Seriale

 


Seriale, to zło. Wie to każdy, kogo wciągnęły swoimi mackami w wir oglądania odcinka za odcinkiem, sezonu za sezonem, które nie mają końca.  Sama robię sobie od nich odwyki, ale wystarczy, że sobie odpuszczę, nie minie chwila, a ja już jestem po trzecim sezonie serii.  Potem znowu idę na odwyk z mocnym postanowieniem, że już nigdy więcej nie dam się wciągnąć w żaden tasiemiec. Niestety, zawsze pojawia się jakiś z ciekawą fabułą i już mnie nie ma. Wpadam, wsiąkam i znikam dla świata. Też tak macie?

Osobiście uważam, że serial powinien mieć jeden sezon i nie więcej niż 20 odcinków. Ale wiem, że to nie przyniosłoby tyle zarobków, ile można zgarnąć za pięć czy siedem sezonów. Aktorzy mają niemalże stałą pracę, producenci zapewniony czas antenowy lub miejsce w serwisie internetowym. Dlatego tłuką tego ile się da. Ale z doświadczenia wiem, że oprócz „Przyjaciół”, to chyba nikt nie utrzymał poziomu i świeżości przez wszystkie odcinki. Ja zazwyczaj zaczynam się nudzić w okolicach czwartego czy piątego sezonu, kiedy fabuła zaczyna być powtarzalna albo poziom niesamowitości i niewiarygodności zdarzeń przechodzi już wszelki dobry smak albo ludzkie pojęcie. Tak było z „Grimm”, już za dużo było wszystkiego. Albo serialu „Arrow” zniechęciło mnie o jedno wskrzeszenie postaci za dużo. No bo ile można razy umierać i odżywać?

„Flash” mi się o dziwo nie znudził, ale zrezygnowałam z serwisu, na którym go oglądałam, więc nie kontynuowałam go dalej. Teraz wciągnęłam się w „Agentów T.A.R.C.Z.Y.” i jestem już w czwartym sezonie. Osobiście uważam, że trzeci bardzo ładnie zamknął wszystkie wątki i można było na nim skończyć, ale scenarzyści pociągnęli temat dalej. Ale w tym serialu poziom niesamowitych niesamowitości ciągnie się od pierwszego odcinka. Niemożliwe staje się możliwe i te sprawy. Z drugiej strony potrafią utrzymać uwagę widza. Złapałam się na tym wczoraj, kiedy miałam skończyć na jednym odcinku, ale w drugim było tyle interesujących rzeczy, że i jego machnęłam. Tylko reszta zdrowego rozsądku powiedziała mi, że trzeci odcinek, to nie będzie dobry pomysł, ponieważ musze wstać wcześnie do pracy. I zostałam z niedosytem. Jak w „Baśniach tysiąca i jednej nocy,” puenta na wyciągnięcie ręki i przerwa. Widzu męcz się i niedosypiaj albo męcz się i czekaj na następny wieczór.

Ech, trudno zerwać z tym nałogiem.

 

 

Komentarze

  1. Ja już się uwolniłam dawno od tzw. tasiemców. Akceptuję 3-odcinkowe trwające maksimum 90 min/odcinek. 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję:), może mnie też się uda:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka