Imprezy wczoraj i dziś- cz.3
Chciałabym napisać, że na imprezy ubieraliśmy się wystrzałowo i cudownie i w ogóle, ale patrząc na zdjęcia mogę tylko napisać, że wkładaliśmy na siebie wszystko, co uznawaliśmy za najlepsze. Co ciekawe w mojej rodzinie dorośli upierali się, żebyśmy na domówki zakładali stroje wizytowe. I tak moi bracia przychodzili w eleganckich koszulach, a ja wbijałam się w długie sukienki, które pożyczały mi ciocie. Moi koledzy nie mieli takich zaleceń, więc dżins z koszulką królowały wśród strojów imprezowych. Czasami nam, dziewczynom udawało się „wystroić” tak, że do dzisiaj dziwimy się, jak to się mogło nam podobać. Bo niestety i fryzura i sukienka były po prostu złe. Co do fryzur oczywiście należało coś z tą głową zrobić, więc pomysłów było wiele, ale i tak wszystko opadało pod wpływem potów wyciskanych na parkiecie.
Natomiast do dyskotek ubieraliśmy się wygodnie, sportowo i tak żeby nic nam nie krępowało ruchów. Chociaż przypominam sobie, że raz, nie wiedzieć czemu zapodałam sobie sweterek idąc na techno do Hybryd.
Był też przez chwilę tak, że nie wpuszczano do dyskotek osób w sportowym
obuwiu. Było to spowodowane tym, że na przełomie wieków w Warszawie, w wielu imprezowniach
dochodziło do bójek (widziałam je na własne oczy), a nawet do śmierci od noża.
W pewnym momencie do klubów wchodziło się przez bramkę z wykrywaczem metali.
Ale przede wszystkim, nie wiedzieć czemu nie można było założyć adidasów. I o
ile u nas dziewczyn, jeszcze jakoś to przechodziło, to chłopaki musieli
wchodzić w pantoflach. Ale i my przez jakiś czas zakładałyśmy sukienki i buty
na obcasie. Szczerze- to było dla mnie strasznie niewygodne, ponieważ ja szłam
szaleć na parkiecie, a nie podrygiwać grzecznie, żeby się nie spocić. Spróbujcie
skakać w obcasach. Na szczęście zrzucałyśmy te szczudła i tańczyłyśmy na boso.
To tyle w kwestii bycia damą.
No i torebki. Dlaczego chłopaki wszystko mieścili w jednej kieszeni, a my
targałyśmy plecaki i torebki? A to nie były czasy, gdzie stać nas było na
zarezerwowania stolika czy loży. Poza tym wszyscy chcieliśmy tańczyć, a nie
siedzieć za stołem. No właśnie, po co nam był ten balast? Ale skoro był, to należało
coś z nim zrobić. Kładłyśmy te torby i plecaki na ziemi i tańczyłyśmy wokół tej
kupki, niczym Indianie przy ognisku. Ewentualnie, kiedy udawało się zdobyć
jakiś darmowy stolik, to ktoś się poświęcał i zostawał pilnować torebek, no i
zdobycznego stolika, bo chętnych na niego było wielu.
Jak byłam z przyjaciółkami w Mielnie, to nie tylko się stroiłyśmy na
deptakową dyskotekę, ale i perfumowałyśmy w nadmiarze. I raz, kiedy szłyśmy
przez miasto, jacyś chłopcy powiedzieli – o, perfumeria idzie. Oczywiście
byłyśmy z tego dumne i blade. Dzisiaj u mnie by to nie przeszło, bo alergia
ograniczyła mi życie, ale wtedy, chmura Impulsu czy innego Blase unosiła nam
się nad głowami.
Miałam też jeden taki moment w życiu (18-19 lat), że ubierałam ogrodniczki i spuszczałam luźno szelki po bokach nóg. Obowiązkowo miałam krótszą bluzkę, żeby mi koronkę od majtek było widać. Uwielbiałam tę modę i w tym stroju tańczyło mi się najlepiej.
I żeby nie było, zdarzało się też nam założyć kieckę
i buty na obcasach, ale wiadomo, że wtedy już inaczej się tańczy, inaczej rusza
i nawet wygłupy wyglądają jakoś blado. Czasami chciałam być taką dziewczyną,
elegancką, zwiewną i tańczącą tak, że nawet kropelka potu nie wystąpiłaby mi na
czoło. Niestety, a może nie, nie jestem taka. Wolę wyciskać siódme poty i zmieniać
koszulki, niż stać w miejscu i podrygiwać.
Ale i tak wydaje mi się, że za małolata przykładaliśmy większą wagę do
tego, jak się ubrać na imprezę, niż dziś.
Dzisiaj jest inaczej. Mam wręcz
wrażenie, że kiedy piszę do znajomych, że należy przyjść na tańce w dresach, to
wszyscy się cieszą, że nie trzeba sie wbijać w kieckę i szczudła. Chociaż, jak
któraś chce to zrobić, to nikt jej przecież nie zabroni. Uwielbiam dzisiejsze
imprezy, bo mogę założyć trampki, legginsy, jakąś koszulkę i siuuu w tan.
Czasami, nie powiem, lubię się wystroić, ale nie kiedy w grę wchodzi parkiet.
Swego czasu, kiedy jeździłam na wczasy kondycyjne, to w piątki był wieczorek pożegnalny,
często połączony z baletami do późnych godzin nocnych. Wypadało się wystroić,
bo po tygodniu chodzenia w dresach, szlafroku i z fryzurą a'la idź stąd,
większość z nas chciała wyglądać już, jak ludzie, Robiłyśmy makijaże,
wbijałyśmy jakiś ładniejszy ciuch i przychodziłyśmy na wieczorek. I ja
zazwyczaj po godzinie czy dwóch leciałam do pokoju przebrać się w dres czy inne
wygodne spodnie i koszulkę, bo te eleganckie ciuchy krępowały mi ruchy i byłam
spocona bardziej niż zwykle.
No i co ja na to poradzę, że jestem dresiarą.
Niezależnie od tego, co było wczoraj i co jest dziś, jestem szczęśliwa, że
od niemal trzydziestu lat mam wspaniałe towarzystwo, z którym świetnie się
bawię. Które potrafi się odciąć od codzienności i po prostu zaszaleć. Mamy za
sobą młodość, w której robiliśmy głupoty i to takie, że kac moralny był murowany.
Ale to nic, bo każdy je robił, więc nikt niczemu się nie dziwił. Dbaliśmy o
siebie, chociaż czasami nie za bardzo, ale koledzy bronili nas przed
nieprzyjemnymi zaczepkami. A jak ktoś zaniemógł, to się go przykrywało kocem i
życzyło dobrej nocy.
Teraz mamy dojrzałą dorosłość i póki co,
jeszcze nie robimy starczych głupot, po prostu spotykamy się i wiemy, że
wszystko będzie dobrze. A ja, która już nie pije soku z gumijagód zawsze mogę
kogoś odwieźć do domu.
I ostatnie zdania w tym temacie. Kiedyś, my, którzy organizowaliśmy imprezy denerwowaliśmy się, czy na pewno wszystko wyjdzie, czy wszyscy przyjdą, czy przyjdzie miłość naszego życia, czy wszyscy będą się dobrze bawić itd.
Dzisiaj, wiemy, że będziemy się świetnie bawić, bo znamy się, jak łyse
konie i chyba nic już nas nie zaskoczy. I ja chyba tak wolę, bo nie martwiąc
się o konwenanse mówię do gości: tu macie jedzenie, tu jest herbata, bawcie się
dobrze, ja idę na parkiet.
PS. Mam mnóstwo zdjęć z imprez, ale biorąc pod uwagę, że większość jest grupowa, to niestety nie mogłam ich tutaj dać. Muszę Wam wystarczyć ja, cała ja.:)
Komentarze
Prześlij komentarz