Moje przemyślenia o równouprawnieniu
Jako zawodowa stara panna powinnam być zwolenniczką równouprawnienia, gdyż dzięki niemu mogę wszystko i nie muszę się martwić o byt, ponieważ właśnie dzięki równouprawnieniu mam zapewniony dostęp do pracy, rozwoju i robienie czego chcę. No właśnie. I żeby było jasne. Cieszę się z praw politycznych i zawodowych, ale w aspekcie zwykłego życia widzę, że różnice między kobietami a mężczyznami są po prostu naturalne i potrzebne.
Nie
wiem, jak Was, ale mnie irytują współczesne filmy czy seriale, gdzie kobiety są
silne, niezależne, ratują swoich facetów z opresji, potrafią pobić największego
bandytę w okolicy, nie piszczą na widok myszy, rozstawiają mężczyzn po kątach i
mają tyle kobiecości, co brudu za paznokciami.
No
i niby nic dziwnego, bo i Danusia ratowała Zbyszka z Bogdańca – mój ci on. A Oleńka Kmicica
stawiając mu wymagania, ale obie nie musiały przy tym powalać na łopatki tuzina
wrogów. No właśnie, bo bronią kobiet nie są pięści, a kobiecość właśnie. Irytuje
mnie to, ponieważ nawet ci fikcyjni bohaterowie nie mogą się wykazać i przez to
tracą swoją męskość. Oczywiście wyolbrzymiam, ale zauważcie, że w ostatnich
produkcjach filmowych trudno mówić o równouprawnieniu, a raczej o dominacji
kobiet. Doskonałym przykładem jest „Wyprawa do dżungli” Disneya. Dwayne
Johnson, jako Frank był rozstawiany po kątach przez główną bohaterkę. Nie
mówię, że należy wrócić do ckliwych panienek mdlejących w ramionach silnych
mężczyzn, ale uważam, że dzisiaj już za bardzo przesadzamy w drugą stronę.
I
przez to nie powinnam się dziwić, jak uczniowie mówią mi, że ich koleżanki
niech się same bronią. Albo, że dziewczyny są bardziej chętne do noszenia ławek
nich ich koledzy. To nie jest dobre.
Mówię
wtedy dziewczynom:
-
Wiem, że dacie radę, ale są chłopaki.
-
Ale równouprawnienie – głosuje jeden.
-
Póki ja tu jestem, nie ma równouprawnienia, brać się za ławki.
-
Proszę pani, ale my też możemy nosić – protestują dziewczyny.
-
Będziecie nosić, jak nie będzie chłopaków, póki są, to oni mają nosić. Z
resztą, gdzie będą prężyć przed wami muskuły, dajcie im się wykazać.
Oburzające,
prawda. Jak śmiałam nie dać równego prawa do noszenia głupich ławek. Sama też potrafię
je nosić, a jednak mężczyźni z mojego otoczenia, co i raz przypominają mi, że
nie muszę.
-
Pozwól mi, że ja to wezmę – powie kolega.
-
Zostaw to, ja to zrobię, ty się przedźwigasz – krzyczy ojciec.
-
Siostra, nie bierz się za to, to jest za ciężkie – mówi brat.
-
Ciociu, ja to załatwię – mówi bratanek.
No
właśnie. Oni to załatwią, oni potrafią, oni chcą, oni potrzebują się wykazać. W
oczach żon, matek, córek, sióstr i koleżanek. I nie dlatego, że im ktoś karze,
ale dlatego, że to jest męska rzecz.
A
jaka jest nasza rzecz? Pozwolić im na to.
I
ja to widzę. I może nawet lepiej niż osoby sparowane, bo korzystam z pomocy
większej ilości mężczyzn niż mąż. I cieszę się, że mam wokół takich facetów, co
to powiedzą mi: niech się twoja głowa o to nie martwi.
Ja
ze swojej strony też im mogę pomagać, a dlaczego nie.
I
kiedyś, dawno temu, kiedy nie byłam jeszcze taka mądra i rywalizowałam w imię
równouprawnienia z kolegami, jeden z nich powiedział:
-
Sylwia za dużo walczysz, odpuść.
Nie
było łatwo. Musiałam się zestarzeć, żeby to zrozumieć. Staram się nie walczyć, chociaż
zawodowa stara panna i tak większość rzeczy robi sama, więc czasami zapominam,
że może mi ktoś pomóc.
I
tak:
-
Lubię być przepuszczana w drzwiach.
-
Lubię dostawać kwiatki i czekoladki z okazji dnia kobiet.
-
Lubię, kiedy mężczyźni ustępują mi miejsca.
-
Lubię, kiedy hamują swój język i nie klną przy mnie jak szewc
-
Lubię, kiedy mi pomagają.
-
Lubię kiedy traktują mnie jak kobietę, a nie jak partnera.
W
ogóle lubię mężczyzn.
A
co do równouprawnienia zawodowego, to uważam, że wśród nauczycieli, akurat
mężczyźni są w odwrocie. Sfeminizowany zawód, a szkoda, bo męski przewodnik dla
nastolatków, to wielki skarb. Nawet jeśli mnie wkurza, bo nie myśli po
kobiecemu. No!
Jako przystało na starą pannę, jestem bardzo niewspółczesna:)
Zgodzę się z tym, że mimo równouprawnienia nie przeskoczymy biologii. Mniej zgodzę się z definiowaniem kobiecości jako delikatnej i potrzebującej z automatu wsparcia. Kobiecość, jak i męskość, mimo że u części osób ogólnie uznane cechy się sprawdzają, mają mnóstwo odmian, każda i każdy z nas rozumie to inaczej. Niemniej, sama lubię być przepuszczana w drzwiach, uważam to za mega miłe :D Pozdrowionka, też pracuję z dzieciakami!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. I zgadzam się, że są różne odmiany kobiecości i męskości, ale w postach skupiam się zazwyczaj na wyrazistych przykładach. Mnie daleko do delikatnego kwiatka, ale lubię,gdy mi jakiś facet pomoże.;) I również pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń