Jastarnia – zima 2024 c.d.
Z Jastarni wróciłam już w piątek, ale podsumowanie daję dopiero dzisiaj, ponieważ podczas pobytu otrzymałam smutną wiadomość i po prostu nie miałam siły na pisanie wesołych tekstów. Dzisiaj też nie mam jakiegoś super nastroju, ale stwierdziłam, że jednak wrzucę post.
Jastarnia
i okolice zimą są tego warte.
Cóż
mogę powiedzieć.
Dawno
nie mieliśmy tak pięknej zimy, ze śniegiem i mrozem. Dawno nie byłam nad
morzem, gdzie lód ściął piach na plaży, a zatoka po części zamarzła. No i te
kolory. Biel, błękit i granat przeplatały się ze sobą na wodzie i na niebie.
Promienie słońca odbijające się od lodu lub mokrego asfaltu wręcz oślepiały
swym blaskiem. Było pięknie. No i jak to na Pomorzu, pogoda zmieniała się
szybko i dynamicznie. Jednego dnia wiało, a fale na morzu wzbudzały respekt, a
kolejnego dnia była piękna pogoda, a morze falowało łagodnie i szumiało
przyjemnie dla ucha. Najbardziej tę zmienność pogody odczułyśmy w czwartek.
Od
rana do ok. 15:00 świeciło piękne słońce. Wybrałyśmy się z Renatą na
morsowanie, żeby zmazać wstyd i porażkę dnia poprzedniego, kiedy to spędziłyśmy
w morzu zaledwie 20 sekund. Tym razem nie było wiatru, więc było ciepło i
mogłyśmy spokojnie się rozebrać, wejść do wody, a potem bez pośpiechu się
ubrać. Potem pojechałyśmy do Pucka i do Jastrzębiej Góry, gdzie postanowiłyśmy
pospacerować brzegiem morza i nacieszyć się pogodą. Zanim to jednak nastąpiło,
zrobiłyśmy sobie przystanek w cukierni na ciacho i herbatkę. Pogoda nadal była,
jak drut. Jeszcze kiedy szłyśmy w stronę wejścia na plażę, nic nie zapowiadało
zawiei, która zaczęła się minutę później. Zaczął padać śnieg, ale nie taki miły
i puchaty, tylko ostry, zmarznięty, który ciął nas po twarzach. Najpierw
stwierdziłyśmy, że to na pewno chwilowe i że zaraz przejdzie. Niestety nie
przeszło, więc spacer był bardzo krótki. Za to wieczorem, całą paczką
zrobiliśmy sobie karnawał na molo. Zdjęcia wyszły fajnie, ale szczerze mówiąc,
to był bardzo krótki moment, ponieważ wiał wiatr i było lodowato. Żeby jednak
nie ograniczać się tylko do mola, przeszliśmy w maskach karnawałowych całe
miasto. Ot, taka odrobina szaleństwa.
A
w piątek trzeba było wracać do domu.
Wyjazd
był krótki, ale intensywny. Udało się w większości wykonać plan. Nie byłyśmy
tylko w Juracie, no i mnie zabrakło porządnego spaceru nad morzem. Ale, jak to
powiedziała Renata:
-
Nie szalej, z twoją nogą to byś za daleko nie doszła, a ja cię na barana nieć
nie będę.
I
tym optymistycznym akcentem kończę wpis i zapraszam na oglądanie zdjęć.
Komentarze
Prześlij komentarz