Inne życie - odc.3
Niedziela w domu
Beata
ryczała cały dzień i nie mogła się uspokoić. Powodem płaczu była sobotnia
przygoda w centrum handlowym. Oskar odprowadził ją do samochodu i pożegnał z
szerokim uśmiechem. Jeszcze do wieczora była pod wrażeniem jego zachowania,
pomocy, no i pocałunków. Ale w niedzielny ranek zaczęła płakać. Wszystkie
tłumione do tej pory emocje puściły i potoki łez wylewały jej się z oczu. Nie
zastanawiała się nad konkretnymi powodami swojego zachowania. Myśli pojawiały
się, kłębiły jej się w głowie i odpływały. Spotkanie z dawnymi znajomymi
zrobiło na niej piorunujące wrażenie. To jak się zachowywali, co mówili
uderzało ją w samo serce. Wytykali jej wszystkie ułomności. Z jednej strony
cieszyła się, że już z nimi nie trzyma, uważała ich za pozbawionych rozumu
kretynów. Ale co z tego, skoro ich słowa i tak bolały.
A
potem jeszcze on. Przystojniak z innej planety. Rycerz na białym koniu
ratującym ją przed wielogłowym smokiem. Był świadkiem jej upokorzenia, widział
jej bezbronność i nie musiał, a uratował ją z opresji. No i powinna czuć się
cudownie, ale tak nie było. Czuła się koszmarnie. Czy musiał ją całować? I to
nie cmokać w usta, ale tak naprawdę całować?
Jednak
najbardziej była zła na siebie.
Trzy
lata życia w spokoju i z rozwagą, a tu -
Łup! Znowu zakochała się bez pamięci. Bezmyślnie i bez sensu. Wyrzucała sobie,
że jest łatwa, jak panienka z ogłoszenia. Ledwo ją pocałował, a ona rozpuściła
się w jego ramionach, jak masło. I jeszcze sama się nadstawiła.
-
Głupia! Głupia! Głupia! – wyrzucała sobie, szarpiąc się za włosy.
-
Mało ci było zawodów miłosnych? Mało nieszczęścia? Wystarczyło, że przyszedł taki
przystojniak, a ty jesteś miękka jak guma majtkach. Ogarnij się dziewczyno, bo
cię wykorzysta.
Po
czym rozpłakała się na nowo, bo pomyślała, że najpewniej wcale mu się nie
podoba, tylko ratował ją z opresji.
Stanęła
przed lustrem. Od płaczu miała nie tylko zaczerwienione oczy, ale i blizny
pociemniały.
-
Beato, jesteś brzydka i nikomu już się nie możesz spodobać. Mężczyźni litują
się nad tobą – załkała. Chciała cofnąć czas i znowu być piękną i zdrową, a nie
kuśtykającym Quasimodo.
Wróciła do sypialni i rzuciła się z nową falą płaczu na
łóżko. Chciała być znowu piękna, ale mieć dzisiejszy rozum.
Niedziela w mieście
Oskar
od rana był niezwykle ożywiony i stwierdził, że musi to w jakiś sposób
wykorzystać. W pierwszej kolejności poszedł na siłownię, gdzie wyciskał siódme
poty myśląc przy tym o Beacie.
W
zasadzie nie wiedział, co ma o niej sądzić. Lubił ją, bo odkąd przestała być
wobec niego zasadniczą szefową, stała się całkiem sympatyczną szefową. Podobał
mu się jej uśmiech i kolor oczu. A także włosy. Nie rozumiał, czemu wciąż je
nosi związane w kok. Była na niego za młoda. W sobotę widział ją w
rozpuszczonych włosach i tym bardziej złościł się na jej starczą fryzurę.
Po
krótkim przemyśleniu, uznał Beatę za bardzo ładną, chociaż blizny rzeczywiście
zniekształcały jej trochę urodę, no i miała ten dziwnie, sztywny chód. Odstawił
sztangę. „Jest ładna – koniec kropka.” – pomyślał. Myślami wrócił do soboty. Kiedy
zobaczył ją, jak bezbronnie wystawia się na ciosy tamtych lemingów, to aż go
coś ściskało. Dziewczyna była wysoka, sięgała mu głową do brody, a on należał
do bardzo wysokich mężczyzn. Nie mniej jednak, kiedy oni ją obrażali, wydawało
mu się, że się skurczyła i stała liliputem.
Po
siłowni poszedł do knajpy na piwo i siedząc samotnie przy stoliku rozmyślał
dalej. Byli niesprawiedliwi dając jej do zrozumienia, że jest gruba. Według
niego miała tyle ciała, żeby mężczyzna mógł nacieszyć się nie tylko widokiem,
ale i jego dotykiem. No i te spojlery z przodu – westchnął. Czemu chodziła
zapięta po szyję? To zbrodnia, chować takie cuda przed nim.
No
właśnie, przed nim. Bo jakoś nie chciał mieć przy tym towarzystwa innych
mężczyzn. Łaskawie uznał, że dobrze robi ubierając się skromnie.
Przy
drugim piwie odkrył, że ta dziewczyna mu się podoba. Nie wiedział, co z tym
jeszcze zrobi, ale czuł, że po dwóch latach posuchy, jego serce zadrżało. Właśnie, serce.
W
jego myśli wkradły się wątpliwości.
A
jak ona nie będzie zainteresowana? Przecież jest jego szefową i to bardzo
profesjonalną.
A
co jeśli on nie jest taki, jakich ona lubiła?
Co
z tego, że mu zaufała i przyjęła pomoc w centrum handlowym. Przecież tonący
brzytwy się chwyta. A jak przypomniał sobie tamtych gogusiów z jej byłego
towarzystwa, to przypuszczał, że właśnie takie dupki były w jej guście. Bogate
nieroby albo synkowie na wysokich stanowiskach u ojców. Do tego ich wygląd.
Wymuskani chłoptasie z nienagannymi fryzurami, wyprasowani bez jednej
zmarszczki. A on?
Spojrzał
na swoje dłonie. Duże, niedelikatne.
Wyglądał
przy tamtych chłopaczkach, jak byk, do tego średnio wychowany.
Wyszedł
z baru i pieszo ruszył w stronę mieszkania.
Stwierdził,
że nie miał jej nic do zaoferowania. Był zabijaką, lubił alkohol i szybkie
samochody. Jak się denerwował to krzyczał i walił w co popadnie i w ogóle
zachowywał się, jak prostak. Jako kandydat na chłopaka prezentował się nienajlepiej.
Wkurzył
się i odruchowo przyspieszył kroku.
On
przynajmniej by jej nie oszukiwał, nie wodził za nos, ani nie ukrywał żony. Bo
nie miał żadnej żony, ani dzieci.
Zwolnił
i twarz mu złagodniała. Uśmiechnął się sam do sobie. Gdyby jej się nie podobał,
nie nadstawiała by ust do pocałunku. Co, jak co, ale trzeźwe kobiety nie
oddawały ich byle komu. Pierwszy mógł ją zaskoczyć, ale ten drugi… Ten drugi…,
chciała tego. Był pewien, że tak.
-
Cholera – mruknął – chyba się zakochałem.
Rozmowa między paletami
W
poniedziałek rano Beata weszła do biura i spokojnie zajęła się swoimi sprawami.
Po chwili weszła Magda i spytała się jej z troską w głosie.
-
Wszystko w porządku?
-
Nie – powiedziała i nie pociągnęła
tematu. Przyjaciółka widziała jej zaczerwienione oczy i chociaż umierała z
ciekawości, nie próbowała jej popędzać. Wiedziała, że Beata potrzebuje czasu
żeby wszystko poskładać i dopiero wtedy coś jej powie. Nastąpiło to mniej
więcej około południa.
-
Opowiem ci, co mi się zdarzyło w sobotę – lekko drżącym głosem zdała jej
relację ze wszystkiego, nie ominęła żadnego szczegółu. Nawet tego o
pocałunkach, mimo, że wiedziała, że Magdzie Oskar bardzo się podoba.
Ta
słuchała wszystkiego z otwartymi ustami i jedynie dźwięki, jakie wydawała, to
były ochy i achy przy bardziej „pikantnych” szczegółach.
-
Wspaniały – westchnęła Magda na koniec i dodała wielkodusznie – możesz go sobie
wziąć, pasujecie do siebie.
-
Magda! – krzyknęła Beata – ja ci tu opowiadam o moich kłopotach, a ty mówisz,
weź go sobie? I już? Tylko tyle? Żadnego komentarza? Żadnej rady? Żadnego
współczucia?
Magda
machnęła ręką.
-
Przestań analizować. Mógł cię ratować bez całowania, ale pewnie chciał to
zrobić, więc wykorzystał sytuację. Zuch chłopak.
-
Magda!
-
No co? Ja bym się na twoim miejscu cieszyła, a nie buczała jak jakiś buczek.
Beata
westchnęła, ale czuła się trochę pocieszona. Magda nie uznawała ją za
paszczura, traktowała normalnie i wychodziła z założenia, że jej też się
szczęcie należy.
-
Dziękuję ci Magdo.
-
Za co?
-
Za to, że się nie poddajesz w walce o moją normalność.
-
Ktoś musi – przyjaciółka otarła łzę, która napłynęła jej nagle do oczu – bo już
nie mogę patrzeć na to, jak się marnujesz. Jesteś piękna, młoda, zdrowa…., no
prawie zdrowa – Beata parsknęła śmiechem – więc do boju dziewczyno. A on wydaje
się być w porządku.
-
Dlaczego tak myślisz?
-
Żadnej z nas nie podrywał, a przecież nie jesteśmy takie najgorsze, co nie?
Śmiały
się.
-
Jesteś niepoprawną optymistką.
Ktoś
zapukał do drzwi.
-
Proszę – powiedziała Magda. Do środka wszedł Oskar. Przywitał się i uważnie
przyjrzał Beacie. Domyślił się, że dziewczyna płakała. Zacisnął szczęki –
„Czyżby przeze mnie?” – zastanawiał się.
-
Przyszedłem tylko spytać, czy wszystko w porządku.
-
Tak – odparła słabym głosikiem.
-
Cieszę się – i wyszedł.
Magda
parsknęła.
-
Na pewno ci uwierzył. Jesteś zapłakana, rozczochrana i piszczysz jak mały
piesek. Leć do niego i powiedz, że to nie przez niego.
-
Ale przecież i przez…
-
Nie chcę słuchać głupot. Płakałaś przez tamtych palantów, koniec kropka.
Beata
wygnana przez przyjaciółkę z gabinetu, najpierw zastanawiała się co zrobić. A
potem poszła do sklepu i kupiła ptasie mleczko, gdyż uznała, że każdy je lubi.
Znalazła Oskara w głębi magazynu, kręcił się między paletami, gdzie liczył
paczki towarów. Kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się lekko.
-
Co cię do mnie sprowadza?
-
Chciałam ci jeszcze raz podziękować – powiedziała cicho.
-
Nie ma za co.
-
No i mam jeszcze to – wyjęła zza pleców paczkę słodkości. No tego, to się nie
spodziewał. Flaszka, bilety na mecz lub do kina i to dla nich obojga, tak. Ale
ptasie mleczko przeszło jego wszelkie wyobrażenia.
-
Zrobiłam głupotę, tak?
-
Nie – zaśmiał się – tylko jeszcze nigdy nie dostałem od dziewczyny ptasiego
mleczka, jestem zaskoczony.
-
Ale nie obrażony? – chciała wiedzieć.
-
Nie – uspokoił ją i podszedł. Położył dłoń na jej policzku i pogłaskał ją po
twarzy. Nie uciekła.
-
Przeze mnie płakałaś? – zapytał.
-
Nie – wychrypiała zbyt onieśmielona jego dotykiem, żeby mówić pełnymi zdaniami.
-
Na pewno?
-
To przez tamto spotkanie – wzięła się w garść – oni mnie wyprowadzili z
równowagi. Od wypadku stałam się wrażliwsza i bardzo przeżywam silniejsze
emocje. Ale nie martw się, to przejdzie.
-
Uwierzyłbym, gdybyś się do mnie uśmiechnęła.
Zrobiła
to, a jego świat pojaśniał. Pocałował ją w czoło i powiedział.
-
Jakbyś kiedyś jeszcze potrzebowała pomocy, to wiesz gdzie mnie szukać.
-
Wiem – odparła i wróciła do biura, do Magdy, która od razu zażądała
szczegółowego sprawozdania z misji.
Konfrontacja z bratem Beaty
Po
pracy Oskar już wsiadał do samochodu, kiedy podszedł do niego Karol, starszy
brat Beaty. Był podobny do ojca, grubszy i łysiejący, ale dosyć energiczny.
Karol był widocznie zdenerwowany.
-
Słuchaj chłopie – zaczął bez wstępów – nie wiem co ci się roi w tej głowie, ale
zostaw Beatę w spokoju.
Oskar
z miejsca się wkurzył. Już go braciszek zaklasyfikował, jako padalca
wykorzystującego młodsze siostry. Super. Uwielbiał to. Ale odpowiedział
spokojnie.
-
Przecież nic jej nie robię.
-
Wczoraj odebrała mój telefon dopiero za dziesiątym razem i była tak zaryczana,
że ledwo ją rozumiałem, ale twoje imię padło kilka razy.
Oskar
zachmurzył się.
-
Nic jej nie zrobiłem.
-
Jeszcze nie skończyłem. Wczoraj była zapłakana, a dzisiaj kiedy wpadłem na
chwilę do magazynu, kogo zobaczyłem miedzy paletami? Was. I co ci dała?
-
Ptasie mleczko – nie zdążył dodać, że w ten sposób dziękowała mu za pomoc, bo
Karol ciągnął nieprzerwanie dalej.
-
Właśnie. A wiesz kiedy ona je komuś kupuje?
-
Nie.
-
Jak się czuje czemuś winna.
-
Albo jak dziękuje – przerwał mu – bo właśnie to robiła, dziękowała mi, bo w
sobotę wyciągnąłem ją z tarapatów.
-
Jak to? – zdziwił się Karol.
-
Tak to – Oskar nawet nie silił się na grzeczność – nie jestem łajdakiem. Chociaż i tam mi nie uwierzysz.
Karol
zachłysnął się ze złości.
-
Jestem jej bratem i ją chronię. A ty nawet nie wiesz, co jej się przydarzyło.
Nie pozwolę żeby coś takiego się powtórzyło.
Oskar
zrobił dwa kroki w jego stronę, aż Karol się musiał cofnąć. Ale nie padł żaden
cios.
-
Wiem co się jej przytrafiło i dlatego ją ratowałem. Żeby tamte gnidy, nie ja,
ale oni jej nie skrzywdzili.
-
O czym ty mówisz?
Ale
Oskar już wsiadł do samochodu, odkręcił szybę i warknął.
-
Zanim zaczniesz mnie o coś oskarżać najpierw porozmawiaj z siostrą. Bo to nie
ja jestem w tej historii czarnym bohaterem – i odjechał mocno wciskając gaz.
W mieszkaniu u Beaty
Przez
to całe sobotnie zamieszanie, nie zrobiła żadnych zakupów żywieniowych. Nie
miała sił na chodzenie po sklepach, więc skorzystała z usług internetowych.
Zamówiła kilkanaście produktów i czekała na dostawcę. Było jej lepiej po
rozmowie z Oskarem. Doszła do wniosku, że wcale nie musi na nią lecieć, ale
może ją lubi i kto wie, może się zaprzyjaźnią?
Mężczyzna
podjechał pod jej apartementowiec. Oczywiście wiedział, gdzie ona mieszka, takie
rzeczy sprawdził, już na samym początku po przyjeździe do Gdyni. Czekał
niedaleko bramy żeby wślizgnąć się za kimś, ponieważ nie chciał korzystać z
domofonu. Obawiał się, że Beata może zaciąć się w sobie i mu nie otworzyć. Z
westchnieniem ulgi powitał dostawczy samochód z internetowego sklepu. Wejdzie
za facetem do bloku i zapuka bezpośrednio do jej drzwi.
Tak
też zrobił. Nie przewidział jedynie tego, że to ona zamawiała tę dostawę.
Przeczekał całą transakcję stojąc na półpiętrze ponad jej mieszkaniem. Kiedy
usłyszał trzask drzwi, sam do nich podszedł i zadzwonił.
Beata
myślała, że to kurier czegoś zapomniał donieść i otworzyła je bez pytania, kto
za nimi stoi.
Kiedy
zobaczyła Oskara, w dodatku z chmurną miną, poczuła się lekko zaniepokojona.
Mężczyzna wszedł bez zaproszenia i zapytał.
-
Czy płakałaś przeze mnie?
-
Nie, przecież już ci mówiłam.
Szedł
za nią krok w krok, a ona cofała się, aż oparła się o kanapę w salonie,
klapnęła na siedzenie, co uznała za niedobrą pozycję, bo on stał i górował nad
nią.
- Jeżeli
przyszedłeś mnie straszyć… - wyjąkała.
Odsunął
się i wykrzyknął.
-
Nie przyszedłem cię straszyć. To raczej twój brat mi grozi.
-
Karol?
-
Tak. Powiedział mi, że rozmawiał z tobą kiedy płakałaś i co i raz padało moje
imię.
Beata
zaczęła się zastanawiać, co też mogła nagadać bratu i walnęła w ciemno.
-
Opowiedziałam mu o sobocie.
-
To wiem, ale na pewno nie chwaliłaś się, że cię ratowałem. Inaczej by mi
podziękował.
Zdecydowała
się na szczerość.
-
Nie wiem, co mu opowiedziałam.
-
Tak?
-
W nerwach i płaczu tracę głowę. Równie dobrze mogłam bredzić.
Spojrzał
na nią kwaśno.
-
Ale chyba najważniejsze jest to, co powiedziałam dzisiaj, prawda – patrzyła mu
w oczy - jak ochłonęłam.
-
Jak ochłonęłaś – powtórzył za nią i odparł – mówił jeszcze, że zazwyczaj dajesz
ptasie mleczko na przeprosiny. Za co chciałaś mnie przeprosić?
-
Oskar, mój brat pamięta jakieś rzeczy z dzieciństwa, od lat nie mieszkamy razem
i oboje się zmieniliśmy.
-
Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – powiedział ponuro.
Wstała
z kanapy i podeszła do niego. Spojrzała mu w oczy i powiedziała.
-
Nie płakałam przez ciebie, tylko przez całą sytuację. Wyprowadziło mnie to z
równowagi. Nie wiesz, jak to jest mieć cały świat u swoich stóp i nagle nie
mieć nic. Przez dwa lata budowałam go od nowa, a w trzecim roku wpadłam na nich
i okazało się, że moje nowe życie nadal jeszcze nie ma korzenia. Załamało się.
Łzy
zaszkliły się w jej oczach, ale się opanowała.
-
A tobie po prostu podziękowałam – wzruszyła ramionami – wiem, że ptasie
mleczko, to mało, ale działałam impulsywnie. Pewnie powinnam ci się jeszcze
jakoś odwdzięczyć.
-
Właśnie, powinnaś. Zwłaszcza, za straty moralne po rozmowie z twoim bratem –
powiedział żartobliwym tonem, a ona nagle zrobiła się bardzo smutna. Zrozumiał,
że przesadził, ale zanim się odezwał, ona zabrała głos.
-
To co mam zrobić? Mogę cię zaprosić na obiad, do prawdziwej restauracji, mogę
ci kupić dobry alkohol, mogę…
-
Chciałbym żebyś poszła ze mną na spacer po porcie – przerwał jej.
Była
zaskoczona. Chciał tylko pospacerować?
-
Wiesz, że ja nie mogę dużo chodzić – przypomniała.
-
Potem cię nakarmię i wymasuję – obiecał.
Znowu
zobaczył niepewność na jej twarzy.
-
No co? Chyba mogę dotknąć twojej stopy?!
Teraz
wpadła w panikę. Od wypadku nikt nie widział jej zdeformowanej nogi.
-
Dobrze, cofam to – uniósł ręce do góry – pójdziemy na spacer i coś zjeść.
Wystarczy?
-
Ale dlaczego chcesz ze mną iść na spacer? – zapytała.
-
W ramach dalszej części podziękowań.
-
Ale…
-
Przestań – uciął jej wątpliwości – mieszkam tu od niedawna, zwiedziłem kilka
miejsc, ale w porcie jeszcze nie byłem. Chcę żebyś mnie oprowadziła.
-
W listopadzie?
-
Tym lepiej, nie będzie tam wielu ludzi.
Wahała
się i naprawdę nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Zaskoczył ją tą propozycją.
Jeszcze nigdy nikt jej nie zaprosił na zwyczajny spacer.
-
No dobrze – powiedziała powoli – ale dopiero w sobotę.
-
Może być sobota – zgodził się.
Ruszył
do drzwi, ale zanim wyszedł, jeszcze raz się odwrócił i powiedział.
-
Czy na pewno to nie było przeze mnie? Bo może cię wystraszyłem tymi pocałunkami
albo byłem zbyt bezczelny, mówiąc na głos o twojej bieliźnie.
-
Na pewno – odparła i po raz pierwszy wyczuła, że jemu naprawdę zależy na jej
odpowiedzi.
-
Cieszę się – nachylił się i cmoknął ją w usta, po czym wyszedł.
Oparła
się o drzwi i dotknęła dłonią ust.
-
Co to miało być? – szepnęła.
Tak
się bała mieć nadzieję. Przekonywała samą siebie, że przecież faceci nie całują
kobiet, które im się nie podobają.
Zupełnie
nie umiała się tym cieszyć, a im więcej tego wieczoru myślała, tym większy
niepokój wkradał jej się w serce.
Oskar
odwrotnie, był bardzo zadowolony z siebie.
Rozmowa przyjaciółek
Następnego
dnia Beata cicho przemknęła do swojego biura i postanowiła dzisiaj z niego nie
wychodzić. Magda gdy tylko ją zobaczyła, od razu wiedziała, co się dzieje. Ale
cierpliwie wysłuchała relacji przyjaciółki.
-
Idziesz na randkę – ucieszyła się Magda.
-
To nie randka, tylko spacer.
-
Jak zwał, tak zwał. Będzie super, zobaczysz.
-
Daj mi spokój.
-
Nie mogę ci dać spokoju, kiedy widzę, że się cieszysz.
Beata
nie umiała powstrzymać zdradliwego uśmiechu od ucha do ucha.
Ktoś
zapukał do drzwi, więc dała szybkiego susa pod biurko. Magda patrzyła na to
osłupiałym wzrokiem. Do środka weszła jedna z dziewczyn z logistyki,
zapytała o coś i wyszła.
Beata
wgramoliła się na krzesło.
-
Zwariowałaś – wydała orzeczenie Magda.
-
Daj mi spokój. Nie działam racjonalnie.
-
Właśnie widzę.
Znowu
ktoś zapukał, więc Beata ponownie zjechała z krzesła i siedziała cicho, jak
mysz. Tym razem był to jeden z robotników po teczkę z danymi.
-
Będziesz tak robić przez cały dzień?
-
Nie wiem, może – Beata znowu wygramoliła się spod biurka.
-
Kiedyś byś czekała w dokach startowych i przebierała nogami myśląc – kiedy
przyjdzie, kiedy przyjdzie, kiedy przyjdzie.
-
Zamknij się – burknęła przyjaciółka.
-
Nie zamknę się. A ty przestań się chować, bo to bez sensu.
-
Straciłam pewność siebie – poskarżyła się Beata.
-
Nie da się tego nie zauważyć.
-
Przestań się ze mnie nabijać.
-
Inaczej nie umiem.
Magda
zlitowała się nad nią, wstała i zamknęła drzwi na klucz. Czasami tak robiły,
pracownicy wiedzieli, że wtedy mają jakąś ważną pracę i nie można im
przeszkadzać. Przyjaciółka wyciągnęła Beatę razem z krzesłem na środek
pomieszczenia, sama usiadła naprzeciw niej w swoim i powiedziała głosem pełnym
troski.
-
Wiem, że się boisz i wcale ci się nie dziwię. Masz złe wspomnienia z
przeszłości i to w tobie siedzi. Na dodatek nie wiemy kim on naprawdę jest i
jaki jest, bo jest nowy i niewiele o sobie mówi. Ale…
Przerwała
na chwilę i uśmiechnęła się do przyjaciółki z czułością.
-
Ale najważniejsze jest to, że nie jest taki, jak twoi byli.
-
Wizualnie.
-
I wewnętrznie też.
-
Skąd u ciebie taka wiedza?
-
To nie wiedza, a fakt, którego ty nie dostrzegasz, bo się boisz. A ja, jako
osoba stojąca z boku widzę wszystko, jak na dłoni. Chcesz wiedzieć, o co mi
chodzi?
-
Tak – Beata była emocjonalnie wyczerpana, ale postanowiła dzielnie jej
wysłuchać.
-
Po pierwsze, uratował cię w centrum handlowym. Każdy z twoich byłych by tego
nie zrobił, bo byli zapatrzeni w swoje ego, a to by była skaza na ich
idealnym życiu. Kto by chciał chodzić z
dziewczyną, z której się śmieją. Po drugie, widzę jak on na ciebie patrzy. Jak
ty się uśmiechasz, to on też.
-
A co powiesz o mojej niepełnosprawności? Uważasz, że jest ślepy i jej nie widzi?
– spytała bez nadziei w głosie.
-
Oczywiście, że ją widzi, a nawet posłużył się nią żeby cię ratować.
-
Tak? Kiedy?
-
No przecież mówiłaś, że obiecywał ci masaże. Chyba nie mówił o jakiś
relaksacyjnym, nie?
-
A ja wiem? – Beata wzruszyła ramionami.
-
Ja wiem. Siedź cicho i słuchaj dalej. Po trzecie, był wczoraj u ciebie w
mieszkaniu i nie zaciągnął cię do łóżka. Nawet nie spróbował.
-
A to oznacza?
-
Że jest poważnym facetem?
-
Albo jestem mu obojętna.
-
Ta, ta, ta – parskała Magda – i by cię całował na do widzenia. Beata, obudź
się, on cię adoruje?
-
I co ja mam zrobić? – Beata zamiast się cieszyć popadła w jeszcze większą
rozpacz.
-
Po prostu się dobrze bawić i trzymać jego ręce na dystans. Całować się możesz.
-
Pozwalasz? – zaśmiała się Beata.
-
Oczywiście – śmiała się Magda – może i dla chłopów to żadna frajda, ale dla nas
kobiet, to ważne.
-
Jesteś niepoprawną optymistką.
-
Wiem – Magda wstała z krzesła i rzekła – za godzinę terapii należy się sto
złotych.
-
Mogę ci zapłacić w winie i pizzy?
-
Możesz – Magda otworzyła drzwi. Ale Oskar przez cały dzień nawet nie zajrzał.
Spacer
Do
końca tygodnia widziała się z nim w pracy wielokrotnie. Zamieniała z nim kilka
zdań, wymieniała uśmiechy, czasami on pogładził ją po policzku i rozchodzili
się do swoich spraw. Ale w sobotę obudziła się i trzęsła na całym ciele.
-
Nie dam rady z nim nigdzie pójść – powiedziała do odbicia w lustrze.
Potem
powtarzała to sobie do śniadania, a potem czekała na sygnał kiedy ma zejść do
niego przed blok.
Było
zimno, ale pogodnie, więc ubrała nową sukienkę, a spory dekolt zasłoniła
szalikiem. Długi płaszcz i kozaki pasowały, jak ulał. Rozpuściła włosy i
zrobiła delikatny makijaż. Żałowała, że jest tak zimno, bo musiała założyć
czapkę, a uważała, że beznadziejnie wygląda w nakryciach głowy. Kiedy usłyszała
sygnał komórki, aż się spociła i przez chwilę rozważała, czy nie udać, że jej
nie ma. Zrezygnowała, bo wiedziała, że on po nią przyjdzie.
Szybko
wyszła z mieszkania i po chwili witał ją cały w uśmiechach, oparty o starego
grata.
-
Mam nadzieję, że nie wystraszysz się mej karety? – zażartował na wstępie.
-
Jest w sam raz – powiedziała i wsiadła do środka.
Po
chwili parkowali w pobliżu portu. Szli nieśpiesznie bulwarem i prawie się nie
odzywali. Przystawali co jakiś czas, patrzyli w morze. Oskar pytał ją o różne
rzeczy związane z miastem, statkami i wodą. Beata w miarę możliwości
odpowiadała. A potem znowu milczeli. Oboje odkryli, że zupełnie im to nie
przeszkadza.
-
Duży ten port.
-
Na pewno widziałeś większe.
-
W sumie – przyznał – ale ten jest nasz, rodzimy i największy.
-
Patriota?
-
Oczywiście, nie wiem czemu się dziwisz? – przekomarzali się.
W
pewnym momencie Beata syknęła i zaczęła kuleć.
-
To moja wina – powiedział – przeciągnąłem cię po całym terenie.
-
Przecież sama chciałam – przypomniała mu.
-
Może pójdziemy coś zjeść? Odpoczniesz, nabierzesz sił?
-
Dobry pomysł. Niedaleko jest mała galeria handlowa i całkiem dobra pizzeria.
Menu ci odpowiada?
-
Bardzo.
Powoli
ruszyli w stronę restauracji. Beata kuśtykała obok niego. Spytał się, czy jej
pomóc, ale nie chciała. Czuł się trochę jak nieczuły palant. W końcu zapytał.
-
Boli cię?
-
Trochę – przyznała.
Złapał
ją w pół i podniósł.
-
To czemu nic nie mówisz?
-
To moja codzienność – powiedziała i objęła go za szyję – zmęczysz się.
-
Wolę się zmęczyć niż czuć, jak dupek – odparł.
-
Miło mi – zachichotała.
Weszli
do środka i Oskar delikatnie posadził ją na kanapie, sam usiadł po drugiej
stronie stołu, na podobnej. Rozebrali się z wierzchnich ciuchów i Oskar nie
mógł oderwać wzroku od Beaty. W zielonej i dopasowanej sukience wyglądała
wystrzałowo. No i miała spory dekolt, czuł się całkowicie wynagrodzony za
ciężką pracę, którą przed chwilą wykonał. Co prawda, Beata nie była bardzo
ciężka, ale niósł ją przez dość długi kawałek.
-
Dziękuję za troskę – powiedziała cicho.
-
Nie ma za co – odparł – nie chcę być powodem twojego cierpienia.
-
Nie jest tak źle, boli tylko trochę.
-
Nie zgrywaj bohatera, dobrze?
-
Dobrze – zgodziła się i zachciało jej się śmiać.
-
Co cię tak bawi?
-
To, że troszczysz się o mnie, jest dla mnie ważne, ale chcę żebyś wiedział, że
jak cię nie znałam, to już wtedy sama sobie radziłam.
-
Ale teraz jestem i nie dyskutuję na tematy oczywiste – był niezwykle surowy,
więc przestała się śmiać, żeby czasem się nie obraził.
Zamówili
pizzę i Beata zaczęła się go wypytywać o jego życie.
-
Ty dowiedziałeś się o mnie chyba już wszystkiego, za to ja o tobie nic nie
wiem. Opowiedz?
- Nie
jest to historia bohatera – zaśmiał się lekko spłoszony – inaczej by mnie tu
nie było?
-
Żałujesz?
-
Nie – uśmiechnął się i złapał ją za dłoń, wymienili uścisk.
-
Opowiadaj – zachęciła go.
-
Przestraszysz się i uciekniesz.
-
Nie mogę, utykam – przypomniała mu.
-
Pracuję dla ojca, a on mnie posyła w różne nieciekawe miejsca i gadam tam z różnymi
ludźmi.
-
Bijesz się?
-
Czasami – przyznał się niechętnie – ale nie jestem chłopcem od bicia. Ja ubijam
interesy. Tylko nerwy niekiedy puszczają.
-
A co robisz w wolnym czasie?
-
Siedzę w warsztacie i dłubię w samochodach.
-
Jesteś mechanikiem?
-
To moje hobby, lubię babrać się w smarze.
-
A czemu wylądowałeś u nas?
-
Przez alkohol.
-
Tak? – zachęciła go.
-
Za dużo wypiłem, nie spodobali mi się pewni ludzie, no i zrobiłem bałagan w
jednym z lepszych klubów. A była umowa, że w takim miejscu nie rozrabiam.
Zamilkli,
ale po chwili ponownie się odezwał.
-
Nie zachęcam do siebie, co?
-
Nie, dlaczego – pocieszyła go – w tym wszystkim ważne jest to, jaki jesteś dla
mnie.
Zamilkli
oboje zaskoczeni szczerością jej wyznania. Oskar pierwszy się opanował i mogła
obserwować, jak leniwy uśmiech zaczyna zdobić jego twarz. Nie wiedziała, czy to
dobrze, czy źle. Oskar zastanawiał się co zrobić. Po takim wyznaniu, mógł
spokojnie przesiąść się do niej i całować do utraty tchu i czekać na więcej lub
mógł zostać na miejscu i zachować się z rezerwą. Uznał drugą opcję za właściwą
i chyba dobrze zrobił, bo Beata spięła się lekko, a jak pozostał na miejscu
rozluźniła się. Jedyne co zrobiła, to wyciągnęła do niego dłoń, jakby chciała
się upewnić, że nie uraziła. Uścisnął ją i powiedział spokojnie.
-
Staram się jak mogę ci nie podpaść.
-
Na razie ci się udaje.
Pizza
zakończyła napiętą sytuacje i rozluźniła atmosferę. Kiedy już się najedli,
Oskar namówił ją na kieliszek wina. Było im błogo i wesoło. Aż ktoś stanął przy
ich stoliku. Spojrzeli oboje i Oskar zauważył, że Beata cała się spięła.
Facet
miał tak, jak i oni ze trzydzieści lat, był blondynem średniego wzrostu, na środkowym palcu prawej ręki pysznił się
sygnet.
-
Witaj kotku – wymruczał intruz w stronę Beaty.
Oskar
wstał i popatrzył z góry na faceta.
-
Spieprzaj zanim ci skopię dupę.
Facet
udał, że się nie przestraszył i wydukał w miarę płynnie.
-
Spadaj gorylu. Nie wiem jak w twoim ZOO, ale u nas za takie odzywki można
posiedzieć w więzieniu.
-
A czy ja wyglądam na takiego, który boi się policji? – Oskar pytał grzecznie,
ale Beata widziała, jak zaciskał pięści.
-
Oskar – powiedziała cicho – nie warto.
Mężczyzna
usiadł i powiedział.
-
Masz rację, jeszcze bym się zmęczył.
Oboje
wybuchli śmiechem. Intruz to otwierał, to zamykał usta. W końcu wydukał.
-
Teraz takim dajesz? – i to był błąd. Oskar błyskawicznie posłał go ciosem na
drugą stroną sali. Beata krzyknęła przestraszona. Chwyciła płaszcz i wybiegła
na zewnątrz. Oskar został w środku i jeszcze ze dwa razy facetowi poprawił.
Potem
popędził za dziewczyną. Szła bulwarem i cała dygotała na ciele. Dogonił ją,
wyrwała się.
-
Nie lubię przemocy – wyznała.
-
Nie mogłem nie zareagować. On cię obraził.
-
Nie obraził mnie – powiedziała – nie obrażają mnie słowa, które są
nieprawdziwe. Zwłaszcza, że ten facet zerwał ze mną właśnie dlatego, że nie
chciałam się z nim przespać.
Usłyszeli
syrenę policyjną.
-
Uciekaj – powiedziała – ja sobie poradzę.
-
Ciebie też złapią.
-
Nie martw się, znam miasto.
-
Pójdę z tobą.
-
Nie. Za bardzo rzucasz się w oczy.
-
Wynagrodzę ci to – obiecał i pobiegł na parking.
Beata
skręciła w pierwszą lepszą uliczkę. Przemykania po mieście nauczył ją ojciec,
więc działała rutynowo. No i nie bała się spotkania z policją, bo we
wcześniejszym życiu była znana jako Imprezowa Lola i wszyscy myśleli, że
mieszka gdzieś na obrzeżach miasta. To była druga zasada wpojona jej przez
ojca. Nigdy nie mów gdzie mieszkasz ludziom, którym nie do końca ufasz. Musiała
mieć wtedy trochę oleju w głowie, skoro nigdy nie podała nikomu, gdzie naprawdę
śpi. No i nie bała się przyjazdu glin do pracy, bo trzecia zasada brzmiała –
nigdy nie mów za wiele o tym, co robi twój tatuś.
Po
chwili jechała taksówką do domu. Miała nadzieję, że Oskar jakoś sobie poradził.
Miała co do tego incydentu mieszane uczucia. Z jednej strony uznała, że tamten
padalec zasłużył na obicie twarzy, z drugiej widziała, jak szybko można Oskara
wyprowadzić z równowagi. To było niepokojące.
Weszła
do mieszkania i od razu położyła się na łóżku, zasnęła.
Poważnie rozmowy o przyszłości
Obudził
ją dzwonek do drzwi. Leżała przez chwilę zastanawiając się co ma zrobić.
Otworzyć mu i wysłuchać, co ma do powiedzenia, czy też zignorować i porozmawiać
z nim w poniedziałek. Jedyne czego była w tym momencie pewna, to tego, że stał
za drzwiami.
Wstała
z łóżka i podeszła do drzwi.
-
Kto tam?
-
A jak myślisz? – usłyszała jego głos.
Otworzyła
mu i wpuściła do środka. Wyglądał normalnie, tylko jedną dłoń miał lekko
spuchniętą.
-
Choć do kuchni, przyłożę ci coś zimnego na te opuchnięte kostki.
Po
chwili Oskar siedział przy stole i trzymał zimną mrożonkę na dłoni, a Beata
stała nieopodal oparta o szafkę. Patrzyli sobie w oczy. W końcu Oskar przerwał
milczenie.
-
Jak widzisz, co krok daję plamę – zaśmiał się nerwowo – nie umiem się dobrze
zareklamować.
Beata
pozostała poważna, więc i on przestał silić się na dowcip. Podeszła do niego i
usiadła naprzeciw niego. Westchnęła i powiedziała lekko drżącym głosem.
-
Nie mogę powiedzieć, że podobało mi się,
że puściły ci nerwy i stłukłeś gościa. Nawet jeżeli na to zasłużył, to
przecież i tak mojej historii to nie zmieni.
-
Posłuchaj – chciał coś powiedzieć, ale położyła mu palec na ustach.
-
Ja mówię – miała ściśnięte gardło, więc zamiast ciągnąć temat zamilkła i
spuściła głowę.
Mężczyzna
wykorzystał moment i pogłaskał ją po włosach, nie uchyliła się.
Podniosła
głowę i powiedziała.
-
Z drugiej strony, żaden mężczyzna nie zrobił dla mnie tyle co ty – odetchnęła i
kontynuowała – ale jednak boję się.
-
Nie musisz się mnie bać – powiedział poważnie, ale znowu nie dała mu dokończyć.
-
Ja nie ciebie się boję – zapewniła – ja się boję, że jak powiem tak, to ty się
zmienisz i będziesz taki, jak oni. Nie będziesz mnie traktował poważnie.
Spojrzał
na nią uważnie i zamiast zrobić awanturę lub zapewniać ją, że tak nie będzie,
sam zdecydował się na szczerość.
-
A co ty myślisz, że ja się nie boję? – popatrzyła na niego zaskoczona – też mam
swoje doświadczenia. Też boję się wejść na nowo w związek, bo moja ostatnia
narzeczona chciała mnie puścić z torbami.
-
Naprawdę? – zapytała tak, jakby niedowierzała w to co powiedział.
-
Naprawdę – zapewnił – ale to nieważne, to już było, tak jak i ci twoi byli.
Nie
odpowiedziała, bo przetrawiała nowe doświadczenie z mężczyzną, kiedy ten
przyznaje się do słabości.
Oskar
uśmiechnął się do niej czule i pogłaskał po policzku.
-
I tak sobie pomyślałem, że skoro co krok robię wszystko, żeby zepsuć nasze
relacje, a ty nie uciekasz, to może chcesz mnie takiego, jakim jestem. Dlatego
przyszedłem.
-
A ty chcesz mnie taką, jaką ja jestem? Kulawą… - zamknął jej usta pocałunkiem.
-
Tak, właśnie taką ciebie chcę – wyszeptał i objął ją mocno.
Mini epilog
-
A jak ty właściwie masz na imię? – spytała.
- Tymon – odparł.
-
Może być – powiedziała.
Koniec
Komentarze
Prześlij komentarz