Film – Liga Sprawiedliwości (2017)
Dałam
temu filmowi pięć punktów. Był poprawny, ale niczym mnie nie zachwycił. Nie
miałam ani jednego momentu napięcia, gdzie bym się zastanawiała, co dalej.
Fabuła prosta, jak konstrukcja cepa. Liga dobra, wróg zły, trzeba zabić wroga,
ale w międzyczasie należałoby jeszcze rzucić kilkoma dowcipnymi dialogami, żeby
widz się nie znudził. W ogóle, to straszne jest, kiedy oni mają te wszystkie
moce i nic im się nie dzieje, mimo, że wróg rozpłaszcza ich na ścianie lub
wbija na kilkadziesiąt centymetrów w beton. Ani siniaczka, ani jednej plamki.
Jedynie biedny Batman obrywa. Jedyny wiarygodny, ale…
Ben
Affleck, który normalnie wygląda normalnie, to w kostiumie Batmana już nie.
Wygląda, jakby mu się kostium skurczył w praniu albo, jak człowiek na
sterydach. Twarz mu się wylewała z maski.
Tu
dam spoiler, bo nie wytrzymam. Wskrzeszony Superman. Pochowali go, ludzie w
żałobie, a oni go wskrzesili. Ok. Inwencja twórcza, poza tym Superman jest
Kryptoninem, więc kto go tam wie, może można go przywrócić do życia po kilku
tygodniach od pogrzebu. Z resztą, już mnie nic nie zdziwi, w „Arrow” wskrzesili
laskę po trzech miesiącach w trumnie i na tym, póki co zakończyłam oglądanie
tego serialu… A Superman, to w końcu Superman, jemu wolno ożyć. Ale, odbiegłam
od tego, co chciałam napisać. Wskrzesili go i wszyscy podeszli do tego, jakby
wrócił z dłuższych wakacji, a nie powstał z martwych.
-
O żyjesz.
-
O tak.
-
No to fajnie, uratujmy świat.
-
Jupi!!!
Sceny
walk były ok., niezbyt długie, więc nie przewijałam. Tylko te zwolnienia tempa.
No ludzie, ćwierć filmu w zwolnionym tempie, to już staje się nudne.
Nie
podobał mi się też Flash, ale pewnie dlatego, że podoba mi się ten z serialu,
więc nie jestem obiektywna. Ogólnie film średni, ale można obejrzeć, efekty
fajnie, kilka dowcipnych momentów, dialogi znośne. Ale drugi raz po niego nie
sięgnę. Polecam średnio na jeża.
Komentarze
Prześlij komentarz