Pochwała codzienności


Chciałam Wam napisać o tym, jak piękna jest codzienność, której tak nie doceniamy, szukając wciąż wrażeń i czekając, aż coś się zdarzy.

Mam wrażenie, że my dorośli mamy ogromny problem z dniem codziennym.

W Internecie jest mnóstwo memów, kawałów, zdjęć o tym, jak nie lubimy poniedziałku. Media zagrzewają nas do tego, żeby dotrwać do piątku,

bo w weekend to będzieeeeeee się dziaaaaałoooooo!

Tak, jakby nie było nic ciekawego we wtorek lub w czwartek. Nic tylko szara codzienność. I tak przyzwyczailiśmy się do tego, żeby narzekać na niemalże każdy dzień swojego życia.

Bo:

- Muszę wstać.

- Muszę umyć zęby.

- Na pewno ucieknie mi autobus.

- W pracy/ w szkole będzie niemiło.

- Nie chce mi się  z nikim spotykać, bo potem się nie wyśpię.

- Kiedy w końcu będzie sobota.

- Dlaczego niedziela jest taka krótka.

- Chcę iść już do pracy, bo mam dosyć ciągłych zakupów w weekend.

Mogłabym napisać dziesięć tomów o tym, jak to nie lubimy swojej codzienności. A przecież to większość naszego życia, więc powinniśmy się raczej z niej cieszyć, a nie czekać tylko na fajerwerki. A fajerwerki, jak to one, mogę poparzyć.

Dlatego chciałam Wam dzisiaj napisać pochwałę codzienności i pokazać, że każdego dnia przeżywamy coś fantastycznego. 

Ale zacznę od dzieci.

Dlaczego od nich?

Bo to są spece od przeżywania codzienności, jakby to była największa przygoda życia. Ile razy rodzice słyszą, kiedy kładą do łóżka zmęczonego pięcio- czy sześciolatka – że to był ich najgorszy dzień życia, bo muszą już iść spać. A przecież tyle się wokół dzieje.

Dzieci nie myślą, że są zmęczone, one nie mają czasu. Nie myślą, że muszą wstać rano, bo one wcale nie chcą się kłaść. Codziennie, w każdej minucie odkrywają coś nowego, o czym my zupełnie zapominamy. Warto przebywać z dziećmi, żeby na powrót zacząć cieszyć się zwykłym dniem.

Bo one zawsze zobaczą coś, obok czego my przejdziemy obojętnie.

Ile razy dziecko zapytało mnie, czy zauważyłam coś, kiedy szliśmy albo jechaliśmy samochodem. Ja ominęłam oczywistą oczywistość, a ono ją zauważyło. Na przykład śmieszną fryzurę u pani w autobusie albo kwiatki w miejscu, gdzie się człowiek ich nie spodziewa.

Warto jest też pozwolić dzieciom wspólnie z nami gotować. To jest dopiero odkrywcze zajęcie. Na przykład takie lepienie pierogów.

 Dlaczego wybrałam tę potrawę? Z  dwóch powodów, jest to pracochłonna robota to raz, a dwa dla dzieci to przygoda życia, zwłaszcza, jak mają w tym jakąś rolę. Jedno jest korbowym, drugie lepi ciasto, a trzecie układa na papierze. Ja sama zrobiłabym to, trach, trach, trach  i po robocie, a one. Zajrzą, czy ciasto dobrze przechodzi przez praskę, powiedzą łaaaaał, kiedy wyjdzie takie jak trzeba. Wszystko jest dla nich ciekawe.

A kiedy dla nas było ciekawe robienie pierogów? Kiedy ostatni raz powiedzieliśmy łaaaał, kiedy wyszedł nam pieróg kolos albo kosmita? My uznamy go za porażkę, a dzieciaki będą się kłócić o to, kto takiego kulfona zje.

Pójdę dalej, do nastolatków.

Pomijając, że bycie nastolatkiem, to okropna sprawa, bo wszystko jest takie straszne i nikt nie kocha, to tak naprawdę oni też przeżywają wszystko bardziej intensywnie niż my. Wszystko jest ważne, a zwłaszcza relacje z rówieśnikami.

Czy się spotkać czy nie spotkać? Czy mama pozwoli iść na imprezę czy nie? Kocha nie kocha? Przepyta z gegry czy nie. Wyglądam koszmarnie czy znośnie? Milion pytań na 24 godziny. Reakcje błyskawiczne od skrajnej radości po skrajną rozpacz. I chcą wciąż więcej i więcej i więcej.

Jak małe dzieci mają same przygody, to nastolatki mają same fajerwerki.

A potem przychodzi dorosłość zwana szarą rzeczywistością.

I ja się z tym nie zgodzę.

Tworzymy sobie taką rzeczywistość jaką chcemy. I nie ma znaczenia czy jesteśmy biedni czy bogaci, wykształceni czy nie, mamy dobrą pracę i chcianą czy taką, bo trzeba. To jest nieważne. Ważne jest to, jak przeżywasz swoje codzienne życie. I wiedz człeku, że to od ciebie zależy, jaki będzie ten poniedziałek. Czy powiesz – witaj, jak się masz, dobrze cię znowu widzieć, czy – o nie, znowu poniedziałek. To od Ciebie zależy, jak kreujesz swoją codzienność. Czy witasz wszystko z uśmiechem czy raczej, jako kolejny garb na plecach.

 Lepiej witać z uśmiechem i szeroko otwartymi oczami, bo wtedy można, tak jak dziecko, mieć same przygody. I wtedy zwykłe zdarzenia mogą mieć posmak niezwykłości. Spróbujmy patrzeć na życie, jak dzieci. Zauważyć ptaki walczące o okruszki chleba, wsiąść do autobusu i popatrzeć na ludzi z uśmiechem. Życzyć dobrego dnia obcemu człowiekowi. Zadzwonić do znajomych i pogadać o pozytywnych rzeczach.

I nie myślcie sobie, że jestem infantylna i już z tej radości lewituję. Oczywiście, że nie. Bo są też czarne chmury codzienności, które potrafią przytłoczyć.

I może dlatego, że kiedyś mnie mocno przytłoczyły, przywaliły i zmiażdżyły, to teraz w każdym dniu staram się odkryć coś pięknego. Co było pięknego dziś?

Zdjęłam czapkę i jeszcze nie mam zapalenia płuc.

Tania gumowa piłka przetrwała zimę, nawet ją kopnęłam.

Zastanawiam się gdzie posadzić drzewa owocowe.

Prowadziłam ciekawe rozmowy z młodzieżą.

Wyjrzałam przez okno w ciągu dnia pracy i zachwyciłam się wiosenną pogodą.

Zrobiłam sałatkę, którą zaraz będę jadła w doborowym towarzystwie.

I to jest właśnie piękne, drobnostki życia codziennego.

Życie jest piękne. Codzienność jest piękna.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka