Z pieśnią na ustach
Śpiewanie i muzyka są dla mnie bardzo ważne i bez tego chyba bym umarła. Czasami śmieję się, że już rezerwuję sobie miejsce w chórach anielskich w niebie i mam (całkiem poważną) nadzieję tam trafić.:)
W tym roku mija 30 lat odkąd zaczęłam śpiewać w kościele parafialnym. Miałam 12 lat i dołączyłam do chóru dziecięcego, który przekształcił się w młodzieżowy, a dzisiaj jestem w zespole ośmiu/dziewięciu osób, które wytrwale oprawiają muzycznie Msze Święte i inne okazje też. I widzę, że nie mogę przestać.
Chociaż czasami myślę sobie, że może czas zejść ze sceny i dać miejsce młodym, bo jest komu. Schola młodzieżowa z oazy jest świetna i już teraz na wymianę śpiewamy. Nam jest to nawet na rękę, bo część z dziewczyn ma małe dzieci, ale..., no nijak z tej sceny zejść.
Niby mogłabym przejść do chóru, w którym okazjonalnie śpiewamy, ale jakoś to nie moja bajka. W zespole mamy dużo swobody i indywidualnych wstawek. W chórze tak nie ma.
I tak wczoraj śpiewałyśmy na ślubie młodej dziewczyny i pomyślałam sobie, że chyba nie jest z nami jeszcze tak źle, skoro 20 lat młodsza ode mnie osoba poprosiła nas o oprawę uroczystości. I nie jest tak źle, skoro ks. proboszcz, gdy tylko do kościoła mogło już chodzić więcej osób prosił o nasz powrót. Do tego jest całkiem spore grono osób, które lubi nas słuchać. Wiem, że nie mam jeszcze "przejrzałego" głosu, bo wciąż go trenuję i daleko mi do skrzypienia staruszki. Z resztą Maryla Rodowicz, która jest wieku mojej śp. mamy też nie ma. Zawsze to jakieś pocieszenie.:). Czasami jednak zastanawiam się, czy nie czas powiedzieć koniec. Ale wczoraj utwierdziłam się w tym, że to dopiero środek nie końcówka.
Stałam na chórze i śpiewałam z dziewczynami i pomyślałam sobie, że bardzo kocham moje dziewczyny i za nic w świecie nie chciałabym tego stracić. Naszych dyskusji, sprzeczek, humorów, ale przede wszystkim przyjaźni, wspólnoty, miłości i wsparcia. Brakowałoby mi tych wariackich papierów i wygłupów na próbach i niekontrolowanych wybuchów śmiechu podczas Mszy Świętej (to przede wszystkim ja:)) Słuchania tych samych uwag od lat i prób zmiany na lepsze. Chociaż zawsze dajemy z siebie, to co najlepsze, czyli śpiew na chwałę Pana.
I kiedy nasze głosy rozbrzmiały w kościele, to wszystko wydawało się piękniejsze, a świat jakby rozświetlony.
I tak sobie myślę - Panie Boże, jaki tym mi dałeś piękny talent, dziękuję Ci za niego i nie zejdę z tej posługi, póki mnie nie odwołasz.
Amen
Też bardzo lubię śpiewać, więc koniecznie jakiś hymn dziękczynny na Drugim Świecie Panu Boga wspólnie z Tobą zaśpiewam :)
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Jestem za:) Ale kto wie, może uda się nam to jeszcze na tym świecie:)))
OdpowiedzUsuń