Jastarnia 2023- sezon zimowy cz.3


Morsowanie zaliczone na sześć.

Było super.

Wczoraj, z okazji Walentynek i naszej miłości do Morza Bałtyckiego poszliśmy z ekipą się wykąpać. Mieliśmy ze sobą akcesoria walentynkowe, takie jak, balony, w tym niektóre w kształcie serca. My, kobiety namalowałyśmy sobie na policzkach czerwone serduszka, a i usta machnęłyśmy sobie szminką, a co.  Panowie odmówili współpracy i nie chcieli serduszek na twarzy.

Nie powiem, wejście było trudne, bo trochę wiało, a woda, jak to woda, lodowata. Ale potem, jak już się nie czuło własnego ciała, to można było siedzieć i siedzieć. Kiedy wchodziłyśmy do wody, krzyknęłam do dziewczyn:

- Uśmiechajcie się. Przynajmniej udawajmy, że jest fajnie.

Ale to był pierwszy szok z lodowatą wodą. Potem, to już sama frajda.

Niestety, ja jak zwykle miałam połowiczną zabawę, gdyż robiłam zdjęcia. A może i dobrze, bo to odwracało moją uwagę od myśli, że właśnie odpada mi noga. Najgorsze w morsowaniu jest ubieranie się na mokre ciało, zawsze trzeba stoczyć jakąś bitwę, jak nie z mokrym kostiumem kąpielowym, który nie chce zejść albo, jak ja wczoraj z zaplątanym rękawem swetra. Ale kiedy człowiek już ma na sobie wszystko, co trzeba i do tego suche i ciepłe, wtedy robi się błogo. Organizm zaczyna pracować pełną parą, byleby ogrzać zdrętwiałe ciało. A potem nie ma nic przyjemniejszego niż kisielek, herbatka i kocyk. Wydam moich towarzyszy, bo oni jeszcze na plaży walnęli lufę jakieś nalewki. Ja nie pijam alkoholu, więc tylko życzyłam im na zdrowie. Po godzinie siedzenia w cieple, można było ruszać w miasto na obiad. Złota Rybka nas nie zawiodła, kotlet schabowy był pyszny. Wieczorem, spotkaliśmy się z ekipą przy świątecznej kolacji złożonej głównie z pizzy i chipsów. Ja z okazji Walentynek  otworzyłam sobie nawet szampana cin cin free alkohol. Dzisiaj będę go kończyć.

                                                   

                                               Tam z tyłu, to ja walcząca z wiatrem i balonami:)










                                     \
                                                                         Uratowani:)
                                     

 

Za to dzisiaj, wybrałyśmy się z Renatą na mega wielkie zakupy, co polecam wszystkim, którzy aktualnie przebywają w okolicach Pucka czy Władysławowa. Przeceny są mega duże. Na przykład kurta została przeceniona z 1000 złotych na 170, można? Można. Ale też są tańsze bluzy, buty i plecaki (z 200 na 100). I to wszystko filmówki. Wróciłyśmy obładowane, jak wielbłądy i bardzo zadowolone. Zanim jednak wróciłyśmy do Jastarni poszłyśmy na obiad do restauracji we Władysławowie. Jedzenie obłędne, a porcje za duże. Powiedziałam Renacie, że następnym razem, zanim coś zamówię, to zajrzę ludziom do talerzy, żeby zobaczyć, co mnie czeka. Rozważam porcje dla dzieci. Tylko tam są same kurczaki, a ja drobiu nie spożywam. W każdym razie, nie byłam w stanie wszystkiego zjeść, a to co uznałam za ważne do zjedzenia, to i tak było za dużo. Kiedy wróciłyśmy do domu zamiast leżeć poszłyśmy na spacer brzegiem morza. Nie, żeby nam się bardzo chciało, ale obiad musiał zostać, jak najszybciej spalony. Chociaż patrząc na te porcje, to żeby je spalić całkowicie, chyba byśmy musiały dojść pieszo do Władysławowa i z powrotem. Teraz leżymy i odpoczywamy, ale zaraz idziemy na mniej uroczystą, ale jakże smaczną kolację, którą będziemy spożywać w doborowym towarzystwie. I w rozsądnych ilościach. Chyba.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka