metalowe dno.
- Czyli raczej nas nie zjedzą.
- No niby nie, ale zanim przyjdzie pomoc, wszyscy się posramy w gacie ze strachu.
O dziwo zamiast się przerazić pasażerowie parsknęli śmiechem. Musieli jakoś sobie radzić w tych trudnych warunkach, a wiadomo, że śmiech najlepiej rozładowuje nadmiar napięcia.
Karol i Bartek
Karol zajrzał do warsztatu Bartka i zauważył, że przybyło rzeźb.
- Martwy sezon – wyjaśnił kolega – co prawda Lulu, raz na jakiś czas coś sprzeda, ale nie ma turystów, nie ma wyjazdów w odwiedziny do ciotki, także obroty są marne. Ale na wiosnę myślę, że wszystko ruszy pełną parą.
Karol podniósł jedną z figurek.
- To śnieżna małpa?
- Tak.
- A gdzie ty ją widziałeś?
- Zanim schroniłem się z Agatą w karczmie widziałem jedną, jak przeskakuje przez płot.
- Nie wiem czy nazwać cię szczęściarzem…
- Raczej farciarzem, bo udało nam się ukryć na czas.
- Przecież one znalazły się za płotem na długo po włączeniu alarmu, co cię opóźniło?
- Agata – śmiał się Bartek - tak się zagadaliśmy, że w ogóle nie dotarło do nas, co się dzieje.
- Ja też miałem szczęście i spędziłem czas w zamknięciu z Olgą.
- O już nie pani Olga.
Karol wzruszył ramionami, a Bartek wiedział, że nic więcej z niego nie wyciągnie.
- Przyszedłeś tu oglądać moje zbiory? – zapytał kolegę.
- Nie. Chciałem, żebyś zrobił mi pierścionek zaręczynowy.
- Fiu fiu – gwizdnął Bartek – już tak daleko zaszliście? Ślub? Weselne dzwony?
- Nie – warknął Karol – zaręczyny. Ślub, to ja będę mógł z nią wziąć dopiero, jak kupię działkę i postawię dom. A na to mam jeszcze za mało kasy.
- Dobra, dobra. Bez nerwów. Daj mi tylko złoto, a zrobię ci taki pierścionek, że pani dyrektor oko zbieleje.
- Nie mają tu złota, mają tylko ten metal, z którego zrobione jest więzienie, ratusz i szkoła. On jest ponoć bardzo rzadki i cenny.
- Masz go trochę.
- Jeszcze nie, dopiero muszę kupić, ale najpierw chciałem się zapytać, czy mogę na ciebie liczyć.
- Zawsze – Bartek uśmiechnął się szeroko do kolegi. Karol jednak stał poważny i spięty.
- Coś się stało?
- Tak. Muszę ci powiedzieć ważną rzecz.
- Jaką?
- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że nie chcę za dużo gadać, bo kroi się akcja?
- Tak. Akcja na razie skończyła się aresztowaniem Dwulicego, ale to nie koniec. Oni przyślą kolejnych zabójców.
- Rozumiem, że chciał cię zabić.
- Nie mnie – Karol westchnął – a Olgę. Ale to nie koniec. Wszyscy już wiedzą, że jesteśmy parą. Nie dało się tego ukryć w stróżówce, za dużo ludzi, za dużo czasu – machnął ręką – chcę tylko cię prosić, żebyś miał na nią oko.
- Oczywiście, możesz na mnie liczyć.
- Na razie nie ma tu żadnego z nich, ale wiosną na pewno ktoś się pojawi. Nie chcę zabijać, ale w jej obronie nie zawaham się tego zrobić.
- Może mogę ci jeszcze jakoś pomóc? Obserwować ludzi i te sprawy.
Karol uśmiechnął się.
- Dzięki stary, odwdzięczę ci się.
- Nie rozklejaj mi się tu. Normalna męska sprawa.
Nina
Na pierwsze spotkanie z rodzicami ubrała się w czyste spodnie i bluzę, a włosy rozczesała tak, żeby zakryć wytatuowanego tygrysa. Usiadła przed ekranem i czekała na połączenie. Bardzo się denerwowała, bo nie wiedziała co ma im powiedzieć. Postanowiła nie wykrzykiwać żadnych haseł antymęskich do ojca, a to i tak będzie dla niej bardzo trudne. Wystarczy, że on powie jedno słowo nie takie, jak trzeba i Nina wiedziała, że wybuchnie. Ale znalazła się w takim punkcie swojego życia, że wyczerpała już wszystkie swoje pomysły, frustracje i złości. Dlatego pierwsze, co powiedziała widząc twarze rodziców, to:
- Chce do domu – i się rozpłakała.
Po drugiej stronie ekranu płakali jej rodzice.
- Córeczko – łkała matka – jak się cieszę, że cię widzę.
Ojciec nic nie mówił, tylko rękawem ocierał łzy.
- Ja już nic nie wiem – buczała Nina – chciałam dobrze, ale się pogubiłam. Nie chciałam was zranić. Przepraszam. Tato, przepraszam.
- Wybaczam ci dziecko – powiedział ojciec drżącym głosem – już się nie zadręczaj. Wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci, jak najlepiej możemy.
- Wyciągniecie mnie stąd?
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żebyś jak najszybciej była w domu – zapewnił ją ojciec.
Nina pokręciła głową.
- To nie będzie takie łatwe, ja im tu wszystkim uprzykrzam życie. Nie jestem sobą, ja już nawet nie wiem, jaka byłam. Zapomniałam.
- Daj sobie szanse i daj tym ludziom szansę, oni są po to żeby ci pomóc – powiedziała mama.
- Kapitan wciąż na mnie wrzeszczy, a pani dyrektor łypie na mnie złym okiem, za to pan burmistrz tylko się szczerzy.
- Nie patrz na to, zacznij od nowa – powiedziała mama – jeszcze nie jest za późno na odwrót.
Nina popatrzyła na rodziców z nadzieją w oczach.
- Tak myślicie?
- Oczywiście.
- Ale ja robiłam takie głupoty, jak możecie mi to wybaczyć? – dopytywała Nina.
- Każdy popełnia błędy.
- Ale nie takie.
- To już było, nie wyrzucaj sobie tego. Zacznij od zera.
- Tylko jak? – bąknęła Nina.
- Na pewno coś wymyślisz – powiedział ojciec – a jakby co, to służymy ci radą.
- Dziękuję – Nina pociągnęła po raz ostatni nosem i uśmiechnęła się do rodziców – dziękuję.
Robert, Olga i Paweł
Cała trójka siedziała w gabinecie u burmistrza i omawiała bieżącą sytuację w mieście.
- To mówisz, że ty miałaś paść ofiarą zabójstwa? – pytał Paweł.
- Tak twierdzi Karol, a ja mu wierzę – zapewniła Olga.
- Oczywiście. Nikt nie wątpi w jego prawdomówność. Bardziej mnie martwi to, że na bank przybędzie tu kolejny zabójca.
- Trzymamy Dwulicego za kratkami, może go przycisnąć i dowiedzieć się trochę więcej o tych zleceniodawcach – odezwał się Robert.
- Nie sądzę, żeby on coś sypnął – powiedział Paweł – prędzej się zabije.
- Karol też odmawia wsypania kogokolwiek – powiedziała Olga.
- No to musimy sobie jakoś sami z tym poradzić- stwierdził burmistrz – skontaktuj się Jackiem Olechowskim i przekaż mu wszystko, co wiesz. Niech ruszy służby ziemskie i nich oni coś wyniuchają. I spróbuj jednak coś od Karola wyciągnąć. W końcu tu chodzi o twoje życie.
- On uważa, że nie może mi nic powiedzieć, bo właśnie chodzi o moje życie.
- Ja jednak przycisnę tego Dwulicego. Każdy strzępek informacji może okazać się pomocny.
- A ja się zaczęłam bać chodzić po ulicach – przyznała Olga – żałuję, że naciskałam na Karola i że on mi o tym powiedział.
- Może przydzielić ci strażniczkę? – zapytał Robert.
- Myślę, że muszę sama sobie z tym jakoś poradzić. Poza tym, co poradzi strażniczka, kiedy dostanę kulkę w łeb od strzelca siedzącego na dachu?
- No niby masz rację – przyznał Robert – ale zawsze to jakaś pociecha.
- Nie. Nie będę nikogo dodatkowo narażać. Jakoś sobie z tym poradzę. Za kilka dni strach zblednie, a ja wrócę do normalnego działania.
- Widzę, że zrobiłaś sobie właśnie autopsychoanalizę – zaśmiał się Paweł, a potem dodał poważnie – uważam jednak, że do wiosny nic ci nie grozi, potem znowu nam kogoś podeślą. Chyba, że ich w porę powstrzymamy.
- Oby – zakończyła temat Olga.
Ania
Po pracy wróciła do swojej kwatery i postanowiła zabrać się za układanie muzyki do nowych utworów, które powstały po spotkaniu z rodziną. Przeczytała jeszcze raz słowa jednego z nich i westchnęła.
- Chciałabym mieć normalną rodzinę – brzdąknęła kilka akordów na gitarze i zaczęła dopasowywać dźwięki do słów. Jak na tak trudny temat, szło jej nawet gładko. Starała się wyłączyć myślenie i emocje przy tych utworach, ale nie do końca jej się to udawało. W końcu wspomnienie słów rodziców wciąż mocno tkwiło w jej sercu.
Usłyszała pukanie do drzwi.
W korytarzu stała strażniczka, która powiedziała.
- Pani Olga chciałaby cię widzieć jutro o 10:00 w pastelowym gabinecie.
- Coś się stało?
- Mnie nie pytaj, ja tylko przekazuję informacje- kobieta pożegnała się skinieniem głowy i odeszła.
Ania zadrżała. Nigdy jeszcze pani Olga jej nie wzywała. Musiało się stać coś strasznego. A może po prostu chce mnie widzieć, żeby omówić postępy mojej resocjalizacji? A może ktoś z domu się odezwał – zatrzęsła się – brrr, oby nie.
Kiedyś, gdyby wiedziała, że szef ją wzywa następnego dnia na dywanik albo ojciec albo matka, nie mogłaby spać i przez całą noc tłukłaby się po łóżku z winem w ręku. Teraz była kimś innym. Teraz wytłumaczyła sobie, że pani Olga przypomniała sobie pewnie coś ważnego, a że dzisiaj było już późno, to umówiła spotkanie na jutro.
Ania usiadła do gitary, ale zamiast grać, czuła, że jednak narasta w niej napięcie i niepokój. Czego mogła od niej chcieć pani Olga. Poczuła ogromną chęć na wino, ale wiedziała, że nie ma w kamienicy ani jednej kropli alkoholu. Tłumaczyła sobie, że to kolejny test. Że to na pewno próba jej odporności na stres. Musiała się czymś zająć, żeby odgonić złe myśli. Ale, co mogła zrobić?
Spojrzała na gitarę i zmusiła się do grania. Czegokolwiek, byle zagłuszyć pełne lęku myśli. Kiedy to nie pomagało, zaczęła śpiewać, najpierw cicho, a potem na całe gardło. Aż dziw, że żadna z mieszkających tu kobiet nie przyszła i nie kazała się przestać. Ania nie wiedziała, że nawet kiedy śpiewa dla zagłuszenia lęków, jej głos nadal był piękny i czysty. Ania ukołysała pół kamienicy do snu.
Bartek, Tomasz i Karol
Plac przed więzieniem był zasypany śniegiem, więc panowie spotkali się w warsztacie Bartka. Dostali na to oficjalne pozwolenie, ale nie wolno było im rozmawiać dłużej niż dwadzieścia minut.
- Dawno się nie widzieliśmy – powiedział Tomasz.
- Zima nie sprzyja częstym odwiedzinom – powiedział Karol.
- W życiu nie widziałem tak dużej warstwy śniegu. Nawet w górach – powiedział Tomasz
- Niezłe są te tunele, nawet jest w nich ciepło i ktoś postawił drogowskazy – włączył się do rozmowy Bartek.
- Dobre miejsce na zasadzkę – skwitował Karol.
- Nie byłbym tego taki pewien – odezwał się Tomasz – wszędzie są kamery. Są białe i prawie niewidoczne, ale wypatrzyłem jedną kiedy poszerzałem przejście. Dokładniej mówiąc przydzwoniłem w nią łopatą. Całe szczęście, że się nie zepsuła. Strażnicy byli przy mnie w kilka sekund. Także panowie, żadne zasadzki nie wchodzą w grę.
- Powiem ci, że cieszę się, że nam to powiedziałeś – zaśmiał się Bartek – bo już planowałem spotkać się z Agatą na schadzkę. Uratowałeś mój tyłek przed karą.
- Za to ja straciłem dwa przywileje – burknął Tomasz – A już widziałem to piwo w moich rękach.
- A ty? – Bartek szturchnął Karola – czemu nic nie mówisz?
- A co mam mówić?
- Co chcesz.
- A mogę milczeć?
- Możesz.
- Dziękuję.
Nina
Dziewczyna przyszła do pracy punktualnie, przebrała się fartuch pielęgniarki i poszła układać leki w szafkach. Potem przeczytała karty pacjentów umówionych na dzisiaj i poszła do magazynu po więcej bandaży. Była tak pochłonięta pracą, że nie zauważyła nawet, że pani Kasia pilnie się jej przygląda.
- Nina – usłyszała jej głos.
- Tak? – dziewczyna spojrzała na przełożoną.
- Dobrze wyglądasz.
- Dziękuję – odparła Nina i znikła w gabinecie pana doktora.
Pani Kasia została sama i jeszcze długo nie mogła wyjść z osłupienia. Gdzie się podział wredny babsztyl, który tu pracował.
Nina wróciła i powiedziała.
- Zmieniam się. Ale nadal nie chcę mieć do czynienia z męskimi pacjentami – oznajmiła i wyszła na korytarz.
Pani Kasia o mały włos a by zemdlała ze zdziwienia, ale nie miała na to czasu, bo musiała jak najszybciej zawiadomić pana Pawła o tym nietypowym dla dziewczyny zachowaniu.
kolejny odcinek 15 lutego
Komentarze
Prześlij komentarz