Wielki Post i ja
Chciałam w Wielkim Poście przybliżyć Wam ten temat, ale z mojej, totalnie nieprofesjonalnej perspektywy, ale za to ze szczerą intencją wyjaśnienia, o co w tym wszystkim chodzi. I dlaczego cała rzesza chrześcijan odkłada imprezki i huczne balowanie na rzecz, spokoju, wyrzeczeń i modlitwy. Nie wiem, czy mi się to uda, ale z Bożą pomocą, powinno.
Od
razu mówię, że nie jestem teologiem tylko zwykłym dzieckiem Bożym, który widzi
świat ze zwykłego podwórka codzienności.
I
zacznę od tego, jak ja, katoliczka podchodzę do Wielkiego Postu przed postem.
Nie
myślcie sobie, że skaczę z radości pod sufit. Wręcz przeciwnie. Zanim się
wszystko zacznie, ja podchodzę do tego tematu, jak przysłowiowy pies do jeża.
Czyli mówię: Jak to, to już? To już koniec karnawału? Tłusty czwartek i
pozamiatane? Nieeeeeeeee, ja nie chcęęęęęę! Ja chcę pobyć jeszcze w moim
wygodnym grajdołku przyzwyczajeń. Ja nie chcę się ograniczać. Ja nie mam
zamiaru się ograniczać! A właśnie, że nie będę sobie robić wyrzeczeń! A jeśli
już, to jakieś łatwe, bo nie chce mi się męczyć.
Myślę,
że wielu z nas ma to samo i nie jestem oryginałem.
Jakby
miał nam się świat skończyć. Zwłaszcza we wtorek przed środą popielcową. Trzeba
się nawpychać na maksa np. czekolady, kiełbasy, obejrzeć wszystkie odcinki
serialu, iść na balangę, bo w środę popielcową świat się kończy.
Oczywiście,
że się kończy. Ale nie tak, jak myślicie. Jeden świat się kończy, ten, gdzie
mogę wszystko, gdzie się nie zastanawiam, gdzie pędzie na złamanie karku i
coraz bardziej sobie popuszczam. A zaczyna się inny świat, świat, w którym
rodzę się na nowo. W którym też wszystko mogę, przecież nikt mi nie zabroni.
Mogę nawet nie zauważyć, że jest post i obudzić się w Wielkanoc przy jajeczku.
Mogę nic nie zmieniać. Bo ja nic nie muszę.
Chrześcijanin
nic nie musi.
Wiedzieliście
o tym? Super sprawa, co?
A
tu środa popielcowa i nie wolno jeść mięsa i w ogóle się tego dnia opychać.
A
potem hucznych zabaw nie urządzać…,
To
prawda. A najlepsze jest to, że nic nie muszę.
Ale
jestem chrześcijanką i z własnej woli w to wchodzę. W czas bez np. cukierków i
bez hucznych zabaw. To mój wybór.
To, co sobie wymyślę na Wielki Post, to moje decyzje.
To co Kościół mi nakazuje,
przyjmuję z własnej woli i akceptuje, jako właściwe i pomocne.
Czy jest łatwo? Oczywiście, że nie. Bo z miejsca łapie mnie syndrom odstawienia i czuję się przez pierwsze dni nieswojo.
Czy
dużo się zmienia w mojej codzienności. Oczywiście, że tak.
Mam
więcej czasu, który mogę spożytkować na coś konstruktywnego.
Mogę
odpocząć od hałasu i przebodźcowania, sięgnąć po mądrzejsze książki, które
powiedzą mi coś nowego. Tak, wiem w ciągu roku też mogę po nie sięgać, ale
oczywiście nie chce mi się wtedy ich czytać.
No
i przede wszystkim, bo o to też chodzi w Wielkim Poście, mogę w końcu spokojnie
spotkać się z Panem Bogiem, bo Go nie zagłuszam pierdołami. Odnowić relacje.
Czy to w modlitwie domowej, czy to we wspólnocie parafialnej (bądź innej), czy
to czytając Biblię (polecam każdego dnia roku). Jest to czas zwiększonej
modlitwy i czuwania, w którym mogę się przyjrzeć swojej wierze. Oczyścić się z
głupot i przygotować na Zmartwychwstanie. Na Triduum Paschalne – najważniejsze
wydarzenie roku. Głupio by było przyjść na nie nieprzygotowaną. To, jakby pójść
do kogoś na urodziny i ubrać się w piżamę, mieć kołtun na głowie i łapcie na
nogach.
Tak,
wiem, powinnam przez cały rok pielęgnować swoja wiarę, no i staram się to robić,
ale w czasie zwykłym jest trudniej utrzymać wysokie standardy. Dlatego Wielki
Post jest dobry, bo daje mi możliwość przyhamowania, zatrzymania się i
zastanowienia, co ja właściwie robię. Jest to czas wyjątkowy, trudny, bo trzeba
walczyć ze sobą, ze swoimi przyzwyczajeniami, pokusami. Nigdy tak się mi się
nie chce kiełbasy, jak w Popielec czy Wielki Piątek, nigdy nie chcę mi się tak
bardzo tego, czego sobie zabraniam. Ale to jest dobre.
Ktoś
powie, po co się ograniczać, po co się męczyć?
No
właśnie i to z własnej, nieprzymusowej woli.
Powodów
jest wiele, na pierwszym miejscu miłość do Pana Boga, żeby przejść z Nim drogę
krzyżową. Żeby potem móc dobrze świętować i cieszyć Zmartwychwstaniem. Żeby
narodzić się na nowo.
Innym
powodem jest zapanowanie nad sobą, nad swoimi zachciankami, swoim grajdołkiem
przyzwyczajeń. Spróbować żyć inaczej. Wielki Post, to czas wielkiej łaski,
kiedy (może Was to zdziwi), ale jest łatwiej to zrobić. Nie wiem czemu? To
znaczy wiem, łaska Pana, to raz, a dwa nie jestem w tym sama. Obok mnie robią
to samo moi bracia i siostry w wierze. Wszyscy podtrzymujemy się w tym trudzie.
To
jest też dobry moment, żeby zobaczyć, kto w moim życiu rządzi, ja czy moje
przyzwyczajenia. Czy łatwo mi zrezygnować z czegoś? Jeśli łatwo, to należy
poszukać czegoś trudniejszego. A wiecie, jak to poznać? Pomyśl sobie, kiedy
szukasz wyrzeczeń, jaką czynność omijasz szerokim łukiem, czego nie chcesz się
pozbywać? Ja zawsze przed środą popielcową boksuję się ze sobą równo, kłócę się
ze sobą i licytuję w słabościach. Ostatecznie pasuje i wybieram coś, bez czego
trudno mi żyć. Jeśli już chcecie wiedzieć, to nie są cukierki, ani kiełbasa,
ani alkohol. Co to jest? Nie powiem.
Jeśli jesteś osobą niewierzącą i to czytasz, być może jest, to dla Ciebie chińskie osiem i nie rozumiesz, po co to wszystko. Nie szkodzi. Tobie też polecam zrobić sobie post, wyjdzie Ci to na zdrowie, a kto wie, może spotkasz Pana Boga. Czego Tobie, sobie i Wam wszystkim życzę.😊
PS. Jest post, modlitwa i jałmużna. I o jałmużnie powiem tylko tyle, warto ją zastosować. I nie tylko w pieniądzu, ale też w poświęconym czasie innym ludziom, a może przede wszystkim w czasie dla drugiego człowieka. To najpiękniejsza jałmużna na świecie. I też jej wypełnienia sobie i Wam życzę. 😊
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2021/02/pobadz-troche-w-samotnosci.html
Komentarze
Prześlij komentarz