Jastarnia 2023 – sezon zimowy cz.5

 


Jestem już w domu, ale ostatni wpis przeniesie nas jeszcze raz do jakże słonecznej tej zimy Jastarni. Jak wszyscy pamiętamy, z piątku na sobotę wiało, że hej. A wydawało się,  że nic tego nie zapowiada, ponieważ cały dzień, niemalże do wieczora, był cichy i spokojny. Morze z rana było, jak tafla jeziora i przyjemnie było się choć przez chwilę przespacerować. Nawet przestało na chwilę padać. Około południa wybrałyśmy się do Jastrzębiej Góry, żeby odwiedzić sklepy z pamiątkami i ubraniami. No i odwiedzić to miejsce z racji tego, że przez wiele lat jeździłam tam zimą na wczasy kondycyjne. Troszkę mi się zrobiło smutno, ale cieszę się, że chociaż przespacerowałam się głównym deptakiem. Po powrocie do Jastarni poszłyśmy do restauracji na obiad i znowu jadłyśmy pyszne ryby. Wieczorem, jak zwykle siedziałyśmy w towarzystwie domowników i dobrze się bawiłyśmy komentując stare teledyski.




A potem zaczęło wiać. Siedziałyśmy na parterze domu i nie słyszałyśmy całego wycia wiatru, ale momentami zastanawiałyśmy się, czy nie zerwie dachu albo nie powali w okolicy jakiegoś drzewa. Na szczęście obyło się bez szkód. Siedziałyśmy tak czuwając do ok. 2 w nocy. Renata po położeniu się do łóżka już po pięciu minutach spała kamiennym snem, a mnie się uruchomiła wyobraźnia.

Leżałam w łóżku głową do okna i wizualizowałam sobie scenę, kiedy belka porwanego przez wiatr drewna wbija się w ścianę, przebija ją i ląduje w moim mózgu. Próbowałam tę wizję kilka razy odgonić, wiedząc, że żadnej fruwającej belki nie będzie. W końcu dałam za wygraną, przełożyłam poduszkę na drugą stronę i zanim zasnęłam, pomyślałam:

- Jak ma we mnie coś walić, to po nogach.

Rankiem okazało się, że wszyscy są cali i zdrowi i nic nie zostało zniszczone. Potem dowiedziałam się, że zaparkowana w porcie łódka wyjechała na drogę, widziałam też sporo połamanych gałęzi. Na szczęście wiatr się uspokajał i nawet, jak jechałam do Władysławowa po ryby, w ogóle nie rzucało samochodem. Tego dnia poszłyśmy też z Renatą obejrzeć sztorm i przejść się brzegiem morza. Niestety zdjęcia nie oddają wielkości fal, ale uwierzcie mi były spore. Pogoda była piękna, świeciło słońce, wiało mocno i gdyby fale były mniejsze, to fajnie byłoby morsować. Z resztą sobotnie morsowanie było w planach, niestety sztorm miał pierwszeństwo. 







Na zakończenie ferii poszłyśmy jeszcze wieczorem nad morze, żeby podziwiać gwiazdy. Ani  u mnie w Jabłonnie ani w Warszawie nie zobaczycie tak pięknego nieba nocą. Gdyby było lato, to można byłoby położyć się pod kocem i patrzeć w niebo aż do rana.

Ale, że jest zima, to po prostu przeszłyśmy jedno przejście dalej i wróciłyśmy do domu.

W niedziele udałyśmy się z Renatą do kościoła i po mszy wyruszyłyśmy o 11:00 do domu. Oczywiście miało lać i sypać śniegiem, oraz wiać, że ho ho. Ale na szczęście w Polsce prognozy pogody działają niezależnie od natury i miałyśmy przez całą podróż piękne słońce, piękne chmury i lekki wiaterek. Z racji tego wybrałam oczywiście trasę widokową, więc do domu jechałyśmy dłużej. Ja osobiście byłam szczęśliwa, że nigdzie nie pędziłam. No może oprócz odcinka Płońsk - Warszawa. Tam wstąpił we mnie ścigant, i pędziłam, jak Struś Pędziwiatr. Dzisiaj siedzę w domu i odpoczywam po feriach.:))))

Jastarnia jest super!

Byle do lata.:)))

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka