Wesele - wspominkowo

 


Tekst mnie bawi, ale nadal uważam, że wesela, to nie moje miejsce. Zwłaszcza, że nie piję już alkoholu. A jak je przetrwać na trzeźwo? No jak?

 Moim skromnym zdaniem, nie wypada w pewnym wieku chadzać na wesela, zwłaszcza jak się nie ma mężczyzny pod ręką. Wesela to utrapienia samotnej kobiety w kwiecie wieku. Gdy byłam dzieckiem było mi wszystko jedno, byle dali lody. Jako nastolatka chodziłam sama, bo nikt nie będzie zapraszał małolaty z osobą towarzyszącą. Zabawy w stylu oczepin i tysiąca bzdurnych konkursów były ekscytujące bo zawsze można było złapać welon albo łyknąć kielicha na czas. Jako studentce było mi obojętne czy pójdę sama czy z kimś byle był alkohol i dobra muzyka. A potem przyszła szara rzeczywistość, lata lecą  a mężczyzny brak, za to nie brak dużej rodziny i mnóstwa przyjaciół, którzy zapraszają na tą uroczystość. Najchętniej bym odmówiła i została w domu. Ale nie wypada bo ciocia się obrazi, bo jest się świadkową, bo w końcu to mój brat rodzony i głupio by było nie pójść.

No i idę, sama. Ktoś by powiedział, weź kolegę. Acha, wzięłam kiedyś, spił się jak bela i mi wstydu narobił. Nie, będę inna i pójdę sama, a co! I zaczyna się droga przez mękę. W kościele jest normalnie, wszyscy wpatrzeni w parę młodych, i tyle. Ale po pierwszych toastach weselnych zaczyna się.

- A ty znowu sama, znajdź sobie kogoś, lata ci lecą – jakaś miła ciocia.

- Rozejrzyj się, może od strony panny młodej jest jakiś kawaler – inna ciocia – zobacz ten na samym końcu koło tego grubego pana, przyszedł sam i siedzi, idź do niego – dostaje w żebra i przyglądam się młodzianowi, w moim wieku i załamuje się zupełnie, ma wąsy i kucyka z trzech włosów a na czubku głowy łysinkę. Czy ona mnie tak nisko ceni?

- Co nie masz z kim tańczyć? – to lekko chwiejny wujo całuje mnie w rękę i ciągnie na parkiet. Ja ukradkiem wycieram dłoń o sukienkę. Tańce z wujkami są bardzo kłopotliwe, nie dość, że zazwyczaj są pijani, przyciskają zbyt mocno, tańczą w tylko sobie znanym rytmie, to jeszcze śpiewają – parurarura.

Po ucieczce z parkietu natykam się na tatę, który wiedziony ojcowską miłością twierdzi, że musi ze mną tańczyć, bo inaczej przesiedzę wesele. I jestem zmuszona odtańczyć polkę bo on lubi, twista gdzie płonę ze wstydu jak on to robi i tango, którego on nie umie tańczyć, ale bardzo lubi. Koniec końców jestem podeptana a on stwierdza, że to ja nie umiem tańczyć. Znajduję mamę mówię, że chcę iść do domu, ona odpowiada na to, że póki jestem młoda powinnam się

bawić. Zrezygnowana znajduję któregoś z braci i idę na kielicha.

Przy jedzeniu  mogą toczyć się takie rozmowy. Jeśli siedzę obok wujka, to jestem szturchana łokciem i słucham komentarzy – Ty to potrafisz zjeść. Jeżeli jest to, któraś z ciotek zazwyczaj mówi

- Nie jedz tyle, powinnaś się odchudzać.

Dobra, nie ma sprawy, ale czy muszę zaczynać zaraz na weselu?

Hasło oczepiny to dla mnie znak do ewakuacji. Jak mam szczęście to wychodzę z sali i szukam innych dezerterów, z którymi mogę porozmawiać o tej strasznej tradycji. W wieku trzydziestu lat łapanie welonu już nie bawi. Niestety czasami nie udaje mi się umknąć i jestem zmuszona do tańczenia w kółku z osobami o średniej wieku wynoszącej 17 lat. Po tej torturze zadowolona rodzina pozwala mi się oddalić. No chyba, że welon złośliwie wpadnie na mnie a ja go złapię chociaż bardzo nie chcę. Kiedyś dwa razy we mnie panna młoda rzucała, za pierwszym razem odskoczyłam i spadł na ziemię, a za drugim niestety w odruchu złapałam, koszmar.

Stoję więc z welonem na głowie i czekam aż ta szopka się skończy i mam naiwną nadzieję, że muszkę złapie jakiś przystojniak. Jak zawsze nadzieje są płonne a ja muszę przeżyć kolejny taniec z pijanym facetem, który upiera się aby podnieść mnie na ręce, co jest straszne bo w efekcie leżymy na ziemi a wszyscy biją brawo i płaczą ze śmiechu.

Wesele zaczyna mi się podobać około drugiej w nocy z kilku powodów. Jest po oczepinach, większość gości jest pijana i zaczyna wspominać dawne czasy nie zwracając na mnie uwagi. Przenosimy się z braćmi i ich połowami w jakieś przytulne miejsce i pijemy rozmawiając o naszych dawnych czasach. W międzyczasie ktoś odchodzi na chwilę aby potańczyć. No i najważniejszy powód, o tej godzinie ja sama znajduję się w stanie wskazującym i jest mi obojętne co kto do mnie mówi. Wtedy szaleję nawet sama na parkiecie podbijając serca niektórych mężczyzn i wzbudzając chorą zazdrość u ich kobiet. Wbrew opinii mojego taty potrafię tańczyć i robię to dobrze. O szóstej rano odpadają mi nogi i szczęśliwa, że już koniec tej mordęgi daje się odwieść do domu, gdzie padam na łóżko i śpię aż do poprawin, a poprawiny to już całkiem inna historia.


Powiązane linki, warto przeczytać, ponieważ w nich wyjaśniam dlaczego wrzucam stare teksty:

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2023/05/cos-o-sobie.html

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2023/05/cos-o-sobie-cz2.html

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2023/05/poezja-wspominkowo.html

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2023/05/przygoda-w-sklepie-wspominkowo.html


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"