Więzienna Planeta - odc.43
Bartek i Agata
Agata mimo, że było zimno ubrała się w sukienkę,
ale na wierzch założyła długi kożuch, a na nogi wysokie botki. Postarała się
też nie zepsuć fryzury wielką czapą, więc ograniczyła się do założenia kaptura
i tak wyszykowana poszła na randkę z Bartkiem.
Wybór miejsca był oczywisty. Miejscowa karczma,
centrum plotkarsko – rozrywkowe było o tej porze roku jedyną opcją spotkania
dwojga ludzi. Dlatego w środku siedziało sporo par, ale i kilka grup znajomych,
którzy spędzali ze sobą miłe popołudnie.
Agata od razu zauważyła Bartka, który wybrał dla
nich stolik pod ścianą. Ale trudno było mówić o intymności, o ile letnią porą,
karczmarz wystawiał stoliki na zewnątrz, a w środku przebywało raczej mało
osób. Jesienią wszyscy tłoczyli się w środku.
Bartek spojrzał na Agatę i cieszył się, że
siedzi, ponieważ wrażenie zwaliło go z nóg. Dziewczyna wyglądała, jak
księżniczka. A kiedy zdjęła kożuch, jak królowa, która zawładnęła jego sercem.
Był oszołomiony. Agata założyła ciemnozieloną sukienkę, z ładnym i niezbyt
głębokim dekoltem, na szyi błyszczał naszyjnik, a burza loków okalała jej
piękną twarz.
Podeszła do stolika. Bartek zerwał się z miejsca
i podstawił krzesło.
- Zakochałem się w tobie bez pamięci – powiedział
jednym tchem i usiadł.
Agata uśmiechnęła się skrępowana otwartością
mężczyzny.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem –
Bartek nie zrażał się i komplementował dziewczynę.
- Proszę cię – zaczęła mówić Agata.
- O nie, nie mów, że nie chcesz słuchać
komplementów – Bartek się nachmurzył.
- Komplementy są miłe – odparła – ale ty prawie
krzyczysz. Wszyscy słyszą.
- No i co z tego – i już miał zamiar naprawdę
wykrzyczeć swoje uwielbienie do dziewczyny, ale widząc jej minę zrezygnował i z
szerokim uśmiechem cicho powiedział.
- Jesteś najpiękniejsza z wszystkich kobiet na
ziemi i we wszechświecie.
Gdyby rzeczywiście była na Ziemi i jakiś chłopak
by tak do niej powiedział, wzięłaby to za tanie komplementy, które miałby na
celu ją zmiękczyć. Na pewno od razu by się nastroszyła i szybko zakończyła
spotkanie.
Ale nie była na Ziemi, a Bartek należał do osób,
które mówiły to, co im leżało na sercu. I wiedziała, że nie ma w nim fałszu.
Był prostym facetem, groźnym facetem, ale też kochanym facetem, który patrzył
na nią teraz z uwielbieniem.
- Nic nie powiesz? – odezwał się do niej po
długiej chwili ciszy.
- Nic. Będę siedzieć w ciszy i patrzeć na ciebie
i zachwycać się tobą tak samo, jak ty mną – zaskoczyła samą siebie. Wcale nie
miała zamiaru mówić mu, że się nim zachwyca. Z drugiej strony, przecież byli
już od jakiegoś czasu parą, tylko randki im zabrakło.
- Niestety masz mnie tylko na półtorej godziny –
westchnął – wydębiłem te dodatkowe pół godziny w zamian za dodatkową wartę na
murze.
- O! – powiedziała Agata – nie musisz tak robić.
Godzina… - zastanowiła się i dodała – godzina by nam nie wystarczyła, ale
myślę, że nawet doba by nam nie wystarczyła. Dziękuję ci za to poświęcenie.
- I będziemy przez ten czas milczeć? – śmiał się.
- Jeśli chcemy? – ona się uśmiechnęła.
- Myślę, że to nierealne, oboje lubimy gadać.
Agata zaśmiała się.
- A przy okazji, zamówiłem nam po grzanym winie,
ty możesz sobie potem zamówić więcej, ale mnie wolno wypić tylko mały kubek.
- Wystarczy mi mały kubek. Nie przyszłam się tu
upijać, tylko spędzić z tobą trochę czasu.
- Wolałbym spędzić go gdzie indziej, na osobności
– zauważył, że się speszyła – nie, nie, nie, źle myślisz. Nie o tym myślałem,
to znaczy też, ale nie… - urwał, odetchnął i skończył – chciałbym po prostu z
tobą pobyć w samotności. Bez gapiów, bez straży, bez limitów.
Agata wyciągnęła rękę, którą złapał w swoje duże
łapsko i delikatnie uścisnął.
- Przyjdzie na to czas – pocieszyła go.
Barman postawił przed nimi grzańce oraz ciasto.
- O, widzę, że wiesz co lubię – zaśmiała się
Agata i wzięła za pałaszowanie ciasta.
- Dobre?
- Pycha.
- No to i ja zjem – przez chwilę delektowali się
smakiem, a potem zaczęli rozmawiać, co trwało do końca wolnego czasu Bartka.
- Ej Kopciuszku – powiedziała Agata, wskazując na
zegarek – masz jeszcze piętnaście minut.
- Odprowadzę cię – powiedział Bartek i wstał od
stołu. Po chwili szli raźnym krokiem do hotelu.
- Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli po
prostu spacerować – śmiała się Agata podbiegając za Bartkiem.
- Przepraszam – zwolnił i wziął ją za rękę –
myślałem, że nie chcesz zmarznąć.
- Nie zmarznę, ale wiem też, że zaraz musimy
kończyć nasze spotkanie.
- Było takie, jak chciałem.
- Ja też.
Pocałowali się. A potem nie było już czasu na
przedłużanie spotkania. Bartek musiał wracać na swoją kwaterę i przygotować się
na dodatkową służbę.
Nina i
Paweł
Na wartę przyszła punktualnie o szóstej rano i
wdrapała się na szczyt muru przy jednej z wież. Na miejscu zastała już kilka
osób, w tym burmistrza, który na jej widok uśmiechnął się szeroko. Ninie
zrobiło się niedobrze. Nie lubiła takich wypacykowanych czarusiów. W zasadzie,
to nie lubiła żadnych facetów, ale przede wszystkim wypacykowanych czarusiów.
- Dzień dobry Nino. Zdążyłaś akurat na odprawę –
powiedział mężczyzna- poznaj swoich towarzyszy. Trzech strażników, dwie
przemiłe panie, które na co dzień pracują w naszych sklepach, no i ja.
- Dzień dobry – burknęła Nina – proszę mi wskazać
gdzie mam stać i czego wypatrywać i to wystarczy.
Burmistrz nie zraził się zniechęcającym tonem
kobiety i kontynuował.
- To za chwilę, ale najpierw kilka wskazówek,
które da nam pan sierżant Karol Olejniczak.
Mężczyzna po czterdziestce, z siwą i dobrze
zadbaną brodą wystąpił z grupy i zaczął mówić.
- Wszyscy oprócz Niny dostaniecie broń naładowaną
środkami usypiającymi. Z tego co wiem, wszyscy oprócz Niny przeszli
przeszkolenie na strzelnicy, więc wiecie, jak te ustrojstwa obsługiwać –
dziewczyna stała ze spuszczoną głową. Wiedziała od kapitana, że nie dostanie
żadnej broni do ręki, ale i tak było to upokarzające. Do tego była jednym
więźniem w tym towarzystwie, to też było dla niej niesprawiedliwe. Słuchała
dalej - Stajemy na warcie w trzymetrowym oddaleniu od siebie przodem do łąk.
Jesteśmy w najmniej zabudowanej części Karnego miasta, więc gdyby pojawiły się
drapieżniki, które przeskakują przez płot, biegniecie do jednej z dwóch wież,
do tej, do której jest bliżej. Przy drzwiach będzie stał strażnik i poczeka, aż
wszyscy dotrzecie na miejsce. Nie ma nas tu dużo, więc dla wszystkich starczy
miejsca. Oczywiście zanim zaczniecie uciekać, strzelacie do nich z usypiających
nabojów albo usiłujecie przegonić ich racami lub kapiszonami. Czasami się to
udaje, a czasami nie. Race są w pudłach przy wejściu do wież i mogą ich używać
tylko strażnicy. Kapiszonowce dostają wszyscy oprócz Niny, która musi nam
najpierw udowodnić, czy nadaje się wartownika.
Dziewczyna ze złości miała ochotę wrzeszczeć,
tupać i kopać kogo popadnie, ale powstrzymała się i postanowiła, że ona im
jeszcze pokaże.
- Acha, bo bym zapomniał dodać – odezwał się
jeszcze sierżant – nie uciekacie kiedy wam się zachce, tylko kiedy usłyszycie
rozkaz od jednego ze strażników. I to wszystko. Miłego poranka.
I zszedł z murów. Jego warta już się skończyła.
Wszyscy ustawili się w mniej więcej odpowiedniej
odległości i posłusznie zaczęli
wpatrywać się w dal. A rzeczywiście z tej strony miasta była tylko otwarta
przestrzeń. Łąki ciągnęły się po horyzont.
Nina dostała miejsce na samym środku wyznaczonego
im odcinka i od razu uznała, że było to na pewno złośliwe i celowe działanie
kapitana. Po prawej stronie miała kobietę z salonu fryzjerskiego, a z lewej
burmistrza. Ten rozmawiał z kobietą, która stała po jego prawej stronie.
Wróciła do obserwacji niczego i po kilkunastu
minutach stwierdziła, że na pewno nie da rady wytrwać tak do południa.
Nienawidziła tego miejsca, tej fuchy i tej bezczynności. Czuła, że narasta w
niej gniew.
Paweł obserwował ją kątem oka i widział, że
dziewczyna zaraz wybuchnie, dlatego powiedział do niej.
- Nuda.
Nina oderwała się od swoich myśli i spojrzała na
burmistrza.
- Co?! – zreflektowała się - To znaczy słucham proszę pana?
- Mówię, że nuda. Nic się nie dzieje. Nie ma ani
ptaka, ani żadnego roślinożercy, który przemierzałby łąki w poszukiwaniu
pokarmu.
- Jak to roślinożercy? To tutaj nie ma samych
drapieżników? – Nina nie powstrzymała ciekawości.
- Oczywiście. Żeby drapieżniki przyszły, muszą
gdzieś się kręcić roślinożercy.
- Nigdy tu ich nie widziałam.
- Rzadko podchodzą do ludzkich siedzib. Polujemy
na nie, więc traktują nas, jak zagrożenie.
Dziewczyna zauważyła, że dała się wciągnąć w
rozmowę. Nadęła policzki i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku od Pawła.
Mężczyzna widział, że na razie powinien dać
spokój, więc nie próbował zmusić jej do rozmowy.
Tomek
Tomek bardzo chciał wiedzieć, co wzburzyło Anię i
czemu była tak roztrzęsiona, ale wiedział, że to ona musi sama chcieć mu
powiedzieć. Nie znali się na tyle dobrze, żeby mógł oczekiwać zwierzeń. W
zasadzie dopiero co przełamali lody i zaczęli swobodnie rozmawiać. Zastanawiał
się również, czy opowiedzieć jej o samochodzie na pedały. Z jednej strony mogło
ją to rozśmieszyć, ale czy na pewno? Może takie rzeczy jej nie śmieszyły.
Tomek westchnął.
- To musi być miłość. Bo nigdy wcześniej nie
miałem takich przemyśleń. Instynktownie wiedziałem, co powiedzieć i jak
działać. Tymczasem z Anną czuję się, jak dziecko we mgle. Nie wiem, czy dobrze
trafię czy też nie.
Olga
Po intensywnym tygodniu pracy nadszedł czas na
weekendowy odpoczynek. Olga rzadko pozwalała sobie na nic nierobienie i nawet w
dni wolne pojawiała się na kilka godzin w pracy. Oczywiście jest sekretarka
Basia wciąż ją o to strofowała, ale kobieta nie potrafiła siedzieć bezczynnie,
kiedy tyle rzeczy było do zrobienia. Tym razem jednak postanowiła poświęcić
czas sobie i swoim myślom. A miała nad czym się zastanawiać. Myśl miała tylko
jeden wyraz, a raczej imię, ale była tak olbrzymia, że kobieta myślała, że w końcu
jej głowa pęknie. Od spotkania z nim, miała czas na zawodową analizę ich
rozmowy, ale nawet na minutę nie pozwoliła sobie, na osobiste odczucia. Dopiero
w sobotę mogła puścić wodze fantazji i choć przez chwilę nie być panią dyrektor
tylko kobietą. Jednak nie byłaby sobą, gdyby się do tego porządnie nie
przygotowała.
Żeby się odprężyć postanowiła iść do miejscowego
SPA dla ludzi wolnych, czyli do Centrum Relaksu i Sportu. To było jedyne
miejsce w mieście, gdzie nie było żadnego skazanego. Cała obsługa składała się
z ludzi wolnych żyjących w Karnym Mieście lub pochodzącym z Nowego Miasta.
Tutaj nie wolno było rozmawiać o pracy, o więźniach i problemach. Wolno było
się relaksować, a jeśli ktoś miał ochotę na rozmowę, to tylko na błahe tematy.
Olga stwierdziła, że to będzie idealne miejsce na przemyślenia i relaks. Budynek
był podzielony na dwie części. W jednej można było uprawiać sport w siłowni lub
na zajęciach fitness, a w drugiej części było błogo, cicho i ciepło. Basen,
jacuzzi, sauny i spokój. A pośrodku tego wszystkiego stał przeszklony bar, w
którym ktoś z obsługi wydawał, wodę, owocowe napoje lub lekkie drinki. Nikt za
to nie płacił, ponieważ burmistrz i Olga uznali, że coś się pracownikom od
życia należy i zorganizowali „fundusz wczasów miejscowych”, na który spływała
co miesiąc mała kwota z podatków. Akurat tyle, żeby utrzymać cztery osoby
obsługujące i na darmowe napoje.
Olga wyszła z szatni w samym szlafroku i przeszła
do części dla kobiet. Rozebrała się i weszła do sauny. Gorące powietrze otuliło
ją, jak kołdrą. Rozciągnęła się na ławce i zamknęła oczy.
Karol…
Jako profesjonalistka była oburzona, że tak łatwo
mówił, że jeśli będzie musiał, to zabije kogoś w jej obronie. Tyle miesięcy
pracy nad tym człowiekiem, a on wciąż lekko traktował życie swoje i drugiego
człowieka. Przecież za coś takiego, czekałaby go Kolonia Karna.
Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Po czym
przypomniała sobie gdzie jest i postanowiła pożegnać profesjonalistkę na rzecz
kobiety pełnej uczuć do Karola.
Jakiej kobiecie by nie zaimponowało takie
wyznanie?
Każdej. Nawet jeśli 99% mężczyzn tylko tak
mówiło, bo chciało być w oczach ukochanej bohaterem.
A kiedy mówił to Karol, wiedziała, że to była
prawda. To nie było rzucanie słów na wiatr. Bała się tego wyznania, ale z
drugiej strony cieszyła się, że tak mu na niej zależy. To była dziwna relacja.
Trudna. Ona musiała wciąż uważać, a on nie mógł robić tego, co chciałby robić.
A jednak…
A jednak czuła, że jest to coś wyjątkowego.
Że jemu naprawdę na niej zależy…, chociaż wie, że
bycie z nią tak naprawdę może okazać się niemożliwe.
A jednak, ona zaczęła się na niego otwierać,
mimo, że wiedziała, że to wszystko nie ma sensu. Czy powinna brnąć w to dalej.
Patrzeć w jego brązowe i przepastne oczy, które tylko dla niej stawały się
ciepłe. Słuchać jego głosu i gorących zapewnień o uczuciach, wiedząc, że on ma
problem z empatią?
- Poszła won – mruknęła do dyrektorki i znowu
przywołała kobiecą kobietę, którą była i którą po latach wpuściła do swojej
głowy.
- Czasami chciałabym po prostu pomarzyć –
mruknęła do siebie Olga i puściła wodze fantazji. Gdyby Karol wiedział, o czym
myślała natychmiast przestałby się zamartwiać, czy ona coś do niego czuje. Z
tym, że to była trudna relacja i wymagała czasu i cierpliwości ich obojga.
Komentarze
Prześlij komentarz