Leśny Bar - odc.4
Marta
usłyszała, że Michał z Radkiem jadą do Warszawy w interesach. Zapytała wiec Bartka,
czy mogłaby napisać list do domu i czy bracia mogliby go wysłać z Poczty
Głównej.
-
Obiecuję, że nic o was nie napiszę – mówiła nerwowo – chcę tylko żeby
wiedzieli, że żyję.
-
Odkrywasz się – powiedział.
-
Co to znaczy?
-
To znaczy, że nie chcesz nic nam opowiedzieć o sobie, a z drugiej strony, po raz kolejny utwierdzasz
nas w tym, że się przed kimś ukrywasz.
Marta
posmutniała i rzekła.
-
Wiem – oparła głowę na dłoni – jeżeli uważasz, że jestem dla was kłopotem, to
po prostu powiedz żebym się wyniosła. Zrobię to.
-
Wolałbym żebyś mi wszystko opowiedziała.
-
Nie, nie mogę – denerwowała się – poza tym po sezonie i tak mnie tu już nie będzie,
więc po co ci to wiedzieć? A moja opowieść może zostawić ślad, a to byłoby
niebezpieczne.
-
Wysłanie listu też.
-
Ale z Poczty Głównej. Pomyśli, że jestem w Warszawie.
-
On – słowo zawisło w powietrzu. Marta speszyła się i powiedziała.
-
Zapomnij. Nie wyślę listu. Dopiero, jak stąd odejdę. Nie będę cię narażać.
-
Marto – Bartek nabrał zwyczaju łapania ją za dłonie i lekkiego głaskania ich.
Tym ją uspokajał – napisz list. Tylko muszę cię poprosić, żebyś mi go dała do
przeczytania.
-
Dobrze – zgodziła się.
-
Nie dlatego, że możesz sprowadzić na mnie kłopoty, tylko żebyś miała pewność,
że nie napisałaś tam niczego niepotrzebnego.
-
Dobrze – wyjęła dłonie z jego rąk i poszła po papier i długopis.
„Kłopoty
to ty ściągnęłaś nam na głowę, jak tylko przekroczyłaś próg.” – powiedział
Bartek w myślach – „Ja chyba oszalałem. Pomagam jej i to z własnej nieprzymuszonej woli. Wszyscy
jej pomagamy, czemu?”
Nie
pociągnął w myślach tego tematu, bojąc się, że wypłynie na wierzch coś o
uczuciach, lojalności, przyjaźni i
potrzebie opiekowania się słabą kobietką.
Po
jakimś czasie czytał, to co napisała.
„Drodzy
rodzice. Nadal żyję i jestem cała i zdrowa. Schronienie jakie znalazłam na
razie się sprawdza i czuję się w miarę bezpieczna.”
-
W miarę? – Bartek uniósł brew.
-
Tak – przyznała – ale to i tak bardzo dużo w porównaniu z poprzednimi
miesiącami.
„
Mam co jeść i gdzie spać, a także zarabiam…
-
To o zarobkach wykreśl, bo będzie szukał. Napisz, że jeszcze masz pieniądze i
przy oszczędnym trybie życia dasz radę pociągnąć jeszcze jakiś czas bez pracy.
-
Dobrze.
„Mało
wychodzę z domu, żeby zminimalizować ryzyko znalezienia. A może on już odpuścił?
Może dał mi spokój? Szkoda, że nie możecie mi odpowiedzieć. Tęsknię za wami i
bardzo bym chciała się z wami spotkać. Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie taki
czas. Całuję was mocno. Uściskajcie Olkę i Marcina, a także babcię. Nie
martwcie się o mnie, daję sobie radę.”
-
Ostatnie zdanie też wykreśl, brzmi jak wyzwanie. Jeżeli list wpadnie w jego
ręce, na pewno to tak odbierze.
-
Dlaczego miałby wpaść w jego ręce.
-
Kto wie? Może siedzi twoim rodzicom na głowie i tylko czeka na twój ruch.
Trzeba być ostrożnym – oddał jej list.
Kiedy
dawał go braciom powiedział.
-
Wyślijcie z Poczty Głównej i ani mi się ważcie sprawdzać adresu i tego, co się
tam dzieje. Bo nas namierzą. A tego nie chcę. Nie wiem z kim mam do czynienia i
dopóki ona nam nie powie, wolę nie mieć tu gości.
-
Dobrze – powiedział Michał.
-
Radek, słyszałeś?
-
Tak Bartek, żadnego kozaczenia i śledztwa na własną rękę.
-
Mogą sprawdzać każdego, kto się otrze o jej rodziców.
-
Dobrze, słyszałem. Poczta Główna, list fru, my sru.
-
Właśnie. Tylko nasze interesy i nic więcej.
-
Dobra, nie gadaj tyle, bo to jest dziwne – powiedział Radek.
-
Masz rację, ona gada jak katarynka, najwidoczniej się w niej zakochał – śmiał
się Michał – o patrz, jakie ma maślane oczy.
-
Jedźcie już – Bartek był zirytowany.
Kiedy
tamci odjechali, Marta widząc jego niezadowoloną minę spytała.
-
Czy wszystko w porządku?
-
Tak – powiedział sucho i odszedł do swoich spraw.
Poważne rozmowy
Marta
polubiła „Leśny bar” i jego mieszkańców. Dobrze się tutaj czuła i po raz
pierwszy w życiu miała wrażenie, że wie co robi i na czym stoi. Pewnie dla
niektórych fakt mieszkania z samymi mężczyznami pod jednym dachem był
uwłaczającym jej godności, ale to właśnie przy nich nic jej się jeszcze złego
nie przytrafiło. Miała ich opiekę, wsparcie i przyjaźń. Tak, przyjaźń i to od
pierwszego wejrzenia. Zastanawiała się nad tym, czy czasem nie przesadza, ale
skoro zdarza się miłość od pierwszego wejrzenia, to z przyjaźnią też może tak
być. Praca dla nich też była przyjemna. Nawet jak coś schrzaniła nikt nie
wrzeszczał na nią ani nie groził wylaniem. Mówili. Trudno, zdarza się.
Wiedziała,
że spokój jakim emanują jest pozorny, bo w rzeczywistości byli bandziorami bez
skrupułów, ale mimo wszystko otaczali ją opieką. Nagle zdała sobie sprawę, że
może pewnego dnia wystawią jej rachunek. Przecież w ich świecie nie było nic za
darmo. No dobrze, pracowała dla nich, sprzątała, prała i nawet prasowała
im koszule. Ale mimo wszystko czekała na
rozliczenie.
„Skoro
tyle od nas dostałaś, pracę, schronienie i bezpieczeństwo, to teraz zrobisz to
i jeszcze to…”
Bartek
obserwował ją, jak czyści blaty i ustawia krzesła. Widział, że jest zamyślona i
na początku nawet się uśmiechała, ale potem twarz ściągnęła jej się i przez
chwilę błysnęło w jej oczach przerażenie. Podszedł do niej i złapał pod brodę.
Miała łzy w oczach, które starła ręką.
-
To nic – powiedziała – jest dobrze.
Pogłaskał
ją po policzku i powiedział.
-
Nie będzie dobrze, póki nie zamkniesz za sobą wszystkich drzwi.
-
O czym innym myślałam.
-
Tak? O czym?
-
O tym, że znalazłam u was chwilowy dach nad głową i że nic ode mnie nie
chcecie, i że jest to chyba za piękne, żeby było prawdziwe.
-
Mama dobrze nas wychowała – powiedział – nie każdy gangster zalicza panienki,
jak królik. Nawet moi bracia rozumieją słowo - nie, chociaż lubią podrywać i
pewnie któregoś dnia przyprowadzą mi dziewczynę z brzuchem. To i tak nie
zrobiliby niczego wbrew woli panienki, która im się podoba.
-
A ty? Jaki jesteś?
-
Ja muszę świecić przykładem i nie robić głupot.
-
Nieprawda, nie musisz. Byłam wystarczająco długo wśród takich, jak wy, żeby
wiedzieć jedno… Nic nie musicie, a możecie wszystko.
Łza
potoczyła jej się po policzku, starł ją kciukiem i powiedział.
-
Masz rację, to prawda, ale ja taki nie jestem. Z dwóch powodów. Mama mnie tego
nauczyła. A dwa. Prowincja działa inaczej niż miasto. Tutaj każdy zna każdego,
tu trzeba zasłużyć sobie na szacunek. Jazda po pijaku, strzelanie żeby
zastraszyć i ganianie przerażonych panienek, bardzo szybko by się skończyło w
najbliższym jeziorze. Ludzie nie pozwolili by na to, żeby ktoś zakłócał im
życie.
-
To znaczy, że cię tolerują?
-
Nie dziecino – w jego ustach nie brzmiało to źle – działa to w dwie strony. Ja
wymagam, ale i chronię. Dbam o swoich i nie dopuszczam do niepotrzebnego
rozlewu krwi.
- Nie
zbierasz haraczy?
-
A co? Ja mafia jestem? – zaśmiał się – to nie moja działka i nie pozwalam, żeby
ktokolwiek na moim terenie to robił. A, że czasami dostanę dobry obiad lub coś
za darmo w sklepie, tylko utwierdza mnie w słuszności tego, co robię.
- Ale
nie jesteś dobry.
-
Zgadza się, nie jestem – pogłaskał ja po głowie, ufnie się temu poddała – ale
ty się tym nie martw.
-
A jak cię zabiją? – ucieszył się, że się o niego martwiła.
-
Takie życie – powiedział – taka gra. Jestem tego świadom.
Zamilkli.
Stali bardzo blisko siebie i patrzyli sobie w oczy. Barnaba wychylił się z
kuchni i widząc co się dzieje, wycofał się po cichu.
Bartek
wziął ją za dłonie i pomasował lekko. Potem powiedział.
-
Połamał ci palce, prawda.
Zamarła
i zesztywniała. Poczuł, jak przeszedł ją dreszcz.
-
Nie możesz całe życie przed nim uciekać. Wiesz o tym, prawda?
Chciała
wyrwać dłonie, ale przytrzymał je.
-
Spójrz na mnie – powiedział. Podniosła wzrok – nie pomogę ci, jak mi
wszystkiego nie powiesz.
-
Nie.
-
Czemu?
-
Bo potem będę musiała okazać ci wdzięczność…
Puścił
ją i odszedł zagniewany. Zanim wyszedł z domu powiedział jeszcze.
-
Widzę, że nic nie zrozumiałaś z naszej rozmowy.
Stała
ze ścierką w ręku i nie wiedziała co ma robić. W sali pojawił się Barnaba.
-
Wracaj do pracy dzieciaku.
-
Pogniewał się na mnie.
-
Przejdzie mu.
Bartek
wsiadł do zdezelowanego jeepa i odjechał leśną drogą. Marta miała nadzieję, że
nie narobi żadnych głupot.
W mieście
Dostała
swoją pierwszą wypłatę i zauważyła, że Bartek nie odliczył sobie tych trzystu
złotych. Mówił jej, że nie musi oddawać, ale przecież mógł zmienić zdanie.
Przez chwilę zastanowiła się, czy powinna mu o tym przypomnieć, ale w
ostateczności zrezygnowała. Wystarczy, że zdenerwowała go ich ostatnia rozmowa
i ponownie stał się milczący. Wyjęła swoją tajną saszetkę i otworzyła ją
kluczykiem, który miała zawieszony na szyi. W środku nie zostało zbyt wiele
gotówki, jakieś pięć tysięcy z trzydziestu, dołożyła do tego całą wypłatę, bo
uznała, że jedzenia ma pod dostatkiem, łóżko i łazienkę, więc więcej nie
potrzebuje. A potem przypomniała sobie, że chłopaki mówili, że niedaleko jest
jezioro i że oni tam do czasu do czasu pływają. Zachęcali ją do tego żeby
skorzystała. Ale nie miała kostiumu kąpielowego, ani ręcznika. Ten, który
woziła ze sobą po Polsce bardziej przypominał wytartą szmatę, niż bieliznę
kąpielową. No i przydałyby się jakieś perfumy. Ręka jej zadrżała kiedy sięgała
po pieniądze. Mówiła sobie, że to bez sensu, że nie powinna kupować rzeczy
zbytecznych. Nie umiała się jednak powstrzymać.
Wybiegła
z pokoju i szybko na dół do sali. W biegu krzyknęła.
-
Mogę wziąć któryś z samochodów?
-
Możesz – odkrzyknął Barnaba – ale poczekaj, gdzie pędzisz.
-
Do miasta.
-
To dobrze się składa, masz tu listę i adresy. Pójdziesz do tych ludzi i przywieziesz
kilka rzeczy.
-
Młotek? – popatrzyła na niego zdziwiona.
-
Do szopy – odparł.
-
No dobrze – nie zadając więcej pytań wskoczyła do auta i odjechała, zostawiając
za sobą tuman kurzu.
-
Gdzie się jej tak śpieszyło? – zapytał Bartek, który przyszedł z podwórka.
-
Do miasta.
-
A po co?
-
Nie wiem, ale biegła, jakby jej się pod nogami paliło.
Bartka
coś tknęło.
-
Może ma się z kimś spotkać?
Barnaba
spojrzał na niego bystro.
-
O tym nie pomyślałem.
-
Czy ona jest poważna, źle jej z nami? – Bartek wybiegł z domu i odpalił drugi
samochód. Po chwili jechał za nią.
Marta
zerknęła do kartki Barnaby i postanowiła najpierw załatwić jego sprawunki.
Sklep żelazny, sklep z farbami, sklep ze szklankami. Ostatnio udało jej się
zbić cztery, więc pewnie chciał mieć zapas. Kiedy zapakowała do samochodu
wszystkie pakunki udała się pieszo na pasaż handlowy. Był początek sierpnia,
sezon w pełni, więc ludzi było całe mnóstwo. Bartek z jednej strony cieszył się
z tego, bo pozostawał niewidoczny, z drugiej, ona była niewysoka i co chwilę
znikała mu w tłumie.
W
końcu ją zgubił i bezradnie przechadzał się w tę i z powrotem chodnikiem.
Stanął
przed witryną sklepu bieliźniarskiego i bezmyślnie gapił się na koronki. I
wtedy ją zauważył. Stała przed lustrem w kostiumie kąpielowym i oglądała swoje
wdzięki w lustrze. Przełknął głośno ślinę. Była apetyczna i świeża jak
brzoskwinia. Nie mógł oderwać od niej oczu i zapomniał o granicach dobrego
wychowania. Dobrze, że go nie zauważyła, bo widząc jego minę, na pewno uciekła
by z krzykiem. Zmusił się do odwrócenia wzroku, odetchnął kilka razy, oparł się
o ścianę i czekał aż wyjdzie.
Zauważył,
że wielu ludzi dziwnie mu się przygląda, dlatego przyjrzał się sobie i
westchnął. Miał na sobie brudne od smaru dżinsy i koszulkę. W ogóle cały był
brudny. Przecież wyszedł z szopy tylko po to, żeby się czegoś napić.
Marta
wyszła ze sklepu i stanęła zdziwiona.
-
Co tu robisz? – zapytała.
-
Wybiegłaś z domu, jak oparzona, więc sprawdzam czemu.
-
Jestem na zakupach.
-
Teraz już to wiem.
-
A co myślałeś? – spytała z lekka zirytowana.
-
Że uciekasz, że masz się z kimś spotkać i chciałem cię uchronić przed głupotą.
Uśmiechnęła
się do niego.
-
Wybiegłam z domu, bo gdybym szła wolniej, to bym mogła zawrócić i nie zrobić
bezsensownych zakupów.
-
Jak to bezsensownych? – zdziwił się.
-
Zbytecznych. Kostium kąpielowy, kolczyki, perfumy.
-
Jak dla mnie, to całkiem normalne.
-
Nie, jeżeli wiesz, że musisz przetrwać zimę, a nie będziesz mieć pracy.
-
Nie musisz się o to martwić – powiedział – zostajesz z nami.
To
nie była prośba, ani też propozycja. On stwierdzał fakt i tak miało być.
-
A jak będę chciała odejść?
-
To odejdziesz – wzruszył ramionami – tylko zastanów się, po co?
Oderwał
się od ściany, o którą się opierał i odszedł do samochodu. Nie musiał już jej
obserwować. Została sama i nie wiedziała czy ma się cieszyć z tego co
powiedział, czy też brać nogi za pas.
Niewypowiedziane słowa, wypowiedziane
gesty
Marta
przemyślała to, co powiedział o tym, że może zostać ile tylko chce i że nikt
jej po sezonie nie wyrzuci i odczuła ulgę. W jej życiu pojawił się promyk
nadziei, że będzie mogła choć na jakiś czas zatrzymać się na dłużej. O ile jej
nie znajdą. Na razie minął miesiąc i cisza, więc odważyła się mieć minimalną
nadzieję. Chłopaki wrócili z Warszawy i powiedzieli, że wysłali list, ale nie
sprawdzali czy doszedł. W „Leśnym barze” znowu zrobiło się głośniej, bo młodsi
bracia Bartka lubi dużo rozmawiać i śmiać się z byle czego.
Siedziała
za barem i chwilowo nie musiała nikogo obsługiwać, więc splotła dłonie i się
zamyśliła. Bartek od razu to zauważył i wiedział, jak będzie to przebiegać, od
zadowolenia do lęku. Dlatego, zanim przeszła do drugiej fazy, usiadł po drugiej
stronie baru i złapał ją za dłonie. Patrzyli sobie w oczy i nic nie mówili. Nie
musieli. Barnaba czyścił szklanki i obserwował ich kątem oka.
Bartek
uśmiechnął się ciepło i pogładził kciukiem wierzch jej dłoni. Ona odwzajemniła
gest, co też mu się spodobało. „Jest taki romantyczny i szarmancki, jakby się
urwał z innych czasów” – pomyślała sobie i wyciągnęła do niego dłoń. Po raz
pierwszy dotknęła jego twarzy. Pogładziła go po nieogolonym policzku, on
skorzystał z okazji, przechylił głowę i pocałował wnętrze jej dłoni.
Uśmiechnęła się, jak podlotek i zabrała rękę.
Do
wnętrza wtłoczyli się nowi turyści, więc Marta musiała ich obsłużyć, ale mężczyzna, nie śpieszył się, puszczał jej dłoń
powoli. Potem wstał i wyszedł z pomieszczenia.
-
No no – powiedział Barnaba do Marty i puścił oko.
-
Co no? – zaczerwieniła się.
-
Nic, nic – odparł.
-
To jakiś szyfr? – zapytał Radek, który pojawił się niewiadomo skąd.
-
Nie, nie – odparła Marta i parsknęła śmiechem, Barnaba jej zawtórował.
-
Co was tak bawi?
-
Nic, nic – Marta śmiała się głośno.
Radek
lekko się nabzdyczył, a Barnaba klepnął go w plecy, aż zadudniło.
-
Czego się obrażasz, to nie z ciebie się śmiejemy, mamy swoje tajemnice, prawda
mała?
-
Prawda – odparła i poszła zanieść piwo i chipsy gościom.
Kiedy
wracała, odruchowo spojrzała na drzwi od biura Bartka. Były otwarte, a
mężczyzna na nią patrzył. Uśmiechnęła się lekko i tanecznym krokiem wróciła za
bar.
-
Nie ciesz się, nie ciesz – powiedział do niej Radek – bo dzisiaj zamykamy
wcześniej, a ty siedzisz w pokoju.
-
Macie spotkanie?
-
Taaa – mruknął Radek – spotkanie.
-
Radek nie jest zadowolony, bo smalił cholewki do córki tego człowieka i nie
znalazł w jej oczach aprobaty – wygadał się Barnaba.
-
Nieprawda, to jej ojciec nie wyraził aprobaty, co do mojej osoby.
-
Przyłapał go na całowaniu się z inną w dyskotece.
-
To było nieporozumienie – burczał Radek.
-
Oberwał tęgie lanie.
-
Takie tam obicie nosa – machnął ręką Radek, jakby mówili o rzeczach
nieistotnych.
-
A co na to Bartek i Michał? – spytała.
Radek
parsknął.
-
Uznali, że sam jestem sobie winien i oni nie będą brać za mnie odwetu.
-
Za głupotę trzeba płacić – Bartek pojawił się obok brata i uśmiechnął szeroko
do Marty. Wiedziała, że ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla niej.
-
Przecież jeszcze nie była moją dziewczyną, dopiero zaczynałem za nią chodzić.
-
Tak się tylko tłumaczy – śmiał się Bartek.
-
Najchętniej ominąłbym to spotkanie – burknął chłopak.
-
Nie ma co biadolić, bądź mężczyzną – powiedział Bartek, a potem zwrócił się do
Marty – a ty dzisiaj musisz już od 18 00 być u siebie w pokoju.
-
Oczywiście – powiedziała – a jak usłyszę hałasy?
-
Dlaczego masz usłyszeć hałasy? – zdziwił się Bartek.
-
Ostatnio rozmowa skończyła się bijatyką. Michał…
-
Michał mógłby czasami trzeźwieć – mruknął Bartek – to była głupota.
-
A jakby jednak zrobiło się poważnie?
-
To przyślę do ciebie Lucka, a on będzie wiedział co robić.
Pociągnął
ją za lok nad uchem.
-
Nie martw się, to będzie koleżeńskie spotkanie.
Wzniosła
oczy do nieba i powiedziała.
-
Zawsze tak mówisz.
Wzruszył
ramionami.
-
Bo to prawda.
Klient
podszedł do baru, więc się nim zajęła i więcej już do tematu nie wracała. O 17
00 zamknęła bar i zaczęła sprzątać, tańcząc z mopem po sali.
-
Byłaś tancerką? – zapytał się Michał, który przechodził przez pomieszczenie.
-
Nie – odparła – i trochę tak.
-
Dziwna odpowiedź – wbiegł po schodach na piętro, a Bartek właśnie stamtąd
schodził.
-
Widzę, że znalazłaś idealnego partnera – z zachwytem patrzył, jak dziewczyna
się porusza.
-
Najlepszy – uśmiechnęła się i zawirowała w obrocie na czubkach palców.
-
Jesteś pełna tajemnic i niespodzianek – rzekł.
-
Staram się, jak mogę – zamarł, bo zdał sobie sprawę z tego, że ona z nim
flirtuje.
- Nie
wątpię – odparł, złapał ją kiedy pląsała po sali i po chwili wirowała mu pod
ręką. Zatrzymała się w jego ramionach. Oddychała szybko. Objął ją, ale szybko
się wyrwała.
-
To ja pójdę już na górę – i czmychnęła.
Podniósł
mop i wyniósł do schowka.
-
Jeszcze się boi – usłyszał za plecami głos Barnaby.
-
Czy ty widzisz wszystko? – Bartek uśmiechnął się do starego przyjaciela.
-
Tyle ile trzeba – odparł ten z godnością – ale myślę, że na Boże Narodzenie
będziemy mieć w „Leśnym barze” wesele.
-
Tak? A z kim się żenisz?
-
Bardzo śmieszne, ha ha ha – parsknął Barnaba.
-
Wszystko przygotowane? – Bartek zmienił temat.
-
Ta – odparł Barnaba i wyjął zza pasa maczetę.
-
Będziesz zabijał prosiaka? – zaśmiał się Bartek.
-
Jak będzie trzeba.
ostatni odcinek 12 lutego
Komentarze
Prześlij komentarz