Jastarnia 2023 – sezon zimowy cz.2

 


„Słońce i morze na wszystko pomoże” – jest to cytat dnia, który zaczerpnęłam z napisu na budynku w Juracie. Bardzo mi się on spodobał i stwierdziłam, że jest on wspaniały i go sobie trochę przywłaszczę.

Kolejny cudowny dzień w Jastarni i nie tylko. Z rana byłyśmy w Juracie, a potem pojechałyśmy do Helu i tam czekała nas tam nie lada niespodzianka.

Po śniadaniu poszłyśmy pieszo i plażą do Juraty. Trochę wiało, ale że szłyśmy z wiatrem, więc nam to nie przeszkadzało. Szłam sobie szłam i obserwowałam moją koleżankę. Raz ona była z tyłu, raz ja. I tak stwierdziłam, że ona, jak ruszyła na plaży w Jastarni, to poszła, jak po sznurku w stronę Juraty. Za to ja, jak pijany pająk. A to szłam za blisko wody i musiałam uciekać przed falami, a to się zatrzymałam na robienie zdjęć, a to przyspieszałam, a to zwalniałam. A Renata, po prostu szła. W jednym tempie i bez przygód. Nawet Wam to wizualizowałam na jakże pięknym rysunku wysokiej klasy artystycznej.



W Juracie zatrzymałyśmy się w bardzo fajnej kawiarni, znajdującej się przy głównym zejściu z plaży, po prawej stronie. Ciasta były domowej roboty. Tam odsapnęłyśmy trochę, a potem poszłyśmy na molo. Tam przywitało nas czyste niebo i pięknie świecące słońce oraz informacja, że ptaki mogą chorować na „wyjątkowo zjadliwą grypę”. Na szczęście na molo nie bratałyśmy się z żadnymi ptakami, zrobiłyśmy kilka zdjęć i wróciłyśmy do Jastarni.















Korzystając z pięknej pogody, wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy do Helu. Obeszłyśmy cypel, zobaczyłyśmy po raz kolejny głaz informujący, że jesteśmy na początku Polski i ruszyłyśmy do portu.

A tam pływały sobie… FOKI!!!. Na wolności, nie w fokarium. Z resztą zobaczcie krótki filmik. Film i zdjęcia oddalają, w rzeczywistości były trochę bliżej. Od ponad dwudziestu lat jeżdżę na Półwysep i pierwszy raz w życiu widziałam wolne foki. Cudowny widok.











Kiedy foki znudziły się patrzeniem na ludzi, czyli na nas, znikły pod wodą i tyle je widziałyśmy. Poszłyśmy dalej, szukać jakiejś restauracji, w której mogłybyśmy zjeść obiad. No ja dałam popis, bo mnie się nigdzie nie podobało, ale w końcu wybór padł, na pierwszą Tawernę, którą mijałyśmy, jak tylko przybyłyśmy do Helu. I powiem Wam, że Tawerna Portowa jest super. A jedzenie obłędne. Ja nie jestem fanką ryb, a zachwycałam się doskonale zrobionym dorszem, podanym z sosem grzybowym. Mówię Wam, palce lizać.




A teraz leżymy i odpoczywamy, ponieważ dzisiaj zrobiłyśmy tylko 14 kilometrów, a dzień się jeszcze nie skończył.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka