Bankrut - odc.2
Tomek poprosił Kasię o kupno gazety, żeby mógł szukać pracy. Ta
przyniosła mu ją, a on siedział i zaznaczał, gdzie mógłby pójść.
- Masz jakieś wykształcenie, czy tylko balowałeś? – spytała go
widząc, że zaznacza tylko te ogłoszenia, gdzie potrzebują ludzi wyżej
wykształconych.
- Ekonomia i zarządzanie – powiedział nawet nie odnosząc głowy.
- Co za palant – mruknęła do siebie.
- Dlaczego tak mnie nazywasz? – podniósł głowę i spojrzał na nią
czujnie. Lekko się zaniepokoiła, bo kiedy pracowała dla niego wiedziała, że
jest wybuchowy i często potrafił czymś w nią rzucić. Na przykład segregatorem.
- Bo w głowie mi się nie mieści, że zmarnowałeś firmę będąc
doskonale przygotowany do jej prowadzenia.
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i wrócił do studiowania
ofert.
- Nic nie powiesz?
- Nic.
- Dlaczego?
- Ja cię nie wypytuje o twoje życie.
- Ale mieszkasz u mnie, chyba mam prawo wiedzieć?
Znowu się na nią spojrzał tak, że aż chciała się schować.
- Nie, nie masz prawa wiedzieć, dlaczego zaprzepaściłem
dorobek mojej rodziny. To moja sprawa,
do tego nieaktualna. Nie chcę do niej wracać.
Zerwała się ze stołka i zamknęła w swoim pokoju. Obiecał jej, że
będzie miły i będzie tylko wdzięczny. A on co? Nie chce jej nic powiedzieć! Co
za egoista. A potem się zawstydziła. Nie był jej własnością, a ona była po
prostu ciekawa i to ona była egoistką. Wróciła do niego i bąknęła.
- Przepraszam, nie powinnam być wścibska.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się lekko, a potem spoważniał.
Odłożył gazetę i znowu westchnął.
- Byłem zły, że zginęli, że zostawili mnie samego jak palec.
Straciłem poczucie rzeczywistości i kontakt z ziemią. Takie wytłumaczenie ci
wystarczy?
Potaknęła głową. Ona nie wiedziała, co to znaczy stracić
najbliższych. Póki co żyli wszyscy, obie pary dziadków, rodzice, dwie siostry i
brat. Co ona mogła wiedzieć o tym, co on czuje. Przecież za jednym zamachem
zginęli wszyscy jego najbliżsi. Jak ona by się zachowała w takiej sytuacji?
- Nie rozczulaj się nade mną – powiedział – nie jestem tego wart.
Lepiej mi powiedz coś o firmach, które wybrałem, wiesz coś o nich?
- Nie – usłyszał już od sekretarki.
- To pan? Nie – kolejna sekretarka.
- Zapomnij człowieku, bezdomny pijak? Co z tego, że jesteś czysty
i ogolony, ale w dresach! Nie!
- Wypad!
Po całym dniu rozmów „kwalifikacyjnych” wrócił do domu wypompowany
i zrezygnowany. Kaśka popatrzyła jak rzuca się na kanapę i odwraca do niej
plecami.
- Aż tak źle? - Nie odpowiedział, tylko nakrył się kocem po same
uszy.
- To, że będziesz udawał, że cię tu nie ma, nic nie zmieni.
Odchylił trochę koc.
- Nikt nawet nie chciał ze mną rozmawiać – bąknął i znowu nakrył
głowę kocem.
Usiadła koło niego i położyła mu rękę na ramieniu. Zamarł.
- Miałem cię nie dotykać.
- To ja cię dotknęłam – uspokoiła go – opowiedz mi wszystko?
Znała go już na tyle, że wiedziała, że potrzebuje kilku minut,
żeby się otworzyć. Zwłaszcza, że miał mówić o kolejnej swojej porażce.
- Wszędzie mnie przeganiano, dawano do zrozumienia, że tylko dobre
wychowanie powstrzymuje ich przed daniem mi w mordę.
- No cóż, nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
- Do tego myślą, że jestem nieudacznikiem.
- Dziwisz im się? Przecież w ciągu dwóch lat rozwaliłeś dobrze
prosperującą firmę.
- Ale to przez egoizm.
- No wiem, ale…
- Dobra, nie pocieszaj mnie więcej – żachnął się – jutro idę do
kolejnych firm, może mi się w końcu poszczęści.
Niestety, ani następnego dnia, ani tydzień później, ani miesiąc,
nic mu się nie udało znaleźć. A szukał we wszelkich branżach, od banku po
sprzątanie ulic.
Nienawiść ludzi do niego była tak wielka, że nikt nie chciał mu
wybaczyć porażki. To spowodowało, że stracił zapał do życia i tylko leżał na
kanapie gapiąc się w sufit. Kiedy Kaśka przypomniała mu, że miał po sobie
sprzątać, tylko wzruszył ramionami i powiedział.
- Wszystko mi jedno, miałem rację, że chciałem umrzeć. Nic tu po
mnie na tym świecie.
- Mógłbyś grać w dramatach – parsknęła i wyszła z mieszkania.
Chciała mu jakoś pomóc, sama poszła do kilku firm prosząc o jego
przyjęcie, ale po kilku próbach zrozumiała, że on w Kurantowie i okolicach jest
spalony.
Nikt nie chciał być z nim kojarzony.
- Ale ja się nim zajęłam, on się zmienił – przekonywała.
- Sama tego chciałaś, więc teraz się męcz, nas w to nie mieszaj –
usłyszała wielokrotnie w odpowiedzi.
Smutna i zrezygnowana wróciła do mieszkania. Zdziwiła się widząc,
że wszystko było wypucowane na błysk, a na stole stały kanapki i kubek ciepłego
mleka. Tomek krzątał się po kuchni i nucił pod nosem.
- Skąd ta zmiana? – spytała.
- Wiedziałem, że wrócisz zrezygnowana, a nie chciałem dopuścić,
żebyśmy oboje byli zdołowani sytuacją. Jedno musi podtrzymywać drugie. Tym
razem padło na mnie.
Popatrzyła na niego i łzy zakręciły jej się w oku.
- Zmieniłeś się – szepnęła. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Możliwe, co nie zmienia faktu, że nadal mnie utrzymujesz.
- Może wyjedź?
- Najpierw muszę sprzedać, to co zostało – przyznał.
Usiadła przy stole i zaczęła jeść.
- A co oprócz budynków zostało? – spytała.
- Całkiem sporo towaru. Ktoś mądry i z zapasem gotówki, raz dwa
postawiłby firmę na nogi.
Zamarła, a potem krzyknęła.
- Ach!!!! Idiota!
- Czemu mnie obrażasz?
- Może sam postaw ją na nogi, co?
- Za co?
- Za jajco! – krzyknęła.
- Nie mam nic.
- A dobrze szukałeś? Może coś uda się spieniężyć. Tak na start.
- Może – usiadł naprzeciw niej – ale nikt mi nie ufa, nikt nie
będzie chciał ani u mnie pracować, ani współpracować. Nie znajdę klienta.
- Kubuś fatalista. I tak spróbujemy!
- My?!
- To twoja firma, ja tylko ci pomogę. Też skończyłam ekonomię. A
że w naszym mieście kobiety w tej branży się nie liczą, pozostało mi stać na
kasie w spożywczym.
Patrzył na nią uważnie przez dłuższą chwilę, aż się lekko
speszyła.
- Dlaczego chcesz mi pomóc?
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Może mi ciebie szkoda, może mam dość trzymania cię na
moim garnuszku. A może chcę pokazać ludziom, że się zmieniłeś i że nie można
tak cię ciągle nienawidzić.
- Dlaczego jesteś taka dobra?
- Tak mnie wychowali.
Miała wrażenie, że mężczyzna chcę ją objąć i pocałować, ale potem
to minęło. Nie zbliżył się do niej nawet na milimetr, w końcu kilka miesięcy
temu zagroziła mu za to eksmisją.
- Dobrze, spróbujmy, ale ja nie podzielam twojego optymizmu.
- W sobotę pójdziemy tam i zobaczymy co da się zrobić. Jak nic, to
będziemy szukać kupca – nawet ona usłyszała smutek we własnym głosie. Tomek nie
wiedział, czy chodziło jej o zaprzepaszczenie firmy, czy o rozstanie z nim. Bo
gdyby miał te pieniądze ze sprzedaży, nie zostałyby w Kurantowie nawet jednego
dnia dłużej.
Odruchowo pogłaskał ją po policzku, nie odsunęła się, ale patrzyła
na niego zakłopotana.
- Musisz mnie teraz wyrzucić – przypomniał.
- Złamanie zakazu jeden raz jest dopuszczalne – mruknęła
zawstydzona i żeby zakończyć tę dziwną scenę wzięła się za zmywanie. A Tomek po
praz pierwszy od wielu miesięcy, jak nie od wielu lat szedł spać z uśmiechem na
ustach. Kasia widziała ten uśmiech i sama też była zadowolona. Mężczyzna kiedy
trochę przytył, okazał się być całkiem przystojnym facetem.
W sobotę oboje stanęli przed głównym budynkiem firmy.
- Od czego zaczniemy?
- Od sejfu – powiedział – tam pochowałem rzeczy, które nie poszły
pod młotek lub które ukryłem przed licytacją.
- Czyli masz tam coś wartościowego?
- Możliwe, nie znam się – skrzywił się. Weszli do budynku. Tomek
poprowadził dziewczynę do biura dyrektora. Na podłodze walało się mnóstwo
butelek po tanim winie, na biurku stały kolejne.
- Bezdomni?
- Nie, to moje… Z jesieni – przyznał się i bardzo zawstydził.
Zauważyła, że się wzruszył, dlatego taktownie odwróciła się od niego i zaczęła
kontemplować widok fabryki.
- Nie wiem gdzie bym był bez ciebie.
- Umarłbyś, przecież chciałeś – odparła.
- Dziękuje ci.
- Jeszcze nie zrobiłam niczego spektakularnego.
- Owszem, jako jedyna wyciągnęłaś do mnie rękę. Wsadziłaś mnie na
właściwe tory. Teraz jak tu stoję, to naprawdę chce wszystko odbudować, ale nie
dla mnie. Dla ciebie.
Odwróciła się szybko i popatrzyła na niego z rozdziawioną buzią.
- Co mam przez to rozumieć?
- Mnie nie zależy na tej firmie, już bardziej tobie, więc będę ją
odbudowywał, żebyś była zadowolona i żebym mógł ci się w końcu jakoś
odwdzięczyć. Jak chcesz możesz zostać dyrektorem.
Kaśka wysłuchała wywodu i przyczepiła się tylko do jednego.
- Jak to ci nie zależy? Przecież powiedziałeś, że żałujesz, że ją
zaniedbałeś i doprowadziłeś do upadku.
- Tak, ale ze względu na ludzi, mnie samemu ona nie jest do
niczego potrzebna, zniszczyła mi życie.
- O czym ty mówisz? – oburzyła się Kaśka – byłeś milionerem w
wieku 30 lat. Od dzieciństwa miałeś wszystko co chciałeś, jak możesz mówić, że
praca twoich rodziców zniszczyła ci życie?
Patrzył na nią zadumany, ale w końcu się odezwał.
- Wiesz kiedy byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
- Kiedy?
- Kiedy zamieszkałem z tobą.
Kaśka zaczęła kręcić głową i mówić.
- Nie rozumiem cię. A jak zaraz mi powiesz, że miałeś
nieszczęśliwe dzieciństwo, to cię palnę.
Tomek gorzko się roześmiał.
- Miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Tylko szkoda, że bez
rodziców, bez dziadków, bez rodzeństwa, a nawet bez psa.
Nie czekając, co na to odpowie dziewczyna, zaczął odsuwać ciężką i
dużą szafę. Za nią znajdowały się drzwi do sejfu.
- Jesteś głupi! – krzyknęła – miałeś wszystko o czym można było
sobie zamarzyć. Miałeś rodziców i dziadków. Może nie miałeś rodzeństwa, ale
przyjaciele? Na pewno takich miałeś.
- Zapomnij – Tomek dyszał z wysiłku – jesteś jedyną obcą osobą, z
którą mam kontakt. Rodzina jak żyła była tak zajęta zarabianiem pieniędzy, że zapominali o moich urodzinach, sukcesach,
a czasami w ogóle mnie nie zauważali. A przyjaciele byli dopóty, dopóki miałem
pieniądze. Potem okazało się, że gdzieś wyjechali, czy coś.
Wyprostował się i spojrzał na nią poważnie.
- Tak Kasiu, miałem wszystko, służbę, prywatnych nauczycieli, niby
kolegów, świetne zabawki, podróże po świecie. Potem panienki na każde skinienie
i rząd lizusów gotowych całować mnie w dupę, ale tak naprawdę byłem sam. A na
koniec moi rodzice i dziadkowie śmieli zginąć i zostawić mnie z tą dziadowską
firmą.
Chciała coś wtrącić, ale jej nie dał. Podszedł do niej szybko i
nie zważając, na jej zakazy złapał ją za ramiona i lekko ścisnął. Oparła się
biodrami o biurko, ale nie strząsnęła jego dłoni.
- Kiedy byłem bezdomny mogłem do woli obserwować ludzi i ich
rodziny. Widziałem szczęśliwe matki poświęcające czas swoim dzieciom. Dziadków
w knajpie z wnuczkami na piwie. Rodziców strofujących swoje pociechy, a zaraz
potem przytulających ich do serca. Rodzeństwa kłócące się o to, kto ma lepszą
zabawkę, ale stojących za sobą murem, kiedy ktoś obcy się wtrącił do ich
kłótni. I może ci ludzie nie mieli milionów, jak ja, ale byli sto razy bogatsi
ode mnie. Bo mieli dla siebie czas. Spójrz chociażby na siebie. Masz dużą
rodzinę. Czasami wracasz od nich zła jak osa, bo o coś tam się pokłóciłaś z
bratem, ale za kilka chwil on dzwoni do ciebie i rozmawia z tobą. Przepraszacie
się, a potem biegniecie się spotkać w knajpie żeby opić zgodę. Jesteś bogatsza
ode mnie, a ja cieszę się, że mnie to tego skarbu dopuściłaś. Bo nawet nie
wiesz ile dla mnie znaczą nasze rozmowy. Ile dla mnie znaczy gotowanie dla
ciebie i jaką mam radość, kiedy ci smakuje. Niby proste rzeczy, ale jakże
bezcenne. Dzisiaj nie mając nic, jestem szczęśliwym człowiekiem. Czy będę nadal
kiedy odbuduje rodzinną fortunę? Czy jesteś w stanie mi to zagwarantować?
Nic nie odpowiedziała, nie wiedziała co mogła by mu powiedzieć,
jakie deklaracje złożyć. Odsunął się od niej i szepnął.
- Przepraszam, że znowu cię dotknąłem, ale trochę mnie poniosło –
uśmiechnął się do niej i powiedział – chociaż to, co ci powiedziałem wcale mnie
nie rozgrzesza z tego, jakim dupkiem byłem i mam nadzieję już nigdy nie być.
Nadal stała wrośnięta w podłogę.
- Gotowa na duże pieniądze w swoim życiu? – spytał – ostatnia
szansa na wycofanie się, bo zaraz otworzę sejf.
- Tomek – oderwała się od biurka, do którego przyszpilił ją kilka
chwil wcześniej. Spojrzał na nią, miała łzy w oczach.
- Czemu płaczesz? – uśmiechnął się czule i pogłaskał ją po
policzku. Przytuliła się do jego ręki.
- Bo ja cię oceniałam jednostronnie…
- Nie kochana, ty obudziłaś we mnie człowieka.
- Nie będziesz więcej sam.
- Nie składaj deklaracji, których nie możesz spełnić – zacytował
ją z przed kilku miesięcy. To spowodowało, że dziewczyna się rozpłakała. Objął
ją ramionami i przyciągnął do siebie.
- Czemu się tak rozkleiłaś? – pytał.
- Bo ja nie wiedziałam, że ty jesteś taki samotny. I że przez to
byłeś dupkiem do kwadratu. Przepraszam cię, że tak źle cię oceniałam.
Tomek roześmiał się serdecznie.
- Kaśka, wariatko. To, że byłem samotny, nie oznaczało jeszcze, że
miałem prawo do bycia kretynem. Mam 31 lat i swój rozum, mogłem się zmienić,
ale nie chciałem. Ty mnie zmieniłaś.
Objęła go ramionami i przez długą chwilę stali w ciszy.
- Nie będziesz więcej sam i nie pozwolę ci więcej być kretynem.
Tomek był poruszony szczerością uczuć dziewczyny. Pocałował ją w
czubek głowy, a ona nadstawiła usta.
- Tego to się nie spodziewałem – zaśmiał się i pocałował ją.
Potem odsunął się od niej i spytał poważnie.
- Otwierać?
- Tak – przytaknęła zawstydzona całym zajściem, ale on pogłaskał
ją po policzku i uśmiechnął się czule, tak że rozwiały się jej wszystkie głupie
myśli.
Mężczyzna stanął przy korbie z szyfrem i zaczął wykręcać cyfry.
Ona patrzyła na niego i nie mogła się nadziwić, że on tak się zmienił. Był
wyprostowany, przestał się garbić i okazało się, że jest od niej o ponad głowę
wyższy. Uśmiechnęła się do siebie, ale tak żeby on nie widział i pomyślała
sobie. „Jestem wariatką, zakochałam się w facecie, do którego miałam same
najgorsze uczucia.”
Drzwi się otworzyły. W sejfie nie było pieniędzy, ale była
biżuteria, oraz różne rodzinne pamiątki.
- Szkoda sprzedawać – mruknęła.
- Jeżeli mamy mieć jakieś pieniądze na start, to trzeba.
- A może je zastawimy w lombardzie?
- Ale w Warszawie, w Kurantowie mógłbym ich nie odzyskać.
- Masz rację. Pojedziemy do stolicy po niedzieli.
- Nadal uważasz, że nam się uda?
- Nam?
- Przecież obiecałaś, że nie będę z tym wszystkim sam, więc…
- Oczywiście, że ci pomogę – pocałowała go mocno w usta.
Rok później.
Firma pomału stawała na nogi, na razie pracowało w niej 50 osób,
ale Tomek z Kasią szykowali się na przyjęcie kolejnych pracowników, ponieważ na
nowo uruchamiali kolejne maszyny, które potrzebowały obsługi. Część ludzi
wróciła do firmy, a część wolała nadal go nienawidzić, ale na to już nie było
rady.
Tomek w końcu oświadczył się Kasi i wzięli ślub. Rodzina panny
młodej przekonała się do tego pomysłu dopiero wtedy, gdy dziewczyna zaszła w
ciążę i jej ojciec wolał zaakceptować kłopotliwego zięcia niż nie mieć kontaktu
ze swoim pierwszym wnukiem lub wnuczką.
- Ale jak ją skrzywdzisz… – usłyszał Tomek od niego. Nie
komentował, bo nie miał zamiaru jej krzywdzić.
Para młoda wyprowadziła się pod miasto, żeby nie musieć chodzić
ścieżkami, które były dla Tomka niemiłe. Tam też postawili sobie mały domek z
ogródkiem i byli całkiem szczęśliwi.
- Bez ciebie by mi się nie udało – powiedział do niej pewnego
wieczoru, kiedy okazało się, że nie muszą się już martwić o pieniądze.
- Wiem – pocałowała go w policzek – pozwalam ci dziękować mi bez
końca.
- Skromność to twoje drugie imię – śmiał się.
- I niech tak zostanie.
fini
Komentarze
Prześlij komentarz