Małolaty u taty (2003)
Pomijając
polski dubbing, którego nie znoszę, film jest ok.
W
rolach głównych Eddie Murphy, który mimo, że to komedia, nie robi z siebie
zwyczajowego błazna.
Fabuła.
Eddie,
jako Charlie Hinton traci pracę i przez kilka tygodni siedzi na bezrobociu
opiekując się małym synem. W końcu wpada na pomysł otwarcia przedszkola dla
okolicznych dzieciaków. Do swojego pomysłu wkręca przyjaciela i jednego z
byłych pracowników korporacji, w której wcześniej pracował. Oczywiście na
początku nic nie idzie, jak powinno…
Co
mi się podobało w tym filmie. Właśnie pomysł przedszkola prowadzonego przez
facetów. Bo powiedzmy sobie szczerze, w przedszkolach mamy 99% kobiet i może 1%
mężczyzn, którzy są przedszkolankami.
W
zasadzie, to nie jest takie dziwne, nawet w starożytności mężczyźni wchodzili w
życie dzieci na stałe dopiero po ukończeniu, przez nie 5-6 roku życia. Czyli w
momencie, kiedy można było się z nimi dogadać. He He.
Ale
tu mowa o ojcach, za to w pałacach od maleńkości nad dziećmi czuwali nauczyciele,
nie nauczycielki. Te pojawiają się dopiero w XIX wieku. Oczywiście były nianie,
ale edukacją zajmowali się mężczyźni.
Wróćmy
jednak do współczesności.
Drogie
mamy i ojcowie, kto z was oddałby swoją pociechę pod opiekę facetów w
przedszkolu? Dziwnie, to brzmi, prawda? Tak się przyzwyczailiśmy do
przedszkolanek, że dziwną się wydaje wersja męska. Ale tacy też są.
Film
jest fajny, bo pokazuje bezradność mężczyzn, którzy do tej pory nie
uczestniczyli zbytnio w życiu swoich dzieci i ich przemianę.
Pogodna,
familijna produkcja, którą można obejrzeć dla przyjemności. Chociaż myślę, że
wiele matek będzie chwytało się za serce, ponieważ małe pociechy w tym
zwariowanym przedszkolu były prowadzone w bardzo niekonwencjonalny sposób. Jak to
z facetami bywa, na wariackich papierach.:)
I
pokazuje jeszcze jedną prawdę, uprzedzenia zawodowe. W jednej ze scen kobiety
nie chcą dać do tego przedszkola swoich dzieci właśnie dlatego, że prowadzą je
mężczyźni. Ci pytają ich, a gdzie równouprawnienie? Przecież każdy może
wykonywać ten zawód. No właśnie…, ale matki przełamują się dopiero wtedy, kiedy
dobra koleżanka facetów, zapisuje do nich swojego synka.
No
cóż, takie życie. A film polecam. :)
Ps.1 Tak szczerze mówiąc, faceci w edukacji są na wagę złota. Wiem, co mówię.
Pracowałam przez wiele lat w praktycznie żeńskim gronie, aż w końcu dyrektorka
zaczęła zatrudniać facetów i to było to.
Owszem,
panowie, jesteście inny, bardziej obcesowi, wymagający, trudniej wam wejść na
głowę, ale to wy zgarniacie najwięcej punktów popularności u uczniów. Bo my,
baby, to raczej takie ckliwe jesteśmy i roztrząsamy się nad pierdołami, a wy
walicie prosto z mostu i jakoś to działa. Nie ukrywam również, że mnie jako kobiecie wiele waszych metod nie pasuje, ale kiedy widzę, że skutkują, to cieszę się, że się powstrzymałam od wtrącania się i działania w myśl zasady - "jestem kobietą, ja wiem lepiej i lepiej to zrobię." Pedagogika męska i żeńska różnią się od siebie, ale obie są równie dobre.
Wiele się od Was Panowie uczę. Dziękuję.
Komentarze
Prześlij komentarz