Inne życie - odc.2
Wyprawa w miasto
Oskar
wszedł do jednej z bardziej zatłoczonych knajp i usiadł przy barze. Zamówił
piwo i się zamyślił.
Długo
zastanawiał się, co go tak ciągle irytuje. Do pracy się przyzwyczaił, szefowa
przestała go besztać, Magda przestała robić maślane oczy, a ludzie okazali się
fajniejsi niż ich ocenił na początku. Trójmiasto, jak brało się je w całości,
miało trochę atrakcyjnych miejsc, takie na przykład, jak ta knajpa.
Mieszkanie,
które wynajął było całkowicie wyposażone, ale skromne. Nie przejął się tym
bardzo, bo jako kawaler nie przywiązywał zbytniej uwagi do wystroju, stawiając
raczej na funkcjonalność.
Upił
kolejny łyk piwa i go olśniło.
W
końcu odkrył, co go najbardziej irytuje i co mu przeszkadza.
Samochód.
Ojciec nakazał mu się wtopić w tłum, więc samochód też musiał dopasować, do
możliwości finansowych pracownika fizycznego. Jego! Fana dużych i małych
sportowych wozów, za którymi każdy się oglądał. Musiał zostawić swoje porsche
oraz alfa romeo w garażu swojego domu i przesiąść się w audi 80. Samochód dobry
dla dwudziestolatków, a nie dla trzydziestolatka. Takie auto oznaczało, że coś
w życiu mu nie wyszło, bo w tym wieku powinien mieć przynajmniej forda. Ale
pracownik fizyczny z magazynu nie zarabiał aż tyle.
-
Hej przystojniaczku – usłyszał mruczenie z lewej strony. Na stołku obok niego
usiadła atrakcyjna młoda dziewczyna w sukience absolutnie nie pasująca na
koniec października. Kusej, na ramiączka, uszyta ze złotych cekinów. Dziewczyna
skrzyła w świetle lamp.
-
Nie stawiam drinków, spadaj – mruknął, ponieważ nie miał ochoty ma towarzystwo
nachalnej podrywaczki.
-
Ej, nie powiedziałam przecież, że chcę drinka. Jestem dużą dziewczynką,
zarabiam i sama za siebie płacę – przymilała się
-
Gratuluję, wyczyn godny pochwały.
-
Ej, czemu jesteś taki niemiły? – zrobiła nadąsaną minkę.
Odwrócił
się do niej i powiedział.
-
Nie wiem na co liczysz, ale ja zarabiam dwa tysiące brutto i jeżdżę starym
gratem.
Dziewczyna
zaśmiała się perlistym śmiechem i
powiedziała.
-
Kłamczuch z ciebie. Nie wyglądasz na takiego. Masz za dobre ciuchy i pachniesz
drogo.
-
Tak?
-
Tak.
-
Czyli, że jednak chciałabyś drinka?
Dziewczyna
zmieszała się, ale dodała zalotnie.
-
Noooo jeśli byłbyś tak miły?
-
Nie jestem miły i nie lubię panien takich, jak ty. Szukaj sobie bardziej
naiwnego – odwrócił się do niej plecami.
Usłyszał
tylko prychnięcie i dziewczyna odeszła.
Nawet
jak ubrał się zwyczajnie, to i tak zawsze te hieny go wyczuły. Czy to chodziło
o jego zachowanie, czy o to, jaki był pewny siebie? Nie wiedział jak one to
robiły, chyba to był ich ten legendarny szósty zmysł.
Nie
znosił takich dziewczyn. No może kiedyś je lubił, ale w końcu stały się nudne,
jednakowe i chcące tego samego. Jego forsy. Z dziesięć lat temu chodził z kilkoma rozrywkowymi dziewczynami,
ale uznał, że tylko dlatego, że zawsze były pod ręką i na każde jego zawołanie.
Nie pozwalał im mieć zachcianek, ani wymagań wobec siebie. Był hojny, ale tylko
na tyle, na ile sam chciał. Ale kiedy kilka lat temu zajął się robotą dla ojca,
zostawił świat zabaw i hulanek, bo nie miał na nie czasu. No może niezupełnie,
ale było tego o wiele miej niż kiedyś. Także i panny imprezówki poszły w
zapomnienie. Związał się wtedy z dziewczyną jednego ze wspólników ojca, ale po
dwóch latach okazało się, że jej tatuś chciał zrobić w trąbę jego ojca, a ona
miała oskubać go do zera. Od tamtej pory minęły kolejne dwa lata, a on nie związał
się z nikim. Za to stał się bardziej agresywny i mniej cierpliwy niż kiedyś. No
i nie ufał nikomu, zwłaszcza kobietom.
Uznał,
że trzy piwa wystarczą, bo zaczynał się nad sobą użalać. Zwlókł się z krzesła i
wyszedł z baru.
Codzienność w pracy
Wszedł
do biura szefowej i bardzo się zdziwił tym, co zobaczył. Magda siedziała normalnie
za biurkiem i przekładała papiery, ale Beata zamiast robić coś podobnego,
leżała wyciągnięta na małej, skórzanej kanapce tak, jakby ktoś pociągał ją za
sznurki. Miała zamknięte oczy, wykrzywioną bólem twarz i mruczała coś
jednostajnie pod nosem. Spojrzał na Magdę, ta przytknęła palec do ust i
pokręciła głową, co zrozumiał, że ma nie zadawać pytań i nie przeszkadzać.
-
Chciałem tylko powiedzieć, że naprawiłem tamtą awarię – zahuczał niskim głosem.
-
Dobrze, dziękujemy – powiedziała Magda i pochyliła się nad papierami.
Zrozumiał,
że audiencja skończona, cicho wycofał się na korytarz. Tam natknął się na
jednego z pracowników i zapytał.
-
Czy to normalne, że szefowa leży i mruczy?
-
Tak – odparł ten, jakby to była codzienność i odszedł.
W
przerwie na obiad siedział wraz z innymi mężczyznami i zjadał kanapki, których
miał powoli dość.
-
Dlaczego nie poprosicie o kuchenkę mikrofalową? – zapytał.
-
A po co? – zapytał jeden z pracowników.
-
Żeby coś odgrzać? Żeby nie jeść wciąż kanapek?
-
Daj spokój, w domu mamy obiad, a tutaj kanapki wystarczą.
Nie
zgodził się z nimi i kiedy tylko skończył jeść ponownie poszedł do biura
szefowej. Tym razem siedziała za biurkiem, ale twarz miała zmęczoną, jakby od
wysiłku.
-
Co pana do nas sprowadza? – zapytała.
-
Pomyślałem sobie, że przydałaby się nam kuchenka mikrofalowa.
-
Tak?
-
Tak. Bo ileż można jeść kanapki? A tak to można byłoby sobie chociaż odgrzać
pierogi czy jakiegoś kotleta.
Kobiety
spojrzały na siebie i zachichotały.
-
Czy ja powiedziałem coś śmiesznego? -
zirytował się.
-
Mamy kuchenkę mikrofalową, nawet dwie – powiedziała Beata – na piętrze w
kuchni.
-
Mamy kuchnię? – zdziwił się.
-
No – śmiała się Magda – lodówkę i trzy stoły i krzesła.
- To
czemu oni jedzą na kolanach i czemu nie robią sobie obiadów? Przecież przerwa
jest wystarczająco długa?
Kobiety
wzruszyły ramionami.
-
Ich wybór – powiedziała Beata – zazwyczaj tylko my, kobiety tam się stołujemy.
Być może chłopcy nie chcą nam przeszkadzać.
-
Albo chcą swobodnie bekać – powiedziała Magda i znowu obie panie zachichotały.
-
Zatem od jutra będę paniom towarzyszył – powiedział Oskar i wyszedł.
Znowu
parsknęły śmiechem.
-
Zabrzmiało to, jakby to był dla niego zaszczyt – mówiła Magda.
-
A może dzięki niemu nasi chłopcy trochę się ucywilizują?
-
Wątpię.
Rzeczywiście
kolejnego dnia Oskar przyszedł w porze obiadowej do kuchni i zastał tam kilka
pań. Spojrzały na niego z nad talerzy zdumione, ale potem jedna przez drugą
zaczęły się do niego szeroko uśmiechać i częstować, co która miała dobrego.
Oskar mógł się czuć, jak pączek w maśle, ale tak nie było. Czuł się raczej jak
zwierzyna łowna, która nie ma już dokąd uciec. Kobiety nadskakiwały mu i omal
nie wycierały ust chusteczką, aż do momentu wejścia szefowej. Beata omiotła
sytuację wzrokiem i powiedziała.
-
Rozumiem, że zachowujecie się tak, bo dawno nie było żadnego samca w tych
okolicach?
Oskar
oburzył się na słowo samiec, bo brzmiało, ja obraza, ale potem zrozumiał, że
dotyczyło zachowania kobiet, którego szefowa nie pochwalała.
-
Beata – powiedziała jedna z dziewczyn w służbowej garsonce – przecież pan Oskar
nie ma nic przeciwko temu.
-
Ciekawe czy twój mąż też.
Dziewczyna
odskoczyła, jak oparzona od ramienia Oskara i usiadła przy drugim stole.
Wymruczała pod nosem – świnia.
-
Słyszałam – powiedziała Beata i wyjęła z lodówki słoik z zupą. Oskar był
zdziwiony, że szefowa nie zrobiła awantury. A może jeszcze nie orientował się w
znajomościach w tej pracy? Kiedy Beata
odgrzała sobie zupę, usiadła przy oknie i spokojnie zaczęła ją jeść. W kuchni
rozmowy potoczyły się własnym torem. Magda nachyliła się do Oskara i
powiedziała szeptem.
-
Ostatni facet, który ją rzucił był żonaty. Nie wiedziała o tym, ale od tamtej
pory ma wyrzuty sumienia, że mogła stać się przyczyną rozpadu małżeństwa.
-
A kiedy to było?
-
Za trzy lata temu – powiedziała Magda.
-
I ona cały czas jest sama?
-
Tak.
-
Przecież jest ładną kobietą… - Magda przerwała mu.
-
Jest sama, bo chce być sama. Z resztą, nie będę plotkować, chociaż z czasem i
tak się dowiesz dlaczego.
-
A skąd?
-
Od ludzi.
-
Równie dobrze ty możesz mi powiedzieć.
-
O nie, to moja przyjaciółka i nie będę jej obgadywać.
-
Przecież właśnie to robisz.
Magda
nawet się nie zmieszała.
-
O nie – zaśmiała się – ja cię tylko informuję o kilku niezbędnych rzeczach.
-
Niezbędnych – zaśmiał się.
-
Właśnie.
Beata
ponownie została wezwana do ojca na rozmowę. Nie za bardzo jej się chciało iść,
bo dopiero co wróciła z miasta i była lekko zmęczona i bolały ją nogi.
Oczywiście nie przyznała się do tego ojcu, bo przed nim udawała, że
rehabilitacja pomogła jej w stu procentach i że nic już jej nie boli i jakby
chciała, to by wzięła udział w pięcioboju. Zaśmiała się sama do siebie. Jedyny
bój na jaki było ją stać, to poranny, kiedy musiała iść do pracy.
-
Humor, jak widzę pani dopisuje – usłyszała Oskara, który podjechał do niej
wózkiem widłowym.
-
A po co mam się smucić? – uśmiechnęła się do niego, a jego zamurowało. Miała
najpiękniejszy uśmiech, jaki widział w życiu. Nie rozumiał, czemu go chowała
pod maską obojętności lub powagi.
-
Dobrze powiedziane – wydukał. Ona chyba nie zauważyła, że zrobiła na nim
piorunujące wrażenie, bo usłyszał.
-
Podwiózłby mnie pan tym wózkiem do drzwi głównego budynku?
-
A tak można?
-
Zobaczymy – uśmiechnęła się i stanęła na widłach.
-
Będzie pani tam stać? – był zaskoczony jej zachowaniem. Przecież to była jego
szefowa, strofowała go, wydawała polecenia, chodziła ubrana jak pensjonarka,
a największe szaleństwo, o jakie ją
podejrzewał to chodzenie do kina. Tymczasem stała sobie spokojnie na rozstawionych
nogach, na widłach wózka.
-
Nie ma pan dwóch siedzeń, więc tak, będę stać.
-
Ale może pani spaść?
-
Będę się trzymać, a poza tym chyba nie rozwinie pan jakieś szalonej prędkości,
prawda?
Znowu
ten uśmiech.
-
No tak – odparł i ruszył.
Powoli,
jakby wiózł cenny towar podjechał pod drzwi do głównego budynku.
-
Mam na panią zaczekać? – zapytał.
-
Nie, ale za piętnaście minut może pan po mnie wrócić.
-
Dobrze.
Nie
zdążył dobrze się zastanowić nad jej dziwactwem, kiedy zauważył jak ona wchodzi
po schodach. Nienaturalnie, powoli, schodek po schodku, a potem mocno utykając
znikła w drzwiach. Kiedy o tym opowiedział chłopakom, nikt się nie zdziwił.
-
Czasami tak robi. Kiedy jest zmęczona i bolą ją kości – mówił jego brygadzista.
-
Albo, jak się nalata i stopa odmawia jej posłuszeństwa – dodał inny.
-
A dla zabawy? – spytał.
Kilku
mężczyzn pokręciło głowami.
-
Ona już się nie bawi – powiedział brygadzista.
-
Możecie mówić jaśniej? – zirytował się.
-
A ty nic nie wiesz?
-
A co mam wiedzieć?
Chłopaki
opowiedzieli mu o tym, jaką była atrakcyjną pięknością, której życiem były
balety i faceci. O tym, że jeździła super brykami, pracowała w dobrej firmie,
gdzie zarabiała grubą forsę. Teraz mimo, że była córką szefa, zarabiała mniej.
Opowiedzieli mu, że czasami wpadała do ojca i świergotała wesoło z sekretarkami
i wszyscy ją lubili. Jej nie dało się nie lubić. Była chodzącą radością i
szczęściem. No i okazało się, że wcale nie było jej tak wesoło. Faceci
traktowali ją, jak laleczkę, a ona wskakiwała w tę rolę bez oporu. Była
dodatkiem do nich samych, nie uznawali jej intelektu i nawet nie chcieli go
poznać. A ona zakochiwała się w nich bez pamięci i planowała wspólną
przyszłość. Była naiwna.
-
I łatwa?
-
Eeee, nieee – powiedział przeciągle brygadzista – ale miała kilku chłopaków. A
potem był wypadek. Ledwo ją poskładali. Miała szczęście, że jak wpadła pod
samochód, to była pijana jak bela. Gdyby była trzeźwa, już by nie żyła.
Ale
nigdy nie wróciła do pełnej sprawności. Jak jest wypoczęta, to chodzi i
funkcjonuje normalnie, ale jak się zmęczy, to sam widziałeś.
-
Imprezuje?
-
Nie. Odcięła się od tamtego świata – powiedział brygadzista.
-
I dobrze – dodał inny pracownik – jej tak zwani przyjaciele, okazali się nic
niewartymi szumowinami. Zostawili ją, jak jeszcze jeździła na wózku. Uznali
pewnie, że przestała dorastać do ich ideału. No i miała naprawdę paskudne
blizny.
-
Teraz wyblakły i prawie ich nie widać. Ale wtedy… - machnął ręką brygadzista –
ale co było, minęło. Jako nasza szefowa jest w porządku, ma poczucie humoru i
lubi sobie pożartować. Nigdy nikogo nie miesza z błotem i daje szansę poprawy.
-
A czemu nie robi już dużej kasy?
-
Bo ją zwolnili. Oficjalnie za to, że zbyt długo była w szpitalu i przekroczyła
limit, ale nieoficjalnie mówiło się, że przez alkohol.
-
Jest alkoholiczką? Nie wygląda? – dziwił się Oskar.
-
Bo nie jest. Pech chciał, że topiła smutki po tym żonatym facecie i tyle.
Zdarzyło się jej.
Oskar
spojrzał na zegarek i stwierdził, że czas po nią jechać.
Tymczasem
Beata weszła do sekretariatu, gdzie pani Ania egzaminowała właśnie swoją
potencjalną następczynię. Ale kiedy zobaczyła w drzwiach Beatę, tylko pokręciła
zrezygnowana głową.
-
Wjedź, ojciec czeka – powiedziała.
Beata
wyprostowała się, zagryzła wargi i prosto weszła do gabinetu. Ale, jak tylko
się tam znalazła klapnęła na stołek i powiedziała.
-
Ganiałam pół dnia po mieście, mam nadzieję, że nie poślesz mnie gdzieś dalej?
Ojciec
zaśmiał się.
-
Spokojnie. Chciałem się tylko spytać, jak radzi sobie nowy pracownik?
Beata
wkurzyła się w duchu. Te informacje mogła mu przecież podać przez telefon. Ale
stłumiła chęć powiedzenia tego na głos i odrzekła.
-
Bardzo dobrze. Zero problemów.
-
Naprawdę? Nie jest kłótliwy? Nie wkurza się na was? Nic?
-
Na początku był wkurzony, jak nie wiem co – powiedziała zgodnie z prawdą – ale
teraz już jest w porządku. Łagodny, jak baranek.
Ojciec
roześmiał się na określenie wielkiego i silnego chłopa barankiem.
-
Dobrze pracuje?
-
Tak. Nie mam zastrzeżeń. Co prawda widać i słychać, że ma wykształcenie, że
obracał się w wielkim świecie i że trudno mu czasami zrozumieć naszych prostych
pracowników.
-
Tak? A z czym dokładnie ma problem?
-
Nie rozumie czemu oni codziennie jedzą kanapki zamiast przyjść do kuchni i
zrobić sobie coś na ciepło w mikrofalówce.
-
A to jest dziwne?
-
A ja wiem? Dla niego tak.
Beata
wyszła od ojca i od razu zaczęła kuśtykać w stronę drzwi.
-
Kiedyś się to wyda – usłyszała panią Anię, ale w odpowiedzi machnęła tylko
ręką.
Kiedy
wyszła na zewnątrz Oskar już był.
-
Pani limuzyna czeka – powiedział wesoło.
-
Dziękuję Janie – zaśmiała się i wskoczyła na widły.
Zawiózł
ją z powrotem pod magazyny. Podziękowała mu i powłócząc lekko jedną nogą,
poczłapała do biura. Tam oznajmiła Magdzie.
-
Ten Oskar, to całkiem miły facet.
-
Naprawdę? – ironizowała Magda – a kiedy na to wpadłaś?
-
Dzisiaj – powiedziała Beata i z ulgą wyciągnęła się na leżance. Po chwili Magda
usłyszała ciche mruczenie.
U szefa
Kilka
dni później Oskar został wezwany do szefa. Sekretarka poinformowała go, że ma
poczekać na niego w gabinecie. Mężczyzna
wszedł do środka i rozejrzał się ciekawie. Na półce zawieszonej na jednej ze
ścian, stały rodzinne zdjęcia. Przyjrzał się im i zobaczył na nich Beatę, ale
inną niż tę, co znał. Dziewczyna na zdjęciu była dobre 10 kilo chudsza i miała
na sobie dopasowaną czerwoną sukienkę, mocno umalowane usta i oczy. Na nogach
miała szpilki i widać było, że pozuje żeby wypaść, jak najlepiej. Udało jej się
w stu procentach. Była tak piękna, że aż zapierało dech w piersi.
-
To Beata jakieś trzy lata temu – usłyszał głos szefa – powinienem zmienić to
zdjęcie na bardziej współczesne, ale jakoś o tym zapominam. To ją bardzo rani.
-
Rani? – zdziwił się Oskar, uważając, że raczej powinno jej schlebiać.
-
Tak, nie lubi tego zdjęcia, bo zostało zrobione przed wypadkiem. A ona nie lubi
wracać, do tego co było – westchnął – ale nie wezwałem cię żeby rozmawiać o
mojej córce.
-
Czemu, to bardzo ciekawa osoba – powiedział z uśmiechem Oskar, ale spoważniał
widząc wzrok jej ojca na sobie. Od razu zaczął się tłumaczyć - nie mam nic złego na myśli, naprawdę.
-
Dobrze, dobrze – machnął rękę szef i zmienił temat – twój ojciec do mnie
dzwonił. Pytał, jak sobie radzisz.
-
I co?
-
Powiedziałem, że dobrze i, że nie sprawiasz żadnych kłopotów.
-
A kto tak powiedział?
-
Jak to, kto? Moja córka.
- Pani
Beata?
-
Tak. Powiedziała, że pracujesz wzorowo.
-
Nigdy mi nic nie powiedziała.
-
A po co miała ci mówić? Chciałbyś dostać od niej pochwałę?
-
Nie – powiedział, ale w duchu pomyślał inaczej.
Szef
kontynuował.
-
Twój ojciec powiedział, że mimo wszystko nie skróci ci pobytu i uznał, że tylko
udajesz grzecznego.
-
Eeee, nie – powiedział Oskar – ja po prostu mniej piję, nie mam towarzystwa i
nikt mi jeszcze nie zaszedł za skórę.
-
Dziękuję za szczerość – powiedział starszy mężczyzna.
-
Poza tym jazda wózkiem widłowym mnie uspokaja, tak jak i przykręcanie śrubek,
czy pakowanie towaru na pakę.
-
Nie żartuj.
-
Nie żartuję. Zacząłem odczuwać dziką przyjemność z tej monotonii. W końcu nie
muszę działać na wysokich obrotach. To miła odmiana.
- Dobrze, skończ. Bo i tak nie wrócisz do
Warszawy.
Oskar
wstał.
-
Trudno. Mogę iść?
-
Tak.
Mężczyzna
wyszedł przed budynek i z całej siły uderzył w ścianę. Bolało, ale nie udało mu
się tym uspokoić. Ojciec nie dał się nabrać i będzie tutaj kwitł do wiosny.
Skoro tak, to będzie musiał sobie jakoś umilić wieczory. Może spróbuje poderwać
jakąś ogarniętą laskę w barze? O dziewczynach z pracy nie myślał, za dużo potem
byłoby komplikacji.
-
Bolało? – usłyszał za sobą, więc przywołał na twarz szeroki uśmiech. Odwrócił
się i spojrzał na Beatę. Najwidoczniej nie udało mu się do końca uspokoić, bo
aż się cofnęła.
-
Proszę się opanować i nie robić scen – powiedziała zimno, a jemu zachciało się
śmiać.
- Jest
pani profesjonalna w każdym calu.
-
Oczywiście – powiedziała nadal lekko zaniepokojona tym, jak zaciska szczęki.
Oskar
popatrzył na kostki dłoni, lekko spuchły.
-
Musiałem sobie ulżyć – przyznał.
-
Lepiej w ścianę niż w człowieka – powiedziała siląc się na pogodny ton.
-
Nie chciałem pani przestraszyć – powiedział zgodnie z prawdą.
-
Wiem.
-
Dziękuję pani za pozytywną opinię o mnie.
-
Tak? – zdziwiła się – a kiedy ją wydałam?
-
Pani ojciec…
-
A, wtedy – przypomniała sobie – no tak, powiedziałam coś takiego, że jest pan w
porządku. Chociaż nie wiedziałam jeszcze, że bije pan ściany.
-
Czy pani sobie ze mnie żartuje?
-
Nie śmiałabym z pana żartować – ale uśmiechnęła się lekko.
Odetchnął,
jakoś nie chciał, żeby ona uważała go za troglodytę.
-
Po prostu chciałbym wrócić do Warszawy – tłumaczył się.
-
Ale skoro pan nie może, to najlepiej przestać się tym frustrować i robić swoje.
-
Ma pani rację – uśmiechnął się do niej – tak zrobię.
I
odszedł, a Beata patrzyła za nim. Szedł sprężystym krokiem człowieka, który wie
czego chce i, że świat mu nie podskoczy. Była zła na siebie, bo podobał jej się
ten człowiek.
Ratunek w centrum handlowym
Beata
nagle zapragnęła kupić sobie jakąś nową rzecz. Cokolwiek. Kieckę, bluzkę a może
torebkę. Nieważne co, chciała pójść na zakupy. A to była nowość, bo od wypadku
rzadko bywała w sklepach, a jeśli już, to z wielką niechęcią. Zazwyczaj prosiła
Magdę, żeby ją wyciągnęła, bo samej jej się nie chciało iść. Ale w sobotę od
rana czuła, że musi mieć jakąś nową rzecz. Zajrzała do szafy i dodała pod
nosem.
-
I absolutnie nie będzie to nic szarego.
Około
południa wsiadła w samochód i pojechała do Riviery. Na podziemnym parkingu
zostawiła samochód i kurtkę i ruszyła na podój sklepów.
Wystawy
cieszyły jej oczy i chciała wejść do każdego sklepu, ale zaraz opanowała się,
bo wiedziała, że nie da rady za długo chodzić. Dlatego wybrała pięć z nich i
postanowiła zostawić w nich fortunę. Około 14 00 miała już dwie pary nowych
spodni, kozaki, ciemnozieloną sukienkę ze sporym dekoltem i dwie pary nowej
bielizny. Na koniec postanowiła dokupić sobie do szarych, czarnych i
granatowych spódnic kilka jaśniejszych bluzek.
Stanęła
przed jednym z butików i kiedy przyglądała się jednej z nich na manekinie,
usłyszała znajomy świergot.
-
Beata, to naprawdę ty?! – piszczała jedna z jej dawnych znajomych.
Dziewczyna
najpierw zdrętwiała, a potem powoli odwróciła się w stronę rozbawionego
towarzystwa. Było to pięć kobiet i trzech chłopaków i wszystkich kiedyś znała.
Nic się nie zmienili, nadal wyglądali świeżo, jak lalka Barbie i Ken. Ubrani w
odjazdowe ciuchy i obwieszeni biżuterią, wyróżniali się wśród przeciętnych
Gdynian.
-
Kto by pomyślał – zaśmiał się jeden z mężczyzn, w doskonale skrojonej marynarce
i z dobrze wypielęgnowaną brodą – wpadliśmy tylko na lunch, a tu taka
niespodzianka. Beata, gdzie ty się podziewałaś? Tęskniliśmy.
Dziewczyna
była tak zaskoczona spotkaniem, że zapomniała języka w buzi. Poza tym od razu
odczuła, że patrzą na nią, jak na ubogą krewną, mimo, że jej ciuchy, może i
buro szare, były z dobrych materiałów i kupowane za niemałe pieniądze. Chciała
uciec.
-
No mów, co u ciebie? – świergotała kolejna znajoma.
-
Dziękuję, dobrze – wydukała.
-
Mówię ci. Bez ciebie, to już nie zabawa – dodała inna – jest tak nudno. Ty
zawsze wiedziałaś, jak rozkręcić imprezę.
-
Pewnie tak – mruknęła do siebie.
-
Ale mów, co u ciebie? Chyba nie jesteś na rencie?
Chciała
coś odpowiedzieć, ale co prawda znajomi wyrzucali z siebie pytania i zdania w
jej kierunku, ale nie za bardzo zależało im na jej odpowiedziach.
-
Nie wyglądasz najlepiej, szary nigdy nie był twoim kolorem.
-
Te nieszczęsne blizny nadal widać.
-
Jak ostatni raz cię widziałam byłaś cała w gipsie, czy chodzisz normalnie?
-
Przytyłaś, a to jest fe – wtrącił jeden z facetów – piękne panie nie powinny
się tak zapuszczać.
-
Ona już nie jest taka piękna, widziałeś blizny na policzku?
-
Chłopcy, przestańcie – świergotała jedna z dziewczyn – nie widzicie, że ta
biedaczka nie wie, co ma wam odpowiedzieć?
Oskar
zaplątał się do tego centrum handlowego przez zupełny przypadek. Jeździł po
okolicy i zgłodniał, więc postanowił wskoczyć do jakiegoś fast foodu i zjeść
hamburgera z frytkami. Szedł alejką, kiedy usłyszał straszny hałas, to jakieś rozbawione
towarzystwo o czymś żywo dyskutowało. Wyszedł zza zakrętu i zobaczył grupkę
osób pastwiących się nad Beatą. To, że się pastwili od razu wyczytał z wyrazu
jej twarzy. Była zagubiona, przerażona i był pewien, że o krok od wybuchnięcia
płaczem. Domyślił się kim byli ci ludzie.
-
Beata, masz jakiegoś chłopaka? Ty zawsze jakiś miałaś?
-
Powinnaś zrzucić kilka kilo, wskoczyć w tę swoją czerwoną kieckę i wpaść do
klubu.
-
A te blizny, to bolą?
-
Ja, ja… - kobieta jąkała się zupełnie załamana.
Oskar
podszedł do Beaty, objął ją w pasie i powiedział radośnie.
-
A! Tutaj jesteś, moje kochanie. Wszędzie cię szukałem, a przecież od razu
mogłem przyjść tutaj. Przecież to twój ulubiony sklep.
Towarzystwo
stało, jak zamurowane. Mężczyźni poczuli się w obecności Oskara onieśmieleni, a
dziewczyny płonęły zazdrością. Oskar był bardzo atrakcyjnym mężczyzną,
proporcjonalnym, umięśnionym, ale bez przesady, do tego jego uwodzicielski
uśmiech mógł zwalić kobietę z nóg. Beatę zwalił, więc musiał ją podtrzymać i
jak gdyby nigdy nic, mówił dalej.
-
Zajrzałaś już wszędzie? Możemy już pójść coś zjeść? Na pewno jesteś głodna, bo
ja jak wilk.
Beata
otrząsnęła się z zaskoczenia i uśmiechnęła się lekko.
-
Miałam jeszcze tutaj wejść, ale chyba dam sobie spokój.
Oskar
cmoknął ją prosto w usta i powiedział strofującym tonem.
-
Nie powinnaś się przemęczać, bo sama wiesz, co się potem dzieję. Muszę cię masować i w ogóle.
-
Lubię, jak mnie masujesz – Beata weszła w rolę i Oskar odetchnął.
-
Nie wątpię, ja też to lubię, ale… - spojrzał na stojących, jak słupy soli jej
dawnych znajomych i udał, że dopiero co ich zauważył.
-
A to kto? – spojrzał na nich z niechęcią – a już wiem. To ci niby przyjaciele,
którzy olali cię po wypadku. Chodźmy stąd kochanie, nie ma co na nich marnować
czasu. Nie są ciebie warci.
Zanim
tamci cokolwiek odpowiedzieli, mężczyzna odciągnął od nich dziewczynę i
trzymając za rękę prowadził alejką.
-
Zakupy – przypomniała sobie.
-
Już po nie idę. Ty stój i się nie przemęczaj – zawrócił kilkanaście kroków,
złapał za torby i nie patrząc na stojące nadal jej byłe towarzystwo, wrócił do
niej i zajrzał do pierwszej lepszej siatki.
-
Kochanie kupiłaś nową bieliznę, naprawdę nie musiałaś.
Beata
zaczerwieniła się zawstydzona, ale na szczęście była za daleko od tamtych, żeby
mogli to zauważyć. Poza tym by nie zdążyli, bo Oskar ją pocałował. Nie broniła
się, przyjęła go naturalnie i nawet mocniej ścisnęła jego dłoń.
-
Mam pomysł – powiedział – zaniesiemy zakupy do samochodu i pójdziemy na obiad.
-
Dobrze.
Ruszyli
alejką w stronę drzwi wyjściowych, do jej byłych znajomych dochodził głos
mężczyzny.
-
Znowu przesadziłaś z tym chodzeniem. Stękasz, jak stara baba.
Beata
coś mu odpowiedziała, na co on się roześmiał.
Kiedy
tylko zeszli na parking Beata zaczęła dygotać.
-
Spokojnie szefowo – powiedział Oskar i nie puszczał jej ręki – jestem przy pani
i będę bronił do ostatniej kropli krwi.
Zaśmiała
się nerwowo i nie odpowiedziała. Zamiast tego oparła się o niego zbyt słaba w
nogach żeby iść samodzielnie. Złapał ją pod rękę i poprowadził do jej
samochodu. Wrzucił zakupy na tylne siedzenie i spojrzał na nią. Stała opierając
czoło o chłodną maskę audi i oddychała głęboko.
-
Da radę pani iść na obiad?
-
Ja…, nie wiem – wydukała.
-
Nie są warci takich nerwów – powiedział - oni panią zostawili, kiedy ich pani najbardziej
potrzebowała.
Pokiwała
głową.
-
Powinnam jechać do domu.
-
Tak, na pewno. W takim stanie wjechałaby pani w latarnię – parsknął i wziął ją
pod ramię – idziemy coś zjeść albo wypić. Musi się pani trochę uspokoić.
Pokiwała
bezwolnie głową i dała się zaprowadzić z powrotem do środka. Usiedli w jednym z
fast food i Oskar od razu poszedł po jedzenie. Nie pytał się jej, co chce.
Zamówił dwa takie same zestawy i coś do picia.
Czas
kiedy go nie było spożytkowała na jako takie ochłoniecie. Na razie niczego nie
miała zamiaru przemyślać, bo miała za duży mętlik w głowie, więc po prostu
poddała się jego instrukcjom. Zjedli w milczeniu, a po posiłku Oskar
powiedział.
-
No dobrze, skoro zjadłem, mogę myśleć. Zapraszam panią na deser i kawę – pomógł
jej wstać i objąwszy troskliwie ramieniem poprowadził do jednej z cukierni.
Kiedy usiedli nad lodami i kawą, Beata odezwała się po raz pierwszy od wyjścia
z parkingu.
-
Dziękuję – odetchnęła – nawet pan sobie nie wyobraża, jak jestem wdzięczna.
-
Nie ma za co. Polecam się na przyszłość – uśmiechnął się do niej.
-
Oni byli okropni.
-
Słyszałem.
-
Naprawdę?
-
Może nie wszystko, ale wystarczająco żeby zrozumieć, że potrzebuje pani pomocy.
-
Skąd pan wie o wypadku? – zmieniła temat.
-
Ludzie z pracy mi opowiedzieli.
-
Plociuchy – zaśmiała się i nie słyszał w jej głosie złości.
-
Lubią panią.
-
Ja też ich lubię – uśmiechnęła się do niego – pana też lubię.
-
Miło mi to słyszeć.
Zamilkli
na chwilę.
-
Ci ludzie przez wiele lat… - zaczęła – to było inne życie… Byłam taka jak oni,
okrutna wobec słabości, szpetoty, wyglądu…
-
Proszę przestać się biczować. Już pani taka nie jest, a tamci to młotki i tyle.
Może kiedyś dorosną i zrozumieją swoją głupotę, a jak nie, to tym bardziej nie
ma co sobie nimi tyłka zwracać.
-
Oni mnie krytykowali. Wygląd, ubrania i mówili… - zająknęła się i łza zakręciła
jej się w oku – mówili o moich bliznach na twarzy i szyi, jakby to były
liszaje.
Oskar
przysunął się do niej tak blisko, że miała swoje kolana miedzy jego nogami.
Złapał ją za dłonie i lekko pomasował.
-
Jest pani piękną kobietą – zapewnił – a zwłaszcza, jak się pani uśmiecha.
Chciała
powiedzieć, żeby się nie wysilał, że nie potrzebuje tanich komplementów, ale on
nie dał jej dojść do słowa.
-
Pani uśmiech, taki szczery i szeroki, zwalił mnie kilka dni temu z nóg. Co
prawda siedziałem wtedy za kierownicą wózka widłowego, ale czułem się, jakbym
się tarzał po ziemi. O mało nie padłem przed panią na kolana prosząc o więcej.
Parsknęła
śmiechem.
-
Już lepiej?
-
Tak. Dziękuję za obiad i lody.
-
Karmienie pani, sprawiło mi wielką przyjemność. Mam nadzieję, że kiedyś zabiorę
panią w lepsze miejsce, niż szybkie żarcie w centrum handlowym.
-
Dziękuję.
Mężczyzna
kątem oka zauważył, że grupa jej byłych znajomych podąża w ich kierunku,
dlatego powiedział szybko.
-
Oni idą w naszą stronę i z tej okazji znowu panią pocałuję – i nie czekając na
jej odpowiedź, przyciągnął ją do siebie, objął i delikatnie pocałował. Chciało
mu się śmiać, bo jego szefowa sama nadstawiła usta. Z przyjemnością pocałował
ją jeszcze raz i… jeszcze dwa razy.
-
Teraz chyba zaproponuję panu przejście na ty – powiedziała lekko zawstydzona.
-
Dobrze, Beato – zgodził się.
Siedzieli
w cukierni jeszcze jakiś czas rozmawiając o sobie i nawet im nie przyszło do
głowy, że powinni się od siebie odsunąć. Co prawda Oskar już jej nie obejmował
ani nie rzucał się na jej usta, ale nadal trzymali się za ręce i dotykali
kolanami. Jeszcze się tego nie domyślali, ale dobrze im było w swoim
towarzystwie.
Komentarze
Prześlij komentarz