Więzienna Planeta - odc.42

 

Robert i Nina
Wezwał ją na rozmowę do strażnicy. Kobieta szła z duszą na ramieniu, ponieważ bała się, że coś przeskrobała. Tylko nie wiedziała, co to miało być. Od kilku dni milczała, z nikim nie weszła w kłótnię, więc po co ją kapitan wzywał.
Weszła do budynku i od razu została wpuszczona do jego biura.
- Dzień dobry – powiedziała głuchym głosem.
- Dzień dobry – wskazał jej krzesło – siadaj.
Usiadła i czekała, co on ma jej do powiedzenia.
- Wpisałem cię na wartę na starym murze. Pojutrze od szóstej rano do południa.
- Dobrze.
- To będzie twoja pierwsza zmiana. Nie dostaniesz broni, żadnej, nawet na kapiszony.
Nina wiedziała, że jej nie ufa, ale nic nie powiedziała tylko zacisnęła usta.
- Po twojej minie wnioskuję, że dobrze postąpiłem. A w ogóle jeśli o mnie chodzi, to najchętniej bym cię wykluczył z jakiejkolwiek warty, bo ci nie ufam. Niestety nie jestem w tej sprawie decyzyjny i skoro burmistrz powiedział, że wszyscy mają stać, to muszę was wszystkich gdzieś upchnąć, nawet ciebie.
- Nie jest pan miły – wyrwało się Ninie.
- Ty też nie jesteś zbyt sympatyczna – warknął Robert – i nawet przez sekundę ci nie wierzę. Nie wierzę, że wystoisz na warcie, że nie narazisz nas na niebezpieczeństwo. Wręcz uważam, że dla zwykłej złośliwości będziesz stała tyłem do pól i lasów, byle tylko pokazać, że masz wszystko i wszystkich w nosie.
- Nieprawda – zaprzeczyła – nie będę nikogo narażać.
- Zobaczymy. A! I ja nie jestem panią Olgą i nie pójdę ci na rękę. Będziesz stała na murze nie tylko z kobietami, ale i z mężczyznami.
Nina zacisnęła pięści. Robert to zauważył i zapytał.
- Chcesz coś powiedzieć?
Nina tylko pokręciła głową.
- Nie musisz z nimi rozmawiać, nie musisz nawet za blisko nich stać. Masz wytrwać na warcie i zadbać o bezpieczeństwo nas wszystkich. Niezależnie od płci, poglądów i wieku. Czy to zrozumiałe?
Kobieta potaknęła głową.
- To dobrze, bo to nie koniec – Robert był sceptyczny, do tego pomysłu, ale nie był jego, więc tylko powiedział – dodatkowo nie chcę żadnych głupot, bo razem z tobą będzie stał na warcie burmistrz. I pamiętaj, że skoro ja mogę cię wystawić za bramę, to on tym bardziej. Pilnuj się.
Nina przytaknęła, po czym powiedziała głośno.
- Nie będę sprawiać kłopotów.
- Możesz odejść  - podał jej jeszcze arkusz ze schematem wart i odcinkiem, na którym miała się zameldować.
Kobieta wzięła arkusz papieru, pożegnała się i wyszła.
Była, jak zwykle wściekła, ale nie miała tutaj żadnego miejsca, żeby móc to z siebie wyrzucić. Musiała wszystko zdusić i po prostu przetrwać.
 
Paweł
Burmistrz wszedł do Bazy Przerzutowej i od razu skierował się do pokoju rozmów. Usiadł przed ekranem i czekał na połączenie. Sam poprosił o tę rozmowę i cieszył się, że tak szybko ją przeprowadzi. Na ekranie pojawiły się dwie osoby, małżeństwo po pięćdziesiątce, oboje schludni i zadbani, aż dziw go brał, że ich córka tak się od nich różniła.
- Państwo Pachulscy? – zapytał, a kiedy ci przytaknęli dodał – Nazywam się Paweł Sosnowski i jestem burmistrzem Karnego Miasta.
- Miło nam – powiedziała ciepłym głosem kobieta.
- Poprosiłem państwa o rozmowę, ponieważ chcę się czegoś więcej dowiedzieć o Ninie. A dokładnie tego, jaka była zanim zmieniła się w ten kłębek nerwów i nienawiści do świata.
Matka Niny posmutniała, a ojciec zacisnął usta. Przez chwilę trwała cisza, aż w końcu odezwał się ojciec.
- Zawsze była wybuchowa, szybko się złościła, ale też szybko jej złość przechodziła. Raczej była wesoła niż smutna.
- No i wyglądała jak dziewczyna – dodała matka – ona ma piękne włosy, kręcone, kasztanowe, a raczej miała. Zniszczyła je tymi farbami i jeszcze ten tatuaż… – matka westchnęła.
- Pewnego dnia wróciła do domu – powiedział ojciec – najpierw zamknęła się w pokoju i nie chciała wyjść. Potem wrzeszczała, że nienawidzi swojego chłopaka.
- Nie chciała nam powiedzieć, co się stało. Wiedzieliśmy, że ten człowiek ją jakoś zranił, ale do dzisiaj nie wiemy, o co poszło.
- No i ja nieopatrznie zasugerowałem, że może ona go czymś sprowokowała. Na co ona powiedziała, że wszyscy jesteśmy przeciwko niej i że jej nie kochamy, że jej brat, a nasz syn, to nasze oczko w głowie i tym podobne bzdury.
- Pomyśleliśmy wtedy, że zostawimy ją na chwilę w spokoju i nie będziemy naciskać. Myśleliśmy, że jak jej złość i żałość przejdzie, to nam coś powie.
- Nasz syn pojechał do jej chłopaka, żeby się spytać, co się stało, ale jego już nie było w mieszkaniu i słuch wszelki po nim zaginął.
Rodzice na chwilę zamilkli. Po czym ponownie odezwała się matka.
- On musiał jej zrobić coś strasznego – kobieta powstrzymywała łzy – ale my już nie byliśmy  w stanie do niej dotrzeć. Zacięła się w sobie i nie chciała z nami rozmawiać. Zapisała się do SPK, wyprowadziła się zaraz po maturze z domu i prawie się z nami nie kontaktowała.
- Na mnie i na syna reagowała krzykiem – mówił ojciec – mówiła, że nas nienawidzi, że jesteśmy źli. Dlatego przestaliśmy się z nią spotykać, tylko żona  od czasu do czasu z nią rozmawiała.
- Bardzo bym chciała odzyskać dawną Ninę – kobieta zaszlochała – to było takie dobre dziecko. Zawsze chciała pomagać ludziom, dlatego poszła do szkoły pielęgniarskiej, miała skończyć studia. Rozważała medycynę lub farmakologię. Dobra była z chemii i biologii. Dobre było z niej dziecko.
- Bardzo państwu dziękuję z to, co mówicie, ale mam jeszcze kilka pytań.
- A czy my możemy się dowiedzieć, jak ona sobie radzi? – wtrąciła matka.
Paweł pokiwał głową i powiedział szczerze.
- Nienajlepiej. Ta złość, o której państwo mówili, ona jest w nią tak wrośnięta, że dziewczyna sama nie wie, co robi. Zaszkodziła sobie mocno, więc jako burmistrz musiałem wziąć jej sprawę w swoje ręce. Gdybym tego nie zrobił, mogliby państwo stracić córkę.
- Jak to? – kobieta była przerażona.
- Niestety, mamy tutaj bardzo twarde prawo, a ona je kilkakrotnie złamała. Nie chciałbym, żeby to się źle dla niej skończyło.
- Jak źle.
- Śmiercią – Paweł nie owijał w bawełnę, uważał bowiem, że nie może ich oszukiwać.
Rodzice nie zasypali go gradem pytań, ani nie prosili o łaskę, ojciec tylko rzekł.
- Jeśli, to ma ją uratować, to proszę pytać. Powiemy wszystko, co wiemy.
- To nie będą trudne pytania. I proszę się nie martwić, ponieważ zrobię wszystko, żeby ją uratować. Inaczej by mnie tu nie było.
 
Ania, Agata i Olga
Ania wpadła do pokoju radiowego i zaniosła się płaczem.  Agata popatrzyła na nią żywo i powiedziała szybko.
- Wstrzymaj się na minutę.
Ania zamilkła, a koleżanka rozpoczęła audycję.
- Halo, halo, tu Radio Mix, dzisiaj mała zmiana planów. Bo wiecie, jak to jest, nie zawsze da się wszystko poukładać, jak się chce. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Rozwiązanie konkursu na najlepszą nazwę dla zespołu dziecięcego przedłużamy do soboty, ponieważ przyszło tylko dziewięćdziesiąt pomysłów, a my chcemy sto. Dlatego, sprężajcie się i wrzucajcie do skrzynki swoje szalone pomysły. A żeby was zainspirować, jeszcze raz puścimy wam dwie piękne piosenki, wykonane przez naszą młodzież.
Agata włączyła muzykę i wyłączyła mikrofon.
- Już możesz płakać, masz sześć minut.
Ania rozpłakała się w głos. W tym samym czasie do pokoju weszła pani Olga.
Nie zaczęła od razu wypytywać Ani o to, co się stało tylko czekała, aż się trochę uspokoi.  Agata podała jej krzesło, na którym dyrektor więzienia usiadła.
Za to Ania oparła się o ścianę i powoli osunęła na podłogę. Złapała się za głowę i łkała.
- Masz trzy minuty – powiedziała Agata. Koleżanka potaknęła głową i wydukała.
- Już… już się uspokajam.
Olga odetchnęła z ulgą, bała się, że kobieta znowu zamknie się w sobie i popadnie w letarg.
- Wiem, że rozmawiałaś z rodzicami i siostrą – powiedziała Olga – strażniczka z Bazy Przerzutowej skontaktowała się ze mną i przekazała nagranie.
Ania pokiwała głową, na znak, że zrozumiała, co się do niej mówi.
Tymczasem Agata powiedziała do Olgi.
- Musi mi pani pomóc – i zanim dyrektorka zdążyła zaoponować, kobieta zaszczebiotała do mikrofonu.
- Kochani, nawet nie wiecie, jakie dzisiaj macie szczęście. W studio gościmy panią Olgę Kowalską, naszą niezastąpioną szefową więzienia.
Kobieta pochyliła się nad mikrofonem i powiedziała stremowana.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że dobrze wam mija ten mroźny dzień.
- Ja też mam taką nadzieję. Ale od mroźnego dnia o wiele ważniejsze jest, czy pani dyrektor powie nam – Olga ze zgrozy zaczęła kręcić głową. Agata uspokoiła ją uśmiechem i dokończyła – która z piosenek puszczanych przez Radio Mix najbardziej się jej podoba.
- Zaskoczyła mnie pani tym pytaniem – odparła Olga przez zaciśnięte gardło  – wszystkie są piękne, zwłaszcza te wykonywane przez nasze dzieci i młodzież. Ale i utwory Ani są przepiękne.
- A utwory z Nowego Miasta? – pytała Agata.
- Nie są tak dobre, jak nasze. Nasze są najlepsze – powiedziała dyplomatycznie Olga – a skoro mam wybrać te ulubione, to na pewno najbardziej podoba mi się „Ten dzień” Ani oraz „Lato” naszego szkolnego zespołu.
- Piękny wybór – pochwaliła Agata – ale zanim puszczę te piosenki, proszę mi powiedzieć, czy brała już pani udział w konkursie na najlepszą nazwę szkolnego zespołu.
- Oczywiście – powiedziała Olga – przedwczoraj wrzuciłam do skrzynki kartkę.
- Drodzy słuchacze, słyszycie? Pani dyrektor wzięła już udział w konkursie? A wy? Na co jeszcze czekacie?
Agata zaśmiała się do mikrofonu, po czym powiedziała.
- Na zakończenie zapraszam do posłuchania piosenek wybranych przez panią Olgę Kowalską. I jeszcze jedno. Jeżeli się martwicie, gdzie jest Ania, powiem wam, że jest z nami, ale o tej porze nic wam nie powie, odezwie się dopiero wieczorem, a wtedy ja zamilknę. Taki dzisiaj będzie wyjątkowy dzień. Do zobaczenia Karne Miasto.
Kiedy Agata puściła muzykę Olga powiedziała.
- Nie chciałabym się tym zajmować.
- Proszę się nie martwić, większość ludzi boi się mikrofonu. Ale poradziła sobie pani znakomicie.
- Dziękuję, ale myślę, że nie ja jestem teraz najważniejsza – obie panie spojrzały na Anię. Kobieta już się uspokoiła i patrzyła na nie.
- Dziękuję, że mnie nie wsypałaś – wychrypiała.
- Daj spokój, dlaczego miałabym cię wsypać? – dziwiła się Agata.
- Myślę, że Ania ma inne wspomnienia z firmy, prawda.
Kobieta potaknęła głową.
- Żałuję, że nie zatrzymałam twoich rodziców na Ziemi – Olga kontynuowała – ale nie miałam od ciebie informacji czy chcesz ich widzieć, czy nie.
- Nie sądziłam, że w ogóle się odezwą, a co dopiero mówić o tym, że przybędą na Więzienną Planetę. Myślałam, że już mnie wydziedziczyli i wymazali z pamięci. Zaskoczyli mnie.
Agata usiadła koło niej na podłodze i objęła ramieniem. Ania popatrzyła na nią z wdzięcznością.
Olga odezwała się jeszcze.
- Nie będą już cię niepokoić, wysłałam im zakaz wstępu i kontaktowania się z tobą. Chyba, że sama będziesz chciała.
- Dziękuję.
- A co od ciebie chcieli? – zapytała Agata.
- Chcieli, żebym wróciła na Ziemię, żebym załatwiła sobie zawiasy, po czym powiedziała w towarzystwie, że wyjechałam zwiedzać świat. Odmawiając skaziłam ich nieskazitelną reputację. Teraz na pewno mnie wydziedziczą i wypiszą z rodziny.
- Masz ciekawą rodzinkę.
- Nie są już moją rodziną. Zostałam sama – łzy pociekły jej po twarzy.
- Nie jesteś sama – pocieszyła ją Agata – masz mnie.
Olga się nie wtrącała, wiedziała, że jest tu zbędna. Dlatego wstała i cicho wyszła, przyjaciółki jeszcze długo rozmawiały, aż Ania na nowo się rozchmurzyła i zgodziła się wieczorną audycję samej poprowadzić, zwłaszcza, że Agata miała randkę z Bartkiem. A randka, jak to randka, mogła się przedłużyć.
 
Karol
Karol wraz z całym zespołem stali przed nową terenówką i czekali, aż szef da im znać do próby odpalenia silnika. Biolodzy dopiero co wlali do baku olej z leśnych roślin i również stanęli z boku czekając na cud. A wszyscy wiedzieli, że różnie mogło być. Wystarczy, że dodaliby kroplę więcej ekstraktu z jednej rośliny, żeby nic z tego nie wyszło.
Szef usiadł za kierownicą, uśmiechnął się do wszystkich szeroko i powiedział.
- Chwila prawdy – i przekręcił kluczyk. Przez chwilę słychać było tylko rzężenie rozrusznika, ale w  końcu silnik zaskoczył.
To nie był jeszcze moment na radość, samochód musiał jeszcze ruszyć.
Szef wcisnął sprzęgło, bieg i auto wytoczyło się z hali montażowej na spory plac gospodarczy przed Instytutem. Mężczyzna zrobił dwa kółka po podwórku i zatrzymał się przed podekscytowanymi pracownikami.
- Jeszcze nie – powiedział poważnie – jeszcze nie czas.
Wyłączył silnik, po czym odczekał kilka chwil i znowu odpalił wóz. Tym razem obyło się bez rzężenia.
- Już możecie wariować – powiedział wesoło.
A wtedy wszyscy krzyknęli.
- Hura, udało się. Mamy trzeci samochód.
- Jupi, cuda się zdarzają – krzyczał ktoś.
- Jesteśmy najlepsi, jesteśmy najlepsi – kilka osób tańczyło wokół terenówki.
Po chwili ktoś przyniósł dwie duże butelki oranżady.

- Trzeba to uczcić – i zaczął energicznie potrząsać butelkami, a potem je otworzył. Napój wystrzelił niczym szampan i większość osób została oblana słodkim płynem. Nikt jednak nie miał pretensji, nawet Karol, któremu dostało się oranżadą po włosach. Wszyscy się cieszyli, że kolejne auto działa.

kolejny odcinek 11 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka