W komunikacji miejskiej - kompilacja
W metrze
Dzisiaj jest dzień niezadowolonego pasażera.
Dokładniej pisząc, jednego pasażera. Pan siedział i narzekał do kolegi.
Najpierw kontrolerzy - po co oni tak sprawdzają i sprawdzają. (Chociaż muszę
przyznać, że dzisiaj już dwa razy mnie to spotkało. Mało tego, ten sam
kontroler mnie sprawdzał). Ale wrócę do pana narzekającego, któremu nie
podobało się tym razem metro w ogólności, a zwłaszcza otwierające się drzwi i
głos mówiący z głośników. Potem dostało się torom, których na wileńskim nie
było i pracownikom chyba robót, których trzeba zagnać do roboty. A na koniec,
według niego, wszyscy powinni coś zrobić, wszyscy powinni wziąć tych takich
owakich i od razu by było dobrze. Niestety nie mam dalszego ciągu, ponieważ był
już koniec trasy. A może torów, bo w końcu na wileńskim ich nie ma.
Wszyscy wiemy, że nasze
komórki wciągają nas tak, że zapominamy o świecie.
Ja tydzień temu
przydzwoniłam głową w szybę, a dzisiaj pewna pani tak się odłączyła od
otoczenia, że nie wsiadła do autobusu, który stanął jej przed nosem.
Ocknęła się, jak odjeżdżał, ale było już za późno, a następny miała za 40
minut.
Znowuż starsza pani o lasce
chciała sobie podjechać przystanek, ale źle wcisnęła guzik - na żądanie i czy
chciała
czy nie czekał ją
spacer.
A już myślałam, że nic
ciekawego się nie zdarzy. A jednak. Wielkie poruszenie, bo jeden autobus
ruszył przed drugim.
Panie tak się zacietrzewiły,
że Pani kochana, co za czasy, brak wychowania i bezczelność. Minęło 10
minut od zdarzenia, a one wciąż mają temat do rozmowy. Przynajmniej jakiś plus.
Sytuacja ożywiła atmosferę.
Ale o co poszło?
Ale o co poszło?
Odjechał autobus, który był
opóźniony. A pretensja była o to, że kierowcy nie poinformowali, który jedzie
pierwszy. A jeszcze była akcja ze zmianą numeru, ale tego już mi się nie chce
opisywać. Rzeczywiście w dzisiejszych czasach dużym ułatwieniem jest, kiedy na
czole autobusu pojawia się napis z godziną odjazdu. Zwłaszcza, kiedy stoją dwa
o tym samym numerze. Już kiedyś też przeskakiwałam z jednego do drugiego. Ale w
tej sytuacji, jednego z nich w ogóle nie powinno być. Ale stał i miał numer
731, w ostatniej chwili zmienił na 723. Dostało się oczywiście kierowcy
stojącemu na pętli. Do tego jeden pan, krzyknął do kierowcy, żeby też już
odjeżdżał, ale ten zrobił to o czasie.
Pani kochana, w końcu jakieś poruszenie, ale teraz już cisza.
A co ja na to? Nie śpieszy mi się, ale napisy z minutami do odjazdu, to bardzo dobra rzecz. A tamten kierowca moim zdaniem był sporo spóźniony, więc nie pomyślał o jakichkolwiek udogodnieniach dla pasażerów i dodatkowo musiał załatwiać formalności w bazie.
Z innej beczki. W autobusie siedzi znajomy starszy pan, w gajerku, świeży i możliwe, że pachnący i pewna pani w podobnym wieku, obcina go wzrokiem od góry do dołu. Z aprobatą oczywiście. Nie powiem, ciekawe zjawisko;)
No i na koniec, pani, która nie jeździ na co dzień komunikacją, wciskała pokrętło u drzwi, chcąc je otworzyć:)
Pani kochana, w końcu jakieś poruszenie, ale teraz już cisza.
A co ja na to? Nie śpieszy mi się, ale napisy z minutami do odjazdu, to bardzo dobra rzecz. A tamten kierowca moim zdaniem był sporo spóźniony, więc nie pomyślał o jakichkolwiek udogodnieniach dla pasażerów i dodatkowo musiał załatwiać formalności w bazie.
Z innej beczki. W autobusie siedzi znajomy starszy pan, w gajerku, świeży i możliwe, że pachnący i pewna pani w podobnym wieku, obcina go wzrokiem od góry do dołu. Z aprobatą oczywiście. Nie powiem, ciekawe zjawisko;)
No i na koniec, pani, która nie jeździ na co dzień komunikacją, wciskała pokrętło u drzwi, chcąc je otworzyć:)
Komentarze
Prześlij komentarz