Jak za dawnych lat


 Dzisiaj ja i pewnie połowa, jak nie większość mieszkańców Jabłonny mieliśmy ciekawy dzień, dzień bez prądu. Nie wiem, jak inni, ale dla mnie to jest (bo jeszcze siedzę w ciemnościach) nie tylko ciekawe, ale i bardzo odkrywcze. Odkryłam na przykład, że prąd jest w naszej codzienności najważniejszy. Siedząc przy zapalonej świeczce doszłam do wniosku, że jest na drugim miejscu w rankingu wynalazków wszechczasów. Dlaczego na drugim, a nie pierwszym? A wyobrażanie sobie życie bez koła? No właśnie, ono zajmuje najwyższe podium. Ale do rzeczy. Wczorajsze wichury spowodowały, że coś prawdopodobnie pierdyknęło  w transformator. A moja siostra cioteczna nagrywała w nocy niecodzienny widok,  skaczące iskry po drutach wysokiego napięcia, no i dzisiaj z samego rana okazało się, że wyskakało cały prąd i dla nas już nie starczyło. O czym najpierw pomyślałam, kiedy zauważyłam, że nie ma światła? O tym, czy komórka jest wystarczająco naładowana, wyrzucałam sobie, dlaczego nie podpięłam wczoraj laptopa do ładowarki i czy będę mogła obejrzeć mój ulubiony sobotni program w telewizji, pt. „Wielkie brytyjskie wypieki.” Poza tym miałam dzisiaj posprzątać (to z miłą chęcią ominęłam), miałam również zrobić pranie, ale to było niczym w porównaniu z paniką na myśl o tym, że laptop ma za mało naładowaną baterię. Nie, nie jestem, uzależniona, tylko dopadła mnie wena i chciałam dzisiaj spędzić dużo czasu na pisaniu powieści i na dopisywaniu odcinków do „Więziennej planety.” Na szczęście wpadłam na pomysł i podpięłam mimo wszystko sprzęty do ładowarek, bo a nóż widelec włączą prąd. I miałam rację. Był chyba przez godzinę, może półtorej i się skończył. Ale dzięki temu mogę pisać dla Was ten tekst i siedzieć w Internecie. Co do mojego fascynującego programu, zdążyłam obejrzeć prawie cały w TV, ale kończyłam go już na laptopie z udostępnionego z komórki Internetu.  

Jak widzicie, prąd jest nam do życia niezbędny.

Ale to nie wszystko.

Odkryłam również, że pomysł kupienia kuchni gazowej zamiast płyty indukcyjnej, był bardzo mądry, bo mogłam sobie ugotować wodę na herbatę czy obiad.

I moje najważniejsze odkrycie.

Cisza, spokój, relaks, książeczka (póki widno), a kiedy nadeszły ciemności, ta otuliła mnie szczelnie, jak kołdra i zrobiło się nastrojowo. Całą zimę nie miałam czasu zrobić sobie odpoczynku przy świecach, no to dzisiejszym dniem nadrobiłam to z nadwyżką. Jest mi cicho, ciepło i miło.

Ale mam nadzieję, że jutro wszystko wróci do normy, bo inaczej będę jechała do cioci do Warszawy nie z ciastkami, a sprzętem elektronicznym i ładowarkami.:)

Skąd tytuł: „Jak za dawnych lat”. Bo poczułam się trochę, jak w PRL-u, gdzie dosyć często wyłączano nam prąd i świeczka z zapałkami były podstawowym wyposażeniem każdego domu. Wiele razy siedziałam przy jej świetle i czekałam, aż znowu rozbłysną żarówki na żyrandolu. Poza tym trzeba było  oszczędzać wodę w kranie, bo pompa nie działała, a mnie się zawsze chciało do toalety. No i oczywiście raz nawet udało mi się z bratem podpalić  lambrekin, na szczęcie go ugasiliśmy. Tak to jest, jak się dzieciom pozwala bawić zapałkami.

    PS. Laptop ma 26%. No to dobranoc:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka