Wigilijne spotkanie Fundacji Dzielna Matka
Fot. Fundacja Dzielna Matka
W tym roku nasze spotkanie odbyło się już siódmego grudnia. Pogoda nam nie dopisała było, zimno, deszczowo i wietrznie. Niby nic takiego, ale część atrakcji miała się odbyć w stajni (nie ogrzewanej) i na zewnątrz.
Może
Was dziwić, że piszę o stajni, ale już wyjaśniam. Tym razem miejscem wigilijnego
spotkania była Stajnia „Klucz” w Skrzeszewie.
Pani Prezes Fundacji Dzielna Matka
Fot. Fundacja Dzielna Matka
Z
tym, że czym innym jest rajd, gdzie większość czasu spędzaliśmy na powietrzu, a
czym innym spotkanie przy stole, w jadalni usytuowanej nad stajniami. Wszędzie
konie, siano, psy i koty. Miejsce wymarzone dla takiego alergika, jak ja. Ale z Bożą pomocą, jakoś udało mi się wytrzymać.
Dostałam nawet maseczkę na twarz, żeby alergeny mnie nie atakowały. Zaatakowały
mi głównie oczy. Miałam wrażenie, że mi ktoś jeździ po gałkach ocznych nitką.
Ale myślałam, że będzie gorzej.
Żeby
ograniczyć kontakt z alergenami, na początku siedziałam w samochodzie i
czekałam, aż nasi podopieczni obejrzą przedstawienie zorganizowane przez teatr
konny Cabriola.
3xfot. Fundacja Dzielna Matka
Kiedy porządnie zmarzłam, postanowiłam jednak udać się do budynku i choć trochę się rozgrzać, ale akurat pokaz się skończył i przyszedł czas na jasełka, które miały być odegrane na dworze.
Zziębnięta
poszłam pod budę z baranami i tam wraz z innymi aktorami odegraliśmy swoje
role. Oczywiście założyliśmy skrzydła i pióropusze, które rozbawiły
towarzystwo. Na koniec wzięliśmy różowe opłatki i poszliśmy nakarmić nimi
zwierzęta. A potem udaliśmy się na biesiadę.
3xFot. Fundacja Dzielna Matka
Dziewczyny z fundacji przygotowały
pyszne jedzenie, pierogi, kapustę z grzybami i kotleciki. Bardzo szybko podały
nam ciepłe napoje, żebyśmy się rozgrzali. Ale najważniejsze, że humory
dopisywały. Miałam też swoje pięć minut na wykład, który był krótki, ale
treściwy. Może można by było dłużej mówić, ale osoby niepełnosprawne
intelektualnie, nie mają takiego skupienia, jak osoby zdrowe, więc uwierzcie mi
pięć minut, to było coś akurat. Zwłaszcza, że to było przemawianie do tak
zwanego „kotleta”, czyli wśród hałasu i odgłosów jedzenia.
W
końcu przyszedł czas na św. Mikołaja. Tym razem robiłam za Śnieżynkę (aniołka i
elfa w jednym) i pomagałam mu rozdawać prezenty.
Fot. Fundacja Dzielna Matka
fot. Ja:)
A potem się zepsułam i musiałam wyjść z budynku. Do końca imprezy czekałam na M. w samochodzie.
Zepsułam
się przez alergię, która dała mi znać, że nie jest ze mną dobrze, mam wypieki i
drapie mnie w gardle. Na szczęście na panice się skończyło.
Ale
do tej pory czuję zapachy zwierząt w nosie.
Kiedy
wracałyśmy z M. do domu, nagle powiedziałam:
-
Wiesz, że zapomnieliśmy podzielić się opłatkiem.
Moja
przyjaciółka odparła:
-
Rzeczywiście.
Okazało
się, że wszyscy byli głodni i kto tylko siadał przy stole od razu brał się za
jedzenie. I tak jakoś zapomnieliśmy się przełamać opłatkiem.
Jeśli
chodzi o mnie, to nie rozpaczam, bo ja nie jestem fanem uścisków i buziaczków.
Ogólnie
było wspaniale. Jestem zadowolona.
Ps.
Tekst pisany 07.12.
Fot. Jacek Malesa oraz zdjęcia
użytkowników Fundacji Dzielna Matka
Komentarze
Prześlij komentarz