Godzilla i Kong: Nowe imperium
Wczoraj byłam w kinie na Godzilla i Kong: Nowe imperium. Jako fanka takich produkcji muszę powiedzieć, że ta odsłona była najsłabsza ze wszystkich. Niby były potwory, niby wszystkie się tłukły, niby była rozwałka, ale wszystko na średnim, a może nawet niskim poziomie. Oczekiwałam zapierających dech w sercu scen walki, napięcia wbijającego w fotel, a dostałam średniej jakości komedyjkę z potworami, które nie wkładały serca w bijatykę. Główny antagonista przypominał kiepskiego gangstera z Bronksu, aż dziwne było że Kong nie powalił go pstryknięciem palca. Spodziewałam się, że główny wróg Godzilli i Konga będzie naprawdę mega mocny, ponieważ we wcześniejszych filmach takie potwory były, tymczasem ten złol był zaledwie średni. A film ogólnie kończy się, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Co do ludzkich ról, to naszpikowane były głupkowatymi i bezsensownymi dialogami. Dodatkowo miałam wrażenie, że wsadzono do niego dialogi albo scechy charakterystyczne dla innych filmów. Na przykład, lekarz który badał Konga, w swoich tekstach bardzo przypominał Ace Ventura: Psi detektyw. Moja przyjaciółka śmiała się, że to również Doktor Dolittle. A już w ogóle rozwalały mnie momenty, kiedy główna bohaterka tłumaczyła reszcie, o co chodzi w tej walce i co za chwilę będzie. To było trochę jak we Władcy Pierścieni. Ogólnie, jeśli chcecie się wybrać na ten film dla efektów specjalnych i świetnej rozwałki, to nie idźcie bo tam tego nie ma. Ale jeśli chcecie podczas filmu pośmiać się i pokomentować fabułę na bieżąco, to jak najbardziej polecam ten film.
Komentarze
Prześlij komentarz