Więzienna Planeta - odc.43


 Robert
Cieszył się dniem wolnym od pracy i postanowił, tak jak Olga skorzystać z miejscowego SPA, ale w odróżnieniu od niej miał ochotę dać sobie wycisk na siłowni. Plany pokrzyżowała mu Lulu, na którą wpadł po drodze. Niezmiennie jej uroda zapierała mu dech w piersiach. Z resztą chyba każdego mężczyzny, prócz Bartka w Karnym Mieście. Niosła wielkie pudło, które co chwilę wymykało jej się z rąk, więc musiała przystawać i poprawiać położenie niewygodnego pakunku.
- Poczekaj, pomogę ci – podszedł do niej szybko i odebrał wielką pakę. Była ciężka.
- Jak ty to podniosłaś? – pytał zaskoczony.
Lulu splotła ręce przed sobą i wzruszyła ramionami.
- Jakoś tak się udało.
- Gdzie ci to zanieść?
- Nie musi pan tego robić, sama dam radę – powiedziała, ale nie słyszał uporu w jej głosie. Bardziej ulgę, że ktoś od niej to wziął.
- Skoro się napatoczyłem, to ci pomogę. Co byłby ze mnie nieczuły drań, gdybym cię wyminął i zignorował.
Lulu spłonęła rumieńcem.
- Nie jest pan nieczułym draniem.
- Wiem – zaśmiał się – dlatego ci pomagam. Gdzie ci to zanieść?
- Do kwatery.
- Dostałaś paczkę z Ziemi?
- Tak. Mama przesyła mi zimowe ubrania i buty. Tutaj nic nie mam.
- Tam chyba jest coś jeszcze, chyba… - Lulu przerwała mu.
- Nie ma tam nic niedozwolonego. Panie z Bazie Przerzutowej wszystko obejrzały.
Robert odparł ciepło.
- Lulu, chciałem sobie zażartować, że chyba masz tam kowadło. Nie miałem zamiaru cię przepytywać czy wątpić w to, co mówisz.
- Przepraszam – bąknęła Lulu.
- Nie przepraszaj – powiedział szybko – bo nie masz za co.
- Przepraszam – znowu bąknęła Lulu.
Robert postanowił nie ciągnąć tematu. Dziewczyna wciąż była niepewna siebie i wystraszona, dlatego zmienił temat.
- Mam o ciebie zadbała, pewnie przysłała ci dużo rzeczy.
- Tak – mówiła cicho Lulu.
Nie ciągnął jej więcej za język. W ciszy doszli do jej kamienicy. Robert nie wchodził do środka. Jako kapitan straży mógł to zrobić, ale nie chciał. Oddał jej pudło i patrzył, jak znika w drzwiach.
Postał jeszcze chwilę, po czym zawrócił i ruszył do Centrum Kultury i Sportu.
Nie wiedział, że Lulu stanęła w oknie i patrzyła, zanim nie zniknął za innymi budynkami.
 
Karol
Nocna warta była tym czego potrzebował. Stanie w bezruchu w ciemności miał opanowane do perfekcji, a poza tym ciemność sprzyjała przemyśleniom. Zwłaszcza tych, które dotyczyły pani Olgi. Nikt go nie zaczepiał i nie niepokoił. W czasie nocnej warty wszyscy byli skupieni i milczący, ponieważ niewiele było widać tego, co za murami. Atak drapieżników mógł zacząć się niespodziewanie. Żeby nie utknąć w zupełnych ciemnościach, na ścianach muru zwieszono szereg halogenów, które ciągnęły się przez całą długość muru. Nie włączano wszystkich, jedynie te przy wieżach. Strażnicy przesuwali promieniem światła po okolicy i wypatrywali najmniejszego ruchu mogącym należeć do jakiegoś drapieżnika. Karol musiał przyznać, że nie spodziewał się, że nocą panuje pod murem taki ruch. Co i raz pojawiały się kotowate drapieżniki, które nie próbowały nawet skakać przez mur, ale nie jeden przystanął i spoglądał na ludzi stojących na warcie, jakby miały nadzieje, że ktoś może spadnie.
Czasami przemknęło jakieś mniejsze zwierze. A niekiedy słyszeli wściekły ryk drapieżnika i kwik ofiary. Inni pewnie wzdrygali się na te odgłosy, ale nie Karol. Jego one w ogóle nie obchodziły. Jego obchodziło tylko to, że pani Olga ma do niego słabość i miał pewność, że odwzajemnia jego uczucia. Mimo, że nie mógł z nią rozmawiać, jakby chciał, widział, że kobieta bardzo się przejęła jego słowami o tym, że prędzej kogoś zabije niż da ją skrzywdzić. Widział, że jest poruszona, ale widział też, że jako kobieta patrzyła na niego przychylnym okiem. Bo jakaż kobieta nie chciałaby usłyszeć takich zapewnień. Z tym, że on mówił prawdę i ona doskonale o tym wiedziała. Miał nadzieję, że nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie, bo to, że by zabił wroga nie ulega wątpliwości, ale jeszcze bardziej chciał tego nie robić, bo nie chciał jej stracić. W życiu się nie spodziewał, że będzie w stanie kogoś pokochać.
 
Agata i Ania
Zanim zaczęły nadawać poranny program rozmawiały przez chwilę przy herbacie dzieląc się wrażeniami z dnia poprzedniego.
- Jak się czujesz? – zapytała Agata.
- Już dobrze. Chociaż nie do końca. Jest mi smutno. Tak bardzo, że przez pół nocy ułożyłam trzy smutne kawałki. Są piękne, ale czy powinnam je upubliczniać? W końcu mówią o moim bólu.
Agata uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki.
- Myślę, że w tym miejscu wiele osób przeżywa podobne uczucia, jak ty. Tylko nie umieją ich przerobić na piosenkę. Myślę, że wielu ludzi tutaj tęskni za domem, miłością, akceptacją rodzin. Ty możesz pomóc im przeżyć te emocje.
- Sama nie wiem – westchnęła Ania – czuję się odrzucona i niekochana.
- Pamiętaj, że masz mnie.
- Wiem Agato, wiem, ale sama przyznasz, że każdy chce mieć rodzinę i być przez nią kochany. Każdy, nawet największy łotr. Tylko moja rodzina jest inna, nie potrzebuje więzi tylko partnerów do robienia interesów.
- A może tak się w tym wszystkim pogubili, że nie wiedzą, jak to odkręcić?
- Nie tłumacz ich – powiedziała dziwnie zimnym tonem Ania – doskonale wiedzą co robią. Ja do nich nie pasuję.
Przez chwilę siedziały w ciszy, którą przerwała Ania.
- A jak udała ci się randka z Bartkiem?
Agata rozpłynęła się w uśmiechach, a z jej oczu bił blask.
- Cudownie, ale o 24 godziny za krótko.
Ania roześmiała się razem z Agatą.
- Wpadłaś, jak śliwka w kompot.
- To prawda – nie zaprzeczyła Agata.
Nagle obie się ocknęły i zauważyły, że do wejścia na antenę dzieli je 20 sekund.
- Aaaa – piszczała Agata – gdzie mikrofon.
- Gdzie dzisiejsze poranne wiadomości – wtórowała jej Ania.
Na szczęście udało im się szybko zorganizować i punktualnie o 7:30 rozpoczęły audycję.
- Halo, halo Karne Miasto, jak się spało? Ja się stało na warcie?
 
Bartek
Stanął w oknie i oczom nie wierzył. Przez całą noc napadało tyle śniegu, że wszystko wokół było pokryte białym puchem. Zauważył, że kilka osób odśnieża chodniki drążąc tunele w śniegu. Czegoś takiego jeszcze nie widział, nawet na Ziemi w górach. Usłyszał trzask głośnika i po chwili odezwał się głos burmistrza.
- Jak widzicie, zima przyszła  w nocy i nie odpuści do marca. Śniegu jest bardzo dużo, a może być jeszcze więcej. Do tego mamy – 20C° na termometrach. Dobra wiadomość jest taka, że udało nam się nazbierać wystarczającą ilość drewna, więc w domach będzie ciepło. Najbliższe zadanie dla wszystkich mieszkańców? Odśnieżanie. Niektórzy już zaczęli to robić, ale potrzeba więcej rąk do pracy. Dlatego za 20 minut każdy weźmie ze schowka łopatę do odśnieżania i do roboty. Nadmiar śniegu będziemy wywozić samochodami poza bramę. Ale najpierw musimy się do nich dostać. Z robót wyłączeni są wartownicy, grafik się nie zmienia. Śnieg, śniegiem, ale najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo. Dobrej pracy.
Głośnik zamilkł. Bartek przeciągnął się, aż mu strzeliło w stawach, a potem szybko się ubrał i już był na dworze. Mimo, że był bardzo wysoki, nawet on nie sięgał ponad granicę śniegu.
Obok niego pojawili się prawie wszyscy mieszkańcy kamienicy.
- Gdzie mamy kopać?
- Zapytał jeden?
- Chyba po prostu przed siebie – odparł Bartek i wziął łopatę w swoje wielkie ręce i zaczął drążyć tunel.
 
Tomasz i Ania
Znowu klął na czym świat stoi. Jak nie rąbanie drzewa, to babranie się w śniegu. Czy ja urodziłem się pracownikiem fizycznym?! – krzyczał w myślach.
Dlaczego nie mógł mieć dzisiaj warty. Inni by odwalili za niego najgorszą robotę, a on były oddelegowany do małych poprawek. Machał łopatą od śniegu i nie zważał nawet gdzie idzie, wtem usłyszał:
- Ej, kto na mnie sypie śnieg?
Tomek zatrzymał się i zapytał.
- Ania?
- Tak. To ty Tomek?
Mężczyzna odszczekał wszystko, co do tej pory powiedział. Uznał, że bardzo się cieszy, że go zagnali do tej roboty, bo dzięki temu w końcu będzie mógł się zobaczyć z Anną. A nie widział jej od ponad tygodnia.
- Tak. To ja. Poczekaj – złapał łopatę i kilkoma ruchami odgarnął śnieg dzielący go od kobiety.
Ania wyglądała przepięknie. Miała na sobie zieloną kurtkę, a na głowie wielką szarą czapę, a szyję otuloną grubym szalikiem. Tak naprawdę widać było jej tylko oczy, ale dla Tomka wyglądała pięknie.
- Kto by pomyślał, że spotkam tu Śnieżynkę – zaśmiał się do niej.
- I ta Śnieżynka, to mam być niby ja? – również się zaśmiała.
- A i owszem.
- Ja bym raczej powiedziała, że jestem bałwanem zmarzluchem.
- O nie, Śnieżynka i tak niech zostanie.
- Skoro tak mówisz – uśmiechnęła się do niego figlarnie. To znaczy, tylko oczy jej błyszczały, reszta była ukryta za szalikiem i czapą.
- Jak ci idzie odśnieżanie? – zapytał.
- Nijak. Nie mam na to siły – przyznała się – dlatego tylko poprawiam po innych. Trochę głupio, ale co ja na to poradzę, że nie mam siły.
- Jesteś delikatną kobietą, w ogóle nie powinnaś tak ciężko pracować. Gdyby to ode mnie zależało, to bym w ogóle ci nie pozwolił fizycznie pracować.
- To miło. A ty? Jak sobie radzisz?
- Wyrobiłem mięśnie na łupaniu drewna, więc dla mnie to praca lekka, jak piórko.
- Jak powiesz jeszcze, że ją uwielbiasz, to nie uwierzę.
- Tak szczerze, to nie znoszę pracy fizycznej, ale chyba się tylko do tego nadaję.
- Oj, nieprawda. Przecież jesteś najlepszym kierowcą w mieście.
Tomek nie słyszał drwiny w jej głosie, więc poczuł się trochę lepiej.
- Może nie najlepszym, ale dobrym – odparł łaskawie.
- Ej, gołąbki, to nie miejsce na potajemne schadzki, ale miejsce pracy – usłyszeli strażnika, który stał gdzieś za wielką górą śniegu – do roboty i to osobno. Nie myślcie sobie, że uda wam się coś wykombinować tylko dlatego, że was nie widać.
- Dobrze panie strażniku, już wracamy na swoje ścieżki – powiedział niechętnie Tomasz, ale zanim odszedł powiedział jeszcze do Ani – przypomnij mi, że jak się następnym razem spotkamy, żebym ci opowiedział zabawną rzecz o tutejszych samochodach.
- Postaram się nie zapomnieć. Dobrej pracy Tomku.
- Dobrej pracy Aniu.
- Czy ja mam do Was się przebić i rozdzielić siłą? – usłyszeli strażnika.
- Nie, już się rozchodzimy – mruknął Tomek, a Ania zaczęła chichotać.
- Strażnik przyzwoitka – usłyszał jeszcze jej szept i sam również zaczął się cicho śmiać.
 
Karol i Olga
Mężczyzna szedł jednym z tuneli śnieżnych, który prowadził do karczmy. Dostał dwie godziny wolnego, które postanowił spędzić przy ciepłej herbacie z panią Olgą. Cieszył się, że zgodziła się na to spotkanie. Kiedy zbliżył się do budynku zobaczył wychodzącego z niego mężczyznę. Wyglądał przeciętnie, z lekką nadwagą, wielkiej czapie i szalikiem szczelnie zakrywającym mu twarz.
Wyglądał niewinnie. Zbyt niewinnie. Karol poczuł, że ma do czynienia z zabójcą i wiedział, że musi działać szybko. Skrył się w jednej z odnóg śnieżnego tunelu i poczekał, aż mężczyzna go minie. Nie chciał się na niego za wcześnie natykać. Dopiero wtedy wszedł do karczmy. Pani Olga siedziała pod oknem. Była ubrana w gruby sweter i ciepłe spodnie. Włosy miała rozpuszczone, co było ich tajnym znakiem, że nie jest aktualnie w pracy tylko na towarzyskim spotkaniu. Kiedy podszedł spojrzała na niego i od razu się zaniepokoiła.
- Coś się stało?
- Tak – usiadł naprzeciw niej i nawet nie zdjął kurtki – musimy szybko iść do pani biura. Musimy znaleźć jednego człowieka. To zabójca.
Olga zbladła.
- A więc tu jest?
- Tak. Myślę, że tak. Ale był tak zakryty szalikiem i czapką, że nie mam zielonego pojęcia, jak wygląda.
- Więzień?
- Raczej nie. Pracownik, czuć było od niego alkohol.
- Więźniowie też piją alkohol – przypomniała Olga.
- Ale nie wódkę, jedynie piwo i wino. Poza tym proszę zdać się na moją intuicję.
Olga chciała się zaśmiać, ale poważna mina Karola sprawiła, że zrezygnowała. Wstała i sięgnęła po kurtkę.
- Chodźmy.
Poszli do jej biura. Karol był w nim pierwszy raz i był zaskoczony tym, jak w nim jest.
- Nie przejmuj się bałaganem – powiedziała Olga – nie mogę tego posprzątać, ponieważ zbyt wiele rzeczy jest mi potrzebnych.
- Nie spodziewałem się tego po pani – powiedział Karol, a Olga poczuła się dotknięta. Zauważył to i szybko się poprawił.
- Proszę źle mnie nie zrozumieć. Po prostu jest pani zawsze taka zapięta na ostatni guzik, że do głowy by mi nie przyszło, że sztab roboczy tak wygląda. Raczej wyobrażałem sobie regały z równo poukładanymi segregatorami i takie tam…
- W domu sprzątam – powiedziała, jakby się tłumacząc – ale nie za bardzo…
Rozczuliła go tym wyznaniem i na moment zapomniał, po co tu przyszli.
Podszedł do niej i lekko uścisnął za ramiona. Nie odważył się na więcej.
- Spokojnie, ja będę sprzątał.
Tylko potaknęła głową. Żałowała, że go tu przyprowadziła. To był błąd. On powinien widzieć w niej profesjonalistkę, a nie bałaganiarę.
- Nikomu nie powiem – obiecał.
- Czy ty czytasz mi w myślach? – nie wiedziała, czy ma się śmiać czy załamywać ręce. On pokonywał ją na każdym polu. Kiedy był przy niej traciła całą swoją pewność siebie, zachowywała się głupio, a jeśli już musiała zachowywać profesjonalizm, to przychodziło jej to z wielkim trudem.
Karol uśmiechnął się do niej i jeszcze raz odważył się uścisnąć ją za ramiona.
- Pani Olgo. Nie czytam pani w myślach, całe pani ciało mówi mi wszystko. Proszę nie zapominać, że jestem obserwatorem.
Żeby skończyć tę trudną dla niej scenę odchrząknęła i powiedziała.
- Lepiej znajdźmy tego człowieka. Mam tu wszystkich pracowników. Których mam ci pokazać?
- Pani Olgo proszę mi pokazać nagrania z przyjazdu nowych pracowników. Jeśli to nie jest zakazane.
- W tym wypadku daję ci pozwolenie – uśmiechnęła się lekko – na szczęście, to ja je wydaje.
Karol zaśmiał się razem z nią. Po kilku minutach oglądania zachowania nowoprzybyłych w hali po przylocie Karol wskazał mężczyznę.
- To on. Nawet wiem, jak się nazywa. Dwulicy. Bezwzględny człowiek. Umie się wtopić i jest jednym z najlepszych w naszym fachu.
- I co teraz? – Olga zadała to pytanie i bezwiednie poszukała u niego pomocy.
- Coś wymyślę. Niech się pani nie martwi i na razie nikomu nic nie mówi. Dobrze?
- Dobrze – powiedziała i przytuliła się do niego.

Zaskoczyła go. Ale nie na tyle, żeby jej nie objąć i mocno przycisnąć do siebie.


kolejny odcinek 20 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka