Leśny Bar - odc.2

Gry i gierki
Wieczorem po zamknięciu lokalu Marta chciała jeszcze porządnie pozmywać, ale przyszedł Michał i powiedział.
- Idź na górę i nie schodź do rana – i wyszedł.
Spełniła polecenie od razu i rzeczywiście do rana nie wyściubiła nosa poza pokój.
Tymczasem na dole bracia spotkali się z dwoma eleganckimi mężczyznami z nienagannymi fryzurami i manierami. Rozmowa przebiegała następująco.
- Od kogo jesteście? – zapytał Bartek.
- Od Dudka – powiedział jeden z elegantów.
- Kraków, no no – mruknął Michał – chciało się wam tu przyjeżdżać.
Miny facetów sugerowały coś zupełnie innego, ale jeden z nich powiedział.
- Nie mamy wyboru, będzie tędy przejeżdżać ważny ładunek.
- Jednorazowa opłata, czy procent od zysków? – spytał Bartek.
- Co? – jeden najwidoczniej nie rozumiał.
- Chcecie coś przewieźć, a ja wam daję możliwość zrobienia tego bezpiecznie, bez wtrącania się glin. Także pytam. Płacicie jednorazowo, czy dajecie mi procent od późniejszych zysków – tłumaczył powoli.
- Płatne gotówką – przypomniał Michał.
- Jednorazowo.
- Pięćset tysięcy i możecie przejechać.
- Oszalałeś – jeden z elegantów wstał – mogę ci najwyżej zapłacić sto.
- Nie, to nie, ale nie gwarantuje wam, że wasz towar dotrze do celu – Bartek wstał.
- A co taki wsiok, jak ty, może nam zrobić? – parsknął drugi z pogardą.
- Pewnie nic – Bartek wzruszył ramionami i spojrzał na braci – pokażcie panom drzwi.
 - Zaraz, nie gorączkujmy się tak – pierwszy z mężczyzn miał więcej rozumu i wyjął telefon. Przez chwilę rozmawiał z przełożonym i w końcu odparł.
- Zgoda, ale jeżeli pójdzie coś nie tak…
Bartek spojrzał ostro i powiedział bardzo powoli.
- Grozisz mi?
- Nie, ja tylko…
- Mam nadzieję, że masz dodatkowe sto koła – powiedział Radek – bo właśnie podbiliśmy stawkę.
- Zamknij się smarku.
- Lubią się licytować – parsknął Michał – ciekawe, co na to powie ich szef.
- Sześćset tysięcy, płatne z góry w ciągu trzech dni, potem droga wolna – zakończył Bartek i wyszedł z sali do kuchni. Bracia odprowadzili gości do drzwi.
- A właściwie co nam możecie zrobić? – powiedział jeden buńczucznie do Michała.
- Możemy na przykład sprawić, że sprawdzicie, co znajduje się na dnie naszego jeziora.
Tamci zeszli z tarasu i klnąc na czym świat stoi wsiedli do samochodu i odjechali. Na tarasie pojawił się Bartek z kawałkiem ciasta w ręku.
- I pomyśleć, że to oni są ze stolicy kultury, a my to wsioki.
- Mogę już lecieć? – Radek przebierał nerwowo nogami.
- O 22 00? Czego ty jeszcze po ciemku masz zamiar szukać? – pytał starszy brat.
Ten parsknął zirytowany i pognał do samochodu.
- Straszny z ciebie zdziadziały zgred, braciszku – Michał poklepał go po plecach i podążył za młodszym bratem  - zabaw się, masz wolną chatę, zaszalej, tak, jak i my.
Marta miała w pokoju otwarte okno, więc usłyszała ostatnie zdania Michała i zbladła. Bo rzeczywiście była z Bartkiem sama w domu. Barnaby z Luckiem nie widziała od wieczora. Nie wiedziała, że ci śledzili facetów w mercedesie i mieli to robić, dopóki tamci nie doprowadzą ich do towaru. Potrząsnęła głową, nie mogła tak się nakręcać, przecież on nie miał wobec niej żadnych złych zamiarów. A już na pewno powinna bardziej panikować, kiedy byli wszyscy. Ale do tej pory na górze znajdowali się weekendowi letnicy, a dzisiaj nie było nikogo. Tylko on i… ona.
Bartek wchodził na górę do swojego pokoju, kiedy usłyszał zgrzyt zamka. To Marta zamykała pokój na klucz. Bartek uśmiechnął się, bo domyślił się, że słyszała krzyki Michała. Podszedł do jej drzwi i lekko zapukał.
- Kto tam? – usłyszał drżący głos.
- Śpij dobrze, nie będę się włamywał – powiedział i odszedł uśmiechając się pod nosem.
Gdyby Marta była mniej zdenerwowana, to z pewnością zauważyłaby, że on się z niej lekko nabijał i że nie jest aż tak poważny, za jakiego go wszyscy brali.

Dzień zwykły, jak każdy inny, a może…
Zeszła rankiem do sali i zauważyła, że przy stoliku siedzi sam Bartek, najwidoczniej reszta jeszcze nie wróciła i wspólne śniadanie dzisiaj się nie odbędzie. Jak jedli wszyscy, to i ona się przyłączała, ale kiedy on tam siedział tak sam, nie odważyła się podejść. Poszła w stronę kuchni.
- Niech ci nie przyjdzie do głowy jedzenie w samotności – powiedział – i dla mnie też coś zrób, czekałem na ciebie.
Marta nerwowo zabrała się za szykowanie śniadania, nóż od chleba upadł jej trzy razy, ser wypadł z lodówki i z piskiem łapała go w powietrzu, żeby i on nie zaliczył podłogi. W międzyczasie zapomniała wstawić wodę na herbatę, potem nie mogła znaleźć masła. Bartek stanął w drzwiach.
- Jak będziesz tak biegać, to wybijesz sobie zęby – powiedział i wziął od niej nóż od chleba – można sobie takim zrobić krzywdę.
- Już wszystko gotowe – stanęła z lekka zziajana z tacą w rękach – może pan siadać do stołu.
- Oczywiście panno Marto. Już idę – znikł za drzwiami, a kobieta biodrem pchnęła drzwi lodówki, bo wciąż były otwarte.
- Dzisiaj sama staniesz za barem – powiedział, kiedy już siedzieli przy śniadaniu i widać było, że Marta trochę ochłonęła ze zdenerwowania.
- Dobrze – powiedziała.
- Trochę ci pomogę – obiecał.
- Nie trzeba, dam sobie radę.
Popatrzył na nią tym swoim ciepłym i spokojnym wzrokiem i powiedział.
- Nie jestem jaśnie panem, czasami brudzę sobie ręce.
- Ale ja niczego takiego nie powiedziałam?
- To prawda, ale zachowujesz się, jakbym nim był.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko wyluzuj trochę. Jestem twoim pracodawcą nie panem. Zawsze taka byłaś?
- Nie – ale nic więcej nie dodała, a on nie pytał.
To był bardzo miły i spokojny dzień. Marta otworzyła bar, który około południa zaczął się zapełniać turystami, ale nie było ich za dużo, także doskonale sobie radziła. Bartek obserwował ją ukradkiem i z zadowoleniem stwierdził, że kobieta potrafi i żartować i się uśmiechać i miło gawędzić z klientami. Do tego wyrabiała się ze wszystkim, nawet nie musiał jej w niczym pomagać.
Dbała również o to, żeby miał ciepłą kawę, obiad i ciasteczka na deser.
Nie zauważył kiedy to wszystko zrobiła, bo według niego, nie ruszyła się na krok od klientów. Po południu przyjechał Barnaba i Lucek, którzy po przywitaniu się z nią, zamknęli się w biurze szefa i długo stamtąd nie wychodzili. A potem zaczęło się przerzedzać i w barze pozostali nieliczni miejscowi, którzy grali w karty na zapałki i popijali swoje trzecie piwo.
