Karnawał i Post
Wczoraj podczas rozmowy z
młodzieżą, padły zdania o ostatkach. Jeden z chłopców, zapytał:
- Ale o co chodzi?
Inni odpowiedzieli mu, że są
ostatki, koniec karnawału. Co prawda nie padły słowa o Wielkim Poście, ani o
środzie popielcowej, ale większość jednak zauważyła zamknięcie się pierwszego
etapu nowego roku.
Czy w związku z tym coś
zrobią? Nie wiem. Czy będą pościć? Nie wiem.
Jednak dla chłopaka, który
zadał to pytanie terminy te są obce i pewnie 14 luty będzie dla niego takim
samym dniem, jak inne.
Uwaga! To nie jest tekst o
nim. Tylko cała ta sytuacja zwróciła moją uwagę na pewne rzeczy.
Dla wielu ludzi koniec
karnawału i początek postu oprócz symbolicznego tłustego czwartku i ostatków
nie ma żadnego znaczenia. Kluby nadal będą pękać w szwach, knajpy sprzedawać
hektolitry alkoholu i jedzenia. Wiele osób w środę popielcową zje „kiełbasę”,
czyli nie będzie pościć. I czy coś się stanie? Pewnie nic. Życie popędzi dalej
swoim torem. Od weekendu do weekendu, od imprezy do imprezy, od piwa do piwa.
Jedz, pij i używaj, bo jutra
nie będzie.
I tak bez końca i tak bez
granic i tak bez zatrzymania.
Ale kiedyś przyjdzie
monotonia, bo ile można balować, ile można spotykać się ze znajomymi. Wszystko
zacznie męczyć, worki pod oczami się powiększać, uśmiech na ustach stanie się
nieszczery, a w oczach pojawi się pustka.
I co dalej?
Medycyna estetyczna,
naciąganie, detoksykacje, a może życie fit. Od rana do nocy, sport, sport,
sport. Zdrowe odżywianie, bez przerwy, bez zatrzymania.
Dlaczego z imprez przeskoczyłam,
na z pozoru dobry wybór?
Ponieważ 26 grudnia, w drugi
dzień Świąt spotkałam na mojej drodze biegacza, który wyrabiał „normę”. Czy w
środę popielcową, ktoś zrobi sobie post od biegania, siedzenia przed
komputerem, czytania ulubionych książek, pieczenia babeczek? Bo post, to nie
tylko niejedzenie mięsa.
Pewnie część tak. A inni,
będę tego dnia funkcjonować „normalnie”, jak każdego dnia, monotonnie,
niezmiennie, byle biegać, byle przejść RPG, byle nie wychodzić z domu, tylko
czytać, czytać, czytać.
A to wszystko byle się nie
zatrzymywać, byle nie myśleć, byle nie siedzieć w ciszy, byle nie zwalniać. A
poza tym, po co nam to?!
Dzisiejszy świat mówi nam
kilka rzeczy, bądź zawsze młody, wciąż bądź zadowolony, jak nie umiesz samemu,
weź pigułkę lub kup kolejny gadżet, bo jesteś tego warty. Baw się, uprawiaj
sporty, bądź inny, ale bądź taki sam, jak my! Nie trać czasu na zastanowienie,
nie rób niczego, co nie przynosi ci korzyści, twojemu ciału, portfelowi,
uwielbieniu wśród znajomych.
Ale kiedyś wszystkie światła
zgasną, zostanie jedna żarówka z wyrytą nazwą „starość”, kiedy wszystkie
nieprzemyślane myśli, cisza, samotność, spadną na człowieka jak lawina. I co
zostanie? Boję się pomyśleć.
Przywołując nieudolnie
Koheleta: jest w życiu czas na wszystko. I na radość i na smutek, na życie i na
śmierć, na taniec i jego brak, na zabawę i wstrzemięźliwość.
Ale nie jest to, w myśl - Przebaluję
całe życie, a potem się zobaczy.
W ciągu jednego roku, na
wszystko jest miejsce i czas.
I nie mówię tu tylko o
chrześcijańskim poście, islam ma Ramadan, w judaizmie Jom Kippur i inne.
Jeżeli nie ma dla nas
znaczenia jaki mamy moment, to nasze życie staje się bardzo ubogie i jałowe.
Monotonne i koniec końców, bardzo męczące.
Ale tak trudno się zatrzymać,
prawda?
Mnie również. Nie myślcie
sobie, że dla mnie Wielki Post jest łatwy.
Ale to jest zawsze dobry
czas, dla mojej wiary, relacji z Panem Bogiem. I może to dziwnie zabrzmi, ale z
jednej strony myślę sobie, o nie, o nie, o nie, Wielki Post, wyrzeczenia,
wyciszenia, wielu moich znajomych będzie sobie po prostu robić swoje, a ja będę
się zmagać sama ze sobą, ale z drugiej strony myślę sobie - Dziękuję Ci Panie,
za post, w końcu przestanę pędzić, w końcu zrobię coś dla siebie, pobędę w
ciszy, nie będę trwonić czasu na głupoty, porozmawiam z Tobą więcej niż zwykle.
I żeby było jasne, daleka
jestem od sądzenia ludzi żyjących inaczej, bo wiem z czego przyszłam do Pana
Boga.
Można by rzec, dosłownie z
imprezy. Bo już było za dużo, przesyt, a w końcu nuda i zgorzknienie. Zmęczyłam
się i zepsułam. Nic mnie nie cieszyło, nie byłam w stanie znaleźć żadnego
dopalacza do radości i chęci życia. No i jak pisałam jeszcze na starym blogu,
Pan Bóg wyciągnął mnie z bagna mojego imprezowego życia za ostatnie trzy włosy,
które wystawały z mułu. Dzięki Ci za to Pani Boże. Co prawda nigdy nie odeszłam
z Kościoła i Wielki Post był dla mnie ważny, co nie zmienia faktu, że
odliczałam dni do jego końca, kiedy wreszcie będę mogła iść na balety. Zdarzały
się one i w poście i inne rzeczy też, ale o nich nie będę pisać. Bo pchał mnie
pęd życia, towarzystwo, piwo i śmiech, przez łzy!
I na koniec.
Zawsze robi na mnie ogromne
wrażenie to, jak alkoholicy na czas postu przestają pić. Nawet jeśli znowu
zaczynają w Wielkanoc tuż po Rezurekcji.
I można by powiedzieć, że od
takich „degeneratów” nie można niczego się nauczyć, nie robią nic dobrego, bo
tylko piją i gniją w rynsztokach.
A jednak, dokonują
heroicznego czynu, dla Pana Boga przez 40 dni nie piją.
Gdy tymczasem, ja katolik pełną
twarzą, boję się podjąć wyzwania i już mam sto wymówek, dlaczego się czegoś w
poście nie wyrzeknę.
A inni przechodzą koło tego
obojętnie.
A to jest dobry czas, nie
tylko dla nas wierzących, którzy rozważamy mękę Pana Jezusa i czekamy na Paschę i
Zmartwychwstanie.
To jest dobry czas dla
wszystkich. Bo porzucenie, chociażby na chwilę swoich przyzwyczajeń, pobycie w
ciszy, zatrzymanie się i zapytanie samego siebie, co dalej?, może tylko nas
umocnić i dać siłę, żeby nie dać się światu, który od rana do wieczora, a nawet
i w nocy bombarduje nas miliardem nieistotnych rzeczy.
Wielki Post. Jesteśmy tego
warci.:)
PS."Przemyśl, zanim skomentujesz."
Komentarze
Prześlij komentarz