Zamążpójście - wspominkowo
Nadal w moim stanie cywilnym nic się nie zmieniło. Różnica jest jednak taka, że przestano mi zadawać głupie pytania i spisano na straty. Za to ja z dumą mówię o sobie stara panna i mnie to bawi. Innych mniej, bo wiadomo, jakie są te stare panny. Lepiej mówić o sobie singielka. A ja wolę stara panna, bez owijania w bawełnę. Tylko kota mieć nie mogę, ale moherowy beret może sobie sprawię.
Zamążpójścia też nie wykluczam, ale to już jest inna historia.
Mieć
trzydzieści lat i nie być mężatką bywa ryzykowne, zwłaszcza w pewnych sferach.
Sfery te można nazwać w różny sposób: Szczęśliwe Mężatki, Ciotki Dobre Rady,
Zniesmaczone Sąsiadki, Ludzie Którzy
Wiedzą Lepiej Co Dla Mnie Dobre. Ostatnio przeżyłam atak wszystkich naraz.
Najpierw jedna z ciotek pocieszała moją rodzicielkę, że „nie martw się jeszcze
zdąży znaleźć męża.” Czy to jakieś zawody? Potem przeżyłam szok. Opowiadałam
mojej przyjaciółce o tej rozmowie. Na marginesie dodam, mężatka z dziećmi. Tak
więc opowiadałam jej o tym, gdy
przerwała mi w pół zdania i oznajmiła, że ona również uważa za dziwne, że ktoś
po trzydziestce jest sam, nie ma męża i dzieci. Ratunku! Ktoś porwał moją
przyjaciółkę i się pod nią podszył! Ale to nie koniec, kilka dni później
jechałam autobusem z moją bardzo odległą bratową. Opowiadałam jej o planach na
wakacje, o weselu, na którym mam świadkować i o „wielkiej radości” na myśl o
tej imprezie. Po krótkiej wymianie zdań spytała. „A ty nie zamierzasz wychodzić
za mąż?” Odparłam, że póki co nie, ale się nie zarzekam. Ale to nie koniec.
Ataki na mnie trwały cały tydzień, a uwieńczeniem tego było stwierdzenie mojej
innej przyjaciółki, że byłam tematem rozmowy na rodzinnym obiedzie. Ubolewano
nad tym, że jestem sama, że zostanę w domu sama i na dodatek miotam się nie
wiedząc czego chcę. A dowodem na to, był fakt, że piszę powieści. No tak,
mężatki nie mają na to czasu, miotając się między pracą a kuchnią. Z miejsca
dziękuję wszystkim, którzy martwią się o moją przyszłość. W dowód wdzięczności
przeanalizowałam życie kilku z moich znajomych małżeństw. Ciągle w biegu, bo
mąż to, bo żona tamto. Trzeba wracać do domu bo obiadu nie ma. Nie można się
spotkać bo zakupy w supersamie. Nie wyjdzie bo musi prasować. Nie może długo
siedzieć bo żona wraca wcześniej z pracy. Nie może wypić piwa bo mąż i teściowa
będą krzywo patrzeć.
Tak,
istna sielanka. Ktoś zaraz powie - Ale są też inne aspekty. Dziękuję, te
aspekty mogę sobie zapewnić bez wychodzenia za mąż.
Ja
jednak należę do osób ceniących sobie wolność i niezależność. Nie wyobrażam
sobie, żebym musiała komuś się opowiadać co robię i gdzie idę. Nawet jeżeli mąż
pytał by z troski a nie zazdrości. Czułabym się skrępowana i zniewolona, a tak
to mogę chodzić gdzie chcę, robić co chce, nic nie muszę, mogę bezkarnie
rozmawiać z przystojniakami lub sympatycznymi brzydalami. Nie muszę się
tłumaczyć z kim i gdzie się spotykam, wydaję pieniądze na to co mi przyjdzie do
głowy. Co nie znaczy, że nie lubię mężczyzn, owszem lubię, nawet bardzo, ale to
jeszcze nie powód, żeby im gotować, prać i prasować. Na koniec dodam, że w tym
tragicznym tygodniu jeden z moich braci (pod moją nieobecność) stanął w mojej
obronie i na forum rodzinnego zgromadzenia powiedział. „A mnie się wydaje, że
jej jest tak dobrze”. I ma rację, drogie szczęśliwe mężatki, w życiu są różne
drogi. Moja jest inna, co nie znaczy, że gorsza bo nieschematyczna. Zacznę się
dopiero martwić jak ktoś powie, biedna zgorzkniała stara panna. Na szczęście z
moim charakterem i ciekawością świata raczej mi to nie grozi. I dla
ciekawskich. Pisząc o innych aspektach miałam na myśli remont domu czy
skoszenie trawnika, silny mężczyzna zawsze się przyda, a przecież wcale nie
muszę od razu za niego wychodzić za mąż.
Komentarze
Prześlij komentarz