Wtedy wrócili Michał i Radek. Młodszy z nich miał podbite oko, spuchniętą wargę i zdarte knykcie.
- Co się stało? – spytała zaniepokojona.
- Eee, nic – machnął ręką Radek – trening.
- Jaki trening?
- Dyskotekowy – dodał Michał i trzepnął młodszego brata w ucho – bo przecież nas wszyscy znają i nikt nam nie podskoczy. Tak wczoraj mówił, no to dzisiaj na plaży okazało się, że jednak można nam podskoczyć. A dokładnie mówiąc jemu. Dostał łomot, jak się patrzy. Musiałem wkroczyć – i mówiąc to, rzucił pistolet na ladę. Marta krzyknęła przestraszona i odskoczyła.
- Nie bój się mała, nie jest odbezpieczony – powiedział Michał nieczuły, na jej prawdziwe przerażenie.
- Co robisz głupku – fuknął Barnaba, który akurat wyszedł z biura i zabrał jej broń sprzed nosa – w domu miało nie być żadnych pukawek.
- A co tam – Michał młócił młynki rękoma – niech wie, że nie mieszka z bezbronnymi sierotami. Wcześniej czy później i tak by się zorientowała z kim ma do czynienia.
- Czyli z kim? – Marta była blada, jak ściana.
Bartek warknął.
- Pijany kretyn – po czym skinął głową miejscowym. Ci jak na rozkaz wyszli. Marta zbladła jeszcze bardziej.
Mężczyzna podszedł do niej, ale ta zaczęła krzyczeć i uciekać.
- Uspokój się – mówił, ale ona wybiegła przed dom i popędziła w las.
Bartek zwrócił się do Michała.
- Właśnie dlatego miała nie widzieć broni, teraz ją znajdź i przyprowadź.
- Ja to zrobię – powiedział Barnaba – czuję, że się zaprzyjaźniliśmy.
- Tylko nie mów jej za dużo – powiedział Bartek.
- Dam radę.
Marta biegła na oślep i szlochała. Wpadła z deszczu pod rynnę. Wiedziała, że to było zbyt piękne żeby było prawdziwe. A oni na pewno znali jego i na bank, jak dowiedzą się, że jej szuka, wydadzą ją w jego ręce. Musiała uciekać. Nieważne, że nic ze sobą nie wzięła, musiała znaleźć się, jak najdalej stąd. Nagle straciła grunt pod nogami i zleciała na łeb na szyję ze skarpy. Przez jakiś czas leżała i sprawdzała, czy wszystko miała całe. Poruszyła się i usiadła, po czym krzyknęła. Przed nią wyrósł Barnaba.
- Mała nie drzyj się tak, bo nawet wilki uciekną – powiedział i ukucnął przy niej.
- Wilki? Tu są wilki? – czyli mogło być gorzej.
- Nie wiem. Ludzie mówią, że jakieś się pojawiły, ale ja tam żadnego nie widziałem – usiadł koło niej.
- Posłuchaj – powiedział – nie będę cię wypytywać o twoją przeszłość, bo to twoja sprawa, ale ktoś ci kiedyś groził bronią, prawda?
- Tak – Marta przełknęła gulę narosłą w jej gardle i przypomniała sobie ciemny pokój, krzesło i zimną lufę przy skroni – nienawidzę broni.
- Ja też – powiedział – zawsze uważałem, że bardziej mogę polegać na moich pięściach.
- Pan mnie pociesza, czy chce jeszcze bardziej przestraszyć?
- Chcę cię rozśmieszyć – powiedział i objął ją ramieniem. Nie odsunęła się, tylko dała się przytulić – nie denerwuj się już, bracia nie chcą ci nic zrobić. Wpuścili cię pod swój dach, a to znaczy więcej niż możesz sobie wyobrazić.
Nie odezwała się.
- Ja cię polubiłem, jak tylko stanęłaś w drzwiach, Bartek też, a reszta poszła za nami. Gdyby było inaczej, nie dostałabyś tej pracy.
- Przecież mnie nie znacie – mruknęła.
- A czy to ważne? Czasami spotykamy na swojej drodze człowieka i od razu się zaprzyjaźniamy…
- Ale wy jesteście, jesteście… - znowu zaczęła się trząść.
- Nie takimi, jak sobie wyobrażasz. Unikamy przelewu krwi, a Michał nosi broń dla szpanu.
- Ale był prawdziwy.
- Marto, nie ciągnij tematu, bo to nic nie da – Barnaba wstał i wyciągnął do niej rękę. Podała mu swoją i okazało się, że ma skręconą kostkę w prawej nodze.
Kiedy dokuśtykała do tarasu, wyszli do niej wszyscy trzej bracia i Lucek z Kacprem.
- Przepraszam – bąknęła – spakuję się i wyjadę, nie chciałam sprawiać kłopotu.
 Chciała przemknąć miedzy nimi, ale kostka za bardzo ją bolała. Bartek złapał ją i przytrzymał, zanim upadła.
- Nie gadaj głupstw – powiedział – to Michał powinien cię przeprosić. Kobiety nie powinny widzieć broni. Większość z was tak reaguje.
Michał stał skruszony i bąknął.
- Przepraszam, alkohol mi lasuje mózg, a w sezonie piję go za dużo. Nie chciałem cię przestraszyć.
Marta przyjęła przeprosiny, mimo, że jego tłumaczenie było dość sztuczne.
Bartek zaprowadził ją do ławki na tarasie i przyklęknął u jej stóp. Zdjął jej sandałek z nogi i pomacał opuchniętą kostkę.
- Myślę, że soda wystarczy – wstał, nie zwracając uwago na to, że Marta siedzi sztywna jak kij – no i noga do góry, żeby obrzęk zszedł.
I wziął ją na ręce. Chciała krzyczeć, ale szybko się zreflektowała. Zauważył to i powiedział niemalże z rozbawieniem w głosie.
- Tak trzymaj – i zaniósł ją na górę do sypialni. Po chwili dotarli tam wszyscy i prześcigali się, który zrobi jej lepszy kompres, ale dała się dotknąć jedynie Barnabie. Potem ją zostawili. Bartek wychodził ostatni i nie omieszkał powiedzieć.
- Może ja cię dzisiaj zamknę na klucz i wrzucę ci go przez okno, żeby czasem nikt nie próbował do ciebie przyjść.
Głos miał poważny, ale nawet ona widziała, że oczy mu się śmieją.
- Nie dziękuję – powiedziała i po raz pierwszy uśmiechnęła się do niego.
Jeszcze tego nie wiedziała, ale dzisiejsza sytuacja z bronią, ich troska i słowa Barnaby o tym, że mieszkanie tu jest czymś wyjątkowym sprawiły, że przestała się bać i zaczęła na nich patrzyć, jak na ludzi, a nie wrogów.
- Panie Bartku. Bartek – powiedziała. Odwrócił się do niej.
- Dziękuję.
Nie pytał za co i nie karcił jej, że znowu to robi. Odparł tylko.
- Nie ma za co – i zamknął za sobą drzwi.
Potem zwołał wszystkich do kuchni.
- Co z niej wyciągnąłeś? – zapytał Barnaby.
- Nic. Przyznała się jedynie do tego, że ktoś jej kiedyś groził bronią.
- Przyszła do nas pieszo w obszarpanym dresie – mówił Bartek.
- Boi się mężczyzn i jednocześnie do nich lgnie – dodał Michał.
- Jak to lgnie? Do kogo? Do nas? – dopytywał Radek.
- Tak – poparł Barnaba – że też od razu nie połączyłem jej potrzeby przypodobania się i zasługiwania na nagrodę z irracjonalnym lękiem.
- I ten smutek w oczach – dodał Bartek.
- Instynktownie wybrała na opiekuna Bartka, mimo, że nigdy niczego nie ustalaliśmy, to jednak jest niepisanym przywódcą – powiedział Michał i dodał jeszcze  - słucha się ciebie, jak wierny pies.
- I się boi – dodał Barnaba.
- Czy wy mi możecie w końcu cokolwiek wyjaśnić?
Bartek spojrzał na młodszego brata i powiedział.
- Marta prawdopodobnie zadała się ze złym facetem, który musiał się na niej wyżywać, od którego uciekła i teraz się ukrywa. Ma ciągłe poczucie winy i odruchy ofiary. A że zna tylko jeden typ faceta, odruchowo wybiera takich, jak my. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale jestem pewien, że gdyby w naszym lesie było dziesięć normalnych barów i jeden nasz, to i tak by tu trafiła. 
- Striptizerka? Tancerka? Barmanka? – zastanawiał się głośno Michał.
- Nie sądzę – powiedział Lucek – one inaczej się ruszają.
- Może ją spytajmy – powiedział Kacper.
- Nie, jak będzie chciała, to sama powie – powiedział Bartek
Michał długo patrzył na brata, ale w końcu się odezwał.
- Będą kłopoty.
- Wiem – starszy brat wzruszył ramionami – ale ja ją lubię.
- Ja też, ale będą kłopoty.
- Nie jesteś ciekawy z kim zadarła?
- Jestem – przyznał Michał – dobra, niech ci będzie, może zostać. Kto za, kto przeciw, kto się wstrzymał.
Nikt się nie odezwał.
- Wielkie kłopoty – mruknął Michał i wyszedł z kuchni.
Radek patrzył uważnie na Bartka.
- Czasami cię nie rozumiem, przecież nawet jej nie znasz. Pracuje dla nas od dwóch tygodni.
- Masz coś przeciwko?
- Nie, ale… – przerwał – jesteś świrem – i wyszedł.
W końcu został w kuchni z Barnabą.
- A ty co o tym sądzisz? – zapytał starego przyjaciela.
Ten wzruszył ramionami i się zaśmiał.
- Wiedziałeś o tym, jak tylko ją zobaczyłeś, ale mimo to wziąłeś ją pod swój dach. Dama w opalach. Najwidoczniej tego ci trzeba.
- Nie powiesz mi nic o tym, że was narażam i że źle robię?
- Jedno zagrożenie w tę czy we w tę – Barnaba wzruszył ramionami – co za różnica. A poza tym może być ciekawie - po czym dodał –  ona jest z naszego świata, więc ma wyrobiony instynkt i może jeszcze się nam przydać. No i nie trzeba więcej robić wielkiej tajemnicy. Ona nie jedno widziała i nie jedno wie.

Ukryty talent
Nie wracano więcej do historii z pistoletem i życie potoczyło się dalej, z tym, że Marta stała się swobodniejsza, bardziej uśmiechnięta i przez to bardziej rozgadana. No chyba, że zobaczyła Bartka, wtedy uważała żeby czasem nie zakłócić jego zamiłowania do spokoju.
Kilka dni później powiedzieli jej, że jadą na kilka godzin w teren i że jakby co, to Kacper jest w szopie, więc w razie problemów, niech go woła. Po czym odjechali swoimi zdezelowanymi autami.
Została sama w barze i ledwo wyrabiała się z obsługą klientów, których dzisiaj było więcej niż zwykle i to wcale nie był weekend. Ale jakoś dawała sobie radę, a kiedy potrzebowała jajecznicy lub kiełbasy z grilla wołała do pomocy Kacpra. Cieszyła się, że klienci nie zaglądali do kuchni, bo chłopak był cały umorusany smarem, a  z kieszeni spodni i koszuli wystawały mu gwoździe i druty.
- Tylko niech ci żaden nie wpadnie do talerza – ostrzegała go.
- Wiem, idź już sobie – mówił.
I tak było aż do zamknięcia baru. Kiedy znikli ostatni goście wzięła się za sprzątanie i zmywanie, na które w ciągu dnia nie miała czasu. Cieszyła się, że ktoś wynalazł zmywarki, bo inaczej by nie skończyła do północy. Kiedy załadowała drugą i ostatnią turę, pozostało jej jedynie zamieść i wytrzeć na mokro podłogę w barze I bardzo się starała zachować spokój, ale błoga cisza i brak ludzi spowodowało, że zaczęła śpiewać i tańczyć po całe sali. Czuła, że radość ją rozpiera, więc śpiewała coraz głośniej i głośniej. Opadło z niej całe napięcie, a tęsknota za muzyką minęła. I nieważne było to, że śpiewa do kija od mopa i nie ważne było to, że nie ma publiki. Śpiewała i tańczyła całą sobą, a za przeszklonymi drzwiami, na tarasie stało kilku bardzo zdziwionych facetów.
- Czy ona śpiewa? – pytał powietrze Michał.
- Spójrz, jak ona tańczy – mówił podniecony Radek – jak królowa parkietu.
- Na bank była tancerką – powiedział Michał.
- Nie, one inaczej się ruszają – odezwał się małomówny Lucek – wiem, bo miałem chyba każdą w mieście.
- To było dawno temu – przypomniał Barnaba.
- Nie aż tak, żebym nie pamiętał – odgryzł się Lucek.
- Czy ona nie wyszła już poza skalę? – Radek był ewidentnie podniecony i uśmiechał się głupkowato.
Marta miała głęboki i zmysłowy głos, który wibrował w każdej cząstce męskiego ciała. Bartek nie wierzył, że mogłoby być inaczej. Bał się, co by było, gdyby do tego doszła jeszcze muzyka. On sam płaszczył by się przed nią i prosił o jeszcze.
Michał szturchnął go w bok.
- Ej, zamurowało cię? Czemu nic nie mówisz, w końcu to twoja sztunia.
- Nie mów tak o niej, to raz – Bartek miał zadziwiającą umiejętność zachowywania zimnej krwi i trzymania się na wodzy – a dwa, ona nie jest moja.
Po czym pchnął drzwi. Marta zamarła obejmując kij od mopa i spojrzała na nich speszona. Po ich minach zgadała, że ją słyszeli. Zaczerwieniła się, jak burak i uciekła do swojego pokoju. Nie zatrzymywali jej, tylko Barnaba powiedział.
- Nie wiem, jak wy, ale ja idę po lód.
Radka odetkało i pobiegł za nią. Pozostali na dole usłyszeli, taki oto dialog.
- Marta, dlaczego ty nie jesteś sławna?
- Tak wyszło.
- A grasz na jakimś instrumencie?
- Grałam.
- Na czym?
- Na garnkach, nożach i widelcach.
- Ej, nie żartuj, serio pytam.
- Na gitarze i pianinie.
Cisza, a potem nastąpił wybuch entuzjazmu Radka.
- A może kupimy pianino do baru, wiesz ilu….
- Nie – ton głosu, ciął jak brzytwa.
- Ale dlaczego? – entuzjazm Radka ewidentnie oklapł.
- Nie gram już, nie śpiewam i nie tańczę.
- Ale przed chwilą…
- Nie wiedziałam, że ktoś mnie widzi. To był mój błąd.
- Marta, ale mogłabyś…
- Nie Radku, to przeszłość.
- Ale dlaczego?
Bartek stanął przy schodach.
- Radek – krzyknął - Ciekawość jest bardzo niezdrowa na potencję.
- Co? – głowa młodszego brata wychyliła się za barierkę – czemu tak mówisz?
- Jak będziesz natrętny, to możesz dostać kopa – wytłumaczył mu Michał.
Radek poniechał namawiania Marty. Ta położyła się na łóżku i oddychała głęboko. Z jednej strony rozpierała ja energia i radość, z drugiej strony smutek. Łzy potoczyły się po poduszce. Wyczuła, że Bartek stoi w drzwiach. Nie odwróciła się do niego, a i on nic nie powiedział. Postał chwilę i wyszedł.

kolejny odcinek 10 lutego

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka