Tańcząca z pierogami
Nigdy
bym siebie nie podejrzewała o to, że będę z ochotą robić pierogi. Lubię tę
potrawę, ale sama myśl o gnieceniu ciasta powodowała, że obchodziłam tę robotę
szerokim łukiem. Owszem, od wielkiego dzwonu poświęcałam się dla dobra rodziny,
coś tam ulepiłam, np. na wigilię.
Tymczasem
nastała kwarantanna i jak większość z nas, siedzę w domu. W związku z tym uziemieniem
hoduję garb od siedzenia przed komputerem, ewentualnie zwyrodnienie stawów,
skrzywienie kręgosłupa, ślepotę i brak umiaru w jedzeniu czekolady. Aktualnie
nie mam czekolady pod ręką, więc pisząc do was, jem krakersy. Takie małe,
dziecięce o różnych kształtach.
Nieważne.
Ważne, co z tymi pierogami.
W
zeszłym tygodniu stwierdziłam, że najwyższy czas się zrelaksować i coś
upitrasić. Ale, coś takiego pracochłonnego, jak robienie gołąbków albo ryby w
galarecie. Z racji tego, że gołąbków mam dosyć, a ryb nie lubię, stwierdziłam,
że jeszcze bardziej absorbujące są pierogi. W zeszłym tygodniu, zrobiłam ich 98.
Z wołowiną, z wołowiną i majerankiem oraz z wołowiną, kaszą gryczaną i
specjalnie solonym koprem. Były pyszne. Wszystkie. Oczywiście trochę
rozdałam.:)
Na fb zaproponowałam znajomym konkurs, na to, kto więcej ulepi pierogów, ale nikt nie podjął wyzwania. Dlatego, zrobiłam kolejną stertę dla własnej i rodzinnej przyjemności.:) I to była największa nagroda.:)
I
czemu mi to nie wystarczyło? Czemu w piątek i wczoraj znowu stanęłam do
lepienia pierogów? Po pierwsze, to świetna terapia na stres. Jak w piątek
skończyłam robotę, to padłam. Nie miałam sił się ruszać. Mało tego, byłam
gotowa zasnąć, tak gdzie usiadłam. Dodam, że byłam po dość intensywnym dniu
pracy.
Po
drugie, odkryłam (pewnie inni zrobili, to już dużo wcześniej), że jak naleję
wrzątku do mąki i jajka, to ciasto wyrabia się szybciej, niż kiedy dodawałam
zimnej. Po wygnieceniu, jest mięciutkie i cieplutkie niemalże do samego końca
roboty. Dlatego w ten weekend przeszłam samą siebie i zrobiłam 221 pierogów. Z
jagodami, ze szpinakiem, z serem, z kaszą gryczaną/koperkiem/mięsem i z kapustą
i grzybami. Tak wiem, oszalałam. Ale tak mi się dobrze pracowało, że szast
prast, w piątek kilka godzin, w sobotę też i zrobione.
I
pewnie zastanawiacie się, czemu tak dużo mi wyszło? Otóż, ja nie muszę używać
wałka, mam maszynkę do wałkowania ciasta. Rodzice kiedyś kupili i był to
najlepszy zakup wszechczasów. I nie lepię ręcznie pierogów, a też mam takie
coś, co robi to za mnie, ja tylko kroję kawałki ciasta, wsadzam farsz i
zaciskam. I voilá, gotowe.
To jest ta cudowna maszynka
To są psychodeliczne pierogi z jagodami. Pod talerzem na górze widać kawałek ustrtojstwa do lepienia pierogów.
Z zesrem
Wystawka maści wszelakiej:)
Dodatkowo,
okazało się, że one komuś smakują. J Mój bratanek wręcz
powiedział, że takich pysznych z serem, to w życiu nie jadł. Kochany.J
Polecam
Wam taką robotę. Raz, macie gimnastykę, dwa, naprawdę pomaga na skołatane
nerwy. Wystarczy włączyć radio, pozbyć się ludzi z kuchni i przygotować się na
pełny relaks gotowania.
Dziś
na obiad będę jeść oczywiście pierogi. J
I
botwinkę, bo ją też zdążyłam jeszcze w piątek ugotować.:)
No
i tyle.
Smacznego!




Ach, pierogi :)
OdpowiedzUsuńczytelniczka